17 Detektyw Pines na tropie demona

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

/Per.Dipper/

Wstałem rano w bardzo dobrym chumorze. Zerwałem się z materaca i ruszyłem do łazienki, aby odprawić poranne rytułały. Umyłem zęby i twarz, a następnie zszedłem na dół do kuchni. Wyjąłem z lodówki jajka, bo postanowiłem zrobić jajecznicę... ta wiem naprawdę "bardzo ambitnie".
Gdy śniadanko było gotowe postawiłem je na stole.

-Bill! Żarcie!-zawołałem.

Ale blondyn nie przyszedł.

-Chodź żreć, bo nic innego nie dostaniesz ty demonie pier*olony!-znowu zawołałem.

Cisza. Poszedłem więc na górę by wygonić śpiącego demona z mojego łóżka, swoją drogą ostatnio śpię na materacu, bo ten dziad nie dość, że w nocy mnie dusi przez przytulanie się do mnie to jeszcze zajmuje trzy czwarte łóżka.

-Wstawaj ty leniuchu!-warknąłem i ściągnąłem kołdrę z łóżka-Chodź na...-nie dokończyłem, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że w łóżku nikt nie leży.

Gdzie... Bill?
Znowu mnie zostawił?!

Stałem osłupiały i naburmuszony. Nie zabardzo wiedziałem co zrobić. Już nie siliłem się na szukanie tego Dorito po domu, bo przecież gdyby był w domu to nie przegapiłby śniadania... znam go zbyt dobrze by o tym nie wiedzieć.
W mojej głowie powstawały jakieś mroczne i dziwne scenariusze o tym co się może z nim dziać.

-Chm... EUREKA!-zawołałem po chwili namysłu, a gdybym był w jakiejś kreskówce to nad moją głową pojawiła by się zapalona żarówka.

Postanowiłem zabawić się w detektywa. Pierwszym krokiem do odnalezienia zguby było przesłuchanie świadków.

-GADAJ-rozkazałem stojąc nad stołem w kuchni z włączoną latarką w ręce.

Obszedłem stół dookoła i usiadłem na krześle.

-Ale j-ja nic nie wiem!-próbowałem wymigać się od odpowiedzi.

Wstałem i ponownie obszedłem stół dookoła przy okazji biorąc latarkę spowrotem w ręce.

-Wiem, że wiesz! Gdzie jest demon aka Dorito?! Gadaj, albo Cię... połaskocze!-zagroziłem.

I ponownie obszedłem stół dookoła i usiadłem na ksześle uprzednio odkładając latarkę.

Cholera... jestem sprytniejszy niż myślałem... groźba tortur, jakimi są łaskotki mnie przerasta... skubany.

-D-Dobrze! Powiem tylko błagam nie łaskocz!-błagałem- A-a więc... wstałem rano i zrobiłem jajecznicę, bo to jedyne żarcie, które potrafię zrobić i nie przypalić przy okazji . I jak ją
z-zrobiłem to zawołałem Billa Ciphera n-na śniadanie, a-ale on nie przyszedł. No to p-poszedłem go ubudzić, a go nie było! Więc postanowilem zabawić się w detektywa by go odnaleźć i... Teraz... gadam... sam... do siebie-ostatnie słowa wypowiedziałem kompletnie bez emocji.

Zacisnąłem usta w wąską kreskę.

Co ja odpier*alam?

Wstałem. Wziąłem latarkę i wyszedłem z kuchni po drodze szepcząc, że jeszcze wrócimy do tego przesłuchania.
Udałem się w stronę łazienki z nadzieją na jakieś poszlaki.
Gdy wszedłem do środka od razu poczułem zapach dezodorantu.

-HA!  To znaczy, że był tu... kur*a, a tyle razy mu mówiłem żeby otwierał okno w łazience, aby zapach dezodorantu się nie trzymał w powietrzu!-fuknąłem.

Kto do cholery używa tyle dezodorantu, że aż mdli na wejściu?!

> Wspomnienie Billa z wczoraj <

Ktoś mi powie, jak zabić tą muchę?!

Nagle spostrzegłem dezodorant i wpadłem na pewien plan. Sięgnąłem po niego i użyłem go w celu unicestwienia tego podżędnego insekta. Pół godziny zajęło mi ganianie za muchą z moim narzędziem zniszczenia w ręce aż się poddała i spadła na podłogę.

-HA. GIŃ TY SZMATO... i  przynajmniej teraz łazienka fajnie pachnie!-powidledziałem z uśmiechem na ustach.

> Koniec wspomnienia <

Nagle spostrzegłem włos na umywalce. I to nie byle jaki włos! To był blond włos!
Ukucnołem przed umywalką, przymrużyłem oczy i dokładnie obejrzałem włos z bliska, a następnie delikatnie go chwyciłem i włożyłem do buzi po chwili wyjmując, już obślinionego włosa, i mlaszcząc przy tym ustami.

-Tak... to na sto procent Billa-przyznałem.

Wstałem i obruciłem się na pięcie. Rozejrzałem się jeszcze dookoła w poszukiwaniu innych oznak przebywania tu osobnika płci... chyba męskiej, ale nie jestem pewien, bo w końcu to trójkąt. Lecz niestety nic innego nie znalazłem.
Wyszłem z pomieszczenia i poślizgnąłem się na czymś mokrym przez co moja dupa miała bolesny romans z podłogą, ale jakoś tak nie widzi mi się by ten związek przetrwał.  Szybko się podniosłem i przyjrzałem się podłodze.

-Ślady. Mokre ślady- mruknąłem sam do siebie.

To oznaczało dwie rzeczy... pierwsza jest taka, że mam nowy trop, a druga, że Bill nie umie korzystać z ręcznika.
Postanowiłem iść za śladami.  Kończyły się one przy drzwiach wyjściowych.

-Zaraz... to on wyszedł na dwór bez butów?!-zdziwiłem się.

Ubrałem kurtkę, bo jednak zimno i buty, a następnie wyszedłem z domu.
Tu mokre ślady zamieniły się w odciski stóp na ziemi. Szłem za nimi, szłem i szłem... aż wkońcu ślady się skończyły, a ja wylądowałem gdzieś w środku lasu.

-Pewnie z czystej ścieżki musiał skręcić, gdzieś wgłąb lasu-pomyślałem na głos.

Powoli zaczynałem się bać. Na dworze było bardzo, nawet cholernie zimno, a o ile nie jestem w błędzie demon wyszedł na boso.
Przedzierałem się pomiędzy drzewami.
Nagle zamarłem.

-B-bill...-

Moje Ludki...
Wczoraj nie było rozdziału, bo głową mnie bolała T_T
Ale już jest! XD
Oceniam go tak 2/10.
No i pa!

Ps: Daj ty gwiazdkę, albo Bill umrze :3

Bye!^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro