Rozdział XXXV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Liczę na komentarze i gwiazdki!!!

W ciągu ostatnich dni Harry dzielił swój wolny czas między Draco a Ronem.
Kiedy nie mógł być przy swoim chłopaku, opiekował się nim Blaise, a Pansy zmieniała go przy Weasley'u.
Było ciężko.
Rudowłosy teoretycznie stracił siostrę, a Ślizgon ojca.
Jednak, tak jak powiedział Zabini, Malfoy cztery dni po śmierci Lucjusza wrócił do siebie, był może tylko bardziej przygaszony, ale wciąż chłodno opanowany. Emocje okazywał tylko Harry'emu, kiedy byli sami. No i przynajmniej wyszedł z sypialni.
Jednakże z Ronem było gorzej. Nie jadł, nie chodził na lekcje, w ogóle nie opuszczał dormitorium. Wpatrywał się w sufit i spał naprzemian, rozmawiał tylko z Pansy, czasem z Potterem lub Hermioną. Na pytania odpowiadał "tak" albo "nie".
Harry dobrze wiedział jak to jest, ale jednocześnie nie wątpił, że jego przyjaciel odżyje za jakiś czas. Sam też się zmienił. Mniej się uśmiechał, nie żartował.
Dwudziestego siódmego maja, o godzinie 14:30, Potter wszedł do pokoju wspólnego Ślizgonów.
Tam już czekał na niego Draco. Siedział na kanapie przy kominku i wpatrywał się w tańczące płomienie.
Poza nim w pomieszczeniu nie było nikogo, reszta jadła obiad w Wielkiej Sali.
Brunet delikatnie pocałował Malfoya na powitanie i bez słowa udali się do profesor McGonagall, która obiecała udostępnić im kominek.
Nie minęło 10 minut i chłopcy stali już w Ministerstwie. Szybko zameldowali się i znaleźli odpowiedni pokój.
Kiedy weszli do pomieszczenia, Harry zamarł. Walker, Tim Walker. Najwredniejszy, z pasją mordujący Śmierciożerców, Auror, jakiego Potter miał okazję poznać. Na twarzy mężczyzny widniał złośliwy uśmieszek, który zbladł, gdy tylko Tim zauważył Harry'ego.
- Pan Potter? - Czy mi się wydaje, czy on się nagle zrobił jakiś nerwowy? - pomyślał Gryfon. - Nie wiedziałem, że pan będzie z panem Malfoyem...
-Ale jestem - syknął brunet. Nie znosił tego typa.
- Ekhm, dobrze, więc proszę usiąść - chłopcy wykonali polecenie bez słowa.
- Ze względu, że jest pan jedynym synem, a tym samym dziedzicem Malfoyów - zwrócił się do Dracona - Przysługuje panu cały majątek, wliczając wszelkie posiadłości, to jest dwór Malfoy Manor w Wiltshire, zamek w Brimingham i dom w Leeds. Z kim się pan podzieli, to już zależy od pana.
Blondyn tylko kiwnął mechanicznie głową, jakby w ogóle nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego dzieje.
Harry szturchnął go delikatnie w ramię, na co ten jakby wybudził się z transu.
- Więc? - zniecierpliwił się Walker.
- Malfoy Manor niech pan zapisze mojej matce - mruknął cicho. - I połowę majątku.
Tim uśmiechnął się wrednie pod nosem, pisząc coś na pliku kartek, który wyjął z biurka.
- Zasłużył sobie - powiedział nagle, tonem ociekającym jadem.
Potter zachłysnął się powietrzem, ale Ślizgon nie zrobił nic.
- Słucham? - syknął Harry.
- Panie Potter, przecież pan wie, co czeka wszystkich Śmierciojadów - obrzydliwy uśmieszek nie znikał z ust mężczyzny. - I tak los był dla niego łaskawy. Powinien zgnić w Azkabanie.
- Dość - warknął brunet, z trudem powstrzymując gniew i zaciskając dłonie na podłokietnikach fotela. - Draco, podpisuj to i wychodzimy.
Blondyn posłusznie wziął pióro i zaczął stawiać parafki na podsuniętych kartkach. Było ich conajmniej 10.
Więcej, kurwa, się nie dało?! - pomyślał Gryfon ze złością.
Walker wyglądał, jakby ktoś powiedział mu, że w tym roku Gwiazdka będzie dwa razy.
- Nie wiecie może, kto go ukatrupił? Chętnie bym mu pogratulował... - kontynuował mężczyzna, wyraźnie zadowolony z siebie.
Harry czekał, aż Malfoy coś zrobi. Zdenerwuje się i zmiesza Tima z błotem. Wstanie i wyjdzie, trzaskając drzwiami. Potraktuje aurora Cruciatusem. Nie doczekał się jednak. Draco nie zareagował, podpisywał tylko machinalnie wszystkie pergaminy. Z każdą obelgą skierowaną do Lucjusza, blondyn jedynie kulił się bardziej na fotelu.
Gdy Malfoy postawił kropkę po ostatnim podpisie, Harry natychmiast złapał go za rękę i opuścił pokój, trzaskając drzwiami tak mocno, jak potrafił.
Potter nie poznawał swojego chłopaka. Dawny Draco już dawno odpyskowałby, ba, pewnie nawet uderzył, kogoś kto obrażał jego rodzinę. A w tej sytuacji nawet nie podniósł wzroku. To tylko utwierdziło Gryfona w tym, jak bardzo na Malfoya wpłynęła śmierć ojca. Objął chłopaka ramieniem i przysunął do siebie, jakby chciał go obronić przed całym złem tego świata. Jedno było pewne, nie pozwoli, żeby ktokolwiek znów go skrzywdził. Za bardzo mu na nim zależało.

* * *

- Coś się stało? - Hermiona podniosła głowę znad eseju Zabiniego, który poprawiała.
- Hm? - odparła, wracając do wypracowania.
- Dziwnie się zachowujecie, znaczy ty i Pansy - odparł Blaise, obejmując Gryfonkę.
- Nie, to nic - mruknęła tylko Granger. Wiedziała, że nie powinna mówić o Ginny, Ron by sobie tego nie życzył.
Zabini wzruszył ramionami.
- Jak chcesz - silił się na obojętny ton, jednak nie udało mu się ukryć lekkiej irytacji, która tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęłam
- Nie mogę ci wyjaśnić, zrozum, Blaise - szatynka ostro spojrzała na swojego chłopaka, dając mu tym do zrozumienia, że rozmowa skończona.
- Niby dlaczego? - zdenerwował się Ślizgon. Zmienił pozycję i teraz siedział dokładnie naprzeciwko Hermiony. - Dlaczego nie wtajemniczycie mnie w to, czymkolwiek to jest? - miał głos tak pełen żalu, że Granger miała ochotę natychmiast wszystko wyśpiewać. Nie zrobiła jednak tego. Jej chłopak był Ślizgonem, potrafił grać równorzędnie z wieloma mugolskimi aktorami, a ona nie miała zamiaru dać się zmanipulować.
- Bo to nie tylko moja sprawa! - zawołała. - Powierzono mi ten sekret w zaufaniu, nie mogę tak po prostu ci powiedzieć, bez zgody osób, których to dotyczy!
Brunet uniósł ręce w obronnym geście.
- Okej, okej! Dotarło! - odparł szybko. - Nie musisz odrazu krzyczeć - dodał szeptem. - Wszyscy się na nas gapią.
Miał rację. Większość zebranych w pokoju wspólnym Ślizgonów wpatrywała się w nich z zainteresowaniem.
Gryfonka zaczerwieniła się i wbiła wzrok w zwój pergaminu.
- Myślę, że jest w porządku, poprawiłam tylko kilka błędów - powiedziała, wręczając esej Blaise'owi. Musnęła ustami jego policzek i opuściła dormitoria Slytherinu.
Znała Zabiniego na tyle dobrze, że domyślała się, co teraz będzie. Blaise prawdopodobnie będzie się boczył przez kilka dni, ale szybko mu przejdzie.
Cóż, kilkudniowa separacja im nie zaszkodzi, a przynajmniej dochowała tajemnicy Rona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro