Huitième chapitre

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

­– Nie wierzę, on tam dalej stoi. Nie znudziło się mu jeszcze?– mówię bardziej do siebie, niż do Evy, która w kuchni męczy się z krojeniem warzyw na sałatkę. Rzucam ostatnie spojrzenie na czarny samochód zaparkowany po drugiej stronie ulicy i odchodzę od okna.

– Może zaprosimy go na lunch?– śmieje się przyjaciółka.

– Czemu nie?

Ruszam w stronę przedpokoju, a Eva wybiega z kuchni.

– Żartowałam, kretynko! Oszalałaś, zdejmij te buty!

Macham ręką i łapię za klamkę. Mój stalker nie wydawał się chętny do zrobienia nam krzywdy, więc postanawiam wykorzystać okazję, żeby się czegoś o nim dowiedzieć. Nie znoszę niewiedzy, a fakt, że tajemniczy typ śledzi mnie i non stop obserwuje, nie daje mi spokoju od wczoraj.

Schodzę po schodach i gdy opuszczam budynek, moja pewność siebie gdzieś pryska. Nie mam pewności, czy to dobry pomysł, ale nie zostawię tak tego.

Szybkim krokiem pokonuję ulicę i podchodzę do eleganckiego auta z zaciemnionymi szybami. Pukam w tę po stronie kierowcy i czekam parę długich sekund. Szyba po chwili zostaje opuszczona, a moim oczom ukazuje się zupełnie obcy mężczyzna.

– Jakiś problem?– pyta rozbawiony.

Zostaję zbita  z tropu i wpatruję się w niego jak idiotka. To z pewnością nie jest ten wampir, z którym wczoraj rozmawiałam. Momentalnie robi mi się głupio i mam ochotę odbiec, udając, że nic się nie stało. Z drugiej strony, czemu od paru godzin siedzi w tym samochodzie?

– Ty również mnie obserwujesz?

– Słucham? Chyba coś ci się pomyliło.– Słyszę kliknięcie i szyba zaczyna sunąć w górę. Pchana impulsem zaczynam powstrzymywać ją palcami, a facet zatrzymuje zasuwanie okna, by nie przyciąć mi palców.

– Nie tak szybko. Co się tu do cholery dzieje?

Prycha i otwiera drzwi. Wysiada i patrzy na mnie z góry. Jest wysoki i urodę ma surową. Krótko ostrzyżone, ciemne włosy i piwne tęczówki. Wydaje się sporo starszy ode mnie.

– Nie można już posiedzieć we własnym samochodzie? Czy może zająłem ci parking?– odzywa się, a mi znowu głupio.

– Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty niż siedzenie w aucie?

– A to już chyba moja sprawa – prycha zirytowany i krzyżuje ręce na piersi. Robię to samo i patrzę na niego zdeterminowana.

– Daj mi jeden racjonalny powód, dlaczego akurat pod moim oknem i już mnie nie ma.

– Czekam na kogoś.– Absolutnie mu nie wierzę, jest fatalnym kłamcą. Kręcę głową i wciąż czekam, aż powie coś bardziej sensownego.– A zresztą.– Irytuje się.– Nie obchodzi mnie, czy wrócisz do siebie, czy dalej będziesz tu stała, rób co chcesz.

Odwraca się i z powrotem wsiada do auta. Chwyta za klamkę, żeby zamknąć drzwiczki, ale w ostatniej chwili ja również za nie łapię, żeby go powstrzymać i kończy się tym, że przytrzaskuje mi palce.

Na początku nie czuję bólu. Szok uderza mnie, gdy widzę swoją dłoń uwięzioną między dwoma płytami metalu. Przez wciąż opuszczoną szybę wyłapuję jego przerażone spojrzenie. Momentalnie otwiera drzwi, a mnie dopiero dopada rozrywający ból palców. Wrzeszczę jak skrzywdzone zwierzę i przyciskam dłoń do piersi. Mężczyzna wysiada i zaczyna panikować.

Moje krzyki sprowadzają Evę, która wybiega z budynku.

– Jasna cholera, przepraszam!– brunet chodzi w kółko i przeciera twarz dłońmi.– Mówiłem, że to zły pomysł. Nie nadaję się do tego.

– Wiedziałam!– warczę przez zaciśnięte zęby.– Zróbcie coś, na miłość boską, zaraz się zesram z bólu.

Przyjaciółka bierze mnie pod ramię i zaczyna prowadzić w stronę mieszkania. Stalker podąża za nami.

– A ty tu czego? Mało ci jeszcze?– wchodzimy do mieszkania, a on za nami.

– Nie wiem, strasznie mi głupio. Może jakoś pomogę.

Siadam na kanapie w salonie i odchylam głowę w tył, próbując poradzić sobie z bólem. Eva szybko przynosi mi jakieś mrożonki z kuchni i okłada nimi dłoń, która zaczyna już puchnąć.

– Cholerne wampiry – syczę.– Jak ja was, kurwa, nie znoszę.

– Przepraszam, serio nie chciałem ci zrobić krzywdy. Poza tym nie jestem wampirem.

– Pewnie mi teraz paznokcie zejdą z co najmniej dwóch palców. Musisz mi za to powiedzieć, co do cholery robiłeś pod naszym oknem.

– Naprawdę nie mogę.– Kręci głową i zrezygnowany siada obok mnie.

Chcę mu coś odszczeknąć, ale ból pozbawia mnie umiejętności twórczego myślenia. Mrużę oczy i oddycham ciężko. Zachciało mi się stalkera na obiedzie, to teraz mam. Eva przynosi jeszcze jakieś przeciwbólowe pastylki i podaje mi je wraz ze szklanką wody. Łykam trzy na raz. Mam ochotę pluć jadem i jęczeć z bólu.

– Może daj jej swojej krwi? Uleczy ją – Chłopak przenosi wzrok na moją przyjaciółkę.

– Czemu ja? Nigdy tego nie robiłam. Nie możemy jej zabrać do lekarza?

– Lekarz nie naprawi tego tak szybko. Jesteś jedynym wampirem w towarzystwie, weź się w garść i załatw to.

– Jeśli mogę się wtrącić – sapię – nie mogę ruszać palcami, mogą być złamane. Nie obchodzi mnie, czyją krew wypiję, macie mi naprawić rękę.– Zagryzam zęby, w kolejnym przypływie bólu.– Kurwa, nie wytrzymam.

– Dobra, zrobię to.– Eva nie wydaje się najszczęśliwsza i nie mam do niej o to pretensji. Jest młodym, niedoświadczonym wampirem, takie sytuacje nie są dla niej codziennością.– Tylko jak?

– Zaraz coś wymyślę.– Obcy facet wstaje i idzie do kuchni. Po chwili wraca z nożem i szklanką.

Nie obrzydza mnie w tym momencie perspektywa picia krwi. Chcę tylko żeby to się skończyło. Lód nie pomaga, a ból nie ustępuje. Mam wrażenie, że zaraz pokruszę zęby, od mocnego zaciskania szczęki.

– Ty to zrób, ja nie potrafię.– Blondynka podwija rękaw swetra i wyciąga przed siebie rękę. Chłopak wzrusza ramionami i szybkim ruchem nacina jej nadgarstek, pod który podstawia szklankę. Nim rana się zrośnie, krew wypełnia już z dwa centymetry wysokości szklanki.

– Starczy. – Podaje mi naczynie, a ja bez zastanowienia przykładam je do ust i momentalnie opróżniam. Smak z początku nie powala, ale po chwili czuję dziwną euforię, jakbym piła płynną ekstazę.

– Boże, więcej.– Odstawiam szklankę na ławę i patrzę na nich zamglonym wzrokiem. Eva wygląda na zawstydzoną, a mężczyzna wydaje się wciąż czuć winę.– Jak ty się w ogóle nazywasz?– pytam, a on milczy.– No już skoro zmasakrowałeś mi dłoń i byłeś świadkiem, jak pierwszy raz w życiu piję krew przyjaciółki, mógłbyś się z nami podzielić chociaż tym.

– Masz rację, przepraszam. Jestem Jim Watson.

– Ja Katia, ale to już pewnie wiesz, skoro mnie śledzisz.

Bólu już nie czuję. Zdejmuję paczkę mrożonej marchewki z ręki i oglądam ją dookoła. Opuchlizna zniknęła, a paznokcie wyglądają na nienaruszone. Posyłam wdzięczne spojrzenie Evie, na której nadgarstku także już nie widać śladu nacięcia.

– Powinienem się już zbierać. Jeszcze raz przepraszam, że tak wyszło.– Jim podnosi się z kanapy.

– Może zostaniesz na obiad? Chyba nie zamierzasz siedzieć w tym samochodzie do wieczora?

– Właściwie taki miałem plan, ale skoro proponujecie, to zostanę.– Uśmiecha się lekko i z powrotem opada na siedzenie.

Przy jedzeniu nie rozmawiamy zbyt wiele. Właściwie, o czym można dyskutować z jednym ze swoich stalkerów? Jest niezręcznie, a robi się jeszcze gorzej, gdy Eva po posiłku oznajmia, że jedzie do swojej pracy złożyć wypowiedzenie. Proponuję, że pojadę z nią, ale przyjaciółka silnie protestuje mówiąc, że nie chce mnie więcej narażać, zabierając mnie do swojego szefa, który po ostatniej sytuacji nie jest do mnie przychylnie nastawiony.

– Więc...– zaczynam, gdy zostajemy sami.– Nic mi nie powiesz?– Chłopak kręci głową.– To serio beznadziejne, być śledzoną przez dwóch typów i zupełnie nic nie wiedzieć.

– Oj uwierz, chciałbym ci powiedzieć i mieć już spokój od twoich pytań.

Wzdycham. Muszę coś z niego wyciągnąć.

– Skoro jesteś człowiekiem, to czemu dałeś się wciągnąć w jakieś wampirze interesy z prześladowaniem obcej dziewczyny?

– Przecież nikt cię nie prześladuje, kobieto. Jakaż ty upierdliwa. W ogóle...– zaczyna podniesionym głosem, ale przerywa mu dzwoniąca komórka. Odbiera i przez chwilę słucha rozmówcy. Staram się coś podsłuchać, ale słowa po drugiej stronie nie brzmią wyraźnie. Po chwili rozłącza się i wstaje z fotela.– Zbieram się. Dzięki za obiad i jeszcze raz przepraszam za rękę.

– Tak po prostu sobie wyjdziesz?– Podążam za nim do przedpokoju.– I może jeszcze będziesz siedział w samochodzie?

– Daruj sobie – wzdycha i wychodzi. Trzaskam za nim drzwiami i oburzona wracam do salonu. Co się tu do cholery dzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro