Rozdział 18. Część 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Nie płacz, proszę. Proszę — powiedział Mike, przygarniając mnie do siebie. Miał tak łagodny głos... Cholera, dlaczego on musiał taki być? Dlaczego musiał przytulać akurat w takim momencie? Przez to chciało mi się ryczeć jeszcze bardziej.

— Ja... Przepraszam — wydukałam. Nie byłam pewna, czy w ogóle mnie usłyszeli. Głos miałam słaby, cienki. Załamywał się na każdej literze. Sama nie mogłam go słuchać. Dodatkowo miałam twarz wtuloną w tors Mike'a. — Nie chciałem was... Okłamać. To wszystko dla... dla nich. Dla rodziny. Dla Yukki'ego. Ja... nigdy nie miałam nikogo bliskiego. Jedynie... Rodzinę. I Yukki'ego.

— Spoko — powiedziała Emilia, zaplatając ręce na piersiach. — Jednak paru rzeczy nie rozumiem. To znaczy... jest ich całkiem sporo.

— Em... — jęknął Mike. Czyżby to była cicha prośba, żeby nie zadawała mi pytań? Jednak, jeśli umiałabym na nie odpowiedzieć, chciałam to zrobić. Odsunęłam się od chłopaka, ale nie zabrałam ręki z jego dłoni. Była tak cholernie ciepła i miła w dotyku. Czułam odciski. Od czego je mógł mieć? Podciągał się na drążku? Może trenował koszykówkę i zawieszał się na koszu? Boże, czy każdy czarny musiał grać w kosza? To rasistowskie, Willow! Mógł robić coś zupełnie innego jak rzeźbienie czy... Dlaczego ten cholerny kosz mi tak do niego pasował?! Głupia rasistko!

Emilia pochyliła się do nas i zapytała prosto z mostu:

— Nie sikałaś u nas w szkole?

Zaśmiałam się. Z tysiąca jak nie z miliona pytań wybrała akurat takie! Ale umiałam, na szczęście, na nie odpowiedzieć.

— Nie lubię załatwiać się... W publicznych toaletach — przyznałam. — Dlatego tego unikam.

— Ale Mike'a poznałaś w toalecie...

— Poprawiałam... Soczewki. On robił siusiu.

— Tak tak — przytaknął Mike, potrząsając energicznie głową. — Raz, dwa, trzy!

W pamięci odtworzyłam to wspomnienie, kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy. Dotykał mnie raz za razem. Odtrącałam jednak jego rękę. Co chwila. Raz za razem. Dlaczego więc, to go nie zniechęciło? Dlaczego chciał wciąż trzymać moją dłoń? Mimo że nie odezwałem się do niego słowem, ale i tak wtedy byłem chamski. Dlaczego nie odsunął się jak wszyscy...? Odsunęłam od siebie te myśli. Był tu ze mną i z Emilią. Dwójka moich przyjaciół, którzy byli tak samo dziwni jak ja. Dwójka ludzi, która mnie nie odtrąciła.

Emilia odchrząknęła, nie wiedząc, jak zareagować na tekst Mike'a. Oboje uśmiechaliśmy się do siebie, wspominając. Poprawiła się na krześle i zadała kolejne pytanie:

— A co z biustem?

— Widziałaś kiedyś... Cosplayerów? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

— Co to, do kurwy nędzy?

— O o!!! — Mike zerwał się z miejsca. Puścił moją dłoń, bo swoją wystrzelił w górę. Wyglądał jak uczeń, który zgłaszał się do odpowiedzi. — Ja wiem! Ja wiem! Wiem!

— Tak?

— To ludzie, którzy przebierają się! Przebierają za różne postacie z filmów, seriali, anime, gier, książek!

— Co ma piernik do wiatraka? — zapytała zirytowana Emilia.

— Czasem... Kobiety przebierają się za mężczyzn. Żeby... uporać się z cyckami, zakładają... jakby staniki spłaszczający. Też go nosiłem... Mike go widział. Zapytał się... o podkoszulek wtedy.

— Pamiętam — przytaknęła Emilia.

— Tak! Też wiem — zachwycił się Mike.

— Ale masz farta, Willow — powiedziała dziewczyna, pochylając się do mnie. Nasze twarze były od siebie oddalone jedynie o kawałek. Mogłam jej dotknąć. Na wargach czułam jej oddech. — Masz takie rysy, że bez problemu mogłaś ukryć swoją płeć. Plus krótka fryzura. Nieźle.

— Nie skończyłam odpowiadać na... Twoje pytanie — stwierdziłam. — Żeby piersi też... Były małe, wywoływałem u siebie... Wymioty. Żeby utrzymywać się... Dolnej granicy normalnej wagi... Żeby piersi były mniejsze i pupa... też.

— Bulimia?

Potrząsnęłam głową.

— Nie jestem... Na tyle głupia. Chciałam jedynie... Być chuda... W granicach normy. To rzadko robiłem.

— To dobrze. Mieliśmy parę tych cholernych bulimiczek. Tak mam, że wtedy złe żarty mi się cisną na usta. Jak spotkałam Mike'a, był pierwszą czarną osobą, do której musiałam się zbliżyć. Matt kazał. — Zapamiętaj, powiedziała jego imię. Nie nazwisko. To oznaka braku szacunku, czy czegoś więcej? — Ciągle do głowy przychodziły mi te pieprzone rasistowskie żarty.

— A masz jakieś o... Transach? — zapytałam, uśmiechając się figlarnie.

— Nie, ale na jutro mogę jakieś załatwić.

— Też mogę? — zapytał Mike z nadzieją w oczach.

— Broń Boże! — zaśmiała się Emilia. — Takie rzeczy zostaw mi, Mike. A co do ciebie... Dlaczego jesteś taką pieprzoną altruistką?

Zatkało mnie. Nigdy tak o sobie nie pomyślałam. Pierwszym punktem w mojej logice, gdy postanowiłem być Willem, było to, że mogłam kłamać, okłamywać samą siebie, że wciąż żył. Było tak łatwiej. Dla mnie. Dla nikogo innego. Mogłam być nim, kimś lepszym niż ja byłam wtedy. Dopiero później pojawiła się chęć pomocy innym. To egoistyczne, nie altruistyczne. Nigdy, przenigdy, nie byłem altruistą. Swoje zachcianki zasłaniałem chęciami innych. Ale łatwiej było wytłumaczyć, że chciałam ulżyć innym, nie sobie, bo musiałam zabronić sobie mówienia, żeby wszyscy brali mnie za mojego bliźniaka.

Byliśmy zbyt podobni, zauważyłam to po latach. A ten się zabił, bo był egoistą.

— Nie wiem — odpowiedziałam tylko.

Ktoś zapukał do sali. Podskoczyłam a Emilia wstała i podeszła do drzwi, jakby to ona była nauczycielem. W progu stał LeBlanc ubrany w górę od garnituru, dżinsy i trampki. Co do cholery? Joey mu nie wystarczał, to jeszcze musiał udawać doktora House'a? Co z tym facetem było nie tak? Pomachał do nas, uśmiechał się miło, ale nie do nas. Jego oczy były wpatrzone tylko w Emilię.

— Co? — zapytała niemiło.

— Musimy porozmawiać — stwierdził tylko. Zaszczycił nas przelotnym spojrzeniem. — Poczekajcie tu.

Emilia obejrzała się na nas, ale wiedziałem, że spojrzenie było skierowane na mnie. Ta milcząca prośba do mnie. Odwróciła się i wyszła z klasy. LeBlanc zamknął za nimi drzwi z cichym trzaskiem. Od razu wstałam. Mike chwycił mnie za nadgarstek.

— Powiedział, że...

— On może zrobić krzywdę Emilii — powiedziałam bez zastanowienia.

Bez chwili zawahania puścił moją dłoń i podeszliśmy na paluszkach do drzwi. Przyłożyłem ucho do ściany, żeby lepiej słyszeć, a żeby drewno nie trzasnęło w łeb.

— Ładnie wyglądasz — powiedział niskim głosem. Męskim.

Zesztywniałam.

Inna, że podobała mu się uczennica i chciał uciec od tego uczucia.

— Rozmawiałam z Willem i Mikiem. Po co mnie wyciągnąłeś z klasy, co? — zapytała otwarcie Emilia.

— A tak, o.

— Kłamiesz. Wiem, kiedy kłamiesz, więc przestań pieprzyć. Wiem, co robiłeś w poprzednich szkołach. Poproszę ich, żeby mi pomogły. Pozwę cię.

— To źle, że mam swoją ulubienicę? Dodatkowo mi nic nie udowodniono. Sam odchodziłem. Plotki to plotki, Emilio. Nic więcej. To, że miałem romanse, to moja sprawa, czy to prawda czy kłamstwo.

— Nieprawda. Czegoś chcesz. Jesteśmy na korytarzu. Jak coś złego zrobisz, zacznę krzyczeć.

Chwila ciszy. Jedynie dźwięk kroków i jakieś syknięcie. Co tam mogło się stać? Wszystko. Mógł ją uderzyć, pociągnąć za włosy, nadepnąć na stopę... Co było prawidłową wersją?

— Poprosiłaś mnie o coś. Teraz ja o coś poproszę — wycharczał, co chyba miało być seksowne, a brzmiało jakby coś ugrzęzło mu w gardle.

Emilia powiedziała jedno słowo, które sprawiło, że wyleciałem z klasy:

— Spieprzaj. Nic dla mnie nie znaczysz od dawna i ty dobrze o tym wiesz...

Otworzyłem szeroko drzwi. Stanąłem w nich razem z Mikiem. Superman i Supergirl. Jak on mógł być na tule głupi, że zaczepiał ją na korytarzu? Mogła krzyknąć. Zapewne wtedy ludzie by wybiegli z klasy. Wtedy zdałem sobie sprawę, że sale były puste. Apel. Konkurs na najlepszy strój. Cholera. Byli blisko innego pustego pomieszczenia. Obejmował ją ramieniem, a ona ją starała się strącić, warcząc coś o zachowaniu dystansu i relacji nauczyciel-uczennica. Na tym korytarzu nie było kamer, dlatego czuł się bezkarnie.

Podbiegłem i odepchnęłam LeBlanca. Włożyłam w to całą swoją siłę tych sflaczałych mięśni. Puścił ją i zrobił parę kroków w tył.

— Emilia kazała ci się odpieprzyć — warknąłem.

— Willow... — wyszeptała Emilia.

— Czujesz się bezkarny, co? — Nadal miałam niepewny głos, ale był mocniejszy. Pewniejszy. — Bo wszyscy siedzą w Sali gimnastycznej, tak? A tutaj nie ma pieprzonych kamer?! Słyszałam, że były inne... Nie tylko Emilia. Pieprzony zbok!

Moje słowa do niego nie docierały. Przez chwile patrzył na mnie jak na zjawę, z otwartymi ustami. Uśmiechnął się nagle i prychnął.

— Mówisz? A to dziwne! I to jeszcze w formie żeńskiej. Brawo, brawo. Przestałaś być transem? — zadrwił ze mnie.

Spojrzałem na Emilię. Podniósł mi ciśnienie tymi drwinami. Dziewczyna stała, objęta ramionami Mike'a. Cała drżała, wpatrzona we mnie. Po policzkach ciekły jej łzy. Dopiero wtedy dostrzegłem coś na jej dłoni. Czerwone ślady. Czyżby zrobił jej krzywdę? To on je ścisnął tak mocno, że zostały plamy?

Zacisnęłam pięści.

— Nie kochasz jej. Podobają ci się tylko młodsze, zgadłam? — Nie dałam się sprowokować. — Dlatego wywalili cię z dwóch szkół, pieprzony zboku.

— Za takie słownictwo powinni cię wywalić ze szkoły.

Prychnęłam.

— A ciebie za molestowanie uczniów.

— Sama się pchała do łóżka. Sama tego chciała. Sama się do mnie dobierała, kiedy pierwszy raz nas przyłapałeś. Rączki się jej kleiły do mnie. Groziła, że zrobi sobie krzywdę, gdybym się z nią nie przespał.

— Kłamiesz — powiedziała Emilia, przez łzy. — Kłamiesz. Obiecywałeś mi, kurwa, rodzinę... Dom.

Nie rozumiałam nic z wypowiedzi LeBlanca. Nie chciałem tego słuchać. Wierzyłam tylko i wyłącznie Emilii.

— Kłamię? Mam znakomite referencje! Kto ci w to uwierzy, mała...?

Nie dokończył, bo pięść wylądowała na nosie LeBlanca. Usłyszałam jedynie głośnie chrupnięcie i okrzyk zdziwienia Emilii. Krew trysnęła z dziurek. Zasłonił go rękami, upadając na podłogę.

Ale to nie ja go walnęłam. To Mike. Stał nad nim w stroju Supermana, z policzkami mokrymi od łez. Pięść, którą uderzył LeBlanca, schował w dłoni. Miał zdarte kostki.

— Zamilcz! Zamilcz! — szlochał. — Kłamiesz! Kłamiesz! Nic dobrego nie zrobiłeś! Nigdy! Zamilcz!

Miałam kołowato w głowie. Co powinnam zrobić? Powinnam pomóc najpierw Emilii? A może Mikowi? Na pewno nie LeBlancowi. Powinien cierpieć. I to jeszcze bardziej niż tylko ze złamanym nosem.

— Ja to wyjaśnię... Proszę... Nie jestem kurwą... Nie jestem taka jak on mówi — powtarzała w kółko Emilia, gdy Mike krzyczał:

— Kłamiesz! Oszust! Nie chcę cię! Kłamiesz!

LeBlanc za to bluzgał na każdego z nas.  

Co powinnam zrobić? Co powinnam...?

Na korytarz weszła kobieta w średnim wieku, w białym fartuchu. Miała zapytać, co się tutaj stało, ale zamilkła, gdy zobaczyła LeBlanca z dłonią przy nosie, z którego ciurkiem leciała krew. Zbladła jeszcze bardziej, gdy zobaczyła płaczącego i wrzeszczącego Mike'a. Pobiegłem do Emilii i ją objęłam.

— Co tu się stało? — zapytała, podchodząc do nauczyciela.

—  Chcę złożyć skargę na pana LeBlanca w imieniu naszej grupy Specjalnej Młodzieży— powiedziałam pewnym głosem, bez zacięcia się. Brawo, Willow. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro