22. This can't be love

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis dzisiaj wyjeżdżał, tak jak było w planach, ale wyjeżdżał wcześniej. Było dopiero 10 i Harry jeszcze spał, Robin był w pracy, a Anne była w kuchni i robiła śniadanie.

Louis czuł czuł się źle, planował zostać przez dzień i pojechać wieczorem, ale od czasu wczorajszej kłótni z Harrym nie mógł zostać. Wszystko co powiedzieli chodziło mu po głowie i w ogóle mało co spał. Nie myślał o tym wiele, ale nie mógł tutaj zostać przez cały dzień, patrząc na Harry'ego i wiedząc że go zranił.

Louis wiedział, że to co powiedział zraniło Harry'ego i zdecydowanie nie chce być obok bruneta, udając że jest w porządku, kiedy obydwoje wiedzieliby, że nie jest. Zarzucił sobie plecak na ramię, wślizgnął buty i po raz ostatni rozejrzał się po pokoju, by zobaczyć czy niczego nie zostawił, a kiedy doszedł do wniosku, że nie, wyszedł z pokoju od razu na kogoś wpadając.

Znajomy zapach tytoniu i wanilii wypełnił jego nos i westchnął, unosząc wzrok i widząc niesamowicie zmieszanego Harry'ego. Jego wzrok wędrował od jego oczu do plecaka na jego ramieniu i rozszerzył je delikatnie, kiedy zdał sobie sprawę z tego co to oznaczało.

- Gdzie się wybierasz? - Zapytał Harry, tworząc między ich dwójką dystans. Zmieszanie i zranienie wymieszały się ze sobą w jego oczach tworząc mglistą powłokę. Jego zielone oczy powiększyły się w chwili, gdy patrzył się na szatyna.

- Do domu - wymamrotał Louis, czując się mały pod jego spojrzeniem i to było nowe. Zazwyczaj wykorzystywał spojrzenie na swoją korzyść, ale teraz, patrząc na zranienie obecne w zielonych oczach, pozostał cicho.

- Nie. - Louis zacisnął uchwyt na swoim plecaku, ponieważ co?

- Co masz na myśli, mówiąc 'nie'. Jadę do domu, możesz wrócić pociągiem albo nie wiem, nie obchodzi mnie to. - Louis próbował przepchać się, ale dłoń bruneta zderzyła się z jego klatką piersiową. Szatyn przełknął nerwowo, spuszczając wzrok, widząc że dłoń jest niemal takiego samego rozmiaru jak klatka piersiowa. To przypomniało mu jak mniejszy jest od Harry'ego i nagle nerwowość osłabła.

- Powiedziałem nie. Mój dom, moje zasady. - Harry wskazał na sufit, uśmiech pojawił się na jego czerwonych wargach.

- Właściwie to dom twojej mamy, więc... pozwól mi przejść. - Louis ponownie próbował się przepchnąć, a Harry jedynie się zaśmiał. Było to bez emocji i zimne. Wysłało dreszcz rozdrażnienia wzdłuż kręgosłupa Louisa. Włosy na jego karku stanęły dęba.

- Odpierdol się Harry i mnie przepuść. - Louis zamachnął swoją dłoń i pchnął bruneta, używając to jako swojej przewagi i zbiegł po schodach. Słyszał za sobą kroki bruneta, kiedy przebiegł przez frontowe drzwi, otwierając je i zamykając najszybciej jak mógł. Wyciągnął klucze z tylnej kieszeni i próbował otworzyć swój samochód.

Nagle jego plecy zostały przyciśnięte do drzwi pasażera. Dłonie znajdowały się po bokach jego głosy, zamykając go w tej przestrzeni. Harry za to stał przed nim. Jego twarz ukazywała nutkę niewinności i Louis uznał to za urzekające. Bez względu na to w jakim nastroju był brunet, jakimś cudem zamienia się w dzieciaka, śmiejącego się z głupich żartów, goniącego za ludźmi i wyglądającego na tak niewinnego, że to niweluje jego grzechy popełnione w ciągu dnia.

- Zostań jeszcze trochę. - Harry spojrzał w dół na wargi Louisa. - Proszę.

- Dlaczego chcesz żebym tutaj był? Tak naprawdę. - Louis naciskał na niego, a wyraz twarzy Harry'ego złagodniał delikatnie, kiedy usłyszał błaganie w jego głosie.

- Ponieważ lubię twoje towarzystwo, nawet jeśli jesteś całkowitym dupkiem i udaje ci się mieć 10 zmian nastroju w ciągu 5 sekund. Zabawnie jest mieć cię wokół. - Louis spojrzał w dół na podłogę, widząc że ich stopy są obok siebie. Przewrócił oczami na różnicę rozmiaru, ponieważ naprawdę, jakim cudem był od niego o tyle większy? W każdym aspekcie.

- Nie jesteśmy jednak przyjaciółmi. - Ponieważ to wystarczająco złe, że już się nie nienawidzą. To oczywiste, że już nie darzą się taką nienawiścią.

- Cokolwiek, po prostu włóż swoje rzeczy do samochodu i podążaj za mną - powiedział Harry, a Louis skinął głową, robiąc jak mu powiedziano. Kiedy jego plecak był na tyłach samochodu, dołączył do Harry'ego, który jedną dłoń miał w kieszeni, a w drugiej trzymał papierosa.

- Czy twoja mama wie, że palisz? - Zapytał Louis, przypominając sobie wczoraj.

- Nie, zabiłaby mnie, gdyby wiedziała. - Louis skinął głową, rozumiejąc. Przez całe lata musiał ukrywać ten fakt, że palił przed swoją mamą i jej byłym chłopakiem.

- Czy zabiłaby cię, gdyby wiedziała, że palisz zioło? - Louis uśmiechnął się, jego oczy spotkały ten bruneta.

- Nie zrobisz tego. - Zwęził swoje oczy na szatyna.

- Bagatelizujesz mnie, panie Styles. - Louis kopnął Harry'ego w kostkę, sprawiając że się potknął. Louis położył sobie dłonie na kolanach, śmiejąc się z całych sił. Kiedy Harry próbował złapać równowagę. Zaskoczenie i przerażenie były wypisane na jego twarzy, co jedynie sprawiło, że Louis zaśmiał się mocniej.

- Chyba prawie umarłem - powiedział Harry z dłonią na sercu. Oddychał ciężko, a jego papieros spadł na trawę.

Tajemnicze powietrze nagle zaatakowało zimnem na gołe ramiona Louisa, na których pojawiła się gęsia skórka. Louis otulił swoją klatkę piersiową, wciąż chichocząc za każdym razem, gdy w swojej głowie odtwarzał to jak Harry prawie upadł na twarz.

- Dlaczego wciąż się śmiejesz? - Wymamrotał Harry, kiedy dotarli do wielkiej szopy, jeśli można było tak to nazwać.

- Ponieważ to było naprawdę zabawne. - Jego śmiech stał się coraz głośniejszy, kiedy jego wzrok spotkał Harry'ego. Właściwie to nie było aż tak zabawne, ale nie mógł przestać się śmiać.

- Lou - warknął Harry, delikatnie go popychając. - To nie było takie zabawne.

- Nie, to było naprawdę zabawne. - Louis głęboko wciągnął powietrze. - Dobra, przestanę się teraz śmiać. - Zrobił wydech, patrząc jak Harry wpatrywał się w niego. Spojrzenie jedynie sprawiało, że zaśmiał się jeszcze mocniej, uznając że wszystko jest zbyt zabawne.

Jego nastrój poprawił się od czasu ostatniej nocy i dzisiejszego poranka, odkąd Harry i Louis 'pogodzili się'. To zrelaksowało szatyna i teraz mógł się jedynie śmiać. Harry przewrócił oczami, odwracając się, więc Louis nie mógł dostrzec jak ten się śmieje razem z nim. Śmiejąc się z tego jak jego nastrój się zmienił od poranka.

- Po prostu bądź cicho, przepłoszysz konie. - Harry położył swój wskazujący palec na wargach Louisa, próbując go uciszyć. A Louis przygryzł ten palec, sprawiając że brunet odsunął się z grymasem.

- Auć, to bolało, wampirze. - Śmiech Louisa zamarł, kiedy dostrzegł konie. Była ich trójka i doszedł do wniosku, że należą do Harry'ego, Anne i Robina. Nagle obraz ujeżdżającego konia Harry'ego pojawił się w jego głowie, sprawiając że się uśmiechnął i zmarszczył nos.

- To Achilles. - Harry wskazał na czarnego rumaka. - Jest mój - a potem wskazał na białego konia. - To Thistle, jest mamy. - Louis skinął głową. - A to jest Lacey, urodziła się jakiś rok temu. - Wskazał na biało-czarnego konia w dalszym rogu.

- Chodź. - Louis nie zdawał sobie sprawy z tego, że szli aż Harry praktycznie zaciągnął go za nadgarstek bliżej koni. Louis wyrwał swoją dłoń, mamrocząc. - Mów mi dalej co mam robić go znowu będę chciał wyjechać - powodując, że Harry się zaśmiał.

Kiedy weszli na pole, podchodząc do koni, Harry uśmiechnął się i wyciągnął płasko swoją dłoń przed nosem zwierzęcia. Przylgnął do jego dotyku, niuchając go szczęśliwie, a Louis zagruchał, nawet jeśli konie delikatnie go przerażały. Przysięga, że to przez te zęby.

- Louis poznaj Achillesa, Achilles poznaj Louisa. - Harry zachęcił go do powtórzenia jego czynów, ale kiedy ogier odsunął się od jego dotyku, skinął głową, nie ruszając się i nie próbując go dotknąć.

- Podążaj za mną. - Podeszli do stajni, a Harry wręczył mu parę butów jeździeckich, uśmiechając się jasno, kiedy wkładał swoje własne. - Załóż je. - Louis pokręcił głową. - Są mojej mamy, będą pasować, zakładaj.

- Nie będę jeździł na koniu, Harry. - Louis tupnął nogą, ponieważ nie miał zamiaru ujeżdżać konia. Nie ma mowy.

- Proszę, to moje urodziny. - Harry wydął wargę.

- Twoje urodziny były wczoraj. - Harry wzruszył ramionami, ciągnąc za koszulkę Louisa.

- Proszę Lou, tylko ten jeden raz, kto wie kiedy następnym razem będziesz miał do tego okazję. - Harry dźgnął Louisa w policzek, a ten musiał walczyć z uśmiechem, który zaczynał się pojawiać.

- Harry nie. - Louis zabrał dłoń bruneta.

- Dobra, idź do domu. - Głos Harry'ego był pełen rozdrażnienia, kiedy odchodził. Louis stał tam, patrząc przez chwilę i przeklinając samego siebie, kiedy wślizgnął parę butów.

- Jasna cholera - przeklął Louis. - Harry zaczekaj. - Krzyknął Louis tak głośno jak mógł, aby złapać uwagę Harry'ego, kiedy odwrócił się z szelmowskim uśmiechem. Louis zacisnął wargi. Kretyn.

Louis pokręcił głową, kiedy stanął obok Harry'ego. Zawołał białego konia i złożył delikatny pocałunek na jego głowie, nim pomógł Louisowi na niego wsiąść. Dłonie bruneta były na jego talii, kiedy podciągał szatyna, a Louis ukrył swoją głowę, nie chcąc, by Harry zauważył rumieniec na jego policzkach.

Harry zacisnął swoje uda, sprawiając że koń poruszał się w stronę Thistle, a Louis następnie podążył za nim. Louis starał się, naprawdę mocno, nie wpatrywać się w tyłek Harry'ego, który był niedorzeczny w tych jeansach, a jego uda uda wtulone w uda... I dlaczego podskakiwał w górę i w dół? Przeklinał siebie za to, że Harry nie był pasywem.

- Curly, jesteś pewien, że nie chcesz być na dole? Ponieważ pod tym kątem twój tyłek jest obsceniczny - zawołał Louis, a Harry zachichotał głośno i nagle. Jego klatka piersiowa się rozerwała, nigdy nie słyszał takiego śmiechu w wykonaniu bruneta.

- Boże, zrobiłbym wszystko żeby zobaczyć teraz twój - zaśmiał się, kiedy weszli do lasu za domem Harry'ego. Louis uderzył o gałązkę drzewa i przeklął głośno, kiedy kolejna uderzyła go w twarz.

- Gdzie jedziemy? - Zapytał Louis, uważając na wystające gałęzie chcące wydłubać mu oko, ponieważ to byłoby niefortunne.

- Zobaczysz - odpowiedział Harry, jego głos był zdystansowany. Jęknął, nienawidząc takiej odpowiedzi.

- Zamordujesz mnie? - Krzyknął Louis.

- Zobaczysz - to zapewniające.

- Jak to zrobisz? - Louis uśmiechnął się.

- Zastrzelę cię - stwierdził.

- I gdzie znajdziesz broń? - Louis uniósł brwi, chociaż nie mogli zobaczyć swoich twarzy.

- To Ameryka, Louis. Prawdopodobnie kupiłbym jakąś na rynku - skomentował Harry, a Louis zaśmiał się, ponieważ na sekundę zapomniał, że nie był w Anglii.

- Jak miło z twojej strony. Jakieś kreatywne sposoby na urozmaicenie mojej śmierci? Czy sama nuda? - Louis polizał swoje wargi. Chłód lizał jego nagą skórę, policzki stały się różowe, a palce mu zdrętwiały.

- Nie jestem na to aż tak kreatywny - zachichotał. - Chociaż kiedyś myślałem o rzuceniu bramką w twoje gardło.

- Jak miłosiernie. - Harry uśmiechnął się.

- Cóż, teraz wrzuciłbym ją gdzieś indziej. - Louis jęknął. - Wciąż byłoby to mniejsze niż mój kutas.

- Jak oryginalnie Curly. Żarty o penisie to moje ulubione - odpowiedział sarkastycznie Louis. Widząc pole przy małym jeziorze. Właściwie malutkim, ale było to słodkie.

- To tutaj chciałeś mnie zabrać? - Zapytał Louis, zeskakując z konia i upewniając się, że nie szarpnął zbyt mocno.

- Tak, podoba ci się? - Louis skinął głową. Dał Harry'emu lejce, aby przywiązał je odpowiednio do drewnianego płotku.

- Bardzo. - Harry uśmiechnął się, ściągając kurtkę ze swoich ramion, pod którą miał kolejną białą koszulkę z długim rękawem, a pod typ czarny top.

- Masz, ogrzej się. - Harry otworzył kurtkę przed Louisem. Szatyn uśmiechnął się w odpowiedzi, wślizgując swoje ramiona w rękawy. Ciepło Harry'ego jeszcze radiowało, sprawiając że jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

- Dziękuję. - Louis skinął głową, wtulając się w kurtkę, chcąc by jego kończyny wróciły do życia. - Jak znalazłeś to miejsce?

- Byłem pijany, wsiadłem na Achillesa i po prostu jeździłem nie wiedząc gdzie. - Harry usiadł na kocu, który pojawił się znikąd. Louis zmarszczył brwi, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że brunet musiał go przynieść. Szatyn pochylił się i również na nim usiadł. - Odpłynąłem i obudziłem się tutaj. Achilles uciekł, zostawiając mnie samego, a ja zgubiłem się wiele razy.

- To zabawne - zachichotał Louis. - To coś co mogłoby się mi przytrafić, chociaż prawdopodobnie zgubiłbym się więcej razy niż ty - powiedział. - Pamiętam jak raz poszedłem na festiwal z Zaynem, nie powiedziałem swojej mamie, ale to było wtedy, kiedy była naszprycowana heroiną. Nie było mnie przez dwa dni i nikt nie zauważył. Zdali sobie sprawę dopiero jak wróciłem.

- Nie dostrzegli tego jak cicho jest w domu? - Zażartował Harry, sprawiając że Louis prychnął.

- Nie wiedziałem czy się cieszyć z tego powodu czy smucić - przyznał Louis. - Byłem szczęśliwy, ponieważ to oznaczało, że mogłem częściej się wymykać, ale byłem smutny, bo nikogo to nie obchodziło.

- Ja bym zauważył. - Harry dźgnął go w ramię.

- Tak? - Louis spojrzał na Harry'ego.

- Tak, cóż, kto inny by ssał mojego penisa? - Louis jęknął, uderzając jego ramię.

- Co za ćwok - powiedział pod nosem.

- Dlaczego, ponieważ to prawda? - Louis pokręcił głową na ten komentarz, odwracając swoją głowę od Harry'ego. Tylko po to, by zostać pchniętym na plecy. Kurtka uniosła się, eksponując jego skórę.

- Harry, co ty robisz? - Zapytał, kiedy Harry wspiął się między jego nogi. Otworzył je, więc brunetowi było bardziej komfortowo.

Ich dolne regiony przycisnęły się do siebie, ale żaden z nich nie spowodował żadnego tarcia. Harry oparł się na łokciach po bokach głowy Louisa. Szatyn włożył palce w jego brązowe loki.

Harry złączył ich wargi i tak jak wczoraj dłonie Louisa trzymały twarz Harry'ego blisko swojej. Nogami objął talię bruneta, przestrzeń pomiędzy nimi zniknęła i nagle całe ich ciała były połączone.

Każdy kawałek przyciśnięty do siebie. Louis nic nie mógł na to poradzić, ale jęknął, ponieważ tak, bycie tak blisko było miłe, naprawdę miłe. Mógł poczuć bicie serca Harry'ego przy swojej klatce piersiowej, kiedy się całowali. Jęk opuścił jego wargi, kiedy Harry zaczął leniwie ocierać się o jego brzuch. Płomienie wybuchły od tego kontaktu.

Louis mógł poczuć jak w jego jeansach robi się ciasno i uśmiechnął się, kiedy mógł poczuć jak Harry pod nim twardniał. Przysunął do siebie ich nosy, pocierając je o siebie, kiedy oddychali w synchronizacji.

- Masz lubrykant? - Harry skinął głową. Wyjmując małą tubkę lubrykantu i prezerwatywę z kieszeni swojej kurtki, na co Louis czule pokręcił głową.

Położył je obok głosy Louisa. Ich wargi ponownie się spotkały, ich tempo nie przyspieszało. Było powolne i delikatne. Louis powinien wariować nad tym jak powolne i intymne to było, ale nie mógł, ponieważ było to wspaniałe.

Prawe ramię Harry'ego odsunęło się od głowy Louisa, przebiegając w dół ich ciał, odpinając jego jeansy i delikatnie je zsuwając, więc ich bokserki były na widoku. Louis musiał się powstrzymać, by nie ściągnąć ich całkowicie, więc Harry mógł zostać między jego nogami w bardziej komfortowej pozycji.

Louis zaśmiał się, kiedy Harry niezręcznie zsunął swoje, próbując zrobić to tak, aby ich ciała wciąż były przyciśnięte do siebie. Pełne ciepła i pasji. Tak szybko jak zrobiło się im bardziej komfortowo, kiedy wrócili do poprzedniej pozycji. Louis włożył swoje dłonie we włosy Harry'ego, pociągając go za kosmyki, kiedy Harry boleśnie się o niego ocierał.

Harry syknął delikatnie z bólu na ten ciasny uścisk, a Louis powoli go poluźnił, głaszcząc go po tym miejscu, próbując pozbyć się bólu. Uznał, że się udało, po nagłej zmianie w ruchach Harry'ego i otworzył oczy, by spojrzeć na Harry'ego z szeroko otwartymi i zaalarmowanymi oczami.

- Co się stało? - Zapytał ciekawy Louis. Jego głos był szorstki i ociekał pożądaniem, co wydawało się wyrwać Harry'ego z letargu, ponieważ jego wargi ponownie były na Louisie, całując go bardziej szorstko, jednak wciąż utrzymując delikatność.

Jego bielizna została opuszczona, aby wyeksponować jego dolną część na chłodne powietrze, sprawiając że syknął, kiedy zimno uderzyło w jego skórę. Jeden z palców Harry'ego wślizgnął się w Louisa, lubrykant pomógł ułatwić ten ruch, jego biodra poszybowały do przodu, przyciskając się do bruneta. Ten ruch sprawił, że jęknął przy wargach Harry'ego. Powoli jego palec wchodził i wychodził, tworząc łagodne tempo, nim dodał do tego drugi palec. Louis jęknął gorąco przy wargach Harry'ego, kiedy ten uderzył w jego prostatę, wciąż wytwarzając jednak powolne tempo.

- Dłonie i kolana. - Louis zmarszczył brwi, ponieważ dlaczego? To bolało i nie było do końca komfortowe. Miał zamiar się kłócić, ale Harry ich przewrócił i pochylił się, składając buziaka na lewym pośladku Louisa.

Tym razem włożył trzy palce, a nogi Louisa zatrzęsły się pod nim na zmianę pozycji, w jego prostatę było łatwiej uderzyć. Jego brzuch zacisnął się i nie był w stanie długo wytrzymać, a patrząc na czerwoną główkę bruneta, wiedział że Harry również nie wytrzyma dużo dłużej.

Harry rozłożył prezerwatywę na swoim penisie, nim użył sporą ilość lubrykantu. Wysunął swoje biodra do przodu, ostrożnie wbijając się w Louisa. Dłońmi złapał go za talię i przytrzymywał go w miejscu.

- Kurwa - jęknął Louis, jego ramiona stawały się coraz słabsze im głębiej Harry się wbijał.

- Boże, Lou - jęknął Harry, dreszcze przeszyły go wzdłuż kręgosłupa na ten dźwięk. Harry powoli wsuwał się i wysuwał, nie planując poruszać się szybciej.

Jego dłonie złapały Louisa, unosząc go. Jego plecy przy klatce piersiowej Harry'ego. Louis jęknął, kiedy Harry pochylił się do przodu, łącząc ich wargi w niedbałym pocałunku. Żaden z nich nie koncentrował się wystarczająco, by było to miłe i słodkie.

Dłonie Harry'ego trzymały Louisa blisko, chcąc by był jak najbliżej. Louis jęknął, gdy jego żołądek się zacisnął tak bardzo, że szatyn miał wrażenie, że wybuchnie.

- Harry, jestem blisko - jęknął Louis, jego głowa opadła na ramię Harry'ego. Wargi bruneta odnalazły szyję Louisa, składając na niej delikatne pocałunki. Żaden na tyle mocny, by zostawić ślad.

- Ja też. - Harry przyspieszył swoje ruchy, próbując jak najszybciej osiągnąć szczyt, ale chcąc utrzymać powolne tempo.

Dłoń Louisa znalazła tą Harry'ego, która znajdowała się na jego klatce piersiowej. Położył na niej swoją własną, łapiąc ją ciasno, kiedy dochodził na znajdujący się pod sobą koc. Jego ciało trzęsło się przy klatce piersiowej bruneta, jęki wydobywały się z jego ust.

- Kurwa. - Harry doszedł, pchając jeszcze kilka razy, nim wysunął się z Louisa, utrzymując dłonie na jego talii, aby utrzymać go w górze. Jego ciało wciąż trzęsło się od orgazmu. Harry zachichotał, kiedy podał Louisowi jego bieliznę i jeansy. Jego nogi trzęsły się, jego policzki były czerwone od zimna i emocji.

- To nie rozwiązuje naszych problemów - powiedział Louis. Jeśli Harry uważa, że jazda na koniu i seks przy jeziorze rozwiąże napięcie pomiędzy nimi to grubo się myli.

- A kiedykolwiek rozwiązywało? - Wymamrotał Harry, zapinając swoje buty.

Tak, cóż. Nie kłamał. Nigdy nie rozwiązywało.

----------------------------------------------------

Do końca czerwca na priv przyjmuję propozycje tłumaczeń.

Warunki: opowiadanie zakończone i widoczna aktywność autorki

Obecność oryginału na ao3 jest dodatkowym plusem (mogę wtedy pobrać plik w pdf)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro