Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry Potter i czarna prawda Rozdział pierwszy
Wakacje na Privet Drive były inne niż dotychczas. Mieszkańcy z niepokojem słuchali radia lub oglądali telewizję. Spiker ogłaszał jednego dnia burze i wichury, a kiedy indziej upalny dzień. Rodzice bali się wypuszczać swoje dzieci z domów, gdyż codziennie słyszeli o kolejnych napadach i porwaniach. Państwo Dursleyowie starali się nie zauważać tych wszystkich „nienormalności". Jak co dzień usiedli razem w sterylnie czystej kuchni i zaczęli jeść kolację. - Gdzie ten chłopak? - warknął Vernon Dursley, gdy zauważył, że przy stole brakuje jednej osoby.
*
Harry Potter spacerował po ulicach Little Whinging. Nie przeszkadzało mu, że pada, jest ciemno i strasznie wieje. Od powrotu na Privet Drive zadręczał się śmiercią swojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka. To moja wina, pomyślał Harry, a po chwili dodał jeszcze: I Dumbledore'a. Gdyby mi powiedział wcześniej o przepowiedni, nie poleciałbym jak głupi do Ministerstwa i rozpakowałbym wcześniej ten cholerny pakunek. Dlaczego o tym nie pomyślałem...?
W gazetach Harry Potter jest znany jako „Chłopiec-Który-Przeżył" albo „Wybraniec". Rok temu dziennikarze pisali, że jest kłamcą, a teraz był już nadzieją na lepsze życie. A wszystko przez jedną tylko osobę: Lorda Voldemorta, który zaatakował Dom Potterów, kiedy Harry miał roczek. Po zamordowaniu matki i ojca Harry'ego, wycelował różdżką w stronę chłopca i wypowiedział mordercze zaklęcie, które ku jego zdziwieniu odbiło się od dziecka i zabiło go. Przynajmniej wszyscy tak myśleli. Niestety dwa lata temu odrodził się i znów rozpoczął wojnę. Harry dwa tygodnie temu dowiedział się, że tylko on może go pokonać. - Nie ma co - mruknął cicho Harry. - Na pewno z nim wygram. Wbije mu różdżkę w serce, o ile je ma, i rzucę lwom na pożarcie. Chociaż nie... jeszcze biedne kotki padną na zawał, zanim go zjedzą. - Harry westchnął lekko. - Ron i Hermiona przestali pisać, pewnie Święty Dumbledore im zabronił... dla mojego dobra - zacisnął zęby ze złości i skierował się w stronę obskurnego budynku. Zszedł schodkami w dół i stanąwszy przed drzwiami uderzył w nie sześć razy pięścią. - Kto tam? - rozległ się mocny głos. - Czarny - odpowiedział Harry cicho. - Jaki „Czarny"? - Czarny, do cholery! - warknął Harry. - Każdy wie, kim jest Czarny! Nowy jesteś, czy co? - Jestem nowy - żachnął się. - I cię nie wpuszczę, dopóki nie dowiem się, kim jesteś. - Komu nie otwierasz, Bodygardzie? - rozległ się wesoły głos.- Jakiemuś Czarnemu... - nie skończył, bo tamten mu przerwał:
- Otwórz mu natychmiast!
- No, wreszcie - prychnął Harry, wchodząc do środka i otrzepując się jak pies. - Cześć,
Mistrzuniu - uśmiechnął się do wyższego od siebie mężczyzny.
- Cześć, Harry - uśmiechnął się. - Ktoś na Ciebie czeka...
- Wujuś! - krzyknął mały, około czteroletni chłopiec z białymi włoskami, biegnąc do
Harry'ego.
- Hej, smyku - uśmiechnął się Harry, biorąc małego na ręce. - Gdzie twój brat?
- Leży - odpowiedział mu mały.
- Wykończyłeś go? - zapytał Czarny, śmiejąc się.
- Wcale nie - burknął mały. - On tylko krzyczy!
- Aha - mruknął Harry, patrząc na obrażoną minę chłopczyka. - To teraz my idziemy
trochę na niego pokrzyczeć - uśmiechnął się wesoło.
Harry z małym na rękach podszedł do białowłosej osoby, leżącej na kanapie.
- Oj, Silver - mruknął patrząc na rozłożonego chłopaka. - Zaniedbywać własnego
braciszka? Przecież to tylko dziecko...
- To diabeł, a nie dziecko - powiedział słabo Silver. - Wykończył mnie... Tylko pamiętaj o
srebrnej trumnie wykładanej brylantami...
- Nie zapędzaj się - mruknął Harry. - Wiesz, ile taka trumna kosztuje? Te brylanciki to
na siebie założę, żeby... cię dobrze wspominać - uśmiechnął się ledwo widocznie.
- Świnia - zaszlochał chłopak. - Najpierw mówi, że kocha, a teraz na mnie złamanego
grosza nie chce wydać.
- Wiesz... brylanciki to nie taki grosik - mruknął Harry i jęknął. - Przecież to i tak do
piachu idzie! Takie marnotrawstwo...
- Chodź do baru - mruknął Silver. - Muszę się napić, bo inaczej chyba umrę.
- Do baru? Zawsze - odpowiedział chętnie.
- Co podać, chłopaki? - zapytał wesoło barman.
- Wódkę z Colą - mruknął Silver.
- Dla mnie to samo - wyszczerzył się Harry, sadzając malucha na kolanach. - A dla tego
Pana poprosimy Colę... samą, oczywiście.
- Powinieneś spać - warknął Silver na swojego młodszego braciszka. - Jak przyjdzie
ojciec i nie będziesz spał, to mi się dostanie!
- Bujaj się - odpowiedział mu mały, zadzierając nosek.
Harry parsknął śmiechem.
- Spokojnie - powiedział szybko, patrząc na minę Silvera. - To nie ja go tego nauczyłem!
- Jasne - syknął chłopak.
Harry przewrócił oczami i wyjął z kieszeni paczkę papierosów.
- Chcesz? - zapytał.
- Dawaj - mruknął Silver.
- Ja też chcę - usłyszeli oburzony głos.
- Ty dostaniesz, jak będziesz większy - mruknął Silver złośliwie.
- Wujuuuś! - jęknął Serp.
- Jesteś za mały, smyku - uśmiechnął się Harry, zapalając papierosa. - A papierosy są
niezdrowe i najlepiej by było, gdybyś ich nigdy nie posmakował.
- Wy palicie, od kiedy byliście mali - powiedział smutno malec.- A skąd możesz wiedzieć, skoro cię wtedy na świecie nie było? - zapytał Silver.
- Tata mi mówił! - wyszczerzył się Serpens.
- Ja palę przez niego - usprawiedliwił się Silver.
- Ej! Nie zwalaj winy na mnie! Ja palę, bo muszę! Inaczej dawno bym wylądował w
psychiatryku - mruknął Czarny. - A że ty palisz, to twoja własna decyzja.
- Ja nie chcę wujcia w psychiatryku - powiedział smutno maluch.
Czarny i Silver spojrzeli po sobie, po czym naraz parsknęli śmiechem.
- Oj, mały - mruknął Silver, głaszcząc swojego brata po głowie.
- Co? - zdziwił się Serp.
- Wujka nie chcą w szpitalu - powiedział cicho Silver. - Stwierdzili, że na takie przypadki
żal łóżka - zaśmiał się, widząc morderczą minę Harry'ego. - Dostałeś jakieś zlecenie? -
zapytał blondyn po chwili.
- Nie - mruknął Harry, gasząc papierosa. - Dursley ostatnio ma złe dni i się trochę na
mnie wyżywa, więc Mistrzunio powiedział, że na razie nie będzie mnie męczył - Harry
westchnął zmęczony. - Muszę iść - powiedział cicho, przekazując malca Silverowi.
- Już? - zapytał tamten cicho.
- Tak - mruknął Czarny. - Nie byłem na kolacji, więc i tak już mi się za coś dostanie, a
poza tym... zresztą nieważne - zrezygnował z zaczętego zdania, uśmiechnął się lekko. -
Idę - pochylił się żeby pocałować Serpa w czubek głowy i Silvera w czoło.
- Do jutra - odwrócił się i wyszedł cicho trzaskając drzwiami.
*
Potter wolnym krokiem ruszył ku Privet Drive.
- Oby już spali - mruknął Harry cicho.
- Harry! - usłyszał szept.
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył... Remusa.
- Profesor Lupin? - zdziwił się Harry.
- Nazywaj jak chcesz, byle nie profesor - uśmiechnął się lekko Remus. - Co ty tu robisz o
tej porze? Jest już późno.
- Ja? Byłem się przejść - odpowiedział szybko Harry.
- Śmierdzi od ciebie papierochami i wódką na kilometr, Harry - Remus spojrzał się na
niego.
- No bo... - Harry spojrzał się na Remusa z lekko oburzoną miną. - Papierosy rozumiem,
ale skąd niby wódkę wyczułeś?
- Harry - mruknął Lupin. - Jestem wilkołakiem, a wilkołaki mają wyczulony węch -
uśmiechnął się lekko, widząc nieszczęśliwą minę Harry'ego. - Ale jak nie chcesz mówić, to
nie mów - usiadł na ławce. - Ostatnio zrobiłem się zbyt ciekawski...
- Niech Pan nie przesadza - uśmiechnął się Harry trochę zdziwiony postawą Remusa. - W
końcu Dumbledore Panu kazał. - Czarny usiadł na ławce koło Lunatyka.
- Myślisz, że Cię wypytuje, bo Dumbledore mi kazał? - Remus uśmiechnął się lekko.
- Kazał wam mnie śledzić, więc wypytywać pewnie też - odpowiedział Harry.
- Kazał cię śledzić, ale tak, żebyś nie wiedział. - Remus westchnął lekko. - Chociaż każdy
mu już chyba powiedział, że ty wiesz.
- Czyli porozumiewa się Pan ze mną nielegalnie? - zapytał Harry teatralnym szeptem,
rozglądając się, by sprawdzić, czy ktoś nie patrzy.- Wariat - stwierdził Remus, patrząc na rozbawioną minę Pottera.
- Nie poznaję Pana po prostu - stwierdził Harry, patrząc na Remusa, jakby mu wyrosły
dodatkowe uszy. - Pan i taka zniewaga poleceń Dumbledore'a?
- Powiedzmy, że... - Lupin przygryzł wargę. - Nie jestem taki, jaki ci się zawsze
pokazywałem?
- Tak - stwierdził Harry. - Teraz wszystko rozumiem... naprawdę.
- Harry! - syknął Remus, patrząc na śmiejącego się cicho Pottera. - W Ciebie coś dzisiaj
wstąpiło!
- Diabeł - szepnął dramatycznie Harry. - Za dwa dni mnie Pan w ogóle nie pozna, wyrosną
mi rogi, będę miał czerwone oczy i będę czarny jak smoła.
Remus uśmiechnął się lekko.
- Widzę, że humorku nie mamy - stwierdził Potter, a w jego oczach nagle pojawiły się łzy.
- Albo to ja tak kiepsko żartuję...
- Harry - Remus spojrzał się na załamanego Pottera z rozbawieniem. - Twoje żarty są
świetne. To mnie ostatnio trudno rozśmieszyć.
Czarny przyjrzał się Lunatykowi. Siedział ze spuszczoną głową, był blady i miał
podkrążone oczy.
- Przepraszam - szepnął cicho Harry.
- Za co? - zdziwił się Remus.
- Każdy wie, przez kogo Syriusz umarł - szepnął Harry.
- Ty chyba nie uważasz, że to przez Ciebie? - zapytał Remus ze szczerym zdziwieniem.
- A przez kogo? - Harry spuścił głowę. - Gdybym tam nie poszedł... To wszystko moja
wina.
- Harry - powiedział Remus. - Spójrz na mnie - Potter podniósł głowę.
- To była wina Dumbledore'a - szepnął Lupin. - Na pewno nie twoja!
- Tutaj - mruknął Harry, kładąc dłoń na sercu Remusa. - Myśli Pan inaczej.
- Nie słucham cię - burknął Remus. - Ani razu nie pomyślałem, że to twoja wina!
- Tęskni pan? - zapytał się cicho Harry.
Remus spojrzał się na niego.
- Harry - szepnął cicho. - Syriusz nie był dla mnie zwykłym przyjacielem... Jak mógłbym
nie tęsknić?
- A kim dla Pana był Syriusz? - zapytał Harry. - Bratem? - uśmiechnął się lekko.
- Można tak powiedzieć - mruknął Remus lekko zarumieniony.
- Em... Nie chce się wcinać, ale ten rumieniec o czymś świadczy... - Czarny uśmiechnął się
złośliwie. Rumieniec Remusa pogłębił się znacznie.
- Wydaje ci się - mruknął Remus.
- Wątpię - odpowiedział mu Harry.
- Harry, nie denerwuj mnie - warknął cicho Remus.
- Ha! Wiedziałem! - Harry zaklaskał jak małe dziecko.
- Niby co? - burknął Remus.
- Byłeś zakochany w Syriuszu! - Harry wyszczerzył się. - Znaczy się... Pan - poprawił się.
- Po pierwsze, jestem Remus, a nie żaden Pan... - mruknął. - A po drugie, mylisz się.
- Ależ skąd! - wyszczerzył się Harry. - Ja się znam! Kiedy mieliście pierwszą randkę? -
uśmiech pogłębił się.- A co ty taki nagle bezproblemowy się zrobiłeś? - burknął Remus. - Trochę strachu, że
możesz mnie urazić czy coś! - Harry przewrócił oczami.
- Nie chce Pan rozmawiać, to nie - westchnął lekko. - Myślałem, że może ja Panu też
wtedy coś powiem... - wstał.
- Poczekaj - powiedział szybko Remus, ciągnąc Harry'ego z powrotem na ławkę. - Skoro ja
ci powiedziałem o swojej tajemnicy, to ty mi powiedz jakąś swoją - uśmiechnął się lekko.
- Ej! Ja sam się dowiedziałem! - krzyknął Harry urażonym głosem.
- Dobra. - Remus usiadł wygodniej. - Skoro i tak już wiesz... - spojrzał się podejrzliwie na
Harry'ego. - Naprawdę tak po mnie było widać?
- Nie - uśmiechnął się wesoło Harry. - Wiedziałem wcześniej!
- Co?! - zapytał Remus zdumionym tonem.
- No... na Grimmauld Place - Potter uśmiechnął się niewinnie.
Remus przeczuwając najgorsze zapytał niepewnie:
- A jak się dowiedziałeś?
- No... emm... - Harry zaciął się lekko. - Przypadkowo was zauważyłem...
- Harry... - zaczął Remus. - Gdzie i co robiliśmy?
- Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć? - zapytał i po chwili, widząc minę Remusa,
wybuchnął śmiechem. - To opowiedzieć ci? - zapytał niewinnie Potter.
- Nie, ja już nie chcę - rzekł szybko Remus.
- Opowiem ci! - Harry kompletnie zignorował jego odpowiedź.
- Nie - jęknął Remus.
- Ale ja naprawdę mało widziałem! - powiedział Harry.
- Zatrzymaj to dla siebie - burknął Remus.
- Oj, nie bądź taki sztywniak! Naprawdę musiałem się nieźle przyjrzeć... - Harry spojrzał
na morderczą minę Remusa. - Gdybym wiedział, to bym się nie przyjrzał! Myślałem, że ty
się nachylasz po prostu nad stołem, grzebiąc w papierach, a Syriusz zagląda ci przez
ramię! - Harry powstrzymał śmiech. - Tylko potem zauważyłem, że obaj... nie macie
spodni - dokończył wolno z głupią miną.
Remus ukrył twarz w dłoniach.
- Remusku! - powiedział Harry, głaszcząc Lupina po włoskach. - Ja naprawdę poza
waszymi gołymi nogami nic nie widziałem. - Remus spojrzał się na niego. - No... chodzi mi,
że nie widziałem tego miejsca poniżej waszego brzucha i powyżej waszych ud...
- Zabiję cię - warknął Remus z łatwością przewracając Harry'ego na plecy i zaczynając
łaskotać.
- Remus! - Harry zaczął się śmiać. - Przestań! Ja mam straszne łaskotki! Buhahah!
Lunatyk po chwili przestał go łaskotać. Spojrzał na dyszącego Harry'ego. - Jak
zabierzemy Ciebie na Grimmauld Place, to uduszę cię poduszką w łóżku - warknął
- W łóżku? Mrr - mruknął Harry.
- Harry! - krzyknął Remus.
- Co? - zapytał niewinnie.
Remus westchnął.
- Nie powinieneś iść już do Dursleyów? Jeszcze ci awanturę zrobią...
- E tam - wyszczerzył się Harry. - I tak już sobie nagrabiłem, więc mnie zleją i...- zasłonił
ręką usta, z przerażeniem patrząc na Remusa. - To ja już pójdę - zerwał się szybko.
- O nie, mój Panie... - Remus złapał go i posadził na ławce. - Co to miało znaczyć?- Przejęzyczyłem się - odpowiedział Harry. - Od kiedy Dursleyowie Cię biją? - warknął Remus. - Nie biją mnie! Chodziło mi, że... nakrzyczą na mnie! - Harry przełknął ciężko ślinę. - Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?! - zapytał się groźnie Remus. - Nie było o czym - żachnął się Harry. - Naprawdę nie ma o czym gadać! Przecież nie
jestem posiniaczony czy coś! - Od kiedy Cię biją? - powtórzył Remus. Harry zacisnął zęby i spojrzał na Remusa wkurzony. - Od kiedy pamiętam - warknął. - Muszę już iść - powiedział cicho, wstając. - Mam Cię puścić, wiedząc, że zaraz zrobią Ci krzywdę? - jęknął Remus. - Nic mi nie będzie - uśmiechnął się lekko Harry. - Będziesz jutro? - zapytał. - Oczywiście, że będę jutro, ale... - Remus złapał Pottera za rękę. - Naprawdę nie musisz tam iść! - Remus - uśmiechnął się. - Ja wiem, że ty byś mnie najlepiej nie puścił i że się martwisz, ale mi nic nie będzie! Naprawdę! - spojrzał na Lupina. - Tobie się może coś stać, a ja mam tak po prostu iść na Grimmauld Place? - zapytał Remus. - Tak - odpowiedział Harry. - Harry... - jęknął Lupin. - Mój kochany Remusku... - Harry wyszczerzył się i pocałował Lunatyka w czubek głowy. - Nie martw się. Jutro się zobaczymy. - Harry? - zapytał Remus. - Tak? - Będę wiedział, jeśli coś się stanie - szepnął Remus.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro