29. Can't take my eyes off you

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis odłożył odświeżacz powietrza z powrotem na półkę, zaglądając w dół do wózka, nim jęknął głośno, odrzucając głowę w tył z frustracji.

- Curly - krzyknął Louis, kiedy wózek uderzył o jego kostki, metal ciężko uderzył, Harry był zbyt zajęty wpatrywaniem się w wyspę czy cokolwiek. Kiedy Louis podążył za jego wzrokiem, dostrzegł że patrzył na lubrykanty i prezerwatywy. Louis podszedł do półki, patrząc na smaki. - Jaki smak?

- Umm... - Harry przygryzł swoją wargę, patrząc na opcję, nim wyjął fioletowy i wręczył go Louisowi. - Czarna porzeczka - uśmiechnął się niewinne i jeśli to sprawiło, że coś przekręciło się w żołądku Louisa to nie jest kogokolwiek interes.

Louis włożył to do wózka razem z paczką prezerwatyw i udał się dalej alejką po to czegokolwiek jeszcze potrzebowali, a następnie udali się do kasy. Stali w kolejce, czekając na swoją kolej, prowadząc małą pogawędkę, nie zwrócił za bardzo uwagi, kiedy Harry objął jego talię ramieniem i przyciągnął go do swojego boku.

- O kurwa, zapomniałem mleka. Zaraz będę! - Pisnął Louis, odsuwając się od Harry'ego i idąc między alejkami, uśmiechając się do mijanych ludzi. Kiedy w końcu znalazł sekcję z nabiałem, spojrzał na mleko, widząc tylko niebieskie i czerwone. Louis preferuje to w zielonym opakowaniu, westchnął rozdrażniony, wybierając to niebieskie pudełko, ale pokręcił później głową, mówiąc że uda się później do innego sklepu.

- Hej, Louis! - Usłyszał czyjś głos i odwrócił się, by zobaczyć Eleanor. Jej włosy były dłuższe niż to pamiętał i jaśniejsze, prawdopodobnie pofarbowane, wciąż jednak wyglądała olśniewająco. Jej oczy były szerokie i brązowe. Oczy Louisa wędrowały po jej sylwetce, zauważając że wyglądała dojrzalej w porównaniu do tego, gdy widział ją ostatnio jakieś 5 czy 6 lat temu.

- Hej, El, jak się masz? - Louis uśmiechnął się uprzejmie, łącząc razem palce, ponieważ pamiętał, że Harry prawdopodobnie wciąż czeka aż Louis wróci, a on rozmawia tutaj ze swoją byłą dziewczyną.

- Świetnie. Dobrze wyglądasz, cóż... widziałam cię z tych chłopakiem w kolejce, jest słodki. To twój chłopak? - Louis delikatnie się zarumienił na tą insynuację i pokręcił głową.

- Nie. Nie jest moim chłopakiem, to tylko przyjaciel. - Eleanor skinęła głową, uśmiechając się i patrząc na Louisa.

- Racja, jest twoim przyjacielem. - Zrobiła cudzysłów przy słowie przyjaciel. - Cóż, nie możemy kazać mu czekać, pozwolę ci wrócić do swojego 'przyjaciela'. - Louis zamierzał ją minąć, kiedy złapała go za łokieć i przytrzymała go, pochyliła się delikatnie do przodu, zbliżając usta do jego ucha, ale pozostawiając między nimi pewną przerwę. - Po prostu idź po to, przestań go friendzonować.

Razem z tym odeszła, a Louis stał tam przez chwilę oślepiony. Wciąż próbował zrozumieć co ta do niego powiedziała. Otrzymał zmieszane spojrzenie od starszej kobiety, która przywróciła go do rzeczywistości i wrócił do kolejki, widząc Harry'ego rozmawiającego z kasjerką.

Skinął nieśmiało głową, jego brwi uniosły się w zmieszaniu, kobieta patrzyła na niego jakby go karciła. Louis stanął na chwilę, patrząc na scenę przed sobą. Jego brwi uniosły się, kiedy zdał sobie sprawę z tego o czym rozmawiają, kiedy Harry wziął wózek w swoje dłonie i przeciągnął go na tył, by stanąć do następnej kolejki.

Przepraszał kobietę, kiedy Louis w końcu pokręcił głową, podchodząc do mężczyzny. Z dłonią na jego talii szatyn zatrzymał Harry'ego, zamiast tego pchnął wózek naprzód, ignorując spojrzenie kobirty.

- Nie ruszymy się aż nie zostaniemy obsłużeni jak ci ludzie przed nami. - Louis stanął prosto, patrząc jak kobieta jęknęła, Harry wziął dłoń Louisa w swoją.

- Nie, jest dobrze Lou, możemy pójść. Jest w porządku. - Oczywiście, że takie było stanowisko Harry'ego, nie odważając się powiedzieć następnego słowa Harry pociągnął niecierpliwie za dłoń szatyna, kiedy kontynuował wpatrywanie się w kobietę, która patrzyła z obrzydzeniem na ich złączone dłonie.

- Och, straszliwie przepraszam, to sprawia, że jest ci niekomfortowo? - Louis uniósł ich dłonie bardziej w jej pole widzenia, patrząc jak na jej twarzy zaczynała pojawiać się złość. Louis uśmiechnął się słodko, przyciskając swoje wargi do wierzchu dłoni bruneta. - Czy trzymanie dłoni mojego chłopaka cię denerwuje? - Louis zignorował sposób w jakim Harry spiął się na słowo 'chłopak'.

- To przeciwko mojej religii, obawiam się, że nie będę w stanie obsłużyć ciebie albo twojego chłopaka. - Ponownie się spiął, Louis nie rozumiał co oznaczała ta reakcja, było mu niekomfortowo? Był zaskoczony? Najprawdopodobniej.

- Gówno prawda! Mam wykonać twoją robotę za ciebie? - Louis pozwolił ich dłoniom opaść i w końcu spojrzał na Harry'ego, widząc że jego policzki były wściekle czerwone, a jego oczy wyglądały na zaalarmowane, kiedy skanował otoczenie wokół, widząc grupkę ludzi przyglądających się z boku tej sytuacji. - W porządku, mogę ci pokazać jak to się robi, po prostu weź produkt i go zeskanuj, to nie takie trudne. - Louis udawał dumę.

- Nie obsłużę ciebie ani twojego chłopaka. Proszę teraz abyście odeszli, abym mogła obsłużyć następnego klienta. - Udawała spokojną, ale jej postawa mówiła co innego. Fale nienawiści, obrzydzenia i złości były widoczne w jej ustach i oczach.

- Dobrze, w takim razie obsłuż mnie! - Do akcji wkroczyła Eleanor, stojąc obok Harry'ego. Jej ramiona były teraz puste, gdzieś zostawiła swój koszyk. Louis i Harry spojrzeli na nią zaskoczeni, ich brwi zmarszczone były w zmieszaniu, kiedy położyła swoje dłonie na wózku. - Jestem hetero, białą kobietą i również jestem głęboko przeciwko homoseksualistom, więc możesz zeskanować dla mnie te produkty? - Wydęła sarkastycznie wargi, patrząc jak kobieta patrzyła na nią. - Albo w innym razie porozmawiam z twoim przełożonym, a tak się składa, że się z nim znam, a nie chcielibyśmy żebyś straciła pracę, prawda?

- A kim ty jesteś? - Kobieta, na której plakietce widniało imię 'Maggie'. Louis zanotował ten fakt, by złożyć skargę.

- Jestem Eleanor Calder, mój wujek jest tutaj kierownikiem, a teraz obsłuż tych dżentelmenów, zanim porozmawiam o tobie ze swoim wujkiem - jej oczy spoczęły na jej plakietce. - Maggie.

Maggie zesztywniało na nazwisko Eleanor, jej groźby wyszły niczym trucizna, a Louis uśmiechnął się wdzięcznie, patrząc jak Eleanor, która miała skrzyżowane ramiona, uśmiechnęła się, kiedy kobieta niechętnie zaczęła skanować produkty. Nie zapominając posyłania Harry'ego i Louisowi niechętnych spojrzeń.

Louis wydął wargi, kiedy Harry zabrał swoją dłoń od niego, chłodne powietrze uderzyło w jego dłoń. Powoli włożył swoją dłoń do kieszeni, a potem ją wyjął, więc mogli schować torby z powrotem do wózka. Harry robił to z posępnym wyrazem twarzy, a jego dłonie delikatnie się trzęsły. Eleanor patrzyła pomiędzy ich dwójką, marszcząc brwi, a potem podziękowała pani z udawaną grzecznością i wyszła razem z Harrym i Louisem.

Milion myśli przepływało przez umysł Louisa, wszystkie z nich próbowały odgadnąć co Harry myśli w tym momencie. Louis wiedział, że był w złym humorze, ale nie komentował tego, nie chcąc tego pogorszyć. Kiedy ich trójka wyszła na zewnątrz, Eleanor od razu przeszedł dreszcz, marcowy wiatr uderzył w jej skórę.

- Dziękuję za to El, to było wspaniałe! - Louis przytulił ją krótko, skinęła głową, doceniając jego uznanie.

- Jest dobrze, nie martw się. Porozmawiam o niej z moim wujkiem, przepraszam, że musiałeś przechodzić przez to, to nieakceptowalne. Upewnię się, że zostanie zwolniona - powiedziała, a Louis nic nie mógł na to poradzić, ale uśmiechnął się do niej. - Teraz idź do domu, zostawiłam swoje rzeczy w środku, a jest zimno na zewnątrz. Idź do domu i trzymaj się z dala od kłopotów, Tomlinson.

- Postaram się. Pa, El, jeszcze raz, dzięki! - Louis pocałował ją przyjacielsko w policzek, zanim się rozdzielili. Wziął kilka toreb zakupowych, a Harry wziął resztę, wciąż nie mówiąc ani jednego słowa odkąd byli w sklepie.

Jego ramiona zwisały i trzymał je przy sobie, nie patrzył na inne mijane osoby, nawet nie spojrzał na Louisa. Louisa, który próbował z nim rozmawiać, Louisa, który prychał z rozdrażnieniem, przewracając oczami na upartość Harry'ego.

- O co chodzi? - Louis trzasnął drzwiczkami samochodu. Samochód zatrząsł się od tej akcji, a Harry zignorował szatyna, sprawiając że kolejny zdenerwowany jęk opuścił jego wargi, kiedy wspinał się na siedzenie pasażera. - Co do kurwy jest z tobą nie tak?

- Nic, po prostu jedź żebym mógł wrócić do domu bractwa. - Auć. Wyraźnie był wkurwiony i nawet nie chciał spędzić reszty wieczoru z Louisem tak jak planowali. Filmy Disney'a i popcorn.

- Nie, póki nie powiesz mi co cię tak wkurzyło - kłócił się Louis. Położył dłonie na kierownicy i patrzył na Harry'ego, który jedynie spojrzał za okno. - Harry!

- Czego ode mnie oczekujesz! - Warknął Harry. Louis podskoczył delikatnie na ten nagły ton. Głośny i wyraźny. To było głupie, by porównywać to do tego jak krzyczał Eli. To nie było... ale przypominało mu o tych wszystkich razach, kiedy wybuchał bez powodu. Louis zakrył to, wiedząc, że gdyby Harry to wyłapał to czułby się niesamowicie źle z tym wszystkim, a nie ma do tego powodu. To nie jego wina.

- Chcę żebyś powiedział mi dlaczego jesteś zły! - Odkrzyknął Louis, ponieważ czy on jest poważny?

- Dlaczego musiałem odstawić taką wielką scenę? - Harry wyrzucił swoje dłonie w powietrze. Louis zaśmiał się co wydawało się jeszcze bardziej zdenerwować bruneta.

- Ponieważ tego nie rozumiem! Nie powinniśmy przez to przechodzić, tylko dlatego, bo ona nie zgadza się z taką małą rzeczą jaką jest seksualność. Jesteśmy ludźmi i powinniśmy być traktowani równo tak samo jak ludzie przed nami i za! - Wyjaśnił Louis, podwijając palce na kierownicy, kiedy Harry patrzył na Louisa, jakby ten się mylił.

- Po prostu mogliśmy pójść do następnej kolejki i wyjść. Bez kłótni, zawsze musisz wywołać scenę! - Harry pociągnął z frustracją za swoje loki. Louis nie mógł uwierzyć w to co mówił, nie był zobligowany do przejścia, tylko dlatego, bo komuś nie podobała się jego orientacja seksualna.

- Zamierzałeś jej ustąpić, co miałem zrobić? Pozwolić jej na to? - Louis zachichotał nisko.

- Tak!

- Jesteś niedorzeczny! - Wymamrotał Louis pod nosem, łapiąc uwagę Harry'ego.

- Ja jestem niedorzeczny? Właśnie próbowałem to wszystko ułatwić, a ty przyszedłeś i zrobiłeś scenę, sprawiłeś, że twoja była dziewczyna walczyła za ciebie i doprowadziłeś do tego, że kasjerka zostanie zwolniona! - Powiedział Harry. - Co jeśli ma dzieci? Rodzinę, którą musi utrzymać?

- I co z tego? My nie jesteśmy czyimiś dziećmi? My nie mamy rodziny? Musimy zaopiekować się sobą i czasami zrobienie najodpowiedniejszej rzeczy jest trudne, ale nie powinniśmy musieć się co chwilę bronić, ponieważ jesteśmy tej samej płci. To niedorzeczne, taki temat w ogóle nie powinien wypaść w sklepie gdzie płaci im się za obsługiwanie ludzi.

- Rozumiem to, ale musisz spojrzeć na całokształt! - Kłócił się dalej Harry. - Czasami lepiej jest odpuścić.

- Racja, ponieważ pozwalanie na to, by homofobia szerzyła się w naszym świecie jest najlepsze dla każdego. Świetnie, cieszę się, że myślisz w ten sposób, ponieważ zaczynałem myśleć, że jesteś dobrą osobą, ale dziękuję za to, że przypomniałeś mi, że jesteś ignorantem - krzyknął Louis, odpalając silnik i wyjeżdżając z parkingu, kończąc przy tym rozmowę.

Włączył muzykę, by pozbyć się ciszy, nie żałował tego co powiedział, ponieważ to było prawdą. Rozumiał dlaczego Harry chciał to zostawić, ale nie powinien. To nie jest coś co powinno zostać zamiatane pod dywan. Musiała dostać lekcję i jeśli tą lekcją było zostanie zwolnioną za bycie dyskriminującą w stosunku do niego i Harry'ego to niech tak będzie. Następnym razem zastanowi się dwa razy, nim odmówi komuś obsługi ze względu na orientację.

A jeśli ma dzieci, to wtedy Louis chce wierzyć, że ich przekonania są inne niż ich matki. Homofobia nie zniknie tak długo jak rodzice będą uczyli dzieci takich samych zachować. Całe nowe pokolenie będzie przechodziło przez to co tysiące pokoleń wcześniej. I tak będzie, bez żadnej zmiany. Jeśli ktoś się nie sprzeciwi, jeśli ludzie nie nauczą innych praw. Louis właśnie dzisiaj to zrobił.

Wstawił się za Harrym i za samym sobą, ale głównie za Harrym, mając nadzieję na to, że coś zmienił. Jeśli brunet nie jest w stanie tego dostrzec to jego wina, Louis chronił go jedynie przed niesprawiedliwością świata, a nawet nie usłyszał dziękuję. Jedynie kolejna kłótnia, mówiąca mu, by przestał walczyć o to co prawidłowe.

Jego oczy zerkały cały czas z drogi na Harry'ego, by widzieć, że ten przygryza swoją dolną wargę. Jego dłonie znajdowały się na jego kolanach, a oczy spoczywały na pierścionkach, którymi się bawił. Wyglądał na zranionego. Louis wiedział, że to co powiedział było ostre, ale taka była prawda, a Harry musiał to wiedzieć. Louisa bolał fakt, że zranił Harry'ego, którego wciąż bardzo lubił i westchnął głęboko, zabierając jedną dłoń z kierownicy, na przycisk głośności, aby było słychać jedynie delikatne mruczenie.

Słyszał jak Harry delikatnie zassał oddech i Louis ponownie na niego spojrzał. Nie poruszył się, był w tej samej pozycji, tylko tym razem jego palce bawiły się dziurami w jeansach. Musiał wiedzieć dlaczego Louis to zrobił, a Louis chciał, by Harry wiedział dlaczego to zrobił. Tylko po to, by przestał się wiercić.

- Zrobiłem to dla ciebie - wymamrotał Louis tak cicho, że bał się, że Harry tego nie usłyszał, ale jego palce przestały się bawić materiałem, a jego głowa delikatnie się odwróciła. - Nie mogłem pozwolić na to, by cię dyskryminowała. Gdybym był sam może bym się poruszył, ale nie mogła mówić takich rzeczy w twoją stronę.

Louis wziął głęboki wdech i odwrócił swoja głową, od razu łącząc swój wzrok z Harrym. Delikatna warstwa łez zakrywała zieleń, jego dolna warga była uwięziona między zębami, a jego kolana były przodem do siedzenia kierowcy. Louis miał jego pełną uwagę.

- Mogłem znieść, że mówi coś takiego do mnie, ale nie do ciebie. - Louis zatrzymał samochód na czerwonym świetle, w końcu mogąc skupić się całkowicie na Harrym. - Nie żałuję tego co zrobiłem, ponieważ zrobiłem to dla ciebie.

- Lou... - wymamrotał Harry, kładąc dłoń na udzie Louisa i ściskając je lekko, ruch sprawił, że żołądek Louisa zatrzepotał i nie, to nie czas na to, by się nakręcić, szczególnie, kiedy Harry był tak bliski płaczu, a jego dłoń nic nie robiła, ale zapewniała Louisa, że brunetowi było przykro.

- Nie zrozum mnie źle, zrobiłbym to samo dla Zayna, Liama, Ashtona czy Luke'a. - Louis uśmiechnął się. Przynajmniej teraz wie. - Więc wciąż będziesz obrażonym dzieckiem czy zostaniesz u mnie?

- Zostanę. - Louis skinął głową, wracając do jazdy, gdyż zapaliło się zielone światło. Harry podgłośnił trochę muzykę, a Louis przewrócił oczami.

'I love you baby, and if it's quite alright'

Śpiewał Harry na cały głos. Jego głos był miękki niczym jedwab z małą szorstkością, która przypominała Louisowi poranny głos.

'I need you baby, to warm these lonely nights'

Zaśpiewał Louis z taką samą siłą, co sprawiło, że Harry uśmiechnął się szeroko, kiedy spojrzał na szatyna, jego oczy świeciły szczęściem, a Louis zastanawiał się jakim cudem był takim szczęściarzem.

'I love you baby, trust in me when I say'

Śpiewali razem, ich głosy pasowały do siebie perfekcyjnie. Wysoki ton i chrypka Louisa razem z głębokim głosem Harry'ego tworzyły przepiękny kontrast. To tak jak ich osobowości. Jak powiedział Zayn 'ogień i lód'.

Harry tańczył w samochodzie, kręcąc swoimi ramionami i celowo uderzając w tym czasie Louisa, tylko po to by potem głośno się śmiać. To był jego nagły, wysoki śmiech, jego prawdziwy śmiech. Dźwięk, który sprawiał, że żołądek Louisa się zaciskał, a jego wargi wykrzywiały się w uśmiech, którego nie mógł kontrolować. Najwidoczniej Louis cały czas się uśmiechał wokół Harry'ego i nie wie czy mu kiedykolwiek to minie.

Zastanawia się czy Harry to zauważył? Prawdopodobnie tak, nie ma opcji, że nie, Louis nawet nie próbował już tego ukrywać.

- Wiem dokładnie co teraz obejrzymy - powiedział Harry ponad muzyką. Louis skinął głową w odpowiedzi.

- Co takiego? - Zapytał szatyn.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro