67. Zgoda - niezgoda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lumpek: Jestem zły.
Lumpek: Jestem bardzo zły.

PucioBęben: A ja czuję, że ktoś puścił bąka
PucioBęben: Kim? Wiesz cos na ten temat? 😥

Cycaty szympans: Ja? Nieee

PucioBęben: JUŻ WIADOME! TO TY, SMRODZIE JEDEN
PucioBęben: Ty tylko byś smrodził! Nic poza tym

Alix Kubdel zmieniła pseudonim Kim Le Chien na Hiena Mariolka.

Hiena Mariolka: A ty ciągle wąchasz sobie pachy

PucioBęben: Zamknij ryj 😠😠

Lumpek: ...
Lumpek: Ogarnijcie się
Lumpek: Pomóżcie mi zdobyć jeszcze raz sympatie Marinette!

PucioBęben: Sorry, ale jesteś w ciemnej dupie. Prosisz o to najmniej doświadczonych w związku

Hiena Mariolka: Alix, bolało cie jak spadłaś z nieba?

PucioBęben: Oczywiście.

Hiena Mariolka: Już wiem dlaczego masz zgniecione cycki

PucioBęben:

Hiena Mariolka: EHEHEHEHHEEHH XDDDD
Hiena Mariolka: Czekałem na użycie tego tekstu przez pięć lat

PucioBęben: Pięć? Czemu pięć?

Hiena Mariolka: Kiedy powiedziałaś całej rodzinie, że nic nie mam w gaciach, zacząłem obmyślać riposty

PucioBęben: Ale tylko wie o tym moja babcia!
PucioBęben: I tata
PucioBęben: A mama musiała i tak wiedzieć, że mam beznadziejne życie
PucioBęben: No a ksiądz, który mnie chrzcił tez chciał się dowiedzieć co tam u mnie... i u ciebie...

Hiena Mariolka: POWIEDZIAŁAŚ KSIĘDZU, ŻE NIE MAM PRZYRODZENIA? ALIX, JA CIE CHYBA ZAMORDUJE

Lumpek: T_T
Lumpek: T_T T_T 😥
Lumpek: 😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭

Hiena Mariolka: No i czego ryczysz
Hiena Mariolka: Lajf is brutal

Lumpek: A CO JEŚLI MARINETTE MI NIGDY NIE WYBACZY? 😭😭
Lumpek: Moje życie przestanie nabierać sensu... A potem _________
Lumpek: POPEŁNIĘ SAMOBÓJSTWO!

PucioBęben: Dobra, pomożemy ci

Lumpek: DZIWKUJE
Lumpek: Dziękuje*

PucioBęben: Jola Fasola, chora od wczoraj, niech Marinette się pojawi, bo fasoli nie strawi. Pierdu pierdu

Hefalump: Hej.

PucioBęben: omg
PucioBęben: Alix Wizard level hard

Lumpek: MARINETTE, MUSIMY POROZMAWIAĆ
Lumpek: To ważne!

Hefalump: Tak bardzo ważne, że muszę poświęcać na ciebie cenny czas?

Lumpek: Żałuję tego co zrobiłem! Naprawdę T_T
Lumpek: Zrobię wszystko co tylko zechcesz!
Lumpek: Kupie ci jednorożca!

Hefalump: Dam ci pięć minut.
Hefalump: Robię to z litości.
Hefalump: Dziękuj Nathowi. Porozmawiał ze mną na twój temat.

Lumpek: No więc... Gdzie się spotkamy?

Hefalump: Spotkanie? Myślałam, że tutaj mi się wyżalisz i przeprosisz. 

Lumpek: Ja... Tęsknię za twoim uśmiechem, Biedronsiu T_T
Lumpek: Moje życie przestanie mieć sens, jeśli odtrącisz mnie jako nie Chata Noira, ale... Adriena.

PucioBęben: Co kurwa
PucioBęben: CZY JA WŁAŚNIE MAM ZEZA?

Lumpek: Nie. Już nieważne, czy sie dowiecie czy nie. Superbohaterzy to przeszłość i już wszyscy o nich zapomnieli. Ale ja nigdy nie zapomnę o mojej Biedronsi 💗

Hefalump: Adrien, coraz bardziej cię nienawidzę.

Lumpek: Spodziewałem się tego T_T

PucioBęben: Wiecie co... Pogadamy o tym kiedy indziej. Teraz postaram się usunąć wiadomości, zrobić spam, albo dopaść telefon Alyi i Nino. Nie mogą się teraz o tym dowiedzieć. Idźcie się spotkać, polizać, buzi buzi i do łóżka, sio

Lumpek: Marinette, gdzie?

Hefalump: W... Dobra, nie. Ograniczę przekleństwa.
Hefalump: Na pewno nie w MOIM domu, zboczeńcu.

Lumpek: Jak zwykle zimna 😭

Hefalump: Czekaj na mnie w naszym byłym sekretnym miejscu.
Hefalump: Tym, w którym była nasza pierwsza randka.

Lumpek: OKEJ
Lumpek: Już jestem

Hefalump: ??

Lumpek: Akurat byłem tutaj powspominać to i owo 😥💞💔

Hefalump: To... Słodkie.
Hefalump: Daj mi pięć minut.

Lumpek: Będę czekać 💕

________________________

Blondyn włączył przednią kamerę, by sprawdzić stan swojego wyglądu.  Rozpinając guzik od marynarki, pozwolił zachować sobie swobodę. Zmierzwił nieco włosy i sprawdził oddech.
Jak zwykle wszystko było w porządku i nic go nie dekoncentrowało.
Był niemalże pewien, że w końcu Marinette mu wybaczy i wypłacze mu się w ramię, mówiąc jaki to on jest głupi. 
Nie miał jednak pojęcia, że ktoś go obserwuje.

  - Cześć. - rzuciła ozięble czarnowłosa, starając się omijać wzroku narzeczonego. - A więc? Nie mam dużo czasu. Mów.

  - M-MARINETTE! - podskoczył zaskoczony, gdy ta dotknęła jego ramienia. - C-Co ty tu r-robisz?

  - Przestań się jąkać, glizdo. - fuknęła. - I jak widzisz, to oddycham. Żyje mi się całkiem dobrze.

  - Dobrze, przepraszam... - westchnął.

  - Pamiętaj, że zostały ci jeszcze dwie minuty.

  - Myślałem, że nie będziesz liczyć.

  - A w jaja chcesz? - zagroziła.

  - Nie, Biedronsiu. - odparł ze stoickim spokojem. - Otóż... Moje życie do piętnastego roku życia było pozbawione kolorów, jakikolwiek barw, ciepłych odcieni. Wyrobiłem swoją własną ścieżkę, jednak wlazłaś na nią z brudnymi butami. Jednak zamiast stawiania na niej pułapek, rozświetliłaś mi tą drogę i zostałaś moją mapą. Kochałem twoje dwie osobowości. Jestem w tej chwili zakochany po uszy i nie widziałbym sensu w swoim życiu, gdybyś mnie teraz odtrąciła. Marinette, czy zostaniesz jeszcze raz moją nadzieją, dziewczyną, narzeczoną i równocześnie przyszłą żoną? Czy wybaczysz mi wszystko co zrobiłem, dając mi ostatnią szansę? 

Kobieta aż zaniemówiła.

  - Tyle masz do powiedzenia? - zapytała po chwili. - Myślałam, że uklękniesz na kolano, palniesz coś głupiego, albo zaczniesz tańczyć macarene, żeby zmusić mnie do przyjęcia przeprosin, by nie narobić sobie wstydu.

  - Mogę zrobić coś szalonego? - spojrzał na nią błagalnie.

  - Już twoje narodzenie było szaloną decyzją. - stwierdziła bez zastanowienia.

Model wyszedł zza rogu, po czym, aby dodać swojemu głosu więcej mocy, przyłożył dłonie do ust.

  - MARINETTE, KOCHAM CIĘ! WYBACZ MI!

  - Adrien, idioto. - zaśmiała się, przecierając łzę wzruszenia. - Przestań. Ludzie będą na nas dziwnie patrzeć.

  - Ich problem - powiedział. - JEŚLI MI NIE WYBACZYSZ, ZABIJĘ SIĘ! PRZYSIĘGAM!

  - Przestań. - zażądała, przewracając oczami. - Wybaczę ci, pod warunkiem, że przestaniesz mnie tak olewać. Jesteś ojcem do cholery. Masz dwójkę pięknych dzieci. Nie umiem ich sama wychowywać...

  - Obiecuję, ukochana! - wziął ją w objęcia, a gdy radość sięgnęła zenitu, podniósł narzeczoną i zawirował wraz z nią w czystych uczuciach.

Świeżo upieczona matka chciała poprosić go o wrócenie do domu, jednak ktoś już ją wyprzedził. Gdy tylko usłyszeli czyiś głos, uspokoili się.

  - Adrienku! - nieznajoma dziewczyna zrobiła usta w ciup, chcąc sięgnąć jego karku. - Pamiętasz mnie?

  - Nie... Kim ty jesteś?

  - To ja! Grace! Ta z baru. - upomniała się. - Chciałam tylko podziękować za noc, którą tam razem spedziliśmy.  Było nieziemsko!

Łzy Marinette cisnęły się do oczu.

  - Adrien, o co tu chodzi? - spoważniała, próbując zachować kamienną twarz. - Spędziłeś z nią noc?  Zdradziłeś mnie?

  - Nie. - zaprotestował. - Nie wiem.

Projektantka przegryzła wargę, a gdy dotarł do niej sens jego odpowiedzi, dała mu w twarz.

  - Adrienie Agreste, tu i teraz - oficjalnie informuję, że zrywam nasze zaręczyny. - głos jej się łamał, jednak wciąż kontynuowała: - Spieprzaj z mojego życia. Nienawidzę cię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro