Press start

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiele było osób takich jak Ran, którzy nie do końca radzili sobie z własnymi umiejętnościami, przez co normalne funkcjonowanie w społeczeństwie było niemożliwe i graniczyło z cudem. Takie „wyjątki", jak miała w zwyczaju mówić, trafiały do specjalnych ośrodków, w których starano się pomóc w zapanowaniu nad zdolnością, jednak jeśli wszystko zawodziło, pozostawało tylko faszerowanie lekami ograniczającymi. Czy było to słuszne? Z pewnością było to robione w dobrej wierze, jednak skutki uboczne zażywania leków specjalnie stworzonych pod dany dar były wciąż odkrywane. Zazwyczaj był to potworny ból głowy, bądź brzucha, ale zdarzały się sytuacje, w których biorca nie mógł oddychać, a nawet dostawał ataku epilepsji. Wszystko to było jedną wielką ruletką, na którą godziły się rodziny owych „wyjątków".

Jasny korytarz prowadzący do biblioteki był dobrze oświetlony i pozbawiony żywej duszy. Dziewczyna powolnym krokiem zmierzała w stronę drzwi, starając się nie przewrócić na mocno wypolerowanym parkiecie. W całym pomieszczeniu roznosił się zapach cytrynowego środka do czyszczenia, którego wręcz nienawidziła. Spędziła już w ośrodku siedem lat i nic poza niektórymi pacjentami się nie zmieniło, nawet cholerny płyn do podłóg. Znała na wylot każdy kąt w kilkuset metrowej posiadłości i wszystkie możliwe grafiki, rozpoczynając od zmian na kuchni, po prace ogrodowe. Nie cierpiała tego miejsca i swoich rodziców, którzy po zobaczeniu ulotki ośrodka prawie natychmiastowo ją spakowali i zawieźli. Miała wtedy zaledwie trzynaście lat i nadal łudziła się, że wrócą i ją stąd zabiorą. Teraz nawet o tym nie śniła. Ubezwłasnowolnili ją na drodze sądowej, pomimo, że nawet nie brała udziału w rozprawie. Tłumaczyli się jej dobrem, ale prawda była zgoła inna, gdyż nawet przed samym sobą nie chcieli przyznać, że ich własna córka budziła w nich strach, a na wspomnienie nieszczęsnego incydentu, obrzydzenie.

Po przekroczeniu progu biblioteki, cicho przywitała się z siedzącym przy biurku mężczyzną i ruszyła w najdalszy kąt sali. Potrzebowała spokoju i ciszy, której bez przeszkód mogła zaznać tutaj. Akurat dzisiaj głowa bolała ją niemiłosiernie, przez co ostatnim, czego sobie życzyła to siedzenie na cotygodniowym wieczorze kinowym, który odbywał się w pokoju dziennym. Co prawda nie mieli dostępu do internetu, ale posiadali imponującą kolekcje filmów na DVD, które zdążyła poznać na pamięć. Usiadła na wygodnej dwuosobowej kanapie i oparła się na poduszkach, zamykając oczy. Starała się rozluźnić mięśnie twarzy, jednak głos dobiegający zza jednej z wysokich półek na książki jej to uniemożliwił.

- Ej - powiedział ktoś, na co czarnowłosa zmarszczyła brwi i rozejrzała się wkoło. Nikogo nie było. - Podejdź tu. - Głos dobiegał z jednego z niewielkich korytarzy między półkami. Spięła się cała i zawahała. Czyżby leki już nie działały, tak jak dotychczas? Chwilę jeszcze siedziała, po czym wstała i skierowała się do odpowiedniego miejsca. Z duszą na ramieniu zajrzała tam, jednak było pusto. Serce zaczęło walić jej jak młotem i miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Ręce trzęsły się jej pomimo ściskania ich na materiale kraciastej spódnicy.

Nie mogło jej się przesłyszeć. Te słowa zostały zbyt wyraźnie powiedziane, na dodatek się powtórzyły. Wzięła głęboki oddech i westchnęła. Wygładziła materiał pogięty przez jej palce i odwróciła się z zamiarem wrócenia na swoje miejsce. Zamarła, widząc młodego chłopaka opartego o regał.

- Zdziwiona? - spytał, uśmiechając się szeroko. - Doktorek nie powiedział, że do leków organizm się przyzwyczaja? No cóż, jego błąd.

- C-czego chcesz? - zająknęła się i cofnęła o krok.

- Nudzi mi się i potrzebuję jakiejś rozrywki. - Odsunął się od półki i ruszył powoli ku przerażonej dziewczynie, która z każdym jego krokiem oddalała się. Poruszał się bezszelestnie ze wzrokiem utkwionym w drobnej sylwetce brunetki, która odsuwała się coraz dalej, dopóki ból głowy przeszył gwałtownie jej głowę, przez co skrzywiła się i zatrzymała. Szatyn wykorzystał to i już wyciągał w jej stronę rękę, kiedy rozległ się głośny dzwonek, a zaraz potem wybuch. Ran oprzytomniała i wykorzystała moment zawahania się chłopaka, żeby uciec. Gnała przez czysty korytarz, który teraz zapełniał się pacjentami i opiekunami, którzy kazali wracać do swoich pokoi. Ona nie mogła tego zrobić, była zbyt przerażona na to, żeby dać się złapać i wsadzić w cztery ściany, w których zapewne on ją znajdzie.

Im bliżej schodów była tym wrzawa stawała się głośniejsza. Liczne krzyki i odgłosy szamotaniny rozdzierały jej uszy, jednak nie zważała na to. W końcu to, tak samo jak tamten chłopak to tylko wytwór jej zdolności. Nic więcej, a raczej tak sobie tłumaczyła. Schodziła na dół, skacząc po dwa stopnie, aż pod koniec potknęła się i przewróciła, zdzierając na nierównych deskach kolana i dłonie. Z jękiem wstała i dotknęła krwawiącej rany na nodze, przez co syknęła. Nagły świst obok jej głowy, a następnie huk tłuczonego szkła nakazał jej się odwrócić. Na szczycie schodów stał brunet, a jego twarz rozciągnięta była w uśmiechu. Wyglądało na to, że to dla niego nic innego, jak zabawa w kotka i myszkę, przy czym Ran z pewnością była gryzoniem.

Krzywiąc się ponownie zaczęła uciekać przez korytarze, nie zatrzymała się, kiedy zobaczyła ślady świeżej krwi ani tym bardziej niezidentyfikowane przez nią ciała. Przystanęła dopiero w momencie, gdy rozpoznała w pustych już oczach swoją nauczycielkę od japońskiego. Jej twarz zamarła w przerażeniu, a martwe spojrzenie kierowała wprost na dziewczynę. Brunetką wstrząsnął szloch w momencie, kiedy uświadomiła sobie, że to wszystko, co widziała nie było jej zdolnością tylko prawdą.

- Ran? - usłyszała głos kobiety i podniosła wzrok. Nad ciałem zmarłej stał duch denatki w całej krasie. Przyglądała się swojemu leżącemu ciału, po czym spojrzała na czarnowłosą.
- Musisz uciekać, niebezpieczni ludzie wdarli się do środka i cię szukają.

- A-ale, dlaczego akurat mnie?

- Nie mam pojęcia, ale przeczuwam, że nie mają dobrych zamiarów. Chodź przeprowadzę cię bezpieczną trasą do drzwi - powiedziała i chciała iść w stronę dziewczyny, jednak zatrzymała się gwałtownie, czując szarpnięcie.
- C-co robisz?! - spytała, patrząc na Saito, która aktualnie miała zamknięte oczy. Kolejne pchnięcie sprawiło, że cofnęła się praktycznie pod zwłoki. Nastała chwila ciszy, po której nauczycielka z przyzwyczajenia próbowała wziąć oddech, ale nie mogła. Znajdowała się w swoim martwym ciele, którego na dodatek nie kontrolowała.

- Proszę prowadzić - powiedziała dziewczyna, a kobieta uniosła się posłusznie do pionu i ruszyła przez korytarz.

- Dlaczego wepchnęłaś mnie z powrotem w moje ciało? - spytała, kiedy odzyskała część władzy i mogła samodzielnie poruszać ustami.

- Była pani duchem, więc nie wiadomo dokładnie, kiedy zniknie.

- Nie przyjmowałaś leków? - spytała po chwili namysłu, choć wiedziała, że to głupie. Nie dało się nie przyjmować medykamentów. Brało się je w otoczeniu mnóstwa ludzi, a następnie było się zamykanym na jakiś czas w pokoju dziennym przy pielęgniarce, żeby mogły się strawić. Nie raz zdarzało się, że pacjenci wywoływali wymioty, żeby się ich pozbyć, stąd rygorystyczne podejście.

- Nie wiem, brałam je regularnie.

- Więc przestały działać - mruknęła bardziej do siebie niż do idącej za nią czarnowłosą.
- Poczekaj tu - powiedziała, a kiedy dziewczyna stanęła nauczycielka skręciła w korytarz i przemierzyła go, rozglądając się.

- No proszę, proszę - odezwał się chłopak, stojąc za nią. Brunetka tym razem nie uciekała, choć nogi trzęsły się jej z każdym kolejnym krokiem, który wykonał w jej stronę. Jeśli leki nie działały, mogła bez problemu się go pozbyć i odesłać. Musiała się tylko przemóc i pokonać rosnące w niej przerażenie na myśl o użyciu zdolności, którą się nie posługiwała od dnia, w którym przez przypadek wcisnęła ducha w ciało własnego dziadka na pogrzebie. Do teraz pamiętała sytuację, kiedy trumna się otworzyła, a staruszek wyszedł z niej w pełnej krasie, jednak nie mógł nic powiedzieć. Trwało to dosłownie kilka minut, bo zaraz potem jego duch odszedł, a ciało z łomotem upadło na ziemię tuż przed przerażoną rodziną i zaproszonymi gośćmi. Wtedy też po raz pierwszy rodzice spojrzeli na nią ze strachem w oczach, zupełnie jakby zamiar własnej córki widzieli w niej potwora. - A co to? Ptaszek nie ucieka? - przystanął tuż za nią, aż poczuła lekki powiew wiatru.

- Nie tym razem - powiedziała cicho i odwróciła się. Była od niego niższa, dlatego musiała zadrzeć głowę ku górze, żeby móc spojrzeć mu w twarz. Szatyn na oko miał tyle samo lat, co ona, jednak on nie starzał się, ani nie zmieniał, gdyż nie żył od kilku lat. Był pacjentem ośrodka, który zmarł jeszcze przed przybyciem Ran.

Zobaczyła go po raz pierwszy podczas świąt, kiedy przez przypadek obniżyli jej ilość leków, które musiała przyjąć. Ten w momencie, gdy spostrzegł, że brunetka może go zobaczyć i rozmawiać za wszelką cenę starał się zabawić jej kosztem. Jego zdolnością za życia była możliwość kontrolowania wody, którą posiadał w pewnym stopniu w swoim obecnym stanie. Płatał jej mnóstwo żartów, sprawiając niejednokrotnie, że podczas prysznica nie mogła spłukać piany, gdyż woda w rurach przestała lecieć lub wręcz przeciwnie woda leciała bez ustanku, zalewając kuchnie, bądź łazienkę. Było to uciążliwe i ściągało na nią mnóstwo kłopotów, jednak zdarzało się to rzadko, bo chłopak w obecnym stanie nie mógł nawet w jednej ósmej panować nad mocą. Wymagało to od niego mnóstwa wysiłku, tak samo było z zrzuceniem jakiegoś przedmiotu lub poruszeniem czymś. Jednak najgorsze w tym wszystkim było próbowanie przejęcia ciała dziewczyny, co starał się zrobić nawet teraz. W ten sposób mógł na chwilę z powrotem wrócić do żywych i na nowo poczuć, jak to jest oddychać, bądź dotykać. Jednak, żeby to zrobił ona musiała przestać się opierać.

- Nie sprzeciwiaj się - warknął i zbliżył na odległość kilku centymetrów od jej twarzy. Nagły tupot butów i chichot wytrącił go z równowagi, przez co wyprostował się i spojrzał w tym samym kierunku, co brunetka.

- O! Tu ktoś jest! - zawołała niska blondynka w dwóch koczkach do kogoś w korytarzu obok. W prawej ręce trzymała zakrwawiony nóż, a na brzuchu miała zapięty pas, który łączył się z dziwnym pojemnikiem na plecach. - Jestem Toga! - przedstawiła się i przełożyła broń do lewej dłoni. - Nie wiedziałam, że jesteś tak słodka Ran. - Brunetka zamrugała kilka razy, nie dowierzając, że usłyszała swoje imię.

- Skąd znasz moje imię? - spytała i kompletnie zignorowała ducha chłopaka, który zdawał się irytować coraz bardziej. Jednak blondynka nie zdążyła odpowiedzieć, bo przerwał jej męski głos.

- W końcu się znalazła - powiedział mężczyzna, którego ciało pokryte było łuskami. Zaraz za nim szło trzech mężczyzn, z których tylko jeden podszedł bliżej Saito, a reszta przystanęła w odległości kilku metrów. Był wyższy od dziewczyny, a na jego rękach i ramionach splecione były bezcielesne dłonie, w tym jedna zasłaniająca twarz. Miał dłuższe, jasnoniebieskie włosy i bladą skórę, a jego ubrania wisiały na nim, co świadczyło o chudości.

- Idziesz z nami - powiedział, na co dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Zza ręki zasłaniającej twarz mogła zobaczyć parę czerwonych oczu, które lśniły nieznanym jej blaskiem.

- Dlaczego? Po co wam jestem? - Nie potrafiła zrozumieć z jakiego powodu ktoś chciał ją stąd zabrać. - Kim jesteście?

- Potrzebuję cię do wcielenia planu w życie, dlatego ruszaj się - powiedział i w momencie, kiedy chciał ją złapać za przedramię został odepchnięty przez zmarłego szatyna. Zachwiał się, jednak ustał i warknął.

- Co to było? - odezwała się rozbawiona dziewczyna w mundurku, patrząc na zdziwioną Ran.

- Przestań - powiedziała cicho brunetka, patrząc na stojącego przed niebieskowłosym nastolatka. - Bo sprowadzisz na mnie tylko kłopoty - dodała.

- A więc to prawda! - krzyknęła Toga z radosnym uśmiechem. - Ty naprawdę widzisz zmarłych. - Na moment zapadła cisza, którą przerwał tupot butów.

- Korytarze są puste i...- zaczęła nauczycielka, jednak przerwała, widząc sytuację w pomieszczeniu.

- Jakim cudem?! - krzyknął mężczyzna w czarnym kostiumie, na co kobieta cofnęła się.
- Przecież cię zajebałem! - Chwilę taksował wzrokiem nauczycielkę, natrafiając na liczne rany, które zadał jej zaledwie kilkanaście minut temu. - Ale to dobrze, że jednak żyjesz - dodał zupełnie, zmieniając ton głosu. Powinna być martwa i leżeć w jeszcze nie do końca zaschniętej plamie krwi kilka metrów przed nim. Potem go olśniło. - To ty! - krzyknął na powrót zmieniając głos w niższy i wystawiając palec wskazujący w kierunku Ran.

- Odejdź - mruknęła dziewczyna w kierunku zakrwawionej kobiety, nie zwracając uwagi na krzyki mężczyzny. Zaledwie chwilę potem martwe ciało z łoskotem upadło na podłogę, a duch kobiety chwilę majaczył przy swoim ciele, po czym zniknął.

W tym samym czasie niebieskowłosy wyprostował się i zapalczywie drapał po szyi.

- Mogę wziąć swoje rzeczy? - spytała cicho mężczyznę z dłonią na twarzy, który zdawał się dowodzić całą grupą. Skrzywiła się kiedy duch szatyna krzyknął w geście sprzeciwu. Nie chciał, żeby odebrano mu jedyny łącznik ze światem żywych. Utknął w tym przeklętym miejscu i za nic nie mógł się z niego wydostać. Szarpnięcie, zasysające go od środka sprawiło, że spojrzał zaskoczony na brunetkę, która wpatrywała się w niego. - Ty też odejdź - powiedziała tylko, a uczucie pustki w klatce piersiowej nastolatka rozeszło się po całym ciele, żeby zaraz potem zniknąć wraz z nim. Uwolniła go, chociaż nie musiała. Sprawiła, że przedostał się na drugą stronę i już nigdy więcej nie zobaczy tego ośrodka, zupełnie tak jak ona. Czuła, że ci ludzie są jej szansą na wydostanie się stąd i zobaczenie świata poza wysokim ogrodzeniem, dlatego za nic nie zamierzała odpuścić, nawet jeśli zagrażało to jej życiu. Wolała zaryzykować i najwyżej się sparzyć, niż potem pluć sobie w brodę, że nie spróbowała i gnić do końca życia w ośrodku z marzeniem, żeby poranne leki w końcu ją zabiły. Jednak podejrzewała, że nawet jeśli by się nie zgodziła, ci i tak by ją zaciągnęli siłą.

- Możesz - powiedział niebieskowłosy. Powolnym krokiem zaczęła zmierzać na górę, gdzie wyprzedziło ją dwóch mężczyzn i dziewczyna, pozostawiając Ran w towarzystwie domniemanego lidera grupy.

- Kim jesteście? - spytała, kiedy weszli na piętro, a odgłosy terroru, który siała tamta trójka wzmocniły się. Starała oddychać przez usta, czując obrzydliwy, metaliczny zapach krwi, od którego ją mdliło.

- Ligą Złoczyńców - odpowiedział i odsunął w końcu rękę od szyi, która nosiła liczne ślady zadrapań. Nic nie mówiła jej ta nazwa, jednak słowo „złoczyńca" nie wróżyło nic dobrego.

- Do czego wam jestem potrzebna? - Wchodząc do małego pomieszczenia nie miała pojęcia w co się spakować. Walizek nie miała, bo były jej tutaj w zupełności zbędne, a mały plecak, w którym przenosiła najpotrzebniejsze książki i przybory nie zmieściłby wszystkich jej ubrań.

- Przekonasz się jak wrócimy do bazy - odpowiedział i usiadł na pojedynczym łóżku. Cały pokój był mały, a jedynymi meblami było biurko, szafa i niewielkie posłanie wraz ze stolikiem nocnym, który był zagracony wszelkimi przedmiotami. Mężczyzna, widząc przestarzałą już konsolę wziął ją do rąk, trzymając małe palce obu dłoni z dała od przedmiotu i włączył ostatni zapis wygaszonej gry. Ran nie wypytywała się już go, tylko upychała ubrania w plecaku i znalezionej na dnie szafy, sportowej torbie. Nie zmieściło się tego wiele, ale liczyła na to, że to wystarczy. Nie wiedziała na ile zostanie z nimi, ani gdzie będzie mieszkać, ale miała nadzieję, że zaoferują jej jakieś przyzwoite zakwaterowanie.

- Jestem gotowa - powiedziała, a jasnowłosy podniósł wzrok znad gry.

- Pokonałem ci bossa - odpowiedział i wstał, rzucając konsolę w ręce dziewczyny, która ledwo ją złapała.

- Dzięki - mruknęła pod nosem i upchnęła urządzenie w torbie. - Jak w ogóle masz na imię?

- Tomura Shigaraki - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Ran podążyła za nim, zarzucając plecak na ramiona, a torbę trzymała w dłoni. Mężczyzna stał na pustym korytarzu przed ciemną mgłą skupioną w jednym miejscu w taki sposób, że wyglądało to jak przejście.
- Rusz się, zaraz będą tu bohaterowie. - Chwycił dziewczynę za nadgarstek i praktycznie siłą wepchnął ją w otwór.

Wylądowała w pomieszczeniu przypominającym bar, omal nie potykając się o krzesło. Po chwili wyprostowała się i odłożyła swoje rzeczy na podłogę przy barze. Rozejrzała się wkoło i przyglądała członkom ligi, którzy tak samo jak ona wychodzili przez dziwaczny portal.

- O mały włos! - krzyknęła Toga.

- Pewnie jesteś zdezorientowana - odezwał się mężczyzna stojący za barem. Saito spojrzała w jego stronę i kiwnęła głową, przytakując. Nie mogła zobaczyć nawet kawałka jego skóry, zupełnie jakby zamiast niej była owa mgła, która pojawiła się na korytarzu i zabrała ich tutaj. - Jestem Kurogiri - przedstawił się i pokazał głową na jeden ze stołków przy barze. Powoli zbliżyła się i usiadła.

- Będę się zmywał. Tu są dokumenty z gabinetu dyrektora - powiedział mężczyzna o wyglądzie jaszczurki i rzucając wcześniej papiery na blat, wyszedł przez drzwi po prawej stronie dziewczyny.

- Ja też już idę, pa pa słodka Ran!

- Poczekaj Toga-chan! Idę z tobą! - krzyknął mężczyzna w czarnym kostiumie i pobiegł za blondynką w koczkach. Zostali tylko we trójkę, z czego dziewczyna nie miała pojęcia, co tu robi.

- Gdzie będę mogła zostawić rzeczy? - spytała po kilku minutach milczenia.

- Zaraz cię tam zabiorę - powiedział Kurogiri.

- Powiecie mi w końcu do czego wam jestem potrzebna?

- Powiedz, co sądzisz o bohaterach? - spytał Shigaraki, grzebiąc słomką w napoju podanym przez mężczyznę za barem.

- O bohaterach? - mruknęła do siebie i oparła głowę na dłoni. Szczerze mówiąc nie miała co powiedzieć. Nigdy żadnego nie spotkała, tylko oglądała ich niekiedy w telewizji, kiedy akurat leciały wieczorne wiadomości lub czytała o nich w gazecie, bo przez ostatnie lata zamknięta była w jednym budynku, przez co nie interesowała się czymś takim. Skupiała się przede wszystkim na przekonaniu lekarzy i nauczycieli, że jest zdolna do wyjścia z ośrodka. - Nie mam zdania - wzruszyła ramionami. - Przez kilka lat nie opuszczałam jednego miejsca, więc niezbyt wiem, co mogę powiedzieć. - W odpowiedzi usłyszała niezadowolony pomruk i stukot paznokci o wysoką szklankę.

- Więc nie masz zdania na temat stworzonej przez nich sprawiedliwości? -spytał Kurogiri, spoglądając na mężczyznę siedzącego po lewej stronie Ran.

- O czym ty mówisz? Sprawiedliwości nie da się stworzyć, ona po prostu istnieje. Tak działa świat.

- " Bohaterowie i złoczyńcy żyją w przemocy, ale nadal jesteśmy podzieleni na kategorie. "Jesteś dobry" "Jesteś zły"."- powiedział Tomura, drapiąc się zaciekle po szyi.

- „ Prawo zazwyczaj mija się ze sprawiedliwością" - mruknęła dziewczyna, na co jasnowłosy zamarł, a następnie odsunął rękę od szyi.

- Zamierzamy to zmienić - powiedział Kurogiri i zaraz po tym za plecami dziewczyny pojawiła się ciemna mgła. Jasnowłosy bez słowa wstał i wszedł do dziwnego portalu. Ran dopiła swój napój i biorąc po drodze swój plecak i torbę ruszyła za mężczyzną.

Tym razem przystanęła od razu po przejściu przez wejście, żeby w nic nie uderzyć. Znajdowała się w słabo oświetlonym korytarzu, gdzie Shigaraki zdążył już odejść na dość spory kawałek, nie czekając na dziewczynę. Lekko spanikowana ruszyła truchtem, żeby nie stracić go z oczu.

- Będziesz spać tutaj - powiedział, otwierając drzwi, po czym ruszył dalej, nie przejmując się zdziwioną dziewczyną, która w tamtym momencie miała mnóstwo pytań.

Kiedy zamknęła za sobą drzwi otoczyła ją prawie całkowita ciemność z wyjątkiem światła
ulicznych latarni, które wpadało przez niewielkie okno. Powoli podeszła do biurka po swojej prawej stronie i kliknęła przycisk na lampce, która się nie zaświeciła. Spróbowała ponownie, bawiąc się włącznikiem, po czym pociągnęła za kabel od lampy, który okazał się być urwany. Z jękiem podeszła do ściany i zapaliła główne światło. Musiała zmrużyć na chwilę oczy, a potem poczekać aż się przyzwyczai do jasności. Następnie odłożyła swoje rzeczy na podłogę i zasłoniła okno roletą, po czym rozejrzała się. Pomieszczenie było niewiele większe od jej ostatniego pokoju w ośrodku, miało ściany wpadające w szarość i jasne, drewniane meble, które pokryte były kurzem. Otworzyła szafę i wepchała tam swoje bagaże, nie starając się ich wypakowywać, bo w końcu i tak musiała posprzątać. Zdjęła z siebie sweter, zostając w samym mundurku z ośrodka składającym się z koszuli i spódnicy. Co prawda była już dorosła, jednak od poniedziałku do piątku obowiązywał każdego stosowny ubiór. Dopiero w weekend mogli zakładać co chcą bez obawy, że opiekunka wyśle ich do pokoju, żeby się przebrali.

Wyszła na korytarz w nadziei, że spotka Kurogiriego albo Tomurę, jednak było pusto. Co chwila mijała drzwi przy których się zatrzymywała i delikatnie pukała, po czym nasłuchiwała, czy przypadkiem kogoś nie ma w środku. Nie chciała szarpać za klamkę ani wchodzić, w końcu był środek nocy i ktoś mógł spać. Poza tym mogli tu mieszkać równie niebezpieczni ludzie, a co za tym szło, mogli ją zaatakować, gdyby zobaczyli, że bez pytania obca im osoba wchodzi do środka lub ich budzi.

Dopiero przy dziesiątej próbie usłyszała cichy odgłos poruszania się, dlatego po kilku głębszych wdechach i wydechach zapukała. Przez moment panowała cisza lecz zaraz potem drzwi się otworzyły, a na progu stał poirytowany Shigaraki. Przełknęła ślinę, widząc go bez maski i wszystkich dziwacznych dłoni na ciele.

- Czego?

- Gdzie jest tu jakaś łazienka, bo chciałbym wziąć prysznic - spytała, na co jasnowłosy wszedł do pomieszczenia, zostawiając drzwi otwarte.

- Wejdziesz, czy będziesz tak stała? - Niewiele myśląc zrobiła kilka kroków do przodu i zamknęła za sobą drzwi. - Kurogiri wróci niedługo i ci wszystko pokaże - powiedział, rzucając komórkę na blat biurka, po czym usiadł na krześle przy nim i jak gdyby nigdy nic zaczął grać w grę na komputerze. Nie rozumiała, czy naprawdę aż tak dużym kłopotem było pokazanie jej zwykłej łazienki?

Ran nie wiedziała jak ma się zachować, dlatego kiedy zobaczyła jedyne możliwe miejsce do siedzenia jakim było łóżko chłopaka, postanowiła tam spocząć. Miała stamtąd dobry widok na Tomurę i monitor. Nie wiedziała, czy ma się odezwać, czy lepiej mu nie przeszkadzać. Nigdy nie była w podobnej sytuacji szczególnie z mężczyzną, bo w ośrodku przebywanie sam na sam w pokojach płci przeciwnej było zakazane i skrzętnie pilnowane. Poza tym nie znała go dobrze, a samym wyglądem przerażał ją. Niechlujnie uczesane jasnoniebieskie włosy kontrastowały z czerwonymi oczami, które były otoczone przez pomarszczoną skórę i blizny.

Nie liczyła czasu ile tak siedziała, jednak chłopak zdążył przejść sporo poziomów i pewnie dobiłby więcej, gdyby nie duży napis „game over". Z pomrukiem niezadowolenia wyłączył grę i spojrzał na papiery przed nim, po przeczytaniu kilku z nich zaczął drapać się po szyi, powodując tym samym świeże rany. Saito nie chciała nawet sobie wyobrażać, jak bardzo musiało boleć rozdrapywanie starych ran i tworzenie nowych w taki sposób, że na niektórych z nich pojawiały się kropelki krwi. Bezmyślnie podeszła do niego i złapała za rękę, którą miał przy szyi.

- Przestań proszę - powiedziała tylko, a mężczyzna spojrzał na nią spod pasm włosów i wstał. Gwałtownie chwycił ją za gardło, jednak ani nie ścisnął ani nie szarpnął, po prostu trzymał dłoń z odsuniętym od jej skóry środkowym palcem i zbliżał twarz do jej samej.

- Nie mów mi, co mam robić, bo nie jesteś niezbędna - warknął i puścił pobladłą ze strachu brunetkę. Ran jeszcze chwilę stała na drżących nogach, po czym z powrotem usiadła na łóżku i spuściła głowę na drżące palce zaciskające się na brzegu spódnicy. Pierwszy raz doświadczyła na skórze takiej agresji i nawet nie chciała sobie wyobrażać, że tak ma być na co dzień. Pomimo, że jej to nie zabolało, to jednak strach jaki odczuła był niewyobrażalny. Ton głosu jakim ją obdarował był przesycony złością i była pewna, że nie zawahałby się jej skrzywdzić, a nawet zabić. Przez swoją zdolność widywała różne, często makabryczne sceny z udziałem duchów, które zapętliły się, przedstawiając cały czas swoją śmierć. Dlatego ostatnim czego chciała to doświadczyć tego na własnej skórze. Nieraz były to samobójstwa, ale zdarzały się morderstwa lub tragiczne wypadki. Na szczęście leki sprawiły, że przestała je widywać, jednak teraz była ich pozbawiona, przez co było tylko kwestią czasu, żeby na nowo się pojawiły.

Pukanie do drzwi oderwało ją od przyglądania się dłoniom, a Tomurę od wertowania kartek. Nie trzeba było czekać długo, aż w progu pojawiła się sylwetka Kurogiriego.

- Skończyłem już - powiedział, a dziewczyna wstała.

- Zajmij się nią - mruknął jasnowłosy i powrócił do wcześniejszego zajęcia. Mężczyzna skinął głową i poprowadził Saito przez korytarz.

- Tu jest kuchnia - powiedział, wchodząc do średniej wielkości pomieszczenia. - Możesz korzystać ze wszystkiego i brać co chcesz, oprócz najwyższej półki w lodówce. Ona należy do Tomury i lepiej, żebyś nic z niej nie ruszała. Jesteś może głodna?

- Nie - mruknęła, co było prawdą. Od incydentu w pokoju jej żołądek ścisnął się do wielkości małego orzecha i czuła, że do rana to się nie zmieni. - Czego ode mnie wymagacie?

- Potrafisz widzieć zmarłe osoby, a nawet je ożywiać, a my potrzebujemy porozmawiać z pewnym mężczyzną, który zmarł.

- Ale ja nie umiem przyzywać na zawołanie, ani ożywiać. Wpycham ducha do ciała, co tworzy z nich coś na kształt posłusznych zombie i nie sądzę, że im się to podoba, w końcu stawiają opór. Nigdy nie umiałam przywoływać konkretną osobę - powiedziała i wzruszyła ramionami.

- A próbowałaś? - spytał, a dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Miał rację, nigdy nie próbowała nawet tego dokonać, bo od zawsze wydawało jej się to niemożliwe.

- Nie - odpowiedziała.

- Więc się przekonamy. Chodź zaprowadzę cię do łazienki - powiedział i ponownie wyszedł na korytarz. - Niestety nie przygotowaliśmy dla ciebie żadnych kosmetyków ani produktów, bo niezbyt się na tym znam, a Todze nie chciałem tego powierzać, więc będziesz musiała sama się wybrać na zakupy.

- Dobrze i dziękuje za pokój - powiedziała i zajrzała do niewielkiej łazienki. - Nie wiem tylko jak będę mogła wam się odwdzięczyć, nie mam pieniędzy, a na rodzinę niezbyt mogę liczyć.

- Dopóki będziesz z nami współpracować nie przejmuj się tym. Ręczniki są w szafce przy umywalce - powiedział i odszedł w swoją stronę. Okazało się, że łazienka była zaledwie parę metrów od jej pokoju w tym samym korytarzu i zapewne pukała w jej drzwi.

Z westchnieniem ruszyła, żeby zabrać swoje rzeczy z pokoju i się umyć. Czekało na nią nowe życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro