[SATOSUGU] Wszystko albo nic

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To był przykry, sierpniowy wczesny wieczór, gdy Gojo właśnie jechał taksówką i melancholijnie spoglądał na okno, jak po nim spływają krople deszczu. Co prawda nie padało zbyt obficie, a jednak ulice pokrywała mokra warstwa łez z nieba...

Chłopak wzdychał obojętnie, niekiedy zauważając w szybie własne, żałosne odbicie, a przynajmniej sam się tak czuł w tym momencie. W końcu tym razem postanowił założyć trochę bardziej elegancką jasną kurtkę dżinsową, którą podwinął do łokci, a pod nią miał biały t-shirt, bez żadnego nadruku. Z dołem trudził się już trochę mniej, wszak skorzystał ze zwykłych, szarych dresów, które może trochę bardziej przylegały mu do nóg, a to wszystko zakończył klasycznymi sneakersami w jasnym kolorze. I fakt, może to wszystko nie brzmiało przesadnie gustownie, ale w jego przypadku był to najładniejszy strój, na jaki mógł wpaść... I co z tego, jeśli doskonale wiedział, po co jedzie, a nie było to zbyt przyjemnie nacechowane spotkanie. Właściwie postanowił tam pójść tylko po to, aby załatwić formalność, której nie wypadało załatwiać przez telefon czy wiadomość...

Taksówka w końcu zatrzymała się przed pewną restauracją, której blask przyćmiewał chyba wszystko inne na tej ulicy i w pobliżu, wszak sam prestiż czynił cuda... A jednak lokal był także dobrze oświetlony i przyozdobiony, co raczej Satoru nie dziwiło... W końcu ten, z kim się tu umówił, zawsze gustował w raczej luksusowych miejscach czy rzeczach, teraz nie było inaczej...

Gojo westchnął ciężko jeszcze we wnętrzu pojazdu, spoglądając przez szybę na wielki, biały budynek z wielkimi oknami, aż przygryzł wargę i postanowił wysiąść, zabierając ze sobą drobny bukiet niebieskich lilii, wszak ten, z którym miał się spotkać, zawsze je lubił.

Gdy jasnowłosy tylko zamknął za sobą drzwi, minęła chwila, a za jego plecami samochód natychmiast odjechał, zostawiając go samego, a więc odwrotu już nie było... Chłopak wraz z postawieniem pierwszego kroku w kierunku restauracji już doznał nieznacznej oznaki lęku, który przeszedł po nim niczym zimny wiatr drażniący wrażliwą skórę. A mimo to Satoru nie zatrzymywał się, stawiając coraz to pewniejsze kroki, jakby chciał przed samym sobą ukryć wszelkie wątpliwości. W końcu miał się spotkać z pewną osobą pierwszy raz od bardzo długiego czasu, podczas którego zdarzyło się wiele, a może nie tak wiele, ale to i tak zdołało namieszać... Aż bladoskóry przesunął dłonią po materiale białej koszulki, czując w brzuchu dziwne napięcie gdzieś w środku, a przy tym silnie drażniące impulsy, w efekcie czego nieco zacisnął palce... Jednak ucisk za chwilę złagodniał, a on przybrał kamienny wyraz twarzy, wraz z którym minął próg drogich, wielkich drzwi.

Lecz, jak tylko wszedł do środka, niespecjalnie wpadł na kogoś, zapewne w pierwszej kolejności zauważając szykowny wystrój ścian. Mimo wszystko młody mężczyzna ze skołowaniem zmarszczył brwi, żeby za chwilę je unieść wyżej wraz z powiekami, gdy po jego smukłym ciele przeszedł ciężki, a jednocześnie szybki dreszcz na widok tych oczu... Właśnie zetknął się z niezwykłymi tęczówkami, w których łączyły się barwy brązu z zielenią, a nawet gdzieniegdzie pływał delikatny granat... Całe to połączenie czyniło oczy wyjątkowymi, niesamowicie intrygującymi, a ich posiadacz już sam w sobie był pełen gracji i urody. Gojo wgapiał się w nie bezmyślnie i dopiero szorstki głos stojącego przed nim bruneta wyrwało go z transu.

- Cześć - rzekł śniadoskóry na wydechu, jakby zirytowany.
- Och... - westchnął pod nosem, automatycznie mrugając raz dla otrzeźwienia, a wtedy odpowiedział - Hej... Długo na mnie czekasz, Suguru?
- Dopiero przyszedłem. Właśnie miałem do ciebie dzwonić, żeby się spytać, za ile będziesz.
- Przynajmniej nie czekałeś... - przyznał na szybko, byle podtrzymać rozmowę - To co, siadamy?

Geto nawet nie męczył się z odpowiedzią, zaledwie pokiwał głową, a następnie podszedł do hosta, z którym załatwił wszystkie sprawy związane z rezerwacją i tak dalej, po czym ten poprowadził dwójkę do właściwego stolika.

Gdy dotarli w odpowiednie miejsce, host odszedł, za to brunet bez słowa odsunął sobie krzesło, po czym usiadł, czemu Satoru przyglądał się mimowolnie, bo chłopak zawsze robił to tak wdzięcznie i delikatnie, a jednocześnie wokół siebie roznosił władczą aurę, której jasnowłosy podporządkowywał się... Ale, gdy tylko zorientował się, że sam głupio stoi, szybko poszedł w ślady drugiego, a przy tym przypomniał sobie o bukiecie w ręce. Niewiele myśląc, wystawił kwiaty w stronę śniadoskórego, którego zgrabne ciało okrywała czarna koszula, a w dodatku Gojo od razu zwrócił jego uwagę tym gestem, aż zerknął beznamiętnie na chłopaka naprzeciw siebie.

- Masz - rzekł sucho, jakby bez emocji - Wiem, że lubisz, dlatego je dla ciebie przyniosłem.
- Dziękuję - odpowiedział w podobnym tonie, nieco zdumiony, a jednak przyjął lilie, odkładając je zaraz na bok. Jednak, chcąc odwrócić od siebie uwagę, przyznał z lekką krępacją - Dobrze wyglądasz, Satoru.
- Ty też, Suguru. Zawsze dobrze wyglądasz.

Brunet nieznacznie zmarszczył brwi, spoglądając w bok ze zmieszaniem. Nie spodziewał się, że spotkanie z Gojo może być tak niezręczne, zwłaszcza, że obydwaj przyszli tu w wiadomym celu. To oczywiste, że nie mogli przed sobą już grać zgranej pary czy nawet przyjaciół po tym, co się wydarzyło między nimi... A jednak nie przewidział, że widok chłopaka na żywo po takim czasie wywoła w nim taką burzę uczuć i to tych nieprzyjemnych, zaczynając od zakłopotania, a kończąc na realnym złym samopoczuciu... Było mu słabo i niedobrze, nagle uderzył w niego taki stres, jakby miało mu się zaraz zakręcić w głowie, a przy okazji zbierało mu się na wymioty, tak ciężko to znosił...

Z tego dziwnego stanu wyprowadził go głos kelnera, który najpierw odebrał zamówienie od Gojo, a ten poprosił jedynie o colę z lodem. Następnie przyszła kolej na Geto:

- A pan czego sobie życzy? - spytał uprzejmie blondyn w służbowym stroju.
- Ja? - westchnął, szybko opanowując organizm, przynajmniej na pozór - Coś mocnego.
- Rozumiem, że chodzi panu o alkohol. W takim razie zaproponuję... - brunet mu przerwał.
- Wystarczy zwykła wódka - stwierdził stanowczo.

Kelner szybko zapisał zamówienie, po czym podziękował i poinformował o czasie oczekiwania, a następnie odszedł. Jasnowłosy prychnął pod nosem z delikatnym uśmiechem, na co śniadoskóry rzekł oschle:

- Zobaczyłeś lub usłyszałeś coś zabawnego?
- Nic takiego... - odpowiedział neutralnie - Po prostu nigdy nie lubiłeś wódki, Suguru.
- Cóż... - uśmiechnął się krzywo, choć nie jakoś bardzo - Nie mam już szesnastu lat, Satoru... Wiele się zmieniło, nie uważasz?
- Może nawet trochę za wiele...

Brunet zostawił to bez odpowiedzi, a wkrótce na ich stoliku wylądowały szklanka z ciemnym napojem gazowanym oraz butelka wiadomego alkoholu wraz z małym kieliszkiem, a przy okazji doniesiono im gratisową wodę z cytryną w specjalnym naczyniu.

Geto tylko czekał aż kelner odejdzie, po czym szybko wypił pierwszy kieliszek, a wtedy wydał z siebie charakterystyczny odgłos, krzywiąc się.

- Dobra, Satoru - westchnął brunet tuż po następnej kolejce - Nie przedłużajmy tego. Obydwoje doskonale wiemy, po co tu się spotkaliśmy...
- Ta? - stwierdził zuchwale, popijając swój napój - Dobrze się bawiłeś we Francji?
- Dobrze wiesz, że przez cały ten rok pracowałem tam - odpowiedział z irytacją.
- No to - nagle odłożył szklankę, po czym skupił uważny wzrok na oczach śniadoskórego - mów.
- Co? - zmarszczył brwi.
- Powiedz, że mnie nie kochasz, Suguru - zaczął wymieniać bezwzględnie - Powiedz, że nasz związek tak po prostu się wypalił...
- A czy ty mnie kochasz, Satoru? - westchnął, przewracając oczami obojętnie - Obydwaj przestaliśmy coś do siebie czuć. Nasze ostatnie rozmowy były... Nijakie. Nawet nie kłóciliśmy się... Staliśmy się sobie zupełnie obcy i obojętni.
- Masz rację, Suguru...
- Przynajmniej teraz się ze sobą zgadzamy - gorzko uniósł kąciki ust w górę - Późno już... Mogę cię zawieźć do domu. Zawsze lepiej wracać z kimś znajomym niż z obcym w śmierdzącej taksówce, w której był nie wiadomo kto...
- Czemu nie... - wzruszył ramionami.

Geto poprosił kelnera o rachunek, a następnie szybko go opłacił, a Gojo było nawet głupio odmawiać, aby to brunet za niego zapłacił. Niby sprawiedliwiej było, aby każdy płacił za siebie, ale z drugiej strony Satoru w ogóle wolał już nic nie mówić. I tak mieli napięte stosunki, chociaż z pozoru wyglądało to inaczej. Niby pogodzili się i rozstali w zgodzie, ale tak naprawdę zarówno on jak i brunet czuli do siebie żal, którego nie mogła wyleczyć jakaś zwykła rozmowa o tym, że już do siebie przestali pasować... Przecież oni spędzili ze sobą tyle lat, poświęcili się sobie, a nagle mieli to wszystko wymazać... Gojo czuł, że jego były wcale nie był zadowolony z przebiegu spotkania, zresztą jak i on sam... Oczekiwał, że, gdy będzie po wszystkim to odetchnie z ulgą, że już się wyjaśniło, bo właściwie ich relacja dawno umarła... Jedyne co ich czekało to ta czarna godzina, w której raz na zawsze zakończą związek i pójdą w swoje strony. Ale napięcie wcale nie zniknęło, a wręcz, jakby nasiliło się...

Dwójka szła do samochodu niższego w ciszy, chociaż między nimi istniała dziwna, gęsta atmosfera, może nawet ciut toksyczna... Brunet aż przygryzał wargę wraz z pewnym grymasem na twarzy ze świadomością, że obok idzie Satoru. Nie umiał tego wyjaśnić, ale ten go naprawdę wkurzał zaledwie swoją obecnością... Być może dlatego, że planował pozbyć się chłopaka jak najszybciej, a tymczasem on postanowił go jeszcze zabrać do domu, jakby cokolwiek go obchodziła wygoda wyższego... Z kolei Gojo czuł się niechciany, a zresztą wolałby wsiąść do samochodu z potencjalnym mordercą niż dusić się w jednym aucie ze swoim aktualnie już byłym, co jakoś dziwnie nie chciało dotrzeć do jego mózgu. Niby nie byli ze sobą już o wiele dłużej, a dopiero teraz po prostu sobie o tym powiedzieli, ale mimo wszystko... To przeszło jakoś za łatwo... Bez żadnej dramy, bez wybuchów emocji... Aż Gojo zaczął się zastanawiać czy on kiedykolwiek kochał Suguru i czy ten kochał go, czy może po prostu byli dla siebie jedynym wyborem w tamtym czasie, gdy zdecydowali się ze sobą być... Aż trudno było uwierzyć, że jeszcze rok temu żaden z nich by nawet nie brał pod uwagę czegoś takiego jak rozstanie ani nie mieli żadnych wątpliwości, a teraz wzajemnie posyłali sobie zabójcze spojrzenia bez powodu...

Gdy doszli do samochodu o czarnej, matowej masce, weszli tam bez większych słów, a tak konkretniej to nie rozmawiali wcale. W środku też każdy zajął się sobą i tak pojechali...

W końcu Geto zaczął się zbliżać do swojej starej dzielnicy. Dzięki jej dobrej znajomości nie musiał nawet o to pytać jasnowłosego, co tylko zaoszczędziło mu niechętnej rozmowy... Ale wreszcie zatrzymał się, wzdychając ciężko i uderzając ręką o dopiero co przyblokowaną kierownicę. Mimowolnie zaczął spoglądać przed siebie, choć w środku powoli rosła w nim oczywista niezręczność, zwłaszcza, że Gojo jeszcze nie wychodził... Ten jedynie odpiął pas bezpieczeństwa, po czym, jakby nic przyjął ten sam kierunek, co brunet i tak siedział... Oczywiście, chciał jak najszybciej uciec stamtąd, byle odciąć się od uczuć, które powodowała w nim obecność Suguru, ale z drugiej strony coś go wciąż trzymało, aż krzywił się i zacisnął rękę w pięść...

Nagle Gojo wypuścił z siebie ciężkie powietrze i postanowił wyjść, już kierując ciało w stronę drzwi, na co Geto bardzo ze sobą walczył, aby nie spojrzeć, nieważne, jakby chciał. Lecz, ledwo Satoru chwycił za rączkę od drzwi, niespodziewanie zawahał się, po czym odwrócił twarz w stronę bruneta.

- To naprawdę wszystko, Suguru? - spytał z pewną słabością w głosie, jakby... ze smutkiem...
- O czym ty mówisz, człowieku? - niemal wyszeptał na wydechu, przesuwając dłonie po zmęczonej twarzy - Nic już nas nie łączy... - niechcący dostrzegł kątem oka niepewną minę jasnowłosego, aż drgnął.

Brunet mimowolnie skierował cały wzrok na byłego, koncentrując na nim całą swoją uwagę, a przy tym poczuł, że oddech mu niekontrolowanie przyśpiesza bez żadnego powodu... Z kolei Gojo otworzył szerzej oczy, łącząc swoje spojrzenie ze spojrzeniem śniadoskórego, którego urok momentalnie rozpalał wszystkie jego zmysły...

Zagubiona dwójka traciła na siebie cenne sekundy, a przez to nie zauważała tego jak szybko skracają dystans między sobą, a przy tym ulegali gorącej aurze, jaka w nich uderzała uderzała pod wpływem chwili...

Nagle wpili się w swoje wargi, dziko je atakując gorącym pragnieniem, a przy tym złapali się za rozpalone policzki. Z każdą chwilą pogłębiali pocałunek, używając do niego dużo siły, a przez to wręcz zaczęli dyszeć i cicho pomrukiwać sobie w usta. W tym czasie drżące ręce Geto zaczęły zaczęły zsuwać się nieco niżej, badając zakryty tors jasnowłosego, za to Gojo złapał bruneta w dolnych plecach i w pasie, przyciągając go jeszcze bliżej siebie... Aż niespodziewanie zsunął gorące, pulsujące wargi wraz ze zmęczonym językiem prosto na rozgrzaną szyję śniadoskórego, na co ten odruchowo odchylił głowę do tyłu bez podnoszenia powiek w górę. Wręcz złapał chłopaka gdzieś w potylicy, prężąc ciało pod naciskiem Satoru, który z cudowną pasją pieścił go bez żadnego zawahania...

- Suguru... - nagle wydyszał Gojo, kontynuując - Wrócisz do domu..?
- Ah... - mimowolnie wystękał - A co na kolację..?
- Ja - nagle odsunął usta od chłopaka i spojrzał mu w oczy z wymownym uśmiechem.
- Nie mogę za dużo słodkiego... - aż odwzajemnił pomimo ciężkiego oddechu.
- Ja wcale nie jestem słodki... - zwinnie zbliżył usta do jego ucha, w które wyszeptał zmysłowo - Jestem naprawdę ostry...

Na ten gest w ciele Geto wybuchł prawdziwy pożar, pod wpływem którego zastękał ciężko i poruszył ciałem gwałtownie, a nawet przygryzł wargę...

- Ach, Satoru... Weź mnie tu...
- Jestem tak napalony, że wolę nie... - wrócił do namiętnego pieszczenia kochanka ustami, przez co ten dostawał nagłych drgawek przy kolejnych uderzeniach gorąca - Łóżko możemy kupić nowe, a auto to trochę bardziej skomplikowana sprawa...
- Planujesz zarwać łóżko, dzikusie? - uśmiechnął się, przygryzając wargę.
- Po prostu cholernie tęskniłem za tym dźwiękiem, gdy skrzypi pod nami... I za twoim ciepłym ciałem...

Geto kolejny raz nie odpowiedział, ale zamiast tego zdecydowanie zrzucił wyższego z siebie, po czym zdecydowanie otworzył drzwi od samochodu i wyszedł, trzaskając za sobą. Ciut onieśmielony Gojo szybko zrobił to samo, co niższy, będąc w myślach tylko przy tym, jak dwójka znowu trwa w gorących objęciach... Brunet jeszcze zablokował swój pojazd, po czym złapał bladoskórego za rękę i zabrał go ze sobą...

Gdy wylądowali w windzie, rozpalony Suguru zdecydowanie przyciągnął Satoru do siebie, łącząc ich usta w czułym pocałunku, który przez szalony popęd bruneta szybko nabierał tempa, aż Gojo przesunął dłoń po całym ramieniu niższego, a spoczął dopiero przy jego napiętej szyi, za to drugą złapał go mocno w biodrze. Geto w tym czasie dziko błądził po plecach bladoskórego rękoma, mocno łapiąc w dłonie materiał jego kurtki, a tym samym zmuszał tego, by napierał na niego jeszcze bardziej, przez co mimowolnie ocierali się o siebie...

Winda stanęła na właściwym piętrze, a wtedy para wyszła z niej po omacku, nie przerywając namiętnej rozmowy pozawerbalnej. Ledwo oparli się o najbliższą ścianę plecami śniadoskórego, a wtedy Gojo znów przesunął się prosto na szyję rozpalonego Geto, który z oddaniem przymykał oczy i dyszał ciężko, oddając się całkowicie. W międzyczasie razem zaczęli nerwowo rozpinać mu koszulę, jakby zapomnieli, że wciąż jeszcze są w miejscu publicznym...

- Dobra, Satoru... - nagle zaczął brunet ledwo co - Gdzie to pieprzone mieszkanie, bo zaraz dam ci dupy na klatce, naprawdę...
- Tak bardzo chcesz mnie poczuć, że zapomniałeś, gdzie jest nasze mieszkanie... - wydyszał z uśmiechem, nie przerywając pieszczot - Ach, Suguru... Tak dawno nie miałem cię w ramionach, że też prawie zapomniałem twojego zapachu... Wciąż używasz tych samych perfum, prawda?
- Nie mam ochoty na te ckliwe słowa, Satoru... - westchnął ciężko - Tak, chcę cię poczuć jak nie wiem...

Gojo nie trzeba było dwa razy powtarzać, bo te słowa zaczęły mu dudnić w głowie, jakby wpadł w pułapkę, a przy tym doznawał nowych dreszczy z podniecenia... Z niechęcią, ale oderwał się od ciemnookiego, po czym to on pociągnął go za sobą prosto pod odpowiednie drzwi. Aż przygryzł wargę ze wspomnieniem, że przed chwilą dotykał jej Suguru Geto, a dotknie jej jeszcze, a przy tym nerwowo przekręcał kluczyk w zamku. Gdy wreszcie go odblokował obydwaj weszli przez otwarte drzwi, po czym zamknęli je własnym ciężarem, gdy Suguru przylgnął do nich plecami. Pośpiesznie ściągnęli z bladoskórego kurtkę, potem podkoszulkę, a wtedy wznowili pocałunek tak mocny o odważny, że aż erotyczny... Teraz wymieniali ślinę bez opanowania, a w tym czasie dalej rozpinali koszulę niższego, gdzie Suguru wolną ręką sunął wzdłuż napiętych mięśni brzucha Gojo, czym tylko bardziej rozbudzał jego ciało...

Nagle z barków bruneta zniknął materiał, za to tam zawędrowały ciekawskie usta bladoskórego, który tymi drobnymi pocałunkami dawał mu rozkosz, od której aż cały płonął... Przy okazji Satoru wnikliwie badał dłońmi drżące ciało niższego przez rozpiętą koszulę... Ale wkrótce to mu się znudziło i zdecydowanym ruchem zrzucił ją z niego, po czym rękoma zszedł prosto na jego spodnie, zaczynając je rozpinać... Jednocześnie wysunął językiem, którym zjechał jeszcze niżej po skórze kochanka, atakując jego każdy wrażliwy punkt, od czego tego tylko wysuwał niespokojny tors do przodu i przygryzał wargę, marszcząc rozpaloną twarz...

Zaraz dolna odzież Geto wylądowała na podłodze, a do niej dołączyła czarna koszula, nie mówiąc już o spodniach wyższego...

Satoru wrócił do ust Suguru, łapiąc go mocno pod żuchwą, ale równie szybko zsunął ręce o wiele, wiele niżej, a wtedy zacisnął palce na pośladkach bruneta i podniósł go, na co ten odruchowo złapał się szyi bladoskórego, ulegle odwzajemniając pocałunek. W takim stanie na ślepo Gojo szedł po mieszkaniu, szukając sypialni... Ta jednak była stosunkowo blisko, więc zaraz do niej bezpiecznie trafili...

Wyższy rzucił Geto na łóżko, po czym zawisł nad nim, niemal od razu dobierając mu się z powrotem do szyi, a przy tym wsunął biodra między jego nogi. Brunet znów wyprężył rozpalone ciało, a przy tym odchylił głowę, mrużąc powieki i dysząc zachłannie przez rozchylone wargi. Trzymał się ramion rozbudzonego kochanka, czując go już dosłownie wszędzie, przez co niekiedy wystękiwał coś cicho, a nawet nie wiedział czy to ciepło na twarzy to z podniecenia, czy z osłabienia... Nagle poczuł wargi Gojo tuż za uchem, przez co kolejny raz przeszły go ciarki, a on przyciągnął jasnowłosego bliżej siebie...

- Jesteś cudowny, Suguru, wiesz?
- Mhm... - wystękał - Satoru...
- Hm?
- Ja też tęskniłem...

Gojo uśmiechnął się ciepło na to wyznanie, choć zaraz poczuł na potylicy dłoń, a następnie został pociągnięty do pocałunku, czemu oddał się bez jęknięcia... Sam nie zauważył, gdy Geto trochę ich przekręcił na bok, po czym przesunął dłoń na biodro Satoru i zaczął z niego zsuwać bieliznę. Bladoskóry czuł to i aż pomógł brunetowi, a wtedy szybko poczuł jak ten przesuwa rękę po jego pobudzonym kroczu, aż drgnął i westchnął głęboko podczas pocałunku. Aby nie być dłuższym, tę samą taktykę wykorzystał na śniadoskórego, przez co wkrótce leżeli już nadzy, dogadzając sobie nawzajem, od czego ich ciała trzęsły się z rozkoszy, a oni niespodziewanje skończyli pocałunek, dysząc ciężko i naciągając twarze...

Nagle Gojo przerwał wszystko i zszedł na chwilę z łóżka, zostawiając onieśmielonego Geto samego. Brunet rozchylał mimowolnie wargi przez szybki oddech oraz ciągle napływające dreszcze, jakby jeszcze było mu mało... Prawdę mówiąc jego ciało już nie marzyło o niczym więcej jak o ciele Satoru, bo poniekąd męczyło się z frustracji... Tymczasem bladoskóry grzebał w rzeczach przez chwilę, aż w końcu znalazł to, czego chciał i wrócił do zniecierpliwionego Suguru... Ten niby krzywił się, jakby w złości, ale jednocześnie zmartwiony, aż ciężko było go zrozumieć...

Gojo naciągnął na nich bordową kołdrę, obejmując ciało bruneta swoim, a wtedy wyszeptał mu już czulej:

- Nie masz pojęcia jak bardzo podnieca mnie to, że to akurat z tobą wylądowałem w łóżku, Suguru... W naszym łóżku.
- Naszym... - wydyszał, otwierając szerzej oczy - Przez rok spałeś w nim sam, prawda?
- Chyba zwariowałem, ale... W sumie to tak. Nikt poza tobą nie miał do niego wstępu, ale ciebie nie było... Więc byłem sam...
- Musiało być ci ciężko... - odruchowo przesunął dłoń po twarzy jasnowłosego.
- Może... - podniósł się, aby rozłożyć na palcach lubrykant - Ale chyba było warto, jeśli w końcu wróciłeś...
- Satoru, przecież wiesz, że to wcale nie tak...
- Tak? - nagle pochylił się nad nim, posyłając mu zadziorny uśmiech - No to jak, Suguru? - z bezczelną satysfakcją wsunął w bruneta dwa palce, przez co ten aż wygiął ciało lekko w łuk, przygryzając wargę.
- Satoru... - wystękał słabo, natychmiast wyczuwając rytm bladoskórego, od czego aż robiło mu się od nowa ciepłej i przyjemniej - Ja cię nie...

Gojo nie pozwolił mu dokończyć, zmieniając technikę, pod wpływem której Geto aż zacisnął palce u nóg i stóp, samemu wykrzywiając twarz i ledwo powstrzymywał mimowolne odgłosy, które i tak wychodziły jako przytłumione...

Aż nagle Satoru warknął przez zaciśnięte wargi oraz przymknął powieki, wchodząc zdecydowanie w bruneta, który z kolei napiął ciało, łapiąc wyższego w równie twardych ramionach. Gojo zaczął poruszać ciałem spokojnie, obserwując rozanieloną twarz swojego ukochanego, wszak właśnie zrozumiał, że... On nadal coś do niego czuł. Teraz, łącząc się z nim w jedno słabe wobec rozkoszy ciało zaczął sobie przypominać to wszystko, te wszystkie motyle w brzuchu, uśmiechy... Te wszystkie chwile, w których był szczęśliwy nie sam, a z Geto. Nie potrafił już skojarzyć radości, jeśli obok nie leżał zadowolony brunet...

- Suguru... - wydyszał ledwo co, uśmiechając się przez podniecenie - Potrzebujemy nowego łóżka...
- Co? - wystękał cicho.

Wtedy Gojo złapał Geto gdzieś w zgięciu kolana, kładąc drugą rękę wygodniej obok śniadoskórego, a następnie poruszył się gwałtowniej, marszcząc twarz. Niczego niespodziewający się brunet aż jęknął przeciągle, odruchowo przyciągając chłopaka bliżej i powoli podłapując jego rytm... I tak wpadli w dziką otchłań, nie mogąc jej się oprzeć. Okazało się, że aktualny stosunek był zdecydowanie ciekawszy od tego sprzed chwili, czego żaden z nich nie ukrywał... Obydwaj śmiało się przekrzykiwali w coraz to bardziej perwersyjnych odgłosach, a w tle było słychać coraz głośniejsze skrzypienie... Wcale się tym nie przejmowali, a wręcz raz rzucili sobie znaczące spojrzenia i uśmiechy, chociaż doznawali niezaprzeczalnej rozkoszy, przez którą szybko zapominali, co się dzisiaj stało, a raczej miało stać... Teraz liczyła się tylko ta chwila, w której doprowadzali się do kompletnego szaleństwa fizycznego...

Gojo był już blisko, aż krzywił się w dzikim pędzie i doznaniach, dociskając ciało do bruneta, ale mimo wszystko wciąż nie zrealizował swojego planu... Zatem zagryzł wargę i resztą siły wykonywał jak najmocniejsze ruchy, jakie tylko był w stanie, na co Suguru złapał się go mocno i wręcz błagał, aby ten trochę zwolnił, choć parę chwil później był wniebowzięty i tym razem prosił o jeszcze, i jeszcze... Aż cała rozkosz skumulowała się w nim i doszedł, spinając całe ciało. Satoru zaraz po nim, natychmiast opadając na śniadoskórego...

Nagle coś w łóżku zapadło się, a oni usłyszeli dudniący huk wewnątrz...

Zdezorientowany Suguru spojrzał na Satoru, a wtedy ten przyznał dyszącym głosem, z uśmiechem:

- Mówiłem, że potrzebujemy nowe łóżko...
- Ty potrzebujesz... - spojrzał w bok.
- No chyba żartujesz, Suguru... - zmarszczył brwi - Przed chwilą się ze mną kochałeś, a teraz się zachowujesz, jakby to nic nie znaczyło...
- Bo nic nie znaczyło. Po prostu potrzebowaliśmy się wyżyć... Rok bez seksu, nic dziwnego...
- Przestań, Suguru - nagle wtulił się w niego mocno - Nie wypieraj się tego. Kochasz mnie i chuj.
- Przecież ci mówiłem... - westchnął - Nic do ciebie nie czuję...
- Twoje oczy mówią co innego, wiesz? - nagle zawisnął nad nim, spoglądając mu uważnie w twarz - Mówią, że...
- Spadaj! - warknął, czując presję.
- Mówią, że mnie uwielbiasz i chcesz ze mną mieszkać. I że... - wyszeptał z wrednym uśmieszkiem - Kochasz mnie...
- Nie! - wrzasnął - Jesteś idiotą, w którym zakochał się młody i głupi Suguru...
- Zawsze byłeś mądry... Właśnie dlatego mnie wybrałeś.
- Nawet nie myśl, że będziemy jeszcze razem!
- Już jesteśmy... - przyznał pewnie - To jak ze sobą spaliśmy... To był nasz powrót do siebie...

Suguru przewrócił oczami, kręcąc głową. Ale Satoru wiedział swoje i nie przyjmował odmowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro