39. Changes & chances

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W klubie wrzało, kiedy Louis w końcu przeszedł przez bramki. Najwidoczniej Louis wyglądał dzisiaj na młodszego, niż każdego innego dnia, kiedy tutaj był. Chociaż nie mógł ich winić, nie wyglądał tak jak zazwyczaj, gdy tutaj przychodził. Zazwyczaj zakładał jakieś obcisłe jeansy i tank top, ale dzisiaj Louis troszeczkę się zabawił. Miał kilka dni, by dorobić się zarostu, czarne jeansy opinały jego tyłek i uda, ponieważ skoro tu przyszedł to mógł również wyglądać tak, jakby czegoś szukał. Jego biała koszulka była zakryta jeansową kurtką, nie był pewien kogo była, po prostu ją ukradł z szafy Liama.

Wyglądał dobrze i wiedział o tym, ponieważ póki co dostał propozycję od dwóch osób, czterech gości mu się przyglądało i dostał jeden numer od faceta, na którego przypadkowo wpadł. Powiedzenie, że czuł się pewnie byłoby niedopowiedzeniem. To jedynie rosło, kiedy szedł do baru, gdzie Luke i Ashton siedzieli plecami do niego, więc Louis dźgnął ich w ramiona, sprawiając że się odwrócili.

- Gdybyś nie był moim najlepszym przyjacielem to zdecydowanie bym cię pieprzył - wymamrotał Ashton bez tchu. Louis uśmiechnął się, mały rumieniec pojawił się na jego policzkach.

- Ja też, twój tyłek w tych jeansach wygląda obłędnie - powiedział Luke, nim odwrócił się, nim uderzył Ashtona w ramię, wysoki jęk wydostał się z jego ust.

- Dlaczego to zrobiłeś? - Poskarżył się Ashton, pocierając swoje ramię wolną dłonią, wyglądając na urażonego i pełnego bólu, chociaż Louis był przekonany, że jego reakcja była przesadzona.

- Dlaczego nie masz takiego tyłka? - Zapytał Luke.

- Pprzepraszam, że nie zostałem obdarzony przez Boga tak wspaniały tyłkiem, Luke. - Aston uderzył go tak samo mocno, kontakt skóry ze skórą wytworzył ostry dźwięk. Auć.

- Dobra, wystarczy tych walk, rozumiemy, Bóg mnie zesłał, ale mniej przemocy. Przemoc nie jest dzisiaj w cenie. - Louis wspiął się na jeden ze stołków barowych, mamrocząc swoje zamówienie barmanowi, nim odwrócił się do Luke'a i Ashtona. - Jeśli zobaczę dzisiaj jakąkolwiek przemoc to was wszystkich uziemię.

- Och nie, jak my to przeżyjemy. - Luke udał przerażenie. Louis spojrzał na niego poważnie, nim przewrócił oczami i wypił jednego z shotów przed sobą.

- Dziękuję Luke. - Louis odstawił kieliszek na ladę, otwierając oczy, by zobaczyć patrzącego się na niego ze zmieszaniem Luke'a.

- Za co? - Luke zmarszczył brwi. Louis pokazał wzrokiem na kieliszek, nim rozejrzał się, widząc mężczyznę patrzącego na niego i unoszącego swój kieliszek, zapraszając Louisa. A Louis to zaproszenie przyjął. Kurwa.

- Mężczyzna miał co najmniej 1,80m, był dobrze zbudowany, miał łysą głowę, uśmiechał się, chociaż wyglądał grzesznie i nie tak przyjaźnie jak inne uśmiechy, które dzisiaj otrzymał. Jego oczy były ciemnobrązowe, prawie czarne pod wpływem nikłego oświetlenia baru, to sprawiało, że coś przekręciło się w jego żołądku, jego palce swędziały z dyskomfortu, a jego uśmiech opadł.

- Kurwa mać - wymamrotał Louis. - Ashton, chodź tutaj, śmiej się jakbym powiedział coś zabawnego. - Ashton zrobił tak jak mu powiedziano, nie zadając pytań, nawet objął Louisa, składając delikatnego buziaka na jego skroni, nie ruszając się, póki gościu nie przestał się wpatrywać w Louisa i poszedł wzdłuż baru. - Zawdzięczam ci chyba właśnie swoje życie.

- Nie podobał mi się ten gościu - wymamrotał Ashton, podchodząc do boku Louisa. Szatyn rozumiał o co chodziło Ashtonowi, nastrój Louisa był specyficzny, a on nigdy się nie mylił i jest jedna rzecz, której nauczył się od swojej mamy 'Zawsze ufaj swojemu przeczuciu, nie ignoruj go', Louis mógł to dzisiaj zrobić. To nie tak, że chciał żeby mężczyźni do niego podchodzili, po prostu chciał spędzić miłą noc ze swoimi przyjaciółmi, którzy w końcu dołączyli do nich.

Liam miał na sobie jeansy i białą koszulkę, prosto, ale efektownie, jakimś cudem Liam wyglądał w tym jak model. Zayn miał na sobie czarne jeansy i biały top z brązową bomberką, jego włosy były ułożone inaczej, pasmo włosów opadało mu na czoło, Louis nie mógł stwierdzić czy było to celowe czy nie, ale wyglądał niesamowicie dobrze.

Harry za to, Louis był przekonany, że na chwilę przestał oddychać. Dosłownie. Zassał oddech, kiedy ten przeszedł przez drzwi, jego włosy wyglądały na krótsze niż normalnie, ale wciąż były długie. Miał na sobie czarno-białe spodnie, które przepysznie opinały jego nogi i sprawiały, że wyglądały na jeszcze dłuższe. Cholerne paski. Czarna koszula, którą miał na sobie eksponowała jego tatuaże ptaków tuż nad tatuażem motyla, ścieżka, którą Louis tak wiele razy całował. Jego włosy bardziej się kręciły i opadały na jego ramiona, jego uśmiech sięgał oczu, a jego dołeczek pogłębił się, kiedy dostrzegł resztę przy barze. Bez wątpienia był wspaniały, Louis musiał niemal siłą odciągnąć od niego swój wzrok i udawać, że nie nie zachowywał się przy nim jak ryba.

Louis wziął głęboki wdech, w końcu pozwalając tlenowi wypełnić swoje płuca, od czasu, kiedy Harry wszedł do klubu. Jego oczy były wpatrzone w podłogę, ale kiedy usłyszał jak ktoś odchrząkuje, w końcu uniósł swój wzrok. Jego oczy spotkały się z tymi Harry'ego, który stał teraz obok ich trójki, jego uśmiech delikatnie zmalał, było to ledwo widoczne, ale Louis to dostrzegł. To była dobra czy zła reakcja? To Louis próbował rozgryźć, kiedy posłał Harry'emu mały, zaciśnięty uśmiech. Wstali i udali się wszyscy do stolika, który dostrzegli w rogu klubu. Było wystarczająco miejsca między barem, a parkietem. Muzyka nie była tak głośna, a rozmowy z baru nie były słyszalne.

Liam i Zayn poszli do baru, biorąc dla każdego drinka, mówiąc że pierwsza runda jest na ich koszt. Ashton i Luke wyglądali jednak jakby już byli po trzech rundach, może czterech, a Louis był po dwóch. Muzyka odbijała się od podłogi, wibrując przy jego stopach, beat był nie do przeoczenia, kiedy zaczęło lecieć 'Dancing queen' ABBY. Okropność. Świat był okropny, to była ulubiona piosenka Louisa i Harry'ego do słuchania i tańczenia, kiedy byli sami w mieszkaniu.

- Nie możesz wejść do łóżka, póki ze mną nie zatańczysz - powiedział Louis, rozkraczając nogi na łóżku, obydwoje byli świezi i czyści w swoich czarnych bokserkach. Oczy Harry'ego zaświeciły się jeszcze ciemniej, coś co Louis zawsze lubił, to było zapewniające, bezpieczne, trochę nie do opisania.

- Po prostu chcę wejść do łóżka - jęknął Harry, muzyka w tle wciąż grała ich playlistę 'impreza dla dwojga'. Louis uśmiechnął się, kiedy następna piosenka zaczęła grać, bit piosenki od razu sprawił, że biodra Harry'ego poruszyły się z lewej do prawej. Louis zachichotał na to.

- Teraz musisz zatańczyć - drażnił się z nim Louis. Obydwoje chichotali i śmiali się, szczęście budowało się w ich żołądkach, ukontentowani w bańce szczęścia, którą zbudowali.

- Zawsze musisz tańczyć do tej piosenki - powiedział Harry, kiedy zaczął tańczyć, jego nogi były nieskoordynowane, pracowały obok siebie, kiedy ich ramiona wisiały w powietrzu, jego płuca wykrzykiwały tekst. - You are the dancing queen, young and sweet, only seventeen.

Tym razem jednak piosenka nie była w akompaniamencie tańca Harry'ego jak również ich śpiewu i śmiechu. Była otoczona niezręcznością i zranieniem, Wspomnienie grało w tyle umysłu Louisa, nie do przegapienia było to jak Harry obok niego się spiął. Jego uśmiech zamienił się w cienką linię, dołeczek zniknął i nie buzował już szczęściem. Louis lubił myśleć, że myśleli o tym samym czasie, jakby wiedza, że nie tylko on był zraniony mniej bolała.

- Jaki był kac w zeszłym tygodniu? - Zapytał Louis, próbując przerwać napięcie, odsuwając od siebie wspomnienie i wpychając je w najgłębszy zakątek swojego umysłu, zamykając je na klucz. Luke i Ashton znaleźli drogę na parkiet, ignorując błagający wzrok Louisa. Dwie rzeczy przebiegały przez umysł Louisa. Po pierwsze Luke i Ashton nie są już jego przyjaciółmi, jak śmiali go tutaj zostawić samego z Harrym i po drugie, gdzie do kurwy byli Liam i Zayn, byli przy barze od dobrych siedmiu minut i... och.

Nie zrobili tego? Prawda? Celowo odeszli w tym samym czasie, 'przypadkowo', zostawiając jego i Harry'ego samych. Czy to był ich plan? Oczywiście, że nie. Nigdy by tego nie zrobili. Czy to był jakiś chory plan, który miał sprawić, że Harry i Louis się pogodzą? Mając nadzieję, że jeśli będą razem to się porozumieją i ponownie będą przyjaciółmi? Jeśli taki był plan to jego przyjaciele byli do bani. Naprawdę byli do bani.

Liam i Zayn wrócili zaledwie kilka sekund po wewnętrznej wariacji Louisa. Szatyn od razu zrelaksował się, opuścił ramiona, powietrze wróciło do jego płuc, a jego mięśnie były mniej napięte. Louis podziękował im za drinka zawierającego redbulla i wódkę, którego delikatnie upił. Cóż, to kłamstwo. Po prawie 5 minutach jego napój był niemal całkowicie pusty, jego emocje szalały, nie mógł ich znieść na trzeźwo.

Louis zasługiwał na zrelaksowanie. Nie miał w sobie zbyt dużo alkoholu w przeciągu ostatnich dwóch tygodni w obawie przed swoim własnym zachowaniem pod jego wpływem, ale teraz, gdy był tutaj i ludzie obok niego pili, mógł sobie zrobić przerwę, w końcu odpuszczając. Już mógł poczuć wpływającą na niego falę alkoholu, wirowało mu w głowie. Głupia wódka. Muzyka wypełniła klub, wirowała w jego kościach i tańczyła w jego żyłach, sprawiając że wstał, jego nogi prowadziły go na parkiet.

Szedł powoli po twardej podłodze, ludzie tańczyli wokół niego. Alkohol i pot znajdowały się w powietrzu, razem z ciężkim zapachem zioła. To wszystkie rzeczy, które Louis kochał w klubach. Louis kołysał swoimi biodrami w rytm muzyki 'High for this' the weekend. To była jedna z jego ulubionych piosenek, Louisa nie obchodziło jak musiał wyglądać, nie był najlepszym tancerzem i jego ruchy również nie były najpłynniejsze, ale przyszedł tutaj i odpuścił. Tańczył i pił, może nie musiał się aż tak ocierać o nieznajomego, ale chciał.

Więc kiedy wzrok Louisa spotkał się z jednym z nieznajomych, jego oczy były jasnoniebieskie, a źrenice szerokie, pot spływał po jego szyi, a tatuaże ozdabiały jego ciało, uśmiechnął się do samego siebie, podchodząc do niego. Louis mrugnął do mężczyzny, kiedy jego dłonie znalazły się na jego talii, jego dłonie objęły go w biodrach, napięcie promieniowało od ich dwójki.

Plecy Louisa opierały się o klatkę piersiową nieznajomego i Louis musiał powstrzymywać się od śmiechu przez chwilę, ponieważ nagle naszła go myśl. Nawet nie znał imienia tego mężczyzny, był po prostu kimś o kogo się ocierał i czuł go na swoich bokach, nawet nie chciało mu się o to imię pytać.

Louis nie mógł nawet zwalić winy na alkohol, byli tutaj od godziny i wypił 4 shoty i podwójnego drinka z wódką i redbullem. Zdecydowanie nie był jeszcze pijany, to po prostu Louis podejmujący głupie decyzje. Pieprzyć to. Co mu szkodzi?

Kątem oka mógł zobaczyć Luke'a i Ashtona całujących się w środku wielkiego tłumu, ich ramiona były splątane, nieznajomi nawet na nich nie zerkali. Louis od razu zamknął swoje oczy, nim otworzył je i zobaczył Liama i Zayna uśmiechających się do nich. Siedzieli teraz sami, każdy z drinkiem przed sobą, ale uśmiechali się z rozbawieniem. Louis próbował nie rozglądać się za Harrym, ale Boże, wciąż go lubił, był jedynie człowiekiem, więc rozejrzał się po sali, by znaleźć bruneta w odległym rogu parkietu, jego ramiona były owinięte wokół jakiegoś twinka.

Nos Louisa zmarszczył się z obrzydzenia. Zazdrość przepływała przez jego żyły. Wow. To było wszystkim o czym Louis mógł myśleć, nie miał prawa być zazdrosnym, nie miał prawa czuć złości, która nagle przepływała przez jego żyły, kiedy patrzył jak Harry całował tego chłopaka po szyi. Louis odwrócił wzrok, wzdychając głośno.

Louis był ponad to, mógł po prostu udawać, że niczego nie widział i kontynuować ocieranie się o nieznajomego albo, nie obchodziło go to czy Harry zrobił to celowo czy nie, ale mógł dać mu posmakować jego własnego leku i pocałować nieznajomego. Wiedział, że to żałosne, ale również zabawne, a Louis nigdy nie odmawia zabawy. Zrobił więc jedyną prawidłową rzecz i odwrócił się w ramionach nieznajomego, tak że ich klatki piersiowe się dotknęły, ustał delikatnie na palcach, spoglądając mężczyźnie w oczy.

- Będzie w porządku, jeśli cię pocałuję? - Zapytał Louis. - Swoją drogą, jestem Louis.

- Jestem Jake i tak, możesz mnie pocałować. - Louis uśmiechnął się, pochylając do przodu i przyciskając swoje wargi do ust Jake'a. Louis zacisnął swoje dłonie przy jego szyi, to nie tak, że Louis oczekiwał, że on będzie źle całował, ale nie oczekiwał od niego świetnego pocałunku. Louis nic nie mógł na to poradzić, ale jęknął podczas pocałunku, jego język wziął go z zaskoczenia, kiedy polizał jego górną wargę.

Louis mógł przysiąść, że Harry całował się najlepiej, ale w tym momencie Jake był naprawdę poważną konkurencją. Ich czoła były przyciśnięte do siebie, kiedy leniwie się o siebie ocierali, a jeśli Louis był trochę nakręcony to możecie go pozwać, ale nie robił nic przez jakiś miesiąc, masturbował się dla przyjemności jedynie kilka razy. A teraz Jake robił te wszystkie rzeczy swoimi ustami i jakimś cudem sprawił, że żołądek Louisa płonął i to było trochę przytłaczające. Nie będzie tak stał na środku klubu, ze swoim 'byłym' patrzącym na niego.

Louis zatrzymał pocałunek, jego policzki były zaróżowione, a w płucach brakowało mu tchu, kiedy pochylił się do szyi Jake i zostawiał tam małe, czułe pocałunki. Nie przebijał mu skóry, ale naciskał delikatnie, by pozostawić przyjemność. Dłonie Louisa bawiły się włosami Jake'a na karku, zyskując jęk, na który Louis otworzył swoje oczy.

Harry.

Był pierwszą osobą, którą zobaczył Louis po otworzeniu oczu, gdy światło klubu przestało go oślepiać. Harry patrzył na niego, przygryzając swoje zęby na uchu małolata. W jego oczach było widoczne wyzwanie, kiedy Louis składał pocałunki na szyi Jake'a, jego usta rozchylone z jękiem. Louis uśmiechnął się w jego szyję, utrzymując oczy otwartymi. Zatrzymał się, pociągając za włosy Jake'a, jego palce delikatnie podróżowały do jego pleców, opuszki palców pozostawiały ślady ognia na t-shircie Jake'a, kiedy powoli zjeżdżał w stronę tyłka. Oczy Harry'ego pociemniały w czerwonym świetle, kiedy patrzył na dziejącą się przed sobą scenę.

Louis uśmiechnął się z dumą, uśmiech igrał na jego wargach, kiedy szeptał coś do ucha Jake'a, nim powoli przysunął się do wyższego chłopaka, jego oczy wciąż były na Harrym, który zatrzymał swoje ruchy. Louis delikatnie ścisnął tyłek Jake'a, nim zostawił go na parkiecie i poszedł w stronę baru.

Louis uśmiechnął się do barmana, opierając się łokciami o bar, jego tyłek był wystawiony. Poprosił o podwójny gin z tonikiem i stał prosto, kiedy patrzył jak barman przygotowywał jego drinka.

- Czy ja mam halucynacje? - Usłyszał czyjeś pytanie z boku i spojrzał na Liama, który stał tam tryumfalnie.

- Cóż, jestem marzeniem, ale proszę, opanuj się. - Louis uśmiechnął się, wyciągając banknot dla barmana, kiedy ten położył obok niego drinka.

- Czy między tobą a Harrym była pewnego rodzaju bitwa? - Louis zacisnął wargi.

- Harry? Kto to Harry? - Louis napił się swojego drinka, czując pieczenie z tyłu swojego gardła. - Poproszę dwa shoty sambucci. - Skinął głową i położył przed nim shoty, biorąc pieniądze z reszty, którą miał zamiar Louisowi wydać. - Dziękuję. - Louis odwrócił się do Liama. - Zdrówko.

- Wiesz, że nie lubię sambucci. - Liam zmarszczył swój nos w obrzydzeniu, kiedy patrzył na shota przed sobą.

- W takim razie więcej dla mnie. - Louis krzyknął 'zdrówko', nim wypił shota, a potem wziął drugiego. - Chcesz drinka? Kupię ci kolejnego, co pijecie z Zaynem?

- Wciąż mamy drinki. - Liam delikatnie na niego spojrzał. Louis uniósł się do jego wzrostu, stojąc całkowicie i patrzył na Liama.

- Mogę ci pomóc? - Zapytał Louis, kiedy Liam pokręcił głową i odszedł, zostawiając Louisa patrzącego się na niego podejrzanie. Widział jak on i Zayn dzielą spojrzenie, które tylko ich dwójka mogła zrozumieć. Mówili jedynie swoim wzrokiem.

~*~

Louis był pijany, ale nie tak pijany jak reszta ich grupy. Liam i Zayn praktycznie odpływali na sobie na parkiecie, Luke i Ashton tańczyli dziko, uderzając ludzi swoimi długimi kończynami. Mickey i Calum siedzieli naprzeciwko Louisa rozmawiając nad tym jak kluby gejowskie były lepsze od tych zwykłych i jęczeli nad tym jak gejowskie kluby mieli lepszą selekcję drinków nich ich zwyczajowe miejsce. Louis kiwał głową w zgodzie, kiedy włączali go do swojej rozmowy, Harry był gdzieś w klubie, Louis stracił go z oczu, kiedy zdecydował się pójść zapalić. Jak wrócił to tamten gdzieś poszedł i zostawił twinka samego w swoim miejscu.

Louis wyciągał monetę za każdym razem, gdy ktoś go uderzył, póki co na stole było 10 monet. Louis patrzył się w wieżę, mrucząc w rytm 'save your tears' the weeknd, szatyn prychnął, wstając i podchodząc do baru.

Zamówił podwójny gin z tonikiem z dodatkowym lodem dla siebie, dwie pinacolady dla Caluma i Mickeya oraz po cosmopolitanie dla każdego innego, nie zwracając uwagi na to czy ktoś to chciał i wyłożył pieniądze przez barmanem.

- Merci. - Harry pojawił się znikąd, biorąc jego cosmo i wypijając je. Louis mrugnął w zaskoczeniu, patrząc jak odchodził, kręcąc swoimi biodrami. Uroczy uśmiech znajdował się na jego wargach, kiedy przechodził obok mężczyzn, mrugając do nich. Louis patrzył się w niego nieprzytomnie przez chwilę, próbując ogarnąć to co się wydarzyło. Pokręcił głową, biorąc drinki parami, jego i Zayna były ostatnie.

Kiedy pochylił się nad stołkiem, by wziąć ostatnie drinki, poczuł dłoń na swoim tyłu. Odwrócił się, widząc przy barze mężczyznę z wcześniej, rozglądającego się niewinnie, kiedy cały czas dotykał Louisa.

- Co ty kurwa robisz? - Krzyknął głośno Louis. Mężczyzna jedynie wzruszył ramionami i jeszcze raz ścisnął jego tyłek. - Zabieraj ze mnie swoje łapy! - Krzyknął Louis wściekle, odkładając drinki na barze i uderzając go w rękę. - Odpierdol się ode mnie.

Louis przewrócił oczami, zabierając drinki i odwracając się, by wrócić do stołu, kiedy poczuł dwie dłonie na swoim tyłku, tym razem złapały go mocniej. Złość przepłynęła przez niego, czuł ją w swoich żyłach, zaczął widzieć niewyraźnie i nim mógł nad czymkolwiek pomyśleć, rzucił zawartość drinków na t-shirt faceta, oblewając go alkoholem, ściągając mu ten chory uśmieszek z twarzy, a następnie uderzył gościa w nos.

Na tym jednak się nie zatrzymał, szczególnie kiedy mężczyzna go tak zbluźnił i nie wydawał się być wielce wzruszony. Louis cały czas go bił, ignorując ból w swoich knykciach, adrenalina w jego ciele sprawiała, że czuł się niepokonany. Zatrzymał się, kiedy został odsunięty od mężczyzny przez jednego z ochroniarzy, spojrzał na jego krwawiący nos i posiniaczone oko i policzek.

- O mój Boże - wyszeptał Louis, opierając swoją głowę o klatkę piersiową ochroniarza. Oddychał ciężko, w końcu czując ból. Ochroniarz miał puścić Louisa, kiedy kolejna pięść poleciała w stronę twarzy mężczyzny. Dźwięk sprawił, że Louis jęknął, kiedy przyglądał się scenie.

Przyszedł w końcu drugi ochroniarz i przytrzymał ramiona Harry'ego. - Kutasie, dotknij go jeszcze raz to cię zabiję. - Powiedział Harry, co zszokowało Louisa, kiedy obydwoje walczyli z ochroniarzami, próbując się wydostać. - Znajdę cię - krzyknął Harry, kiedy był wyprowadzany na zewnątrz, deszcze padał na nich.

Louis złapał się za dłoń, kiedy szli do jednej z zaparkowanej taksówek. Powiedział swój adres i otworzył drzwi, rozglądając się za Harrym, który wyglądał na wściekłego, rozglądając się po zatłoczonej ulicy, deszcz spływał po jego włosach.

- Daj mi chwilę - powiedział Louis kierowcy, nim podszedł do Harry'ego, łapiąc go za łokieć i pociągając go do samochodu. - Idziemy do domu, chodź.

- Przestań mnie targać - zajęczał Harry niczym dziecko, cała złość z jego głosu uciekła, jego ton był łagodniejszy, niż jeszcze kilka chwil temu.

- Po prostu wsiadaj do auta i jedźmy do domu. - Louis pchnął go na tylne siedzenia, a sam usiadł z przodu.

Podróż powrotna nie była długa, ale cisza w samochodzie sprawiała, że wydawała się być wiecznością. Jego kciuk przejeżdżał po jego knykciach, siniaki tworzyły się pod jego skórą. Harry w ciszy wpatrywał się w okno, patrząc jak krople deszczu spadały na szybę oraz oglądał zamazane budynki.

Kiedy wrócili na kampus Louis zaciągnął Harry'ego do swojego mieszkania, mamrocząc coś o tym jak musi się zająć jego ranami. Harry jęczał, próbując się wydostać z uścisku bruneta. - Nie rozumiem dlaczego cię to obchodzi. Pozwól mi wrócić do domu bractwa.

- Obchodzi mnie to, ponieważ to tak jakby moją krew masz na swoich rękach. Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? - Louis otworzył drzwi, wpychając Harry'ego do środka i blokując mu wyjście. Posłał mu finalne spojrzenie i wskazał na łazienkę.

- Przestań traktować mnie jak dziecko! Potrafię się sobą zająć, wiem jak oczyścić ranę - kłócił się Harry. Louis niecierpliwie przewrócił oczami.

- Ja też potrafię o siebie zadbać! Nie miałeś prawa przychodzić tam i go uderzać, kiedy radziłem sobie z nim bez ciebie! - Krzyknął Louis, złość rosła w jego głosie, kiedy wszedł do łazienki, widząc jak Harry siedzi przy zlewie z apteczką obok siebie.

Nozdrza Louisa latały, kiedy otworzył pudełko, szukając chusteczek. Harry prychnął. - Nie uderzyłem go dlatego, ponieważ nie dawałeś sobie z nim rady. Zrobiłem to, ponieważ na to zasłużył. To różnica! - Kłócił się dalej Harry, jego ton był spokojny.

- Nie chcę żebyś tak sobie wskakiwał i zadawał ostateczny cios! Nie wiem dlaczego się wpierdalasz nie tam gdzie trzeba. - Louis westchnął. - Przestań włazić w walki, tylko dlatego, bo możesz. Pewnego dnia nie będziesz takim szczęściarzem i nie wygrasz.

- Jeśli chcę walczyć to będę walczyć. Dlaczego boisz się, że przegram, jeśli tak będzie to w porządku. Zdarza się. Cholera, niejedną walkę w przeszłości przegrałem, nic nowego - krzyknął Harry, sprawiając że Louis zmrużył na niego oczy, rzucając chusteczki. - Szczerze, to dlaczego do kurwy tu jestem? I dlaczego do kurwy cię obchodzi to co robię?

- Nic nie mogę na to poradzić, że po tym wszystkim wciąż obchodzi mnie to czy zostaniesz zraniony - powiedział Louis, odsuwając się od Harry'ego.

- W takim razie przestań. Nie obchodzi mnie to, że się przejmujesz. Nie chcę żebyś to robił, nie chcę niczego od ciebie tak jak ty nie chciałeś niczego ode mnie. - Harry ściszył swój głos pod koniec, patrząc na podłogę. - Przestań martwić się o mnie i zacznij martwić się o siebie.

- Mówisz to, jakby to było coś łatwego, a tak nie jest! Próbowałem, wiesz? Jednak za każdym razem jak słyszę, że wdałeś się w bójkę to nic nie mogę na to poradzić, ale się martwię. O to jak bardzo możesz być zraniony, czy jesteś bezpieczny w domu, czy jesteś w gorszym stanie niż druga osoba! - Krzyknął Louis, frustracja w końcu przejęła górę. - Zachowujesz się tak, jakbym po 9 miesiącach przyjaźni z tobą mógłbym przestać się martwić.

- Ponieważ powinieneś! - Odkrzyknął Harry. - Kiedy przestaliśmy być przyjaciółmi powinieneś przestać się troszczyć, martwić tęsknić i zastanawiać się co się u mnie dzieje. Powinieneś przestać mnie ranić! Więc nie rozumiem dlaczego mnie teraz wkurwiasz, kiedy jedyną rzeczą jakiej chcę jest pójście do domu i sen, ale oczywiście nie, bo ty musisz robić zamęt i odkażać mi ranę, która nawet nie boli! - Louis zauważył łzy w jego oczach. - Dlaczego to tak bardzo ci obchodzi? - Krzyknął Harry.

- Ponieważ cię kocham - odkrzyknął w końcu Louis, pozwalając w końcu słowom wydostać się z jego ust. Jego serce biło mocno w jego klatce piersiowej, kiedy przyglądał się reakcji Harry'ego. - Ponieważ z jakiegoś nieznanego powodu cię kocham. Kocham każdą rzecz w tobie i zabija mnie to, kiedy próbujesz zrobić z naszej dwójki tych złych. - Ramiona Harry'ego opadły, tak samo jak szczęka, a jego oczy się rozszerzyły. - Cały czas próbujesz wszystko zniszczyć, a potem, kiedy pokazuję ci ludzką stronę to sprawiasz, że wygląda to jakbym miał ukryty motyw. Nie mam! Troszczę się, martwię, tęsknię za tobą, ponieważ jestem w tobie głęboko zakochany. I jedyną osobą, o której myślę jesteś ty, to co robisz, to zawsze jesteś ty! - Louis wziął głęboki wdech.

- Louis, wiesz, że nasz związek nigdy by nie wypalił, nie jestem dla ciebie odpowiednią osobą. Ty jesteś sobą, a ja jestem sobą. Jestem osobą, która odfruwa, kiedy uważa, że jego uczucia są wystawiana na próbę, jestem kimś kto ma humorki bez powodu, jestem kimś kto nie jest dla ciebie idealny! - Powiedział Harry, a Louis pokręcił głową, przełykając gulę w swoim gardle.

- Tylko dlatego, ponieważ nie jesteś idealny to nie oznacza, że jesteś nie wart miłości. Twój ojciec, twoi byli sprawili, że wierzysz w coś innego, sprawili, że wierzysz w to, że musisz być bez skazy, aby być kochanym. Każda blizna, każda wada, każda cholerna nieidealność sprawia, że cię kocham Harry - powiedział powoli Louis. - Możesz myśleć, że jesteś za bardzo złamany, zbyt zniszczony, aby być kochanym albo żeby ponownie kochać, by pozwolić sobie na to, by być szczęśliwym, ale możesz wybrać inaczej. Możesz wybrać kochanie mnie tak mocno jak ja kocham ciebie. I nie zależy to od nikogo innego, ode mnie, Liama czy Zayna, twoich rodziców i zdecydowanie nie od twoich byłych, tylko od ciebie. Tylko ty możesz zburzyć te ściany i pozwolić mi na kochanie siebie i odwzajemnienie tego. - Louis wytarł łzę ze swojego policzka. - Jeśli nie czujesz tego samego to zrozumiem i możesz udawać, że to nigdy nie miało miejsca, ale nie mogę ci obiecać, że ja zapomnę, ponieważ w przeciągu krótkiej części mojego życia, zmieniłeś mnie. Zbudowałeś część mnie, o której nie zdawałem sobie pojęcia i cholera... tak samo jest z tobą, czy mnie kochasz czy nie to...

- Oczywiście, że cię kocham - powiedział Harry. - Jak mógłbym nie? Słuchasz mnie nawet, jeśli pierdolę głupoty, doprowadzasz mnie do porządku, kiedy zrobię coś głupiego, zachęcasz mnie do moich hobby i dajesz mi przestrzeń, kiedy najbardziej jej potrzebuję. Robisz wszystko prawidłowo, kiedy trzeba i kiedy tego od ciebie oczekuję, a potem mówisz coś takiego i oczekujesz, że po prostu o tym zapomnę? I będę oczekiwał, że będziesz udawał, że to nigdy nie miało miejsca? Oczekujesz, że mogłem nie zakochać się w tobie, kiedy jesteś sobą? - Harry przełknął, schodząc z blatu i podchodząc z determinacją do Louisa, złapał jego szczękę obiema dłońmi i spojrzał mu głęboko w oczy. - Też cię kocham, Louis.

Louis uśmiechnął się, łzy wypływały z jego oczu, kiedy ich wargi spotkały się na środku. Louis jęknął z ulgą, w końcu pozbywając się ciężaru z klatki piersiowej. Rzeczy, które chciał powiedzieć od miesięcy, ale nie miał do tego odwagi, rzeczy, które chciał powiedzieć odkąd zerwali, ale nie mógł się zmusić, a teraz, teraz wie. W końcu wie, po miesiącach zadawaniu sobie pytań, w końcu wie jak czuje się Harry i to lepsze uczucie niż myślał.

- Dlaczego czekaliśmy tak długo? - Zapytał Louis między pocałunkami. Dłonie na twarzy Harry'ego trzymały go tak blisko jak to tylko możliwe. Całowanie go było uzależniające.

- Ponieważ byłem idiotą - zachichotał mokro Harry. - Nie wiesz od jak dawna chciałem to powiedzieć.

- Tak? Od jak dawna? - Louis przełamał pocałunek, łącząc razem ich czoła. Ich oddechy łączyły się ze sobą.

- Od nocy, kiedy mnie pieprzyłeś. - Harry pokręcił głową. - Chwilę przed.

- Nie żeby coś, ale ja zdałem sobie z tego sprawę, kiedy Zayn pokazał nam obraz - zachichotał Louis, odsuwając się od Harry'ego, patrząc na niego. Był wolny, po prostu wolny i był w stanie powiedzieć co tylko chce.

- Przepraszam - powiedział poważnie Harry, zasłaniając swoje oczy. - Za ignorowanie cię po tej nocy, za tą całą sprawę na boisku, to było niegrzeczne i chujowe posunięcie. Moja reakcja była przesadzona, nie powinienem tego robić, to było nie na miejscu i jestem przekonany, że byłeś potem zmieszany. - Louis skinął głową. - Po prostu się bałem.

- Wiem - wymamrotał Louis. - Cóż, wtedy tak, ale teraz już rozumiem dlaczego to zrobiłeś. Jeśli ci wybaczę to uklękniesz na kolano?

- Hej, chwila, chyba pominęliśmy tu parę kroków. Nie bierzmy jeszcze ślubu.

- Wiesz co mam na myśli, nie bądź idiotą. - Louis uderzył go w ramię, uśmiechając się ironicznie. - Będziesz moim chłopakiem?

- Myślałem, że to oczywiste, kiedy wyznaliśmy sobie wszystko - odpowiedział Harry, sprawiając że Louis przewrócił oczami. - Oczywiście, że zostanę twoim chłopakiem.

- Zgaduję, że w takim razie ci wybaczę twoje karygodne zachowanie. - Louis uśmiechnął się podczas pocałunku. - Naprawdę cię kocham.

- Też cię troszeczkę kocham. - Harry pokazał uszczypnięcie, a Louis dźgnął go w nos. - Dobra, może troszeczkę bardzo. Kurewsko mocno tak właściwie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro