30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cole zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Nie wzięłam jego słów na poważnie. Znaliśmy się zbyt krótko, żeby zrobić tak poważny krok w swoim związku. Poza tym dobrze mi było w mieszkaniu, które załatwił dla mnie Liam. Miałam tam wiele miejsca dla siebie. I nikomu nie przeszkadzało, że dużo pracowałam. A zdarzało się, że zajmowałam się zdjęciami po nocach. Wypijałam wtedy mnóstwo kawy, chociaż jej nie potrzebowałam, gdy męczyła mnie bezsenność.

– Żartujesz sobie? - Spojrzałam na swojego faceta.

– Ani trochę. - Uśmiechnął się zadowolony ze swojego pomysłu.

Wyglądał na pewnego swojej decyzji. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że dla mnie to był ważny krok w naszej relacji. Bałam się, że w wielu kwestiach nie dojdziemy do porozumienia i będziemy musieli się rozejść. Nie chciałam stracić Cola z powodu jakiejś głupoty. Decyzję o wspólnym zamieszkaniu mogliśmy odłożyć na później. Nie miałam problemu, żeby chłopak przez większość czasu zostawał u mnie. Nie miałam wielkiego mieszkania, ale byłam pewna, że spokojnie by się w nim odnalazł. Do tej pory nie miał z tym problemu.

– Jestem straszną bałaganiarą.

Wolałam od razu go o tym uprzedzić. Przynajmniej nie byłby mną rozczarowany. W moim mieszkaniu walało się wiele rzeczy. Ubrania czasami leżały na podłodze i nie sprzątnęłam ich, zanim się o nie nie połknęłam. Potrafiłam zostawiać je na każdym krześle. U Cola wszystko było uporządkowane. Podejrzewałam, że szybko zacząłby go wkurzać mój bałagan. Zmusiłby mnie do sprzątnięcia go, nawet gdybym tego nie chciała.

– Popracujemy nad tym. - Uśmiechnął się.

– Dużo pracuję. Nawet w domu.

– Z tym też sobie poradzimy. - Podszedł do mnie.

Niby jak? Gdy siadałam przy zdjęciach, nie było ze mną kontaktu, a każde przeszkodzenie mi wtedy groziło utratą ręki. Potrafiłam się wkurzyć bez powodu. Potrzebowałam dużo spokoju przy pracy. Najlepiej, gdyby nikt się do mnie nie odzywał. Nie byłam pewna czy Cole to rozumiał. Zapewne nie. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek musiał pracować w domu, albo żeby zostawał w firmie po godzinach. Czasami miałam nawet wrażenie, że spędzał tam mniej czasu niż inni. Nawet Liam potrafił zostawać w agencji osiem godzin.

– Nie dasz rady. - Zaśmiałam się.

– Spróbujmy. Co masz do stracenia? - Spojrzał na mnie.

Jego. Zależało mi na szczęśliwym związku. Czasami miałam wrażenie, że aż za bardzo. Pragnęłam stworzyć kiedyś normalną rodzinę. Coś, czego nie miałam. Po wspólnym zamieszkaniu mogłoby się okazać, że Cole miał mnie dość. Zrozumiałby, że byłam popieprzona. Do tego moje problemy z matką były męczące, a Cole nie musiał ich znosić. Nie byłam pewna, czy chciałam go rozczarować już teraz, ale może to dobry pomysł. Rozstalibyśmy się, zanim za bardzo się do niego przyzwyczaję. Później mogłoby być gorzej. Nie wiedziałam, czy byłabym jeszcze w stanie zaufać jakiemuś facetowi. Zapewne nie. Zostałabym sama, a moje plany ległyby w gruzach.

– Ok. Ale obiecaj, że nie wyniesiesz mojego sprzętu. Zniknę razem z nie, gdy zaczniemy ci przeszkadzać.

Wściekłaby się, gdyby Cole któregoś dnia był zły na moją pracę i wymyślił sobie, żeby pozbyć się mojego aparatu albo laptopa. Zainwestowałam sporo w narzędzia do pracy. Dorobiłam się wymarzonego aparatu, dzięki Liamowi. Dołożył do niego, twierdząc, że szybko mu się to zwróci. Miał rację. Fotografia to nie tylko dobry sprzęt, ale mógł wiele zdziałać i powalał kształcić mi się w tym kierunku. Dzięki dobremu aparatowi mogłam robić lepsze zdjęcia. Do tego

– Zastanowię się. - Zaśmiał się, przyciągając mnie do siebie.

– Ja nie żartuję. - Patrzyłam na niego.

– Ja też.

– Cole – westchnęłam – potrzebuję miejsca dla siebie.

Chłopak będzie musiał udostępnić mi jedno pomieszczenie, gdzie będę miała ciszę i spokój, której potrzebowałam dość często. Musiałam też gdzieś rozstawić swój sprzęt, na którym pracowałam po godzinach. Praca fotografa czasami trwała całymi dniami, ale ani razu mi to nie przeszkadzało. Potrzebowałam czegoś, co pozwoli mi oderwać myśli od tego, co działo się z matką.

– Czy moje mieszkanie wydaje ci się małe? - Rozejrzał się dookoła.

– To apartament. - Zaśmiałam się.

Czasami zastanawiałam się, po co jednemu człowiekowi tyle przestrzeni? Przecież większość czasu i tak spędzał w pracy. Cole nie myślał o rodzinie, a na imprezy ze znajomymi wystarczyłby wielki salon. Podejrzewałam, że mój facet lubił robić wrażenie na dziewczynach, które kiedyś do siebie zapraszał. Zapewne wielu z nim imponowało to, że miał kasę i mógł je wprowadzić w świat modelek i modeli.

– Więc?

Może popełniałam błąd, ale chciałam zaryzykować. Uwierzyłam, że nic na tym nie stracimy. Oby wspólne mieszkanie nie okazało się gorsze, niż myślałam. Miałam okazję przekonać się, jaką byłam współlokatorką. Do tej pory dzieliłam dom tylko z matką i Avery. Mogłam zamknąć się w swoim pokoju i udawać, że byłam tam sama. Przy Cole to nie będzie możliwe. Nie uda mi się go unikać, gdy się pokłócimy. Nawet nie zastanawiałam się, jak na wieść o mojej przeprowadzce zareaguje siostra. Nie miała okazji mnie jeszcze odwiedzić, ale gdy przyjedzie do Chicago, będzie musiała zostać w apartamencie Cola przez jakiś czas. Miałam nadzieję, że to zaakceptuje.

– Zgoda. - Zarzuciłam mu ręce na szyję.

– Świetnie. - Pocałował mnie. – Kiedy przewieziemy twoje rzeczy?

– Niedługo.

Obym tego nie pożałowała. Nie zamierzałam się śpieszyć. Minie sporo czasu, zanim zapakuję wszystkie swoje rzeczy. Będę miała okazję przejrzeć je na spokojnie i pozbyć się tego, czego już nie potrzebowałam. Kilka ciuchów wyślę Avery. Może będzie chciała któreś dla siebie zatrzymać. Uporządkuję również kable i obiektywy od swojego ukochanego aparatu. Szanowałam ten sprzęt bardziej niż wszystko. Nawet laptop nie był dla mnie tak ważny, jak aparat, chociaż równie ważny był w mojej pracy. Wszystkie zdjęcia przechowywałam na dodatkowym dysku, gdybym kiedyś straciła je z komputera.

– Sypialnie już znasz, więc może pokaże ci wolny pokój? - Złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę schodów.

Znałam ją aż za dobrze. Większość czasu spędzaliśmy właśnie tam. Nie miałam szansy zobaczyć więcej pomieszczeń w mieszkaniu swojego faceta. Nawet nie wiedziałam, ile ich było. Najwyższy czas, żeby się rozejrzała, skoro miałam się tutaj wkrótce wprowadzić. Byłam ciekawa pokoju, w którym miałabym pracować. Musiał być pusty inaczej będę zmuszona wynieść z niego wszystkie meble. Potrzebowałam dużo wolnej przestrzeni.

– Jasne.

Mieszkanie Cola było dwupiętrowe, o czym wcześniej nie wiedziałam. Myślałam, że schody prowadziły na taras na dachu, o którym wspomniał któregoś razu. Jednak chłopak zajmował apartament na ostatnim piętrze. Chyba największy w całym budynku. Jednak przestrzeń na górze w ogóle nie była zagospodarowana. Wszystkie pomieszczenia były puste. Nie rozumiałam, czemu wcześniej nie pomyślał, żeby je jakoś wypełnić. Mógł zrobić na górze drugą sypialnię, gdyby chciał przenocować gości. Chociaż wydawało mi się, że ci często byli tak pijani, że nie przeszkadzało mu spanie na kanapach w salonie.

– Możesz nawet zapraszać tutaj Avery. - Wskazał na jeden z wolnych pokoi.

Taki miałam zamiar. Nie sądziłam tylko, że znajdzie się tutaj dla niej miejsce, gdzie będzie mogła poczuć się jak w domu. Chciałabym urządzić dla niej pokój, ale uważałam, że nadszarpałabym tym gościnności Cola. To, że był moim facetem, nie znaczyło, że musiał spędzać czas z moją rodziną. Avery oczywiście mogłaby nas odwiedzać, ale liczyłam, że uda mi się zadbać o osobne mieszkanie dla niej, gdy przyjedzie na studia do Chicago, bo liczyłam, że tak właśnie się stanie. Musiała studiować. Zadbam o jej wykształcenie i całą resztę. Zależało mi na tym, żeby miała lepsze życie.

– Po co ci tyle miejsca? - Spojrzałam na chłopaka.

– Żeby za jakiś czas nie szukać kolejnego mieszkania. - Uśmiechnął się. – Wykorzystałem trochę dobroć rodziców, ale ani trochę nie żałuję.

No tak. Zapomniałam, że Cole pochodził z bogatej rodziny. Nie chciałabym poznać jego rodziców. Gdy dowiedzą się o moich problemach, pomyślą, że chciałam wykorzystać ich syna, ale to nieprawda. Kochałam go i naprawdę zależało mi na nim, a nie jego pieniądzach. Nie zarabiałam źle, a to z jakiej rodziny pochodziłam, nie powinno mieć znaczenia. Zasłużyłam na szczęście. Nie zamierzałam jednak nikogo zapewniać o swojej miłości do Cola. Wystarczyło, że on był pewny moich uczuć. Byłam z nim szczera.

– Jasne.

– Przepraszam. - Stanął przede mną.

– Za co?

Nie rozumiałam, o co mu chodziło. Nie musiał się wstydzić tego, że skorzystał z pomocy rodziców albo ich pieniędzy. Gdyby moi mieli możliwość mi pomóc pewnie, też bym z tego skorzystała. Nawet bardzo chętnie. Byłoby mi nieco łatwiej i może mogłabym pójść na studia oraz nie martwić się o to, jak przetrwam kolejny dzień. To nie wina Cola, że moja matka z ojcem niedojrzali do bycia rodzicami.

– Zapomniałem, że... Nieważne.

– Chodzi ci o moją rodzinę? - Spojrzałam na niego.

Nie musiał unikać tego tematu. Chciałam, żeby rozmawiał ze mną normalnie jak do tej pory. Poznał moją matkę, ale to nie znaczyło, że musiał się teraz ze mną cackać jak z dzieckiem. Radziłam sobie z jej chorobą od kilku lat. Nie oczekiwałam od Cola, że zrozumie zachowanie mojej rodzicielki albo to, że czasami miałam do niej o coś żal. Nie chciałabym, żeby kiedyś musiał dowiedzieć się, jak to było się czuć, jakby rodzice nigdy cię nie kochali.

– Tak. Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak przechwalanie się.

– Masz szczęście, że rodzice o ciebie zadbali. - Pogłaskałam go po policzku.

Przynajmniej nie musiał się wstydzić swojej rodziny. Mógł spokojnie sprowadzać kolegów do domu, nie martwiąc się, że matka zacznie ich wyzwać albo że zobaczą, że żył w biedzie, mimo że na co dzień było widać, że czegoś mi brakowało. Głównie pieniędzy. To nic złego, że rodzice chcieli pomóc swojemu dziecku. Moja matka nie była do tego zdolna. Miała ważniejsze rzeczy na głowie. Oby nie żałowała, że poświęciła dobro swoich córek dla głupich hazardowych gierek i marnych paru dolarów, które z tego miała.

– Szkoda, że u ciebie z tym trochę gorzej.

– Możemy o tym nie rozmawiać?

Nie lubiłam opowiadać o swojej rodzinie. Zwierzyłam się z tego tylko Liamowi. Nie dlatego, że uznałam, że byłby w stanie mi pomóc. Po prostu musiałam w końcu komuś zaufać, a on jako jedyny postanowił dać mi szansę. Dzięki niemu coś osiągnęłam. Pogodziłam się już z problemami matki, chociaż czasami było ciężko. Nie umiałam jej pomóc i o to miałam do siebie największy żal. Jednak nie na tyle, żeby się tym zadręczać. Nie mogłam, skoro chciałam coś osiągnąć w swoim marnym życiu. Nie potrzebowałam współczucia. Ono mi w niczym nie pomoże. Nie oczekiwałam też, że Cole znajdzie sposób jak przekonać moją matkę do tego, że w ośrodku będzie jej lepiej. Tam zajęliby się nią odpowiedni ludzie. Avery nie mogła zostać z nią na stałe. Musiała zadbać o siebie. Miała całą przyszłość przed sobą i wiele możliwości, których nie mogła zmarnować.

– Skoro tak chcesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro