3. Uważaj, bo się jeszcze zakochasz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#fratboySZ na twitterze

Jillian

Weekendy miały to do siebie, że musiałam się najpierw zregenerować i wypocząć po długim tygodniu, a gdy już nabrałam nowych sił i wnikała we mnie energia, by zrobić coś dla siebie, nastawał poniedziałek. Pierwsza część dnia polegała na tym, że ziewałam na zmianę z narzekaniem i dopiero popołudniu, gdy kolejne dawki kofeiny zaczęły w końcu spełniać swoją powinność, byłam w stanie myśleć na pełnych obrotach. Tym sposobem minęły mi wszystkie zajęcia i zanim się obejrzałam, było już grubo po trzeciej.

Zerknęłam na ekran telefonu, zastanawiając się, czy lepiej wyjdę na tym, gdy zaspokoję głód w pobliskiej taniej knajpce dla studentów, czy może powinnam podejść do sklepu spożywczego i samodzielnie coś przygotować, jednak wizja spędzenia najbliższej godziny na staniu w kolejce w obleganym markecie, skutecznie odwiodła mnie od tego planu. Opuściłam salę wykładową, debatując w myślach nad wyborem dania, którym uraczę swój burczący brzuch i jakże ogromne było moje zdziwienie, gdy obok drzwi zauważyłam dwóch dryblasów z akademickiej drużyny amerykańskiego futbolu. Zerknęłam na nich kątem oka, pakując zeszyt do torby. Nie kojarzyłam, by wcześniej pojawiali się w tym gmachu uniwersytetu, ale może na kogoś czekali. Dopiero po chwili, gdy ich spojrzenia spoczęły na mojej osobie, a później porozumiewawczo się nimi wymienili, zrozumiałam, że to ja byłam tym kimś.

Zacisnęłam wargi, przeklinając się w myślach za to, że nie wyszłam z auli natychmiast po skończeniu ćwiczeń, tylko zagadałam do profesora, upewniając się co do tematu eseju, który mieliśmy napisać. Ruszyłam przed siebie szybkim krokiem, udając, że nie widziałam czekających na mnie chłopaków, ale równie szybko oderwali się od ściany i już za moment zrównali się ze mną w taki sposób, że jeden szedł po mojej prawej stronie, a drugi po lewej. Westchnęłam. Skręciłam w korytarz prowadzący do wyjścia z budynku, nie zwalniając kroku, ale mój brak uwagi nie zniechęcił moich nowych towarzyszy.

- No hej - rzucił pogodnie jeden z nich.

- Siemaneczko - zawtórował mu drugi.

Znałam ich z imienia i nazwiska, Aiden i Miles, ale gdyby ktoś groził, że pokroi mnie żywcem, jeśli nie podam mu większej ilości danych, wkrótce byłoby o mnie głośno w lokalnej telewizji. Nie odpowiedziałam, przyspieszyłam. Wiedziałam, co mają na celu. Skoro Kyle'owi Sanfordowi nie poszło z przekonaniem mnie, bym nie publikowała artykułu, musieli zewrzeć szyki i działać większą grupą. Pomyślałam, że pewnie i oni przegrali jakiś zakład, skoro zostali do mnie oddelegowani.

Miles był chyba najwyższym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Musiał mieć co najmniej dwa metry wzrostu, a jego szerokie barki wyróżniały się nawet wśród napakowanych kolesi z drużyny. Gdy przypomniałam sobie kontrast między sylwetkami jego a mojej współlokatorki, Alishy, z którą swego czasu romansował, zachciało mi się śmiać.

- Dokąd tak zapierdzielasz, niebiańska niewiasto? - spytał, dorównując mi tempem.

Parsknęłam, spoglądając na niego z ukosa.

- Daleko od was.

- Chcieliśmy się tylko przywitać.

Zrobił dwa kroki w przód i zastawił mi drogę, sprawiając, że chcąc nie chcąc musiałam się zatrzymać. Uniosłam wyżej głowę, poprawiając torbę na ramieniu. Wokół zaczęło się robić tłoczno i każdy, kto chciał przejść korytarzem, musiał przepchnąć się miedzy nami, a to sprawiało, że studenci zerkali na nas z zaciekawieniem.

Aiden uśmiechnął się szeroko do przechodzącej obok dziewczyny i otaksował ją spojrzeniem, a gdy minęła naszą trójkę, odwzajemniając uśmiech, obrócił się na pięcie i już miał za nią pójść, gdy kumpel szarpnął go za łokieć.

- Nie teraz - mruknął Miles, po czym ponownie zwrócił się ku mnie. - Wiesz...

- Wiem - przerwałam mu. - Wiem wszystko. Nie musisz się produkować, bo i tak nic z tego nie wyjdzie, a wasze podchody niczego nie zmienią. Wręcz przeciwnie, zaczynają mnie irytować.

- A gdybyśmy mieli pewną propozycję? - Pochylił się, ściszając głos.

Uniosłam brew. Mimo że chciałam, by sobie odpuścili, moje wrodzone wścibstwo nie dałoby mi spokoju, gdybym się nie dowiedziała, na jak absurdalny pomysł wpadli tym razem. Rozbawiło mnie, że prawdopodobnie większość mieszkańców domu bractwa Kappa Alpha musiała wytężać mózg, by jakimś podstępem pokonać jedną niegroźną dziewczynę.

- Co to za propozycja? - Przesunęłam się w bok i wyminęłam ich, w końcu ruszając z miejsca.

- Nie do odrzucenia. Ale musisz przyjść do naszego domu.

Obróciłam gwałtownie głowę, sprawdzając wyraz jego twarzy, ale Miles nie żartował. Naprawdę chciał, żebym pojawiła się w ich bractwie, przez co komizm tej sytuacji wydał mi się jeszcze większy niż do tej pory. Co chcieli mi zaoferować w zamian za milczenie, że wymagało to ode mnie odwiedzin w ich śmierdzącej melinie?

Pchnęłam ciężkie drzwi i znalazłam się na betonowych schodach górujących nad dziedzińcem. Pokonałam kilka stopni, zanim obaj na nowo znaleźli się po moich bokach, co wyglądało, jakbym szła z obstawą ochroniarzy. Wypuściłam powietrze przez nos, zwlekając z odpowiedzią. Ta cholerna ciekawość kłuła mnie od środka, wbijając szpilkę w każdy organ.

- Mathias zrobił sernik z malinami - rzucił Aiden, jakby od niechcenia, obracając między palcami swoim telefonem. - Jak myślisz, Miles, został nam jeszcze jakiś kawałek?

Wzmianka o tym była nieprzypadkowa. Ten przebrzydły manipulant doskonale wiedział, co robi. Wykorzystał moją słabość do ciasta, które piekł jeden z ich współlokatorów jeszcze wtedy, gdy przez krótki czas jako licealistka umawiałam się z ich kolegą, Chazem Dixonem. Holender Mathias Janssen był nie tylko świetnym sportowcem, ale i znakomitym kucharzem i cukiernikiem. Szkoda tylko, że za nic w świecie nie chciał się podzielić przepisem na ten deser zesłany na ziemię przez bogów. Na samo wspomnienie rozpływającego się w ustach sernika niemal poczułam aromat świeżych malin. Do ust natychmiast napłynęła mi ślina.

- Wydaje mi się, że zrobił podwójną porcję. Jedna blacha jest chyba nietknięta - odpowiedział Miles, udając zamyślenie. - Może masz ochotę, Jillian? Z tego, co pamiętam, chyba ci smakowało?

Biłam się z myślami, prowadząc wewnętrzny dialog między rozumem a łakomstwem. Nie chciałam okazać słabości, nie mogli wiedzieć, że są w stanie złamać mnie wzmianką o cieście.

- Jeśli chcecie, żebym przekroczyła próg waszego domu, musicie ładnie poprosić - wyrzuciłam, udając obojętność, choć żołądek skurczył się na samą myśl o jedzeniu.

Miles złożył ręce jak do modlitwy, a zaraz to samo uczynił Aiden. Wyglądali tak, jakby szli do pierwszej komunii. Zaśmiałam się na głos, kręcąc głową z niedowierzaniem. Rozbawiło mnie ich zaangażowanie w sprawę.

- To za mało.

- Błagamy - powiedział Aiden, robiąc to udawanym płaczliwym głosem. - Czy to nie wystarczy?

- Nie. Musielibyście uklęknąć.

Świetnie się bawiłam, dostarczając sobie rozrywki w postaci przekomarzania się z tymi pajacami, jednak szybko przekonałam się, że żaden z nich nie zna granic przyzwoitości. Pożałowałam swoich słów, gdy spojrzeli na siebie, posyłając sobie konspiracyjne uśmieszki, po czym szybko zbiegli dwa schodki niżej. Miles rzucił się na beton, wbijając w podłoże oba kolana, gdy jego dłonie nadal pozostawały sklejone ze sobą. Nie sądziłam, że naprawdę to zrobią. Wytrzeszczyłam oczy, widząc, jak ludzie dookoła zatrzymują się i oglądają za siebie z rozdziawionymi ustami.

- Jillian, błagamy cię, zaszczyć nas swoją obecnością - wydukał, chwytając za ramię kolegę i ściągając go do parteru.

To niecodzienny widok, gdy klęka przed tobą gwiazdor uniwersyteckiej drużyny. Doznanie staje się jeszcze bardziej satysfakcjonujące, gdy obok niego klęka drugi.

Wzniosłam oczy ku niebu i wydęłam wargi, przytrzymując ich w niewiedzy, chociaż już doskonale wiedziałam, co zrobię. Musiałam ponownie poczuć smak tamtego sernika. Nie mogłam odpuścić sobie tej przyjemności. Pokręciłam głową i kiwnęłam na nich ręką, schodząc na dziedziniec i zamiast na obiad, kierując się w stronę uliczki, na której znajdowały się domy bractw.

***

Zajadałam się właśnie trzecim kawałkiem ciasta, wkładając widelczyk do ust tak powoli, jak to tylko było możliwe. Grałam na czas, patrząc z satysfakcją na pięciu chłopaków z drużyny, którzy rozsiedli się w fotelu, oczekując w napięciu, aż skończę się obżerać. Nakazałam im być cicho i zagroziłam, że jeśli któryś z nich zakłóci spożywanie posiłku, to zrobię się marudna i wtedy nici z ich niecnego planu, którego jeszcze mi nie wyjawili. Nie wiedziałam, gdzie podziała się pozostała część zawodników, może rzeczywiście byli zajęci, skoro nie zjawili się na zebraniu, a może nie chcieli brać w tym udziału. Samego głównego zainteresowanego, czyli Kyle'a, który wszystko schrzanił, oczywiście również nie było w domu.

- Kiedy... - odezwał się Aiden, ale podniosłam palec wskazujący, natychmiast go uciszając.

- Nie, nie, nie, mój drogi, umowa była inna. Najpierw jedzenie, a dopiero później interesy.

Blondyn przewrócił oczami, ale już się nie odezwał. Wbił plecy w oparcie mebla i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, czekając, aż skończę przeżuwać. Gapił się na mnie z taką intensywnością, że przez moment miałam ochotę zrobić mu na złość i poprosić o kolejną dokładkę, ale mój żołądek chyba by tego nie wytrzymał, a wolałam nie ryzykować, że pochoruję się z przejedzenia.

- Dobrze, zaczynajmy. - Odsunęłam od siebie talerzyk, wiercąc się tyłkiem na kanapie, żeby przybrać jak najwygodniejszą pozycję. - Co to za propozycja?

Chłopcy wymieniali się spojrzeniami, jakby robili telepatyczny konkurs na to, kto powinien zabrać głos i stać się głównym mediatorem. Stanęło na kapitana drużyny, Cade'a Fostera.

- W sumie mamy kilka propozycji. Wybierzesz taką, która będzie ci odpowiadała - zaczął, pochylając się do przodu. - Chociaż wydaje mi się, że już ta pierwsza jest nie do odrzucenia.

Zerknął na Milesa Dorseya, który wstał z fotela, wyprostował się i naprężył muskuły, przywdziewając cwany uśmieszek. Obserwowałam z kpiną, jak Cade staje przy kumplu i klepie go po ramieniu.

- Randka z największym mięśniakiem na uniwerku - palnął.

Patrzyłam na nich przez kilkanaście sekund, czując, jak przez ten czas moja buzia wykrzywia się w dziesięciu różnych minach. Wybuchłam gardłowym śmiechem i złapałam się za brzuch, nie potrafiąc się uspokoić, podczas gdy oni zacisnęli usta w kreski, niezadowoleni, że nie spodobała mi się wizja romansowania z jednym nich.

- Chyba największym podrywaczem - poprawiłam, dławiąc się z rozbawienia.

- Potrafię być romantyczny. - Miles chyba poczuł się urażony, więc próbował wpłynąć na moją decyzję. - Twoje serce to złoty skarb, a ja jestem piratem, który lubi świecidełka. Dodaj sobie dwa do dwóch.

- Policzyłam. Suma pokazuje, że masz najebane we łbie - skwitowałam. - Umawianie się z tobą to żaden prestiż. Już większym rozgłosem cieszyłabym się wtedy, gdybym umówiła się z kapitanem drużyny.

Chłopcy zaśmiewali się pod nosem, słuchając naszej wymiany zdań. Najwyraźniej uradował ich fakt, że pocisnęłam ich kumplowi. Nie uraziłam jego męskiego ego, bo było tak ogromne, że nie dałoby się go przebić młotem pneumatycznym, ale moja odpowiedź go rozdrażniła, więc ponownie wbił tyłek w fotel.

- Ale ja mam dziewczynę. - Cade zaczął się wzbraniać, słysząc wzmiankę o kapitanie.

- I fajnie, bo i tak bym się z tobą nie umówiła. Kolejna propozycja na liście, słucham. Oby była lepsza.

Mathias przyniósł mi szklankę wody z lodem i miętą. Położył ją na stoliku i uśmiechnął się przepraszająco za swoich kolegów. Był sympatyczny, lubiłam go, a jego ostry holenderski akcent zawsze rozczulał, gdy czasami starał się znaleźć odpowiednie słowo w języku angielskim. Według mnie jak na to, że mieszkał w Stanach od trzech lat, radził sobie świetnie.

- Dostaniesz wyłączność na zdjęcia z naszych rozgrywek. - Aiden wtrącił się do rozmowy.

Zwęziłam oczy, na moment się zapominając, przez co w oczach chłopaka zobaczyłam niebezpieczną iskrę. Zorientował się, że ta opcja spodobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza, a to mogło oznaczać moją zgubę. Posiadanie wyłączności na robienie zdjęć niosło za sobą wiele zalet i możliwości, a jedną z nich było to, że każdy portal internetowy w Kalifornii, chcąc napisać artykuł o meczu, musiałby zwrócić się do mnie z prośbą o udostępnienie plików.

- Na cały sezon. - Aiden wszedł mocniej do gry, wychwytując w mojej reakcji szansę na to, że się skuszę.

Przesunęłam językiem po zębach, płynąc wzrokiem po każdym z siedzących przede mną zawodników. Byłam ciekawa, ile będę w stanie z nich wyciągnąć i na ile się odważą, by tylko powstrzymać mnie od opublikowania skandalu, w którym główną postacią był ich lubujący się w studentkach trener. Nie mieli pojęcia, że tak naprawdę już dzień wcześniej podjęłam ostateczną decyzję co do tego, co zrobię. Klamka zapadła, ale zabawnie było patrzeć na ich starania. Byłam jędzą.

- I wejściówkę do naszej szatni. - Podjął Mathias, widząc, że licytowanie się naprawdę działa. - Będziesz miała dostęp do zdjęć za... kulisami. - Spojrzał na Aidena w poszukiwaniu potwierdzenia, że dobrze to wymówił. - Tak, za kulisami.

Już miałam się odezwać, twierdząc, że muszę się zastanowić, gdy drzwi domu otworzyły się z hukiem i do środka wtoczył się zziajany Kyle, a tuż za nim Chaz. Musieli wrócić z joggingu, bo mieli na sobie sportowe spodenki i t-shirty, a z ich czół spływał pot. Przeszli przez przedpokój i zatrzymali się w progu salonu, robiąc to tak gwałtownie, że wyglądało to tak, jakby nagle powstrzymała ich jakaś magiczna bariera. Spojrzeli na nasze zgromadzenie, a ich oczy wyraźnie powiększyły swój rozmiar. Zrozumiałam, że reszta drużyny zataiła przed nimi zaplanowaną intrygę.

- Co się tutaj dzieje? - wydusił Kyle.

- Dobijamy targu - wytłumaczył Miles, odzywając się po raz pierwszy od chwili, w której dałam mu kosza z powodu oferty pseudo randki.

- Wam już całkowicie odbiło. - Sanford zacisnął szczęki i poruszył nimi w złości.

Chaz wbił we mnie zaskoczone spojrzenie, a jego usta wygięły się ku górze. Poruszyłam się niespokojnie, czując mrowienie na szyi, gdy po raz kolejny w swoim marnym życiu pomyślałam, że to niesprawiedliwe, że jest taki przystojny. Nie przywitał się, tylko od razu pokręcił głową z rozbawieniem i zniknął w kuchni.

- Co wymyślili? - Kyle ponownie się odezwał, przyciągając moją uwagę.

Oblizałam usta, czując na nich słodki posmak sernika.

- Miles zaprosił mnie na randkę - palnęłam, uznając nagle, jestem ciekawa jego reakcji na ten durnowaty pomysł.

Na twarzy bruneta wymalował się grymas. Uderzył się otwartą dłonią w czoło i zaczął kręcić głową z niedowierzaniem. Z jego gardła wypadł przeciągły jęk rezygnacji. Podszedł bliżej i przystanął nad fotelem kolegi, wzdychając, co jeszcze mocniej rozentuzjazmowało pozostałych, dla których to spotkanie musiało być niebywałą rozrywką.

- Serio? Akurat ty, Miles? Czy was już całkowicie pogięło? Mieliśmy ją do siebie przekonać, a nie robić sobie z niej wroga.

- Uważasz, że czegoś mi brakuje?

- Przede wszystkim mózgu - odpyskował i przeniósł uwagę na mnie. - To się więcej nie powtórzy. No chyba, że... - na moment się zawahał - zgodziłaś się?

Wbiłam w niego spojrzenie pełne politowania. Jeśli sądził, że jestem desperatką, która poszłaby na randkę z kimś takim jak jego znany z licznych podbojów kolega, to chyba miał nierówno pod sufitem. Poza tym on kiedyś spotykał się z moją współlokatorką, a były jakieś zasady i granice.

Prychnęłam ostentacyjnie i podniosłam się z mebla. Zabrałam ze stolika pusty talerz i obróciłam się do nich plecami, idąc w stronę kuchni.

- Hej - rzuciłam, wchodząc do pomieszczenia i uśmiechając się.

- Hej. - Chaz przesunął się, robiąc mi miejsce przy wysepce kuchennej. - Nie miałem z tym nic wspólnego, przysięgam. - Uniósł dłonie w obronnym geście.

- Wiem. Nie posądzam cię o taką głupotę. - Roześmiałam się, widząc jego skruszoną minę.

Rozpogodził się. Podsunął mi pod nos blachę z sernikiem, ale odmówiłam znaczącym ruchem głowy. Otworzył jedną z głębokich szuflad i wyjął ze środka pojemnik do przechowywania żywności. Odkroił spory kawałek ciasta i przełożył go do opakowania.

- Będziesz miała na jutro. - Wytłumaczył, zamykając pokrywkę.

Odwrócił się w moją stronę całą sylwetką, opierając biodrem o blat. Koszulka przykleiła mu się do mokrego po biegu ciała, a jasnobrązowe włosy odrobinę przyklapły, ale w żadnym stopniu nie ujmowało mu to uroku. Niebieskie oczy wędrowały za mną, gdy otrzepywałam talerz z okruchów i wsuwałam go do zmywarki.

- Co słychać? - zagadnął.

- Nic godnego zapamiętania.

- A u twojego brata?

- Świetnie. Jego biuro całkiem nieźle sobie radzi i chyba otworzy drugi oddział.

Rozmawianie z Chazem było niewymuszone i swobodne. Zawsze czułam się dobrze w jego towarzystwie, miał w sobie jakiś dziwny spokój, który udzielał mi się za każdym razem, gdy był w pobliżu. Doceniałam, że po tym, jak niespełna dwa lata wcześniej postanowiłam przerwać naszą relację, nie zrobił afery, tylko przyjął moją decyzję na klatę. Uszanował fakt, że nie byłam gotowa na stały związek, choć wtedy wielokrotnie powtarzał, że trzy miesiące, które ze sobą spędziliśmy, zostaną w jego pamięci już na zawsze. Zachowywał się dojrzale i nie unikał mnie tylko dlatego, że dałam mu kosza. Był porządnym chłopakiem, a do tego mój starszy brat bardzo go polubił, co nie zdarzało się zbyt często, gdy w grę wchodzili faceci, z którymi się spotykałam. Był wyjątkiem wśród futbolistów, Jonathan również to zauważył i ubolewał, gdy oznajmiłam, że ja i Chaz to już przeszłość.

- Wybierzesz się ze mną na kawę? - wypalił bez ostrzeżenia, przygryzając dolną wargę.

Rozdziawiłam usta, zaskoczona pytaniem. Nie wchodziło się dwa razy do tej samej rzeki i nie wiedziałam, dlaczego po tym, jak z nim zerwałam, chciałby znowu mieć ze mną do czynienia. Dziewczyny wodziły za nim maślanymi oczami i miał w czym przebierać, ale rzadko widywałam go w towarzystwie płci przeciwnej. Właściwie chyba tylko dwa razy natknęłam się na niego w kawiarni, gdy siedział przy stoliku z jakąś blondynką.

- To chyba nie jest dobry pom...

- To tylko kawa, Jillian. Koleżeńska. Nie zapraszam cię na randkę. - Uściślił, kręcąc głową z wesołością, że wywarł na mnie takie wrażenie.

- Na pewno?

- Tak. Nie będę cię podrywał, obiecuję.

Podniósł dwa palce, układając je w taki sposób, że wyglądał jak harcerz. Skrzyżowałam ramiona pod biustem, patrząc na niego w zamyśleniu.

- I tak by ci się nie udało - powiedziałam po chwili.

- Nie bądź taka wredna, przecież już raz całkiem dobrze mi poszło.

Szturchnął mnie żartobliwie łokciem, ale przez to, że był wyższy i silniejszy, zrobił to mocniej, niż miał w zamiarze. Przesunęłam się o pół metra, a moja dłoń, którą opierałam się o wysepkę, prześlizgnęła się po marmurowym blacie i zjechała z niego, przez co z trudem utrzymałam równowagę. Chaz złapał mnie za biodra, ratując z opresji.

- Boże, twoja koordynacja ruchowa nadal jest do dupy.

- Spadaj, Dixon. - Odgryzłam się. - Lepiej idź pod prysznic, bo śmierdzisz i cały się lepisz.

Chłopak zacisnął palce na koszulce i naciągnął materiał pod nos. Zrobił kwaśną minę i kiwnął głową, bezdźwięcznie przyznając mi rację. Wyminął mnie i na odchodne poczochrał mi jeszcze włosy, żeby mnie wkurzyć. Opuszczając kuchnię, śmiał się do rozpuku, gdy wystawiłam mu środkowy palec. Minął się z drzwiach z Sanfordem.

Kyle wkroczył do pomieszczenia z gniewnym wyrazem twarzy. Pomysły kolegów nie przypadły mu do gustu i zamierzał to okazywać, bocząc sią i rozdając na prawo i lewo fochy. Ujrzawszy mnie, przystanął. Wypuścił głośno powietrze, po czym jednak zrobił jeszcze dwa kroki. Zatrzymał się przed lodówką, którą natychmiast otworzył i wyjął ze środka schłodzoną butelkę jakiegoś witaminowego napoju dla sportowców. Pochłonął połowę zawartości w kilku haustach i dopiero wtedy znowu zwrócił na mnie uwagę.

- Nie wiedziałem, że chcą cię tu zaprosić.

Wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie przeszkadzał mi pobyt w domu ich bractwa, tym bardziej, że porządnie mnie nakarmili. Nie byli nachalni, a jedynie nieporadni i żałośni w swoich próbach, ale dzięki temu dostarczali mi trochę rozrywki.

Chłopak chwycił za dół t-shirtu i w ułamku sekundy bez krępacji go z siebie zdjął. Odchylił się w uldze, oddychając głęboko, gdy oparł tył głowy o zimne drzwi lodówki. Bez wahania zlustrowałam jego ciało. Napięte mięśnie ramion uwydatniły wyrysowane na lewej ręce tatuaże, a na jego wyrzeźbionym torsie błysnęły kropelki potu. Cieniutka strużka powędrowała pomiędzy żebrami, kończąc swoją drogę przy nisko opinającej biodra gumce spodenek. Dolne partie brzucha układały się w idealną literę V.

O cholerka, jaki miły dla oka widok.

- Uważaj, bo się jeszcze zakochasz - zakpił Kyle, wyrywając mnie z obserwacji.

- Za późno. Już się zakochałam. - Westchnęłam z dramaturgią, udając, że się wachluję. - Och, Kyle, jesteś taki seksowny. Weź mnie na blacie kuchennym i wstrząśnij moim małym światem.

Zmienił pozycję, odrywając się od lodówki. Zbliżył się, patrząc na mnie z góry. Jego piwno-zielone oczy pochwyciły moje wyzywające spojrzenie, gdy zadarłam odważnie głowę.

- Kusząca wizja, gdyby nie to, że na tym blacie jadamy posiłki. - Wyszczerzył się, podchwytując moje poczucie humoru i drażniąc się ze mną. - Jak na tak ładną dziewczynę masz bardzo brzydkie myśli.

- Więc jestem ładną dziewczyną, tak? - drążyłam, naigrywając się.

- Tak.

Uśmiechał się tak szeroko, aż byłam pełna obaw, że za chwilę popękają mu policzki. Po jego szyi torowała sobie ścieżkę następna mokra strużka. Przechylił się i wyciągnął ramię w moją stronę, ale jego ręka sprawnie mnie ominęła i sięgnęła do tyłu, do blachy z ciastem. Ukradł z wierzchu dwie soczyste maliny i wepchnął sobie do ust.

- I teraz wpada ten tandetny tekst, że jestem ładna, ale nie w twoim typie?

Przesunął kciukiem po dolnej wardze. Oblizał opuszkę palca, a w powietrzu zawisł owocowy aromat.

- Tego akurat nie powiem, bo jesteś. - Wzruszył ramionami i odsunął się, ponownie sięgając po napój.

Chciał mnie zagiąć, wprawić w zakłopotanie. Tylko że nie był pierwszym kolesiem, który próbował takich sztuczek. Większość miała z zanadrzu wyuczone na pamięć frazesy i gesty, które miały zwalić dziewczynę z nóg. Byli powtarzalni i nudni. Kyle udowodnił, że jest jednym z nich. Był typem faceta, przed którym zawsze ostrzegał mnie mój brat.

- Widok umięśnionego dryblasa nie robi na mnie większego wrażenia. Mój brat i jego kumple z drużyny spędzali sporo czasu w naszym domu. - Odwróciłam się na moment, by zabrać pudełko z kawałkiem sernika. - Trochę odskoczyliśmy od tematu.

- Tak, przejdźmy do meritum. - Przestał żartować. Przejechał dłonią po wilgotnych włosach. - Podjęłaś decyzję?

- Obiecujecie, że będę miała wyłączność na fotki?

- Tak.

- I będę mogła wchodzić do szatni w trakcie waszych treningów?

Przerolował językiem po wewnętrznej stronie policzka. Nie był ukontentowany tym, na co porwali się jego koledzy.

- Jeśli to ma zapobiec publikacji o trenerze Spencerze, to tak - odpowiedział z ociąganiem. - Więc jak? Umowa stoi?

Wysunął przed siebie swoją dużą dłoń, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Udałam, że się namyślam, podczas gdy tak naprawdę w mojej głowie zamajaczyło wspomnienie rozmowy, którą przeprowadziłam poprzedniego dnia.

*- Jill, nie możesz tego zrobić. To ci zrujnuje karierę. - Usłyszałam na linii westchnięcie Jonathana.

- Chyba chciałeś powiedzieć, że rozkręci?

- Nie. Wręcz przeciwnie. - Mój brat mruczał w słuchawkę telefonu, wyrażając swoje obawy. - Rozumiem, że to ci ciąży na sercu i czujesz, że to twoja dziennikarska powinność, ale jeśli teraz ogłosisz światu, że trener ich ukochanej drużyny, która przynosi uczelni niemałe zyski, leci na studentki, to posypie się cały sezon.

- I co z tego?

Słyszałam, jak Jonathan przeklina pod nosem. Nigdy nie był fanem mojego uporu.

- Schrzanią sezon, uciekną sponsorzy. Kogo będą winić? Na pewno nie trenera, który lubi sobie poruchać młodsze, mimo że to karygodne i nie powinno mieć miejsca.

Przymknęłam powieki, gryząc się w język, by nie powiedzieć, że mam to w dupie. Byłam świadoma, że mogę stać się celem, na którym wszyscy wyładują swoje frustracje, ale chciałam być rzetelna w tym, co robię.

- Nikt na uczelni nie będzie chciał z tobą rozmawiać. Nie zdobędziesz materiału do żadnego wywiadu, bo każdy będzie się bał, że weźmiesz ich pod włos i wyciągniesz na światło dziennie ich sekrety. Więcej na tym stracisz niż zyskasz.

- To co według ciebie powinnam zrobić? Zamieść sprawę pod dywan? - spytałam z rozdrażnieniem, niechętnie przyznając w myślach, że brat ma trochę racji.

- Nie, absolutnie. Opublikuj tylko co, co pokazuje drużynę w dobrym świetle, coś ciekawego, no wiesz, jakieś zabawne anegdotki, a sprawą Spencera zajmij się później. Zbierz odpowiednie informacje, udokumentuj to, co znajdziesz, a po zakończeniu sezonu pójdź z tym do prasy stanowej i zrób skurwielowi jesień średniowiecza, żeby już więcej nie dobierał się do uczennic.*

Kyle uniósł brwi w zniecierpliwieniu. Spojrzałam na jego rękę i pewnie ją uścisnęłam, przypieczętowując naszą umowę. Chłopak wypuścił ze świstem powietrze. Kamień spadł mu z serca, że jego kumple nie oberwą przez jego niewyparzoną jadaczkę. Oczami wyobraźni widziałam zadowolone twarze nadętych kolesi, którzy uznają, że udało im się mnie przekupić.

Uśmiechnęłam się przebiegle. Przychodząc do domu Kappa Alpha, wiedziałam już, że reportaż o Spencerze nie pojawi się w najnowszym wydaniu uczelnianej gazetki. Nie mieli pojęcia, że siedząc na kanapie w ich salonie i zajadając się sernikiem, czekałam na rozwinięcie sytuacji i kalkulowałam, która z ich pseudo łapówek, którą swoją drogą dostanę za nic, będzie dla mnie najbardziej korzystna.

Przechytrzyłam całą drużynę futbolistów. I czułam się z tym zajebiście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro