31. Bonus 2/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

/Per.Dipper/

Pare dni później miałem okazję do kolejnego świętowania... Przepraszam  narzekania, bo magiczne święto zwane Sylwester, które jest narodzinami nowego roku i okrutne śmiercią starego. W skrócie z dwa tysiące osiemnastego przechodzimy w dwa tysiące dziewiętnasty, a co mnie zawsze śmieszyło w początkach nowego roku? A to, że niektóre cymbały dalej zapisują w swoich zeszytach dwa tysiące osiemnasty, ale to jeszcze mogę wybaczyć. Natomiast to czego absolutnie nie mogę wybaczyć to Bill, który wparował mi z rana do pokoju i wrzasnął:

-Szczęśliwego Nowego Roku dwa tysiące osiemnaście! Łuuuuuu!-

Podniosłem się do siadu, spojrzałem na niego jak na debila, którym w istocie był i spytałem:

-Bill czy to ja mam coś ze słuchem, czy to ty masz nieaktualne informacje. Powiedziałeś "dwa tysiące osiemnaście"?-

-Oh moja głupiutka Sosenka-usiadł obok mnie i oplótł jedną rękę wokół mojej tali-Widzisz nie wiem czy wiesz, ale aktualnie mamy dwa tysiące osiemnasty, a dwa tysiące dziewiętnasty będzie po północy więc nie ma powodu by życzyć ci szczęśliwego Nowego Roku dwa tysiące dziewiętnaście skoro jeszcze go nie ma-wyjaśnił i wyciągnął rękę w pustą przestrzeń.

Na mojej twarzy zagościło jedno wielkie "wtf", a w głowie panował error.

-Co?-spytałem.

-Jajco, a teraz na śniadanko!-powiedział.

Zerwał się na równe nogi, przerzucił mnie sobie przez ramię w efekcie czego widziałem jego plecy i ruszył ze mną na dół.

Wracając... puki ten debil znosi mnie po schodach to ponarzekam trochę na obchodzenie tego święta. Otóż przyznam szczerze, że ani huczna impreza u znajomych, których tak wsumie nie posiadam, ani samotne oglądanie komedi romantycznych na Netflixie mi się nie podoba. Gdybym był dziewczyną no to bym jeszcze zaprosił ze dwie lub trzy przyjaciółki i zrobił babski wieczór, ale NIE. Jestem je*anym chłopakiem.

Wpewnym momencie z rozmyśleń  zacząłem wracać do rzeczywistości i uświadomiłem sobie, że siedzę na czyjiś kolanach, a co gorsze właśnie przeżuwam jedzenie. Szybko wyplułem to co właśnie jadłem.

-Meh... a tak chętnie jadłeś, gdy się zamyśliłeś-jęknął niezadowolony Bill.

-Ty mnie tu nie czaruj i przyznaj coś mi podał zatrutego do jedzenia? Dobrze wiesz, że ja jem co drugi dzień i mi starcza!-powiedziałem wkurzony.

-Oh uspokój się Sosenko-przytulił mnie od tyłu, a ja zrobiłem naburmuszoną minę.

-A co to za przytulaski o poranku?-spytała rozbawiona Pacyfika w fioletowym szlafroku i kubkiem kawy w ręce.

-Od kiedy ty znami mieszkasz?-spytałem zirytowany.

-Od wtedy, gdy zmieniłam Billa w człowieka. Jest mi winny przysługę za to więc poprosiłam go o pozwolenie na zamieszkanie tutaj, żebym mogła codziennie widywać moją Mabel-powiedziała i usiadła na przeciwko nas przy stole.

Dalej siedząc na kolanach blondyna spojrzałem na niego i przymrużyłem oczy.

-A od kiedy TY ze mną mieszkasz?-spytałem.

-Od wtedy kiedy obejrzałeś horror "Zakonnica" i teraz boisz się spać sam, bo myślisz, że Zakonnica jest pod twoim łóżkiem-odparł z tym łobuzierskim uśmieszkiem na twarzy i pocałował mnie w czoło.

-Tak... to ma sens-przyznałem.

-Dziś Sylwester-przypomniała.

-To co robimy z tej okazji?-spytał podekscytowany Bill.

-Nic-mruknąłem.

-A czemu to nic hmm?-spytał Bill i zaczął łaskotać mnie pod szyją, a ja zacząłem się śmiać i kulić.

-B-bo haha.. n-nie haha-próbowałem powstrzymać rękę Billa przed dalszym wykonywaniem tych tortur, ale szło to opornie.

W pewnym momencie przestał. I pocałował mnie w policzek, a następnie zaczął bawić się moimi włosami.

***

Na czym się skończyło? Mabel i Pacyfika udały się do sklepu po przekonski i fajerwerki, a ja z Billem sprzątałem i dekorowałem dom, bo wszyscy stwierdzili, że Sylwester musi być. Ale wsumie to on sprzątał, bo ja leżałem na kanapie i oglądałem na YouTube jak to Lord Kruszwil dał ludziom dziesięć tysięcy za stanie na dworze bez ubrań. Przypomniało mi się jak pare dni wcześniej Bill stał nagi na śniegu i nawalał w drzwi, ale mi się nie chciało go wpuścić. Dziwne, że się nie pochorował, ale może to jakaś namiastka mocy, która mu jescze została. Wsumie to nawet jak jest on człowiekiem to w moich oczach pozostaje pier*olniętym demonem.

-Nie lubię Sylwestra-powiedziałem po chwili.

-Dlaczego nie?-spytał Bill i odstawił głośny odkurzacz.

-Wszyscy składają sobie niepotrzebne życzenia, bawią się chodź i tak zwykle zabawa jest słaba, a przy okazji to odliczanie jest wkurzające no i
f-fajerwerki... one straszą biedne zwierzęta-powiedziałem.

-Ale ty jesteś pochmurny. Szukaj pozytywów. To naprawdę fajna zabawa-powiedział Bill.

-Bill ja kiedyś prawie oberwałem z petardy. Z PETARDY rozumiesz?-westchnąłem, a na samą myśl o petardach przeszedł mnie dreszcz.

-Ale teraz też nie oberwiesz. Już ja się tym zajmę-szepnął i pocałował mnie w usta, a następnie wrócił do sprzątania.

***

Jest dwudziesta trzecia, a zabawa kur*a w najlepsze. Pacyfika i Mabel sobie tańczą Bill ogląda na Polsacie jak śpiewają, a ja przymulam na fotelu i zasypiam. Jak to jest, że zwykle mam energię do piątej rano, a jak przyjdzie Sylwester to chce mi się spać przed dwudziestą drugą?

Oto kolejny powód, przez który nienawidzę tego święta. NUDA. Nie ma co robić. Co tu dużo mówić?

Nagle, gdy znów wróciłem do rzeczywistości spostrzegłem, że Bill kuca przedemną, ręce opiera o moje kolana, a dłońmi podpiera swoje poliki i gapi się jak na obrazek.

-C-co?-spytałem lekko zawstydzony.

-Jesteś cholernie uroczy, gdy rozmyślasz-powiedział.

-Czytasz mi w myślach?!-pisnąłem.

-Niestety nie, ale wyglądasz tak słodko-powiedział, a ja poczerwieniałem.

Chociaż wsumie... On też wygląda uroczo. Te jego wierne, złote oczka, blond grzywka postawiona do góry, te jego białe kiełki niczym u wampira. Dobry materiał na uległego... na takiego słodkiego ukesia.

-Aww-pisnął blondyn.

-C-co?-znowu wyrwał mnie z rozmyśleń.

-No, bo jak rozmyślasz to robisz minę takiego kotka ze słodkim pyszczkiem, który się czemuś przygląda, ale nie wiadomo czemu-wyjaśnił.

Nagle na cały głośnik zaczęło lecieć "Miłość w Zakopanem". Bill chwycił mnie za rękę i szarpnął przez co poleciałem na niego, a on zaczął tańczyć.

-Rycerzem jestem ja, a ty Sosenką nocyyy-śpiewał i chwycił mnie za biodra by następnie lekko podnieść i zrobić pełny obrót, a następnie mnie odstawić.

-Miłość patrzy w twoje oczy-dołączyłem się do tego absurdu i wkrótce nawet dziewczyny śpiewały z nami i tańczyły.

***

Stoimy na dworze w kurtkach. Jeszcze tylko pięć minut do północy. I tak samo jak wtedy, gdy tańczyła do piosenki Sławomira miałem zaje*isty humor tak teraz mam kompletnie zje*any humor. Dlaczego? Nigdy nie powiem... spaliłbym się ze wstydu. Mój sekret.

Położyłem głowę na ramieniu Billa i przymknąłem oczy. Byłem zmęczony tym całym Sylwestrem, a przedemną jeszcze najgorsza część tego koszmaru. I tak wsumie czy tylko ja twierdzę, że fajerwerki to wyrzucanie pieniędzy w błoto... przepraszam... powietrze?

Dziewczyny odłożyły na śnieg cztery kieliszki i szampana... PICOLO. Niestety nikt z nas oprócz Billa, bo on ma z pareset milionów lat, nie ma ukończonej osiemnastki choć doszły mnie słuchy, że Pacyfika pali.

Nawet nie zauwarzyłem kiedy, a wszyscy zaczęli odliczać:

-Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa-

Nie... proszę nie...

-Jeden!-krzyknęli wszyscy, a w powietrze wystrzeliły fajerwerki.

Kolorowe światła pojawiły się na niebie, a ja jak petarda znalazłem się w domu pod kołdrą drżąc ze strachu. Nawet nie ściągnąłem butów i kurtki.

Tak... i sekret wyszedł na jaw... boję się fajerwerków.

Strzały były głośne i straszne.
Nagle poczułem, że ktoś położył się obok mnie. Wychyliłem głowę spod kołdry i zobaczyłem złote ślepka mojego chłopaka. On też był w kurtce.

-Co jest Sosenko?-spytał i pogłaskał mnie po włosach.

Ja momentalnie się w niego wtuliłem, a on w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić, ale potem mnie objął.
Usłyszałem kolejny wystrzał i mocniej się wtuliłem w Billa.

-Boisz się fajerwerków?-spytał.

-M-może-odparłem.

-Spokojnie... chodź obiecuję, że nic ci się nie stanie-powiedział i pogłaskał mnie po włosach.

Ja przytaknąłem i już po chwili znalazłem się na dworze z kieliszkiem szampana w ręcę, a pięć minut później już w ogóle nie bałem się fajerwerków.

***

-Jakie jest twoje postanowienie noworoczne?-spytałem Billa.

-Abyśmy już zawsze byli takimi dobrymi przyjaciółmi-powiedział z uśmiechem na twarzy, a mnie ogarnął strach.

-Żart-zaśmiał się i pocoławoł w usta.

-A moje postanowienie to zdominować cie wreszcie-powiedziałem i oplotłem ręce wokół jego szyji.

-Ah tak?-uniósł brew i położył ręcę na mojej tali-Ale wiesz, że raczej nie masz szans?-powiedział i przygryzł moją wargę.

-Przecież wiadomo, że postanowienia noworoczne nigdy się nie spełniają, ale pomażyć zawsze można-powiedziałem i oblizałem wargę.

-A w praktyce?-szepnął mi Bill do ucha.

-A w praktyce pokaż co umiesz tygrysie-powiedziałem i oparłem czoło o jego czoło.

Ten pocałował mnie namiętnie, podniósł lekko, a ja oplotłem nogi wokół jego tali. Poszedł ze mną do pokoju, a resztę możecie sobie dopowiedzieć sami.

Moje Ludki...

Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku! Niech ten rok będzie zajebisty.

Ostatni raz... Bye! ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro