5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry nie do końca wierzył własnym oczom, Draco Malfoy w długim czarnym płaszczu stał właśnie przy głównym wyjściu na dziedziniec i spoglądał zniecierpliwiony na przelatujące nad nim sowy. Jego blond włosy zakręcały się na ramionach i unosiły na wietrze, zawsze jednak układając się w idealne fale.

- Malfoy- odezwał się po krótkim chrząknięciu gdy ten nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.

Po kilku sekundach chłopak leniwie na niego spojrzał i westchnął, jakby był zniechęcony tym spotkaniem. A przecież to on sam je zażądał.

- Potter.

- Skoro już się sobie przedstawiliśmy to możemy iść- rzucił okiem na wąską ścieżkę do Hogsmeade.- Bo mieliśmy, tak?

Draco znów na chwilę zamilkł, potem ruszył się z miejsca, zupełnie od niechcenia, a jednak z gracją i dołączył do śniadego chłopca, nadal trzymając się od niego w minimalnie metrowej odległości.
Szli w absolutnej ciszy, było słychać tylko świst wiatru i przelatujące nad nimi ptaki. Harry zastanawiał się nad kilkoma rzeczami, przede wszystkim dlaczego nagle stał się tak cichy. Nie wyzywał go, ani nie narzekał. Nie wyglądał na specjalnie zadowolonego, ale to wciąż pewna nowość. Zerkał na niego co chwila, rzucał niewinnie okiem i analizował jego kamienny wyraz twarzy. Draco wyraźnie nie był tu dla towarzystwa, miał interes w tym spotkaniu i Harry o tym wiedział, ale liczył chociaż na małe śledztwo, albo chociaż kilka wskazówek dotyczących tego co on w ogóle będzie robił. Wydawał się przecież wtedy taki zdesperowany.

- Widzę kiedy się na mnie patrzysz Potter- mówił spokojnie, ale dość stanowczo. Nie oderwał wzroku od krętej ścieżki.

- Nie, tylko... Właściwie po co idziesz do miasteczka?

- Nie twój interes.

- Trochę mój- wzruszył ramionami chcąc brzmieć na pewnego siebie.- Jestem teraz za ciebie odpowiedzialny.

Draco zatrzymał się jak wryty, spojrzał na Harrego z ukosa, przewrócił oczami i ruszył dalej, nie odpowiadając absolutnie nic. Potter domyślił się, że uznał to zwyczajnie za śmieszne. Uśmiechnął się, bo faktycznie odrobinę tak brzmiało i dorównał mu kroku.

- Wiesz... dziwnie tak tu z tobą, razem do...

- Potter- znów syknął.- Nie jestem tu z tobą. Rozejdziemy się tak szybko jak zamek zniknie z pola widzenia.

- Oh. Tak, no tak, wiedziałem przecież- zaśmiał się.- Ale...

- Żadnych ale. Najlepiej będzie jak przestaniesz się odzywać.

I przestał, przynajmniej na chwilę, aż grupa sów nie przeleciała im nad głowami. Obejrzał się za nimi, nawet jedną rozpoznał.

- Właściwie nie wiem dlaczego mnie tak nienawidzisz. To znaczy ja też nie jestem najlepszym przykładem, ale...

- Potter!- Krzyknął tak głośno, że jego głos odbił się echem od pobliskich drzew. Wziął głęboki wdech i przymknął oczy jakby potrzebował chwili namysłu.-  Zamilknij, albo ci pomogę.

Tym razem posłuchał.

Cichy marsz był jednak znacznie gorszy niż jego dokuczliwe gadanie. Jeszcze intensywniej zaczynał wtedy myśleć o tym po co Draco w ogóle tu jest, przypomniał sobie o feralnym meczu, potem wieży astronomicznej, zrobiło się jakoś dziwnie, nagle jeszcze bardziej nienaturalnie niż zazwyczaj.

- Tu rozdzielają się nasze drogi- w końcu pierwszy odezwał się bez pytania. Przystanął na chwilę i mocniej okrył się czarnym szalem.- Będę tu za równo trzy godziny i możemy wracać tak, żeby nikt się nie domyślił.

- Trzy godziny?- Otworzył szeroko oczy.- Co ja mam robić przez tyle czasu? Przecież... kupienie składników zajmie mi piętnaście minut.

Czy mu się wydawało? Czy Draco Malfoy naprawdę ironicznie się wtedy uśmiechnął?

- To już nie jest mój problem. Idź sobie znajdź rozrywkę, posiedź w trzech miotłach przy tanim piwie jak macie w nawyku.

Harry przymknął oczy i energicznie przetarł skronie.

- Jasne- zironizował.- Przez trzy... ej, nie mamy tego w nawyku, zresztą skąd wiesz, że...

Chciał go znowu skonfrontować, niestety Draco dawno już nie było. Był jak mgła, albo porywisty wiatr, nagle rozpływał się w powietrzu. To na tyle z jego planu dowiedzenia się co tak naprawdę Malfoy tu robi, chyba że zacznie szukać go po każdym skrawku miasteczka co nie miało najmniejszego sensu. Westchnął i wyjął z kieszeni skrawek pergaminu ze składnikami, które miał kupić. Nie zostało już mu nic innego jak wykonać zadanie.

Kupienie kilku jaj widłowęża, bezoaru i gryzących cebul nie było trudne, choć te ostatnie naprawdę okropnie cuchnęły. Nie wiedząc co robić dalej, po tym jak właściwie zobowiązał się zaczekać na Dracona, musiał skorzystać z jego rady i przesiedzieć resztę wolnego czasu w trzech miotłach. Zajął puste miejsce w samym kącie i zamówił jedynie szklankę soku. Wcale nie miał ochotę na piwo, pił je zresztą dość rzadko. Zrezygnowany całą tą sytuacją zaczął obserwować tłum jaki przewijał się przez bar. Kilka starych czarodziei najwyraźniej miało małe spotkanie szachowe, właśnie ogrywali ostatnią, finałową rundę przy największym stole zaraz obok lady. Zakochana para siedziała po lewej starając się nie rzucać nikomu w oczy. Dziewczyna żywo o czymś opowiadała, a jej towarzysz wpatrywał się w jej niebieskie oczy z wielką pasją.

Sączył sok pomarańczowy przez cienką rurkę i wpatrywał się leniwie w drzwi wejściowe licząc na to, że pojawi się w nich ktoś interesujący i właściwie bardzo się nie pomylił. Po chwili wszedł do środka wyraźnie przygnębiony Malfoy, jasne loki opadały mu na twarz i zakręcały się na wysokości żuchwy. Chował się za nimi jakby czegoś się wstydził, albo bał. Przemknął niczym cień do lady i usiadł przy samym barze zgarbiony niczym gargulec.

Harry chwycił za swój sok, nie chcąc zmarnować ani kropelki i instynktownie podszedł do jedynej osoby jaką znał. Zakręcił się kilka razy przy barze, po czym usiadł na jednym z wielu wolnych miejsc tuż przy Draco. Ten wyraźnie zauważył jego prezencję, ale zamiast od razu się oburzyć, on jedynie westchnął i ruchem ręki zamieszał magicznie łyżeczką w swojej parującej herbacie.

- Tyle wolnych miejsc- zaczął pretensyjnie.

- To wydawało się najwygodniejsze.

- Skorzystałeś z mojej rady, brawo Potter, a teraz możesz zejść mi z oczu.

Harry zamrugał długimi, czarnymi rzęsami, a potem przemyślał dokładnie co Draco miał na myśli i przytaknął.

- A co miałem robić. Ale ty? Chyba miałeś coś ważnego do załatwienia. I powinieneś skończyć za...- zerknął na zegar- dwie godziny. Więc? Co tu robisz?

- Nie twój interes Potter- warknął skupiając wzrok na filiżance herbaty.

- Może i nie, w każdym razie skoro już jesteś to możemy...

Zaczął ześlizgiwać się z taboretu, ale Draco  nie ruszył się nawet o milimetr i znowu w tym dziwnym spokoju było coś niecodziennego. To nie jest ten Draco którego znał z poprzednich lat, którego obserwował i nienawidził. Ten wpatrywał się smutno w małą filiżankę zdobioną kolorowymi kwiatkami i wydawało się, że kryje się za tym coś więcej.

- Nie wszystko poszło po twojej myśli, prawda? Cokolwiek to było.

Przez sekundę myślał nawet, że Draco przytaknie, ale to zdarzyć mogłoby się jedynie w jego najskrytszych snach.

- Nie mówiłem czegoś? Odczep się.

- Ale ja...

- Jesteś tak samo nieznośny jak Weasley i wasza durna koleżanka. Zajmij się swoimi sprawami, poganiaj za Ginny, albo nie wiem, wypręż się przed młodszymi gryfonkami żeby miały nowy temat na kolejny tydzień do obgadania. Ale zostaw mnie w spokoju.

Zabrzmiało poważnie, nawet przez chwilę się tym przejął, ale po chwili postanowił obrać chyba najgłupszą rzecz jaką mógł. Został.

W końcu zamilkł na dobre i zwyczajnie dotrzymywał mu towarzystwa. Draco był albo zbyt wstrząśnięty tym co się stało, albo zbyt zmęczony żeby go stamtąd przegonić. Sączył swoją jaśminową herbatę jakby było to celem jego życia. Harry wdychał jej przyjemny zapach i czekał.

Może właśnie to było dla Dracona tak niewyobrażalne? Znalazł się ktoś, kto po prostu był. Siedział obok bez słowa, a ta cisza była kojąca. Nie czuł się skrępowany, ani zobligowany do czegokolwiek. Mógł zwyczajnie myśleć i delektować się ciepłym napojem. To było dziwne uczucie. Dziwne, ale z jakiegoś powodu miłe. Nie mógł zmusić się do myślenia, że odnalazł je właśnie w tym okropnie zadufanym w sobie, egocentrycznym, okropnym Potterze.

Ale czy na pewno zawsze tylko tak o nim myślał?

Nie, wcale nie. Gdy zobaczył o po raz pierwszy już wiedział, że będzie go uwielbiał równie mocno co nienawidził. Jego ateletyczna budowa ciała współgrała z oliwkową cerą, a czarne włosy rezolutnie skręcały się na jego wiecznie rozpromienionej twarzy. Harry Potter był słońcem. Był światłem i ciepłem, którego Draco nigdy nie miał. Może dlatego tak bardzo go pożądał? Chciał choć raz w życiu zaznać prawdziwego ciepła.
Ale też go nienawidził. Miał wszystko, przyjaciół, atencję, zainteresowanie. Draco miał tylko ciemny kąt w ich wielkim domu przypominającym klasztor i surowych rodziców.

Nie wiedział czy tak naprawdę mu zazdrościł, czy może go pragnął. Między tymi dwoma granica była zbyt cienka.

Co raz zerkał na to jak Potter siedzi oparty o własną dłoń i nuci pod nosem nieznaną mu melodię. Wydawał się taki nieświadomy wszystkiego co działo się poza szkołą, taki czysty i nieskalany wszystkimi problemami, które przecież czekały tuż za rogiem. I paradoksalnie spotkanie z nim w trzech miotłach było pocieszeniem. Może i był nieświadomy, ale dzięki temu przynosił otuchę. Był pewną ostoją oddzielającą wtedy świat wojny, od tego dobrze mu znajomego Hogwartu, dziecinnego i bezpiecznego zamku, w którym on był jego największym zmartwieniem.

Gdy wypił, odstawił filiżankę na spodek i odsunął ją od siebie na kilka centymetrów. Bez słowa wstał i zarzucił na ramiona płaszcz. Potter zrobił dokładnie to samo podążając za jego krokami.
Wracali w tej samej ciszy, nie musieli rozmawiać.
Szli ramię w ramię. Zupełnie bez słowa.

Gdy spowrotem dotarli do zamku, Harry uśmiechnął się pod nosem widząc, że jego towarzysz pokazał w końcu kompletnie inną twarz niż zazwyczaj. Zatrzymał się przed głównym wejściem, gdzie zaraz znów oficjalnie staną się śmiertelnymi wrogami.

- Jeśli znów będziesz na wieży astronomicznej, to nie obiecuję, że się tam nie zjawię.

Draco odwrócił się na pięcie i z wielką gracją zdjął z głowy głęboki kaptur swojego płaszcza. Jasne loki wysypały się z jego środka.

- Odwal się Potter.

*

HEJ CO U WAS

Chętnie się dowiem bo uwielbiam interrakcje z moimi czytelnikami, więc don't be shy

Btw jeśli rozdziały nieregularnie to dlatego, że działam też na innym koncie i ciężko mi pisać dwa na raz, ale lepsze to niż nic!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro