~8~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Natsu, jesteś pewien, że nie ominie cię nic jeśli olejesz sobie dzisiejsze wykłady?- spytała wchodząc do samochodu brata Fuyumi. Chłopak wyskoczył spontanicznie z pomysłem odwiedzin ich mamy w szpitalu. Dawno u niej nie byli. Na szczęście jej pobyt tam zaczyna być coraz bardziej efektywny. Nie boi się już tak bardzo. Jest coraz lepiej. To dla rodzeństwa bardzo dobra wiadomość. 

- Spokojnie, mój znajomy się wszystkim zajął. Zrobi mi porządne notatki, więc nie ma się co przejmować.- rzucił Natsuo uśmiechając się na widok siostry. Byli razem wychowywani. Dawniej był jeszcze z nimi Toya, jednak od wypadku... starali się unikać tego tematu. Odcisnęło na nich to wydarzenie piętno i chyba nigdy o tym nie zapomną. 

Zaraz ruszyli. Do szpitala było około pół godziny drogi. Mogli więc spokojnie ze sobą porozmawiać. Niby widzą się codziennie w domu nawet na chwilę, jednak nie można tam tak spokojnie pogadać. Ojciec stanowi dość duży problem. Często się wtrąca w ich rozmowy i wszystko psuje. Teraz, gdy go nie ma, wszystko jest łatwiejsze. 

-  Cieszę się, że jest lepiej.- przyznała po chwili Fuyumi.- To znak, że może za jakiś czas wróci do domu...

- Do domu?- śnieżnowłosy spojrzał na nią przelotnie.- Coś ty, nie mów tak nawet. Mama do nas nie wróci. Nie, póki mieszkamy z tym potworem. 

- Wiem o tym. - dziewczyna westchnęła smutna.- Z jednej strony nie chcę ich rozdzielać. To jednak wciąż małżeństwo...- chłopak od razu się obruszył na te słowa. 

- Nie Fuyumi. To od początku nim nie było. Ten tyran nie kocha mamy. Jemu chodziło o silne dzieci. Nie o miłość. Czy którekolwiek z nas kocha? No nie wydaje mi się.- humor nastolatka pogorszył się w ciągu kilku chwil. Wszystko pamiętał aż za dobrze. Gdyby tylko mógł to wygarnąłby ojcu co o tym wszystkim myśli. Niestety jest na straconej pozycji w tym momencie. Nie dałby sobie z nim rady.- Jeśli chcemy, żeby mama wróciła to musimy się przeprowadzić. Ja, ty, Shoto. Inaczej historia się znów powtórzy. Nie chcemy tego. 

Mimo wczesnej godziny na ulicach panował spory ruch. Droga, która miała trwać pół godziny, z pewnością wydłuży się do godziny. Przez jakiś czas rodzeństwo nie odzywało się. Natsuo skupiony był na drodze, natomiast Fuyumi ciągle myślała nad propozycją brata. Nie chciała mówić tego na głos, ale wcale nie chciała się przeprowadzać. Jeszcze nie. Bała się, że zostanie sama do końca życia. Natsu ma przecież dziewczynę od jakiegoś czasu. Układa im się. Tymczasem ona, nie może sobie nikogo znaleźć. Nawet jakby bardzo chciała. Nie była wcale pewna czyja to jest właściwie wina. Jej samej? A może po prostu ludzie się jej boją przez ojca? Jeśli tak to z całą pewnością będzie starą panną z kotami. Na prawdę tak musi już być?

Cisza utrzymywała się w samochodzie jeszcze parę minut. Rodzeństwo wiedziało doskonale, że jest to bardzo bolesny temat i nie bardzo chcieli się w niego zagłębiać. Nie miał to sensu. Jednak zdawali sobie sprawę, że kiedyś będą musieli o tym wszystkim porozmawiać. To niestety ten jeden z cięższych momentów. Natsu spojrzał na siostrę. Widział, że jest przybita. Nie wygląda to za dobrze. 

- Fuyu...- westchnął. No nie pozwoli jej się smucić.- Wiem, że jest ci ciężko... i mimo tego wszystkiego wierzysz, że będzie jeszcze kiedyś dobrze...- wrócił wzrokiem na drogę.- Też bym chciał, ale sama wiesz jakie mamy fakty... Nie ma na to szans...

- Wiem przecież... po prostu szkoda mi mamy...- przyznała dziewczyna opierając się o okno.- Dla nas to może być nic, ale dla niej...

- Myślę, że ona też chce się od niego uwolnić. Nie ma na to innej rady no. W każdym razie, przemyśl to co powiedziałem na temat przeprowadzki. Może to będzie nowy start dla nas wszystkich. Ktoś taki jak "on", nigdy się już nie zmieni. 

Ciężko było to przyznać, ale Natsuo na prawdę ma rację. Co by ojciec nie powiedział to nie odkupi swoich grzechów, nie naprawi od tak tego co zniszczył. Nawet nie wiadomo czy coś by to zmieniło. Sam Endeavor zdawał sobie z tego sprawę. A może właśnie nie? Ciężko powiedzieć co ten mężczyzna ma w głowie i o czym tak myśli. Jedno jest pewne, musi sam chcieć to wszystko naprawić.

******

Mężczyzna w białym kitlu zjawił się po raz kolejny tego dnia na sali. W ręku trzymał plik wyników badań. Jego mina wskazywała na to, że stan pacjentki uległ zmianie. Nie było jednak pewne, czy na lepsze jak przypuszczano. W każdym razie każdy postęp jest na wagę złota. 

- Pani Todoroki...- zaczął stanowczo wpatrując się w opisy badań. Białowłosa uniosła wzrok znad książki. Nie było jej tutaj wcale źle. Dbali o nią, zawsze przynosili jej to czego potrzebowała. Jednak od pewnego czasu coś się zmieniło. 

- Tak? Coś nie tak z wynikami?- spytała dość miło z lekkim uśmiechem. Do niedawna nawet nie była w stanie tego zrobić.

- Nie w tym rzecz...Wyniki stają się powoli obiecujące, ale nie to mnie niepokoi.- przyznał czarnowłosy mężczyzna.- Wiem, że nie powinienem, ale wydaje mi się, że jednak powinna pani o  tym wiedzieć.- Rei odłożyła książkę na komodę obok. Po chwili przeniosła się na skraj łóżka. 

- Niech pan powie śmiało.- poprosiła splatając ręce przed sobą. 

- Nie wiem czy pani jest świadoma... Ale zaczęto przysyłać pani kwiaty... Nie tuzinkowe. Granatowe piękne kwiaty. Nie znam się tak bardzo dobrze na botanice, ale mam wrażenie, że te kwiaty są bardzo specjalne. Nie wie pani kto mógłby je przysyłać? Może dzieci? Mówiła pani o nich same dobre słowa. Chcę się upewnić. Dlatego ich tutaj nie przyniosłem. Jeśli miałoby to związek...

- Z moim mężem?- Rei od razu spojrzała na niego. Wciąż pamiętała co jej zrobił. Co noc miała z tym koszmary jednak teraz była zwyczajnie opanowana. Wcale nie wykazywała oznak paniki ani nic podobnego. Patrzyła mężczyźnie w oczy jakby starała się wywnioskować, czy jej przypuszczenia są prawdą. 

Doktor Izumi nieznacznie pokiwał głową. Własnie o niego mu chodziło. Bacznie obserwował każdą reakcje kobiety. Czyżby terapia na prawdę zadziałała w tak beznadziejnym przypadku? Najwyraźniej wszystko na to wskazywało. 

- Tak, o niego mi chodziło. Nie wolno mi...

- W porządku.- kobieta szybko udzieliła odpowiedzi. Wiedziała co chciał zaraz powiedzieć. Jednak dla niej nie był już to problem.- Nie boję się o nim mówić. Póki go nie widzę, jest dobrze. Myśli pan, że on daje mi te kwiaty?- białowłosa wstała i podeszła do okna. Mimo godziny popołudniowej to było wciąż zasłonięte. Lekko uchyliła zasłonę i wyjrzała na dwór. Na gałęzi pod samym oknem było niewielkie gniazdo szlarnika.  Ptaszki uwijały się jak mogły by wykarmić potomstwo. Białowłosa uśmiechnęła się lekko na ten widok.- Pewnie uważa pan, że mój mąż to potwór, prawda?- spojrzała na niego przez ramie.- Nie mogę się z tym zgodzić. Jest wiele rzeczy za które można o obwiniać jednak... To nie takiego go poznałam. Jest dobry, potrafi się troszczyć... Niestety nie umie tego dobrze okazać. Zgubiła go jego chora ambicja. Gdy tylko urodził się Shoto...

- Wszystko się zmieniło. Wiem o tym. Jednak proszę nie zapominać, że to...

- Jego wina. Dokładnie o tym wiem. Staram się o tym nie myśleć. To część terapi.- wróciła wzrokiem na ptaki.- Ma pan rodzinę?- mężczyzna speszył się. 

- Nie, ale co to ma...

- Pewnie dlatego pan tego nie rozumie. Wiem jak było i wiem w  jakiej jestem sytuacji. Staram się jednak o tym nie myśleć. To by mnie znów ściągnęło w dół. Nie widziałam go już tyle. Wciąż mam przed nim obawy jednak... Skoro przełamał się i zaczął od dawania mi moich ulubionych kwiatów... warto może zastanowić się czy jest on aż tak zły...- nastała cisza. Rei wciąż wyglądała za okno. Doktor Izumi odchrząknął. Z całą pewnością rozumiał jej sytuację. Chciał, żeby z tego wyszła. Nie mógł jednak na nią naciskać zbytnio. Pokiwał głową i westchnął. 

- Rozumiem. Poproszę o przyniesienie kwiatów. A i jeszcze jedno. Pańskie dzieci mają się tu zjawić lada chwila. 

*****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro