¦~°43°~¦

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Długo mu się schodzi..." — Stanąłem z kubkiem kawy w progu salonu. Od razu spojrzałem na zegar, na którym dochodziła ósma rano. Nie pospałem za długo, ale wystarczająco, aby zregenerować siły. Moje przyglądanie się zegarowi przerwało skrzypnięcie drzwi. Szybko się odwróciłem i ujrzałem Chiny z siatką w ręce. 

— Jak się spało, kruszyno? — położył plastikową torbę na blacie kuchennym.

— W porządku. — Stanąłem naprzeciwko niego. — Jakieś informacje? 

— Zaraz ci wszystko opowiem, tylko może najpierw wspólne śniadanie? — posłał mi uśmiech i wyjął z siatki parę podstawowych składników typu: masło, chleb, coś do położenia na niego oraz jajka. — Chyba dawno nie jadłeś czegoś sycącego, nie mylę się?

— Mhm... — Od razu zaburczało mi w brzuchu. W ostatnich czasach albo opychałem się wodą, albo wyjadałem resztki znalezione w lodówce czy poszczególnych szafkach. Mężczyzna od razu wziął się do przygotowywania posiłku, a ja korzystając z wolnej chwili dopiłem kawę i wywiesiłem uprany płaszcz Chin. — Z ramieniem chyba już lepiej. — Stwierdziłem, patrząc, jak trzyma w niej patelnię, na którą wbija jajka.

— Owszem, jeszcze w budynku dokładnie się temu przyjrzeli. Tak jak myślałem, to nic poważnego. Usiądź już, zaraz śniadanie będzie gotowe. — Mruknął, a ja bez zbędnych rozmów zasiadłem przy blacie na wyższym krześle. Po niedługim czasie przede mną stanął talerz z jajecznicą oraz kanapką z serem. Nic wykwintnego, ale w zupełności wystarczy. Obaj zabraliśmy się do jedzenia. Pomimo głodu nikt z nas się nie spieszył.

— To gadaj co masz. — Powiedziałem przełykając kęs posiłku. 

— Tak jak myśleliśmy, mieszkanie, do którego znalazłeś adres znajduje się zupełnie po drugiej stronie tego miasta. Podjedziemy tam samochodem. Prawdopodobnie mój znajomy przygotuje go na wieczór. 

— To ty masz jakiś znajomych spoza gangu? — prychnąłem drwiąco.

— To, że mało osób mnie lubi nie znaczy, że nikt. — Uśmiechnął się lekko.

— Masz dokładną godzinę, o której będziemy się zbierać?

— Przewiduję najprędzej dwudziestą pierwszą, aby mieć jeszcze czas na dojazd pod adres. Nie powinno być z tym żadnego problemu. Rozeznałem się już co nieco w tamtej okolicy i na wszelki wypadek mam na telefonie zaznaczoną trasę, więc mamy prosty dojazd. — Mruknął i wrócił do jedzenia.

~*~


Nie zwlekając, szybko opuściliśmy mieszkanie. Do tego czasu słynny płaszcz Chin zdążył już się wysuszyć. Przeszliśmy kawałek za budynek mojej teraźniejszej organizacji i podeszliśmy do dość małej budki, obok której widniało coś na wzór wielkiego garażu. Wyższy ode mnie mężczyzna podszedł do mniejszej budowli i zapukał w zaciemnianą szybkę. Nie musieliśmy długo czekać aż drzwi obok się otworzyły, a zza nich wyłonił się mężczyzna. Dosięgał Chinom nieco za ramiona, ale jednocześnie przerastał prawdopodobnie o ponad głowę North'a. 

— I jak? Uwinąłeś się? — mój szef uścisnął dłoń na powitanie z nieznanym mi osobnikiem.

— Szczerze, był gotowy parę godzin temu, ale mówiłeś, że ma być na wieczór. — Zadrwił.

— Powiedziałem, że miał być najpóźniej na wieczór. — Mruknął niezadowolony Chiny.

— Wybacz, chyba coś źle zrozumiałem. — Wzruszył ramionami nieprzejęty. — Zapraszam księciuniów za mną. — Machnął ręką i skierował się do garażu. Mój towarzysz odczekał chwilę i po wzięciu głębszego oddechu ruszył za niższym osobnikiem.

— Kto to jest? — szybko dogoniłem Chiny i zapytałem półszeptem.

— Gość, który kocha przekręty, gry i zabawy jak nikt inny. Potocznie znany jako Polska. Specjalizuje się w sprzedawaniu kradzionych samochodów i części do nich. — Mruknął cicho mój szef.

— A poza tym ma wspaniałą osobowość oraz jest niesamowicie skromny. — Wyszczerzył się najniższy z nas i stanął obok ciemnego samochodu. — Wybaczcie, ale echo niesfornie odbiło się od ścian i dotarło do mnie. — Zachichotał.

— Już się zamknij. Nie przyszliśmy na pogawędkę. Mamy parę spraw do załatwienia i czas nas goni. — Chiny skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 

— A szkoda. — Powiedział z lekkim uśmiechem i rzucił do mojego towarzysza kluczyki od samochodu. — Refleks! — Chiny szybkim ruchem złapał rzucony przedmiot i posłał Polsce groźne spojrzenie.

— Nie nadużywaj mojej cierpliwości...

— Uspokój się, bo ci zaraz żyłka pęknie. — Mruknąłem już znudzony ich gadaniną. Zniecierpliwiony, zwinnym ruchem odebrałem Chinom kluczyki i otworzyłem samochód. Zająłem miejsce dla pasażera obok kierowcy. — Pospiesz się! Sam mówiłeś, że czas nas goni. — Najwyższy z naszego grona westchnął po czym obszedł samochód. Stanął przy drzwiczkach i je uchylił.

— W końcu się na coś przydałeś. — Mężczyzna posłał perfidny uśmieszek Polsce, który tylko cicho zachichotał. Chiny wsiadł do samochodu i zamknął drzwi oraz zapiął pasy. Ja uczyniłem to samo i podałem mu kluczyk do pojazdu. Szybko włożył go do stacyjki. Maszyna od razu się zapaliła, a radio zaczęło grać spokojną muzykę. Spojrzałem jeszcze na Polskę, który otwierał wjazd do garażu i już po niedługiej chwili zniknął mi z pola widzenia, ponieważ ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.

— To ile będziemy tam jechać? — wróciłem wzrokiem do Chin.

— Raczej nie powinno być dużego ruchu na ulicach, więc w najlepszym wypadku godzina. — Mruknął, natomiast ja westchnąłem i lekko zsunąłem się po całkiem miękkim fotelu. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wybaczcie za nawiązanie do stereotypu o Polakach, nie miałam zamiaru nikogo urazić  ^^; < 3

Miłego weekendu 💜

~Marcyś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro