Gdzie Oni Są?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kasztanka siedziała przy barze i wpatrywała się w niebo. Martwiło ją to, że nie było ich tak długo. Za jednych chłastem wypiła całe piwo i wyszła z karczmy. Spojrzała na niebo, wyglądające jak nigdy wcześniej. Spojrzała na Płotkę, która cały czas nie spokjnie się ruszała i wierciła.

- Hej - powiedziała cicho podchodząc do niej. - Coś nie tak? - koń jedynie wydał odgłosy jakby 'tak' i ruszał energicznie głową. - Sprawdzę to, ale siedź spokjnie tu. Okej? - ludzie patrzyli się na nią jak na wariatkę. Koń tylko ponownie poruszył się energicznie i machnął głową w głąb miasta. - Dobra już już - mrukneła i wyciągnęła swojego konia poza teren karczmy po czym wsiadła na niego i wjechała w głąb miasta.

Po podrodze narzuciła kaptur na głowę gdyby pojawił się tu ktoś kogo zna, albo ktoś kto chce ją zabić. Co kilka chwil rozglądała się po bokach coraz to bardziej zmartwiona, przez trzy rzeczy. Pierwsze to, że ściemniało się a ich nigdzie nie było, druga nie było praktycznie nikogo jak już to uciekali do domów, a trzecią to był chłopczyk, który leżał na ziemi trzymając się za brzuch. Podeszła do niego Powolnym krokiem.

- Nic Ci nie jest? - zapytała delikatnie dotykając jego ramienia.

- N-nic po prostu jestem głodny... - wyszeptał ledwie słyszalnie. Kobieta szybo wstała przez ci chłopak przeraził się iż pójdzie po rycerzy, ale uśmiechnął się nikle gdy zauważył, że tajemnicza pani wraca z chlebem.

- Proszę. Mam pytanie, widziałeś gdzieś białowłosego mężczyznę z dwoma mieczami i takiego grajka, Barda zwanego Jaskrem, który miał y coś ala gitarę przy sobie? - zapytała mówiąc wolno, wcześniej dając mu chleb.

- N-nie widziałem proszę pani - odrzekł chłopka i pomału wstał - Dziękuję bardzo - miał już iść dlatego kobieta odwróciła się i ruszyła do konia, lecz dziecko podbiegło do niej i przytuliło ją od tyłu.

- Leć już do domu - obróciła się zwnnie w jego obieciach i pogłaskała po głowie. Wtedy przybyli tu rycerze a dziecko zaczęło uciekać. - Zostawcie go! - krzyknęła kobieta gdy rycerze chcieli iść na pogoń za dzieckiem.

- Ale pani, on ukradł pani chleb - powiedział najpewniej najmłodszy z nich.

- Dałam mu ten chleb - odpowiedziała sucho i wsiadła na konia.

- Ej może to jest ta kobieta o której mówił Julian? - zapytał szeptem żołnierz swego kolegi. - Tyś jest Tamara z Rehctiw?! - zapytał patrząc na nią z pogardą.

- Nie rozmawiam z nieznajomymi - mrukneła i pojechała na koniu w drugą stronę, oczywiście ryzerze chcieli ją powstrzymaća, ale coś im nie wyszło.

Wjechała na jakąś drogę, która przez las prowadzi na zamek. Wybrała, więc tą drogę czując, że ta dwójka wpakowała się w nie złe kłopoty tylko pytanie jakie ją dręczyło przmiało mniej więcej tak 'JAK oni kurwa to zrobili?'. W pewnym momencie zamrugała kilkukrotnie przypominając sobie pewne zdarzenia.

Kurwa

Spojrzała w bok i zaczęła kierować konia w las. Noc już nadeszła a ona wpasowywała się wręcz idealnie. Była by nie widoczną gdyby światło książca zniknęło. Było by tylko słychać biegnącego końa po lesie i ciche szmery liści przez wiatr. Las nie był ubogi w drzewa, ale też niewidomo jak bogaty, ale zdawała sobie sprawę, że nawet tu może czaić się jakiś stwór, bardzo niebezpieczny zresztą.

Przebywając na koniu znaczną część lasu ujrzała kanał, który prowadzi do środka. Zszedła z konia i pogłaskała go po łbie.

- Wrócę niedługo. Chyba - mrukneła i zaczęła iść na dół. Jej czarną suknia niestety sięgała aż do ziemi co było równoważne z tym, że będzie jej nie wygodnie walczyć bez mocy.

Niech to szlag

Wyjeła sztylet przed wejściem do kanału i rozerwała za jego pomocą znaczną część sukni, bo aż do kolan, płaszcz zostawiła sobie, bo było w środku zimno. Otuliła się nim bardziej i w głębi duszy cieszyła, że jest tylko do połowy łydek inaczej musiałaby go zostawić. Mimowolnie uśmiechnęła się idąc przez kanał i co jakiś czas poprawiając swoje włosy. Minęło naprawdę wiele czasu nim kobieta doszła tam gdzie chciała. Usłyszała czyjś krzyk i rozmowę.

- Nic nie powie - powiedział kat - uwierz mi, to jest poeta, oni są wierni jak psy. - prawie, że warknął.

- Wiedźmin też nic nie powie. - odrzekł ktoś o delikatnym niczym płatek kwiatu głosie, ale jednak szorstkim jak papier ścierny. - zostawmy go, może jutro nabierze rozumu - dodał kierując się do wyjścia. - Chodź. Nie ucieknie, jest za słaby - powiedział widząc jak umięśniony mężczyzna patrzy się na muzyka.

Kat zabrał z ziemi coś twardego, ala patyk tylko metalowy. Uderzył w brzuch poety z dużą siłą a z ust jego wydobył się tylko cichy krzyk bólu a później jęk gdy chciał złapać więcej powietrza. Obaj mężczyźni wyszli trzaskając drzwiami. Wtedy po policzku Jaskra spłyneło kilka łez i zamknął oczy zmęczony. Jednak w pewnej chwili usłyszała jakby powolne otwieranie drzwi, ale to nie były drzwi. Weszła do góry o mało co nie przewracając się, odłożyła później zamknięcie na miejsce i uśmiechnęła się lekko. Podeszła do Juliana i delikatnie starła łzę z jego policzka.

- Jaskierku, jestem tu - mrukneła i pocałowała go w włosy. - Co się stało? - zapytała pół szeptem.

- Chcą czegoś od Geralta. Nie wiem czego. - szepnął kładąc swoją głowę na jej ramię i przymknął oczy. Delikatne pogłaskała jego kark calując go ponownie w włosy.

- Muszę iść do Geralta, ale przyjadę po Ciebie dobrze? - podniosła jego głowę i spojrzała na niego uśmiechając się delikatnie.

- Bądź ostrożna proszę - mruknął patrząc jej w oczy.

- Zawsze Jaskierku - mrukneła i musnęła jego usta. Oddaliła się od niego idąc szybkim i zwinnym krokiem do wyjścia. Otworzyła drzwi cicho i bezpiecznie przeszła na drugą stronę uśmiechnęła się jeszcze do Jaskra i zamknęła drzwi.

Zaczęła iść pewnym krokiem po korytarzu a raczej przekradała się pewnie.

- No no Geralt - zaczął jakiś mężczyzna patrząc się na Wiedźmina z góry. - Powiedz mi tylko gdzie jest Letho - odrzekł poważnym tonem a gdy Geralt milczał przywalił mu z kolana w twarz. - Mów! -

- Mówiłem już, że nie wiem do cholery - mruknął podnosząc głowę i patrząc na niego.

- Jak widać twój Bard, jeszcze wiele wycierpi - powiedział uśmiechając się.

- Ani mi się waż - warknął Wiedźmin.

- Popieram Wieśka - powiedziała pewnie wchodząc do pokoju.

- Kim ty... Tamara! - krzyknął uśmiechając się jakby nie zarejestrował co powiedziała. - pomóż ty nam z nim! - wzkazał na Wiedźmina.

- Nie - odparła szybko i twardo. Podeszła i stanęła przed Geraltem zakładając ręce na klatkę piersiową.

Wtedy można było usłyszeć a raczej tylko Biały Wilk mógł usłyszeć, że jakieś drzwi się otwierają. Później był tylko głośny krzyk słyszany już przez wszystkich.

- Zaraza - mrukneła w tym samym momencie co Geralt.

- Czy ty trzymasz z odmieńcami? - odparł widocznie zły.

- A czy ty nie powinieneś być na górze? - odbiła piłeczkę podchodząc do niego. Ręce odetchneła od siebie przez co ludzie stojący obok, tak dokładniej strażnicy zostali odepchnięci na bok.

- Radzę Ci...- zaczął coraz bardziej zdenerwowany.

- Już i tak za bardzo mi poradziłeś a teraz idź na górę i zostaw Wiedźmina jak i Poetę, albo ja zajmę się tobą - jej oczy na chwilę zrobiły się czarne, ale szybko wróciły do normalnego koloru. Wtedy wyciągnął on sztylet i chciał ją zaatakować, ale ona złapała go za nadgarstek i wyrwała sztylet rzucając go w bok.

- Uciekaj, już - szepnęła i machnęła ręką a ten odwrócił się i zaczął iść do wyjścia.

- Pożałujesz tego - powiedział nim zniknął z jej oczu.

Zaczęła rozwiązywać Geralta po czym złapała go za nadgarstek i pociągnęła go do sali tortur. Wypuściła powietrze z ust gdy zobaczyła, że nic mu za bardzo nie jest.

- Schodzimy tędy - wskazała na wejście kanazlizcyjne.

- On nie da rady - powiedział Geralt patrząc jak dziewczyna otwiera otwiera drzwiczka.

- Idź tam Geralt ja go potrzymam - mrukneła idąc do Jaskra. Białowłosy posłuchał ją i zostawił jej Barda. Trzymając go zdjęła płaszcz i założyła mu na ramiona. Podeszła do wejścia razem z Jaskrem, który jako tako się trzymał, ale brzuch go niemiłosiernie bolał przez co ruchy miał nieco graniczone. Jakoś podała go Wieśkowi i sama zeszła na dół.

- Będziemy iść tędy z godzinę - mrukneła przytulajac się do siebie no, bo cóż nie było za ciepło tutaj a jej suknia była zdeczka rozdarta.

- A więc chodźmy... - mruknął Geralt.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następny rozdział ma być rozmowa czy chcecie już opis co będzie później? ¬

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro