Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To szalone – oznajmił Martin.

Nate dokładnie takiej reakcji się spodziewał.

Był niedzielny poranek, na zegarze nie wybiła jeszcze nawet dziesiąta, a oni wszyscy zebrali się już w pokoju chłopaków, ponieważ szatyn zarządził natychmiastowe spotkanie. Od wczorajszego bankietu w jego głowie szalał natłok myśli, które chciał z siebie jak najszybciej wyrzucić w obecności przyjaciół.

I tym oto sposobem mówił im właśnie, że podejrzewa Maksymiliana, Shane'a oraz Philipa o handel ludźmi.

- To... to jest chore – mruknęła Emma. Miała na sobie czarny sweterek z czaszką odzianą w czapkę mikołaja. Wydawała się dziwnie groteskowa w obecnych okolicznościach. – A co z całym przemysłem narkotykowym?

- Nie twierdzę, że go nie prowadzili – powiedział Nate. Siedział na skraju swojego łóżka z przygarbionymi plecami. – Mówię tylko, że to mogła być przykrywka. Dla policji... Z czasem także dla nas. Coś na czym mogliśmy się skupić, podczas gdy oni zajmowali się o wiele poważniejszymi interesami. A teraz, kiedy wpadli, zrzucili jakoś wszystko na Connora. Może i stracili trochę kasy, ale sądząc po ich zachowaniu to mógł być mały procent ich dochodów...

- I wysnuwasz to wszystko po jakimś tatuażu na dłoni tej bogatej kobiety? – zapytał z powątpiewaniem Martin.

- Jestem przekonany, że to... - zawahał się. – Że to była ręka Marthy.

Abby która do tej pory stała, przysiadła na łóżku rudowłosego, wplątując ręce w swoje rozpuszczone włosy. Również miała na sobie puchowy, świąteczny sweterek, mniej groteskowy od tego Emmy.

- To nie może być prawda – stwierdziła. – To już za dużo... - Uniosła głowę i spojrzała Nate'owi w oczy. – Co chcesz z tym w ogóle zrobić?

Nate zerknął na Aidena, siedzącego w milczeniu obok niego na łóżku, a potem wbił wzrok w podłogę.

- Nie wiem - przyznał.

Kiedy wczorajszego wieczoru do jego głowy przyszła ta surrealistyczna myśl, powtarzał sobie, że nie może być prawdziwa, ale nagła panika w oczach Shane'a nie pozwała mu jej porzucić.

Chociaż pierwotnie mieli zostać w domu Maksymiliana na noc, po rewelacji, jaką ogłosił Nate, zwinęli się stamtąd zaraz po oficjalnym zakończeniu kolacji. Dwie godziny przed północą udało im się złapać ostatni autobus do Hopefield.

Spędzili z Aidenem pięć godzin drogi, siedząc obok siebie w milczeniu i trzymając się mocno za ręce. Blondyn nic nie mówił, ale Nate dobrze wiedział, że podczas tej długiej podróży rozważał możliwość handlu ludźmi. A także tego co mogło to oznaczać dla osób, które zniknęły. W tym dla jego brata.

- Pomyślcie o kartotekach, które znaleźliśmy na komputerze Maksymiliana – ciągnął dalej Nate. –O szczegółach, które były dopisane do każdej osoby. Tam był wszystkie dane medyczne, jakich ktoś by potrzebował robiąc na przykład... przeszczep. – Wrócił do niego widok dłoni Panny Renis, dłoni, która w najgorszym wypadku mogła rzeczywiście należeć do Marthy, i nagle zrobiło mu się słabo. – Gdzie nie gdzie były także dopiski dotyczące stylu życia danych osób. Tego czy są sportowcami, jak się odżywiają... Nie wiem jak wygląda handel ludźmi, znam te rzeczy tylko z filmów i książek, ale nawet tam wspominają o tym, że zdrowsi ludzie lepiej się sprzedają. W końcu kto chciałby kupić szwankujące organy...

- Jezu, Nate, przestań – wtrąciła Abby. – Myślisz, że naprawdę tak to wygląda? Że porywają ludzi? Sprzedają ich na części... nie wiadomo komu? A Marthę porwali dla własnych potrzeb, bo Panna Renis była w krytycznym stanie? – Wbiła wzrok w swoje ręce. – Mówiłeś też, że miała przeszczep płuca. Wspominała coś, że było od tego samego dawcy co dłoń?

- Nie, na szczęście nie – mruknął.

- Nawet jeśli płuco nie było od Marthy, wątpię, aby zostawili ją w spokoju, po tym jak odcięli jej dłoń. – Aiden odezwał się po raz pierwszy tego poranka. Na jego bladej twarzy malował się delikatny, chłodny uśmiech. – Jeśli jakimś cudem twoja chora teoria jest prawdziwa, to nigdy więcej nie zobaczymy już tej dziewczyny. Ani Alexa. Ani mojego brata. – Głos mu zadrżał.

- Nie mów tak – jęknął Martin. – Im mogło przydarzyć się coś innego. Spójrz na Kate. Nie porwali jej na organy – prychnął, jakby ta myśl była dla niego niedorzeczna. – Nafaszerowali ją narkotykami.

- Tak, a później ją zabili – dodał Aiden ze stoickim wyrazem twarzy. – Gdy tylko zaczęło robić się niebezpiecznie, pozbyli się jej. Nie wiem jak, ale to oni sprawili, że przedawkowała. Wiem to.

Martin oparł się o ścianę. Był blady, miał worki pod oczami, a jego rude włosy były w nieładzie. Palce jego dłoni chodziły nerwowo.

- To nie może być prawda... - szeptał pod nosem. – Handel ludźmi...

- Muszę skontaktować się z rodzicami Marthy – oznajmiła Abigail. – Rozpatrujemy tutaj najgorsze scenariusze, podczas kiedy ona może rzeczywiście siedzieć w domu i mieć żal do całego świata. Nie mam numeru do jej rodziców, ale postaram się zdobyć je jakoś na dniach. I kiedy uda mi się już z nimi skontaktować i okaże się, że Martha jest w domu, porzucamy wszelkie myśli o handlu ludźmi i nigdy więcej o tym nie wspominamy.

- A co jeśli nie będzie jej w domu? – zapytał cicho Nate.

Abby spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami.

- Musi być – odparła tylko, kierując się do drzwi. – Jeśli nie... - Spojrzała na Nate'a. – Nie chcę nawet myśleć o konsekwencjach, jeśli twoja teoria okazałby się prawdziwa.

Po tych słowach wyszła z pokoju.

Szatyn zerknął na Martina i Emmę.

- A wy? Co zamierzacie dzisiaj robić?

- Będziemy w bibliotece – odezwała się szybko czarnowłosa. – Martin obiecał mi pomóc z materiałami, więc... Zajmiemy się nimi i postaramy nie myśleć o tym wszystkim.

- Co...? – Rudowłosy spojrzał na nią skonsternowany. – Ale ja... Ach, te materiały. No tak. – Pokiwał głową. – Chcesz się zająć nimi już teraz? Biblioteka jest otwarta w niedziele tylko do drugiej.

- Tak. – Emma zgarnęła swoją kurtkę i torebkę z oparcia krzesła i ruszyła w stronę drzwi. – A wy? – Omiotła wzrokiem chłopaków. – Dacie sobie radę?

- Poradzimy sobie. – Nate uśmiechnął się niemrawo.

Kiedy Martin zamknął za sobą drzwi, spojrzał na Aidena, dalej zagubionego wśród czarnych scenariuszy i domysłów. Siedział pochylony na skraju łóżka i ściskał jedną dłoń w drugiej, aż zbielały mu knykcie.

Nate przesunął się w głąb łóżka i oparł o ścianę.

- Hej. – Wyciągnął ręce w stronę chłopaka. – Chodź tutaj.

Aiden spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem, ale nic nie mówiąc, posłusznie zbliżył się do szatyna i ułożył wygodnie w jego ramionach.

Czując ciężar i ciepło jego ciała, Nate lekko się odprężył. Nachylił się i ucałował Aidena w czubek głowy.

- Poradzimy z tym sobie – mruknął. – Obiecuję.

***

Biblioteka o tej godzinie w niedziele była niemal pusta.

W budynku było chłodno, a w powietrzu unosił się delikatny zapach kawy.

Emma przemierzała kolejne działy z książkami miarowym krokiem, podczas gdy Martin deptał jej po piętach. W końcu, gdy uznała, że znajdują się wystarczająco daleko od wejścia, a w pobliżu nie ma żywej duszy, skręciła, zagłębiając się między regałami poświęconymi klasycznej literaturze angielskiej. Na samym końcu na ścianie zawieszono gobelin z Szekspirem, pod którym ustali.

- Ponieważ nie przypominam sobie o żadnych materiałach, z którymi miałem ci pomóc, zgaduję, że chciałaś pogadać o bzdurach, które naopowiadał nam Nate – rzucił Martin.

Dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersi.

- A co jeśli to nie są bzdury?

Nie chciała nawet rozważać takiej opcji, ale nie potrafiła o tym nie myśleć. Fakt, że jej rodzice mieli coś wspólnego z przemysłem narkotykowym, był już sam w sobie nie do zniesienia. Jeśli doszedłby do tego handel ludźmi... To by ją chyba zabiło.

- To jest chore – szepnęła. – Martin, co jeśli... Co jeśli w magazynie, na który miałam pierwotnie złożyć donos... - Spojrzała chłopakowi prosto w przestraszone, niebieskie oczy. – Skoro w tym drugim były narkotyki, to może w pierwszym...

- Nie, przestań – przerwał jej rudowłosy. – To nie jest film akcji. Handel ludźmi? Błagam cię. Przez dłuższy czas wątpiłem, czy coś takiego w ogóle istnieje.

- Oczywiście, że istnieje – prychnęła. – Mało takich rzeczy w wiadomościach? Handel ludźmi nie opiera się tylko i wyłącznie na sprzedawaniu organów. Setki dziewczyn do roku są porywane i sprzedawane do domów publicznych, wiadomości huczą od takich rzeczy. Tak samo jak o czarnych rynkach, na których sprzedawane są ograny i części ciała... - Emma poczuła jak robi jej się niedobrze. – Fakt, że to mogłoby się dziać pod naszymi nosami...

- Ale się nie dzieje – westchnął Martin. Chociaż uparcie trzymał się swojej wersji, dziewczyna widziała, jak cały się trzęsie. – Nate wyolbrzymia. Ubzdurał coś sobie i tyle. Zresztą. – Odwrócił się do niej. – Po to mnie tutaj zaciągnęłaś? Żeby jeszcze bardziej się nakręcać?

- Nie – odparła stanowczo Emma. Zerknęła na kamienną podobiznę Szekspira, która przyglądała się im karcąco. Dziewczyna spojrzała ponownie na Martina. – Przyprowadziłam cię tutaj, żebyś obiecał mi, że piśniesz ani słowa Shane'owi o nowych domysłach Nate'a. On nie może się o tym dowiedzieć.

- Ale... Ale ja muszę to zrobić. – Chłopak patrzył na nią z paniką. – Shane kazał mi donosić mu o wszystkim. O każdej poszlace i pomyśle, jaki wpadnie Nate'owi, Aidenowi albo Abby do głowy, niezależnie od tego jaki nie byłby szalony. Nawet jeśli to wydaje się idiotyczne, muszę o tym pogadać z Shanem.

- Nie możesz. – Emma zbliżyła się i złapała Martina mocno za ramiona. – A co jeśli Nate ma racje? Aiden i Abby też się pewnie w to wkręcą. Abby powtarzała, że to nie może być prawda, ale widziałam to w jej oczach. Zaczynała to naprawdę brać pod uwagę. – Wzmocniła uścisk na ramionach Martina. – Shane nie może się dowiedzieć. On może im zrobić krzywdę... - dodała błagalnie.

- Obiecałem, Em... - szepnął rudowłosy, wyrywając się z jej uścisku. – Obiecałem meldować o wszystkim. Nie mogę ryzykować, że zrobią coś Tessie. Zresztą, siedzimy w tym razem. Bezpieczeństwo twojej rodziny też jest na szali! Chcesz tym ryzykować!?

- Nie będziemy ryzykować niczym, jeśli zachowamy to w sekrecie – oznajmiła. – A jeśli Shane dowie się jakoś sam, powiemy, że nic o tym nie wiedzieliśmy. Że Nate nas nie poinformował.

- Ale poinformował i w tym problem! – żachnął się Martin, wplątując nerwowo palce w rude kosmyki.

- Obiecaj mi – nagabywała go dalej Emma. – Obiecaj mi, że nie pójdziesz z tym do Shane'a. Błagam.

Martin spojrzał na nią z pustym wyrazem twarzy.

Z całego serca pragnęła, aby tu i teraz przysiągł jej, że nic nie powie.

Ale on tylko dalej patrzył na nią smutnym wzrokiem i milczał.

***

Poniedziałek nie zaczął się dla Nate'a najlepiej.

Kiedy się obudził, pierwszą rzeczą o której pomyślał był handel ludźmi. To nie był najlepszy sposób na rozpoczęcie tygodnia.

Później ledwie zdążył na poranne zajęcia. Nie mógł nigdzie znaleźć telefonu (co wyjaśniało dlaczego jego budzik nie zadzwonił), później nie mógł dokopać się do wydrukowanego raportu, który miał oddać dzisiaj na psychopatologię, a na dobitkę skończyła mu się ulubiona zielona herbata. Chociaż Martin nie mógł mu pomóc w kwestii herbaty, pomógł mu znaleźć raport w chaosie notatek oraz cudem znalazł jego komórkę pod stosem ubrań.

Humor poprawił się Nate'owi dopiero po wykładach, kiedy spotkał się z Aidenem. Blondyn kończył tego dnia zajęcia dużo później od niego, ale miał akurat godzinne okienko, więc skorzystali z niego, aby spędzić ze sobą chociaż trochę czasu.

Na kampusie wciąż zalegała kilkucentymetrowa warstwa śniegu, ale teraz w niczym już nie przypominała nienaruszonego puchu, który zastali po powrocie na uniwersytet z przerwy świątecznej. Wszędzie było pełno śladów butów, śnieg z głównego dziedzińca został zagarnięty pod budowę dwóch koślawych bałwanów, które wyglądały jakby z utęsknieniem czekały na roztopy. Kawałek od nich kilku chłopaków rzucało się śnieżkami. Mogli i mieć już po dwadzieścia lat, ale na bitwę na śnieżki nigdy nie było się za starym.

Nate uśmiechnął się na ten widok, kiedy telefon zabrzęczał mu w kieszeni kurtki. Kolejny sms od Abby.

- Z kim ty tak ciągle piszesz? – zainteresował się Aiden. Szedł obok, przygarbiając się lekko z zimna. – Zdradzasz mnie?

- Tak, z Abigail – odparł z uśmieszkiem Nate. – Wszyscy od wczoraj nie mamy humoru i myślimy o jednym, ale na dobrą sprawę każdy ma jeszcze masę własnych problemów.

- To znaczy?

- Abby chce pogadać ze mną dzisiaj pod wieczór – mruknął, patrząc na wyświetlacz. – O Emmie.

- Ocho. – Blondyn kopnął pobliską zaspę śniegu. – Kłopoty w raju?

- Nie wiem, czy nazwałbym to kłopotami, ale mówi, że Emma ostatnio zachowuje się trochę dziwnie, chce pogadać i się mnie poradzić – prychnął, odpisując na wiadomość i chowając telefon do kieszeni. – Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do porad sercowych.

- Jesteś całkiem niezły jeśli chodzi o podnoszące na duchu, głębokie rozmowy i potrafisz logicznie spojrzeć na sytuacje, więc w sumie rozumiem jej wybór – przyznał z uśmiechem Aiden.

- Och... Dzięki – rzucił z miłym zaskoczeniem Nate.

- No i zgadzam się z tym, że Emma zachowuje się ostatnio trochę dziwnie – przyznał blondyn. – Chociaż nie wiem do końca, w czym tkwi rzecz.

Nate zatrzymał się w miejscu, patrząc na oddalające się plecy Aidena. Nie tylko Emma była ostatnio myślami gdzie indziej. Nate wiedział, że Aiden od sobotniego wieczoru myślał ciągle tylko o swoim bracie i o tym, czy mógł on podzielić los Marthy. Przez ten fakt, szatyn zaczynał żałować, że podzielił się z nim swoimi podejrzeniami, ale z drugiej strony nie mógł przecież milczeń. Teraz mógł więc jedynie trwać przy Aidenie i starać się jakoś odwracać jego uwagę od depresyjnych myśli.

Blondyn także przystanął i zaczął się odwracać w stronę Nate'a.

- Hej, zastanawiałem się może, czy byś nie-

Wypowiedź Aidena została przerwana przez nagłe zdarzenie jego twarzy ze śnieżką.

Wzdrygnął się, wyrzucając z siebie stek przekleństw.

- Cholera... - jęknął, pochylając się i otrzepując z twarzy resztki śniegu. – Nate! – warknął, patrząc oskarżycielsko na chłopaka.

Szatyn przyglądał mu się z uśmieszkiem, formując już w dłoniach kolejną śnieżkę.

- Tak chcesz się bawić? – W oczach Aidena zaczynało się malować wyzwanie. Lewa część jego twarzy zrobiła się czerwona od zderzenia z lodowatym śniegiem. – W porządku.

Po tych słowach rzucił się błyskawicznie w stronę murku okalającego Wydział Biologii i zgarnął z niego kupkę śniegu. Był wilgotny i idealnie się ze sobą lepił. Nadawał się perfekcyjnie do tworzenia solidnych, śnieżnych pocisków.

Gdy Aiden formował śnieżki, Nate rzucił w niego ponownie, ale chłopak zdążył się tym razem uchylić. Kilka mijających ich dziewczyn zaśmiało się na ich widok pod nosem.

Nate także śmiał się sam z siebie, dopóki nie dostał w nos pierwszą śnieżką. W tym momencie rozpętała się prawdziwa wojna.

Obydwoje przenieśli się bliżej środka dziedzińca, tak aby nikt idący chodnikiem przypadkiem nie oberwał rykoszetem.

Nate'owi udało się trafić Aidena jeszcze dwa razy. Kiedy blondyn szykował się do odwetu, szatyn próbował schować się za jednym z drzew, ale nawet do niego nie dotarł. Poślizgnął się, stracił grunt pod nogami i zaliczył piękną glebę, upadając w sam środek zaspy.

Kiedy się z niej wygrzebywał, Aiden zawisł nad nim z uśmieszkiem.

- Gdyby to była prawdziwa wojna, byłoby już po tobie – oznajmił. – Tak więc wygrałem. – Uniósł ręce w rękawiczkach i strząsnął resztki śniegu nad głową Nate'a. – Trzeba było nie zaczynać.

- A tam, fajnie było – przyznał.

- Racja.

Aiden przyklęknął obok Nate'a, uniósł jego twarz i złożył mu na ustach ciepły pocałunek. Szatyn nie był pewien, czy ktoś ich teraz widzi, częściowo zakrywała ich zaspa śniegu, ale nawet jeśli ktoś im się teraz przyglądał, to nie było ważne.

Nate oddał z radością pocałunek, a kiedy Aiden już się od niego odsunął, spojrzał na niego z uśmiechem.

Ostatnio w ich życiu było tyle lęku i niewiadomych, że czuł, iż powinien celebrować każdą ważną dla niego chwilę dwa razy bardziej.

Taką jak teraz, kiedy Aiden patrzył na niego ze szczerą miłością w oczach. Starał się zapamiętać ten obraz. Wyryć sobie w pamięci detale twarzy chłopaka. Jego szare, błyszczące oczy i długie rzęsy, łagodny łuk brwi, prosty nos i ładnie wycięte, uśmiechnięte usta, pięknie zarysowane kości policzkowe, blond kosmyki wystające teraz z pod czapki...

- Uwielbiam każdą najmniejszą cząstkę ciebie – rzucił cicho Nate.

Aiden otworzył szerzej oczy. Jego uśmiech się poszerzył.

- Mógłbym powiedzieć to samo – odparł, nachylając się i ucałowując Nate'a w czoło.

Następnie podniósł się i wyciągnął chłopaka z zaspy.

- Co chciałeś mi powiedzieć, zanim dostałeś śnieżką w twarz? – zapytał szatyn, otrzepując kurtkę i spodnie ze śniegu.

- Chciałem się zapytać, czy wpadniesz do mnie dzisiaj wieczorem. – Aiden włożył dłonie w kieszenie kurtki. – I może... zostaniesz na noc?

- Och...

- Łóżko jest wąskie, ale powinniśmy się zmieścić. – Mrugnął do niego.

- Pewnie, tylko... Mamy jutro obydwaj zajęcia z rana.

- No i? – Blondyn uniósł teatralnie brwi. – Przecież będziemy grzecznie spać.

Nate spojrzał na niego z politowaniem.

- No dobra, będziemy spać przez większą część nocy – naprostował Aiden. – Zresztą, nawet gdyby nie, cztery godziny snu powinny nam wystarczyć. No i mam na ósmą wykład, z którego w sumie mógłbym się zerwać, gdybym był bardzo zmęczony i-

- Dobra, dobra – zaśmiał się Nate. – To ósma wieczorem?

Aiden wyszczerzył się w uśmiechu.

- Ósma wieczorem.

***

Kiedy Aiden skończył tego dnia zajęcia, po głowie chodziła mu jedynie myśl o kawie. Było już po szóstej i teoretycznie kofeina o tej godzinie była już niewskazana, ale do nocy wciąż zostało sporo czasu. Zwłaszcza jeśli o ósmej miał wpaść do niego Nate. Za każdym razem, gdy tylko to sobie przypominał, mimowolnie uśmiechał się pod nosem.

Ponieważ słońce już dawno zaszło, a wieczorny mróz przechodził sam siebie, Aiden zrezygnował z wycieczki do Tea&Me i udał się po kawę do najbliższej wydziałowej kafeterii. Zamówił Macchiato z dodatkiem cynamonu i kilka minut później wyszedł z budynku z parującym tekturowym kubkiem.

Właśnie taki kubek trzymał wtedy w bibliotece, kiedy Nate wpadł na niego i wylał prawie cały napój na jego koszulkę.

- Dobre wspomnienia – mruknął pod nosem, upijając łyk kawy.

Uniósł wzrok akurat aby zobaczyć skręcającą w jego stronę Emmę.

- Cześć – rzucił, przystając na chodniku. – Wieczorny spacerek?

- Nie, niedługo zaczynam zmianę w Tea&Me – westchnęła. – Ale to tylko trzy godziny, więc jakoś przeżyje. A ty?

- Wracam z wykładów, zaszedłem po kawę. – Uniósł kubek. – Chcesz?

- Aiden Antony chce się podzielić ze mną kawą, do czego to doszło – zaśmiała się. – Ale nie, dzięki. Będę nią dzisiaj otoczona cały wieczór, więc podziękuję.

Chłopak skinął głową, pociągnął kolejny łyk i przyjrzał się uważniej dziewczynie.

Była zakutana w czarny płaszcz, a gruby fioletowy szalik przesłaniał jej częściowo twarz, jednak blondyn i tak mógł z łatwością odczytać z niej zmęczenie. Na bladej cerze dziewczyny sine cienie pod oczami odznaczały się dwa razy bardziej. Emma lubowała się od zawsze w dosyć mocnym, ciemnym makijażu, ale Aiden zauważył, że na jej powiekach brakowało teraz cieni, a na ustach bordowej szminki. Miała jedynie lekko podkreślone rzęsy.

- Słuchaj... - zaczął niepewnie, przebierając z nogi na nogę. – Wszystko u ciebie okej?

- Co? – Dziewczyna podniosła głowę i zerknęła na niego zaskoczona. – Tak, to znaczy... Nie gorzej niż u was – prychnęła. – Czemu pytasz?

Aiden pomyślał o tym, że Abby poprosiła Nate'a o poradę. Może Emma także jej potrzebowała, ale była zbyt dumna, aby się o nią ubiegać.

- A w sprawach sercowych? – wyrzucił z siebie w końcu Aiden. – Wiesz, jeśli coś jest nie tak, służę pomocą.

Emma uniosła wysoko brwi, po czym wybuchła śmiechem, wypuszczając na chłodne powietrze obłoczki pary.

- Czy ty właśnie sugerujesz mi pomoc w sprawach sercowych? – zapytała z niedowierzaniem. – Och, Aiden. To miłe, ale u mnie wszystko w porządku. Może raczej powinnam zapytać ciebie, czy nie potrzebujesz porady?

- Co takiego? – prychnął. – U mnie jest lepiej niż w porządku. Zapewniam cię – dodał, przypominając sobie z uśmiechem o wieczornych planach.

- Nie musisz kłamać. – Emma skrzyżowała ramiona na piersi.

- Nie kłamie – żachnął się Aiden. – Czemu miałbym? A może próbujesz po prostu odwrócić uwagę od siebie? Słuchaj, jeśli w jakiejś kwestii nie dogadujesz się z Abby...

- Przecież mówię, że wszystko gra! – rzuciła, zdzielając blondyna po głowie. – Coś się tak uparł?

Blondyn rozmasował sobie czubek głowy, zastanawiając się, czy wyjawić coś więcej. Może Emma naprawdę nie czuła, że w jej relacji było coś nie tak. Może tylko Abby widziała problem? Pewnie nie powinien o tym mówić, ale...

- Abigail rozmawiała dzisiaj z Natem w kwestii waszego związku – oznajmił. – Mówiła, że zachowujesz się ostatnio dziwnie i że potrzebuje porady sercowej.

- Słucham?! – wyrzuciła z oburzeniem dziewczyna. Policzki miała czerwone od mrozu. – Pierwsze słyszę. To Nate żalił się dzisiaj cały dzień na ciebie Abby.

Aiden przyjrzał się Emmie w osłupieniu.

- Co takiego? – prychnął. – A w życiu. Przecież to Abby chciała się z nim spotkać.

- Nie? – Emma nie dawała za wygraną. – To Nate do niej napisał z prośbą o spotkanie. Ponieważ tak ją to zaskoczyło i jednocześnie rozczuliło, że poprosił akurat ją o poradę sercową, opuściła nawet trening, który powinna zaczynać normalnie o szóstej i poszła się z nim spotkać.

- Co...? – mruknął z konsternacją Aiden. – To bez sensu.

- Czyli mówisz, że to Abby wyskoczyła z propozycją spotkania?

- Tak, pisali nawet przy mnie – oznajmił.

Aiden zaczął usilnie zastanawiać się nad tą bezsensowną sytuacją. Nie dało się tego logicznie wyjaśnić, chyba, że...

- Abby nie pisała z Natem... - oznajmiła nagle grobowym głosem Emma. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w bliżej nieokreśloną przestrzeń. – Ani Nate z Abby – dodała, potwierdzając obawy chłopaka.

Aiden poczuł jak staje mu na moment serce.

- O nie... - mruknął.

***

Ponieważ Emma wiedziała od Abby, że mieli spotkać się w parku naprzeciwko Tea&Me, od razu się tam udali. Czarnowłosa zadzwoniła do szefa, aby poinformować go, że bardzo przeprasza, ale spóźni się na dzisiejszą zmianę. To mogło mieć nieprzyjemne konsekwencje, ale mieli teraz ważniejsze rzeczy na głowie.

Kiedy zbliżali się do parku, Aiden czuł jak jego serce łomocze ze strachu. Nate był przekonany, że to Abby poprosiła go o spotkanie, jeśli jednak to nie było ona... To kto? I jak to było w ogóle możliwe? Rozmawiali przez smsy. Ktoś zhakował ich telefony? Jak?

Aiden zastanawiał się jeszcze nad tym wszystkim, gdy wraz z Emmą przeczesywali park. Był cichy i niemal zupełnie pusty, nigdzie nie było śladu ich przyjaciół. Zarówno czarnowłosa jak i chłopak próbowali dodzwonić się do Nate'a i Abby, ale obydwoje nie odbierali komórek.

- No odbierz... - szeptał blondyn, słyszącą głuchy, dziwnie przerażający w tych okolicznościach dźwięk sygnału.

Emma próbowała dodzwonić się do Abigail kawałek dalej. Aiden nigdy nie widział, aby to robiła, ale zauważył, że obgryza teraz nerwowo paznokcie.

- No dalej... - mówiła.

Aiden próbował dodzwonić się do Nate'a siedemnaście razy. Trzy razy obeszli park, po czym wrócili na uczelnię. Nate'a i Abby nie było w ich pokojach. Nie było ich nigdzie.

Aiden miał wrażenie, że to jeden z jego koszmarów, w których nigdzie nie może znaleźć szatyna i z których budził się cały spocony w środku nocy. Tylko, że tym razem działo się to na jawie i każda kolejna minuta bezradności powoli go zabijała.

Kiedy Nate nie stawił się o ósmej na umówione spotkanie, Aiden wiedział już, że obydwoje z Emmą nie wyolbrzymiają i coś naprawdę jest nie tak.

Dalej jak głupi próbowali się do nich dodzwonić. Zaangażowali w to także Martina, który wraz z nimi chodził późnym wieczorem po całym uniwersytecie, a później dał znać, że odezwie się do Aidena, jak tylko Nate wróci do akademika. Emma skontaktowała się za to ze współlokatorką Abigail.

Aiden nie spał tej nocy, cały czas trzymając komórkę w dłoni i raz po raz wydzwaniając do szatyna. Wciąż miał nadzieję, że to zły sen, z którego się obudzi. Obudzi się i rano wszystko będzie po staremu.

Jednak kiedy nastał ranek Nate'a i Abby dalej nie było.

Trzynastego stycznia Nathan Anderson i Abigail Hopper zostali oficjalnie uznani przez policję za zaginionych.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Hej wszystkim ~

Ode mnie tylko krótka informacja, że zbliżamy się powoli do końca opowiadania. Myślę, że pojawią się jeszcze z 3-4 rozdziały i... koniec :o

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro