; 𝐩𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zacząłem od rudych, gęstych kosmyków, na wspomnienie których, czułem między palcami ich miękką strukturę. Powolnie przechodziłem niżej, oprawione długimi, ciemnymi rzęsami, oczy były zniewalająco piękne i hipnotyzowały każdego, kto choć raz w nie spojrzał.
Brązowy odcień był intensywny, jednak wyjątkowość spojrzenia tkwiła w postrzeganiu nimi świata.
Choć mógłbym tonąc w nich godzinami postanowiłem przypomnieć sobie również wiecznie rozgrzane, zarumienione policzki. Delikatna skóra nie nosiła na sobie skaz, a gdy przyłożyłem swoją własną twarz, do jego policzka, mogłem wyczuć ogrzewające go wcześniej promienie słońca.
Prosty nos, delikatne rysy szczęki i usta.
Zaróżowione wargi, regularnie układane w czarujący uśmiech, czasem wykrzywione w grymasie, zawsze smakujące tak samo, słodyczą śliny zmieszanej z naturalnym, gorącym pragnieniem.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie są wyjątkowe.
Idealnie skrojone, kuszące i miękkie, pod wpływem chwili uwalniające czułe słowa, finalnie zamieniające się w szept.
To wszytko składało się na jednego chłopaka, który to był dla mnie równie piękny, co nieosiągalny.

Mój wzrok ogarnęła wszechobecna ciemność, która to wypełniała najmniejszy skrawek mojego pokoju.
Sen, tak niepokojąco rzeczywisty, zostawił po sobie znajomy zapach Hinaty, który zapamiętały moje nozdrza.
Pod wpływem chwilowego szoku, wpatrywałem się wprost w sufit, finalnie przykładając grzbiet dłoni do rozgrzanego czoła.
Czułem krople potu spływające po skroni, a także wypełniające mnie, palące uczucie, które mylnie interpretowałem jako objaw podupadania na zdrowiu.
Bałem się, że mogę zachorować tuż przed zawodami, podświadomie wiedząc kto był powodem mojego rozgorączkowania.
Odczekałem kilka dłużących się minut, obawiając się, by ponownie zamknąć powieki.

—Co, do diabła, się ze mną dzieje? —spytałem przestrzeń przed sobą, dostając w odpowiedzi wymowną ciszę.

W jednej chwili uczucie niesprawiedliwości nagromadziło się we mnie na tyle intensywnie, by przeważyć zachwyt nad rudowłosym chłopakiem sprzed kilku minut.

Dzisiejszej nocy przelała się szala tolerancji nad swoim własnym, głupim zachowaniem.
Miałem serdecznie dość długoterminowego zauroczenia, które rozpoczęły się od chwili rozważań nad jego ustami.
Obrałem sobie za cel właśnie jego, niepoprawnie głośnego, nierozsądnego, a do tego niskiego, chłopaka, którego ograbię z dotychczasowej niewinności.

Jeżeli go pocałuję i opuszczą mnie uczucia to na dobre przestanę o nim myśleć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro