7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Będziesz musiał to przepisać- mruknęła dziewczyna o bujnych włosach przewracając oczami.

- Przepisać? Żartujesz.

- Nie Ron, jest pobrudzone atramentem. Nie możesz tego dodać.

Rudzielec otworzył szeroko oczy, ale spojrzenie Hermiony szybko zakończyło dyskusję. Sięgnął po nowy pergamin wzdychając, a dumna dziewczyna zwróciła swój wzrok na drugiego przyjaciela.

- A ty?

- Ja?- Mruknął zdziwiony, że w ogóle się do niego odezwała. Podniósł wzrok znad mapy kompletnie nie wiedząc co się dzieje.

- Twój pergamin Harry. Gotowy?

- Pergamin? Ah- Podniósł się z miękkiego dywanu pokoju wspólnego przecierając oczy pod okularami.- Tak, leży już na biurku Flitwicka.

Było to oczywiste kłamstwo, żadnego referatu nie było, ale nie miał na to miejsca w swojej głowie. Hermiona szybko dostrzegła mapę, zmierzyła przyjaciela wzrokiem i westchnęła.

- Ostatnio często się w nią wgapiasz. Coś nowego się pojawiło? Jakaś anomalia?

- Co?

- Kompletnie mnie nie słuchasz- wyrzuciła z siebie z pogardą. Miała w tym trochę racji, bo Harry faktycznie słyszał co drugie słowo koleżanki. Wciąż był całkiem wybity z rytmu po tym jak Draco Malfoy spędził z nim przyjemne popołudnie. W ciszy co prawda, z kilkoma typowymi dla niego wyzwiskami, ale świat nie zawalił się po tym jak przesiedzieli razem niemal godzinę. To dopiero była anomalia.
Z oczywistych względów nie mógł się przyznać co jest powodem jego dziwnego zachowania. Jego przyjaciele by tego nie zrozumieli, w dodatku nie wiedziałby co im tak naprawdę powiedzieć. Jeszcze nic ostatecznie się nie stało, sam nie umiał nazwać tego dziwnego zjawiska.

- Przesadzasz- uśmiechnął się do niej rezolutnie chcąc zatuszować zaklopotanie.

Oczywiste jednak było, że obserwował na mapie Malfoya. Czekał, aż znów zobaczy go w drodze na wieżę. Mówił, że tam dziś będzie, ale wcale nie ruszał się z dormitorium od kolacji. Czy byłoby to dziwne, gdyby zjawił się tam pezed nim? Odrobinę tak. Dlatego pozwolił sobie jedynie na oglądanie.
Leżenie przy rozpalonym kominku powoli zaczynało go rozgrzewać, a czerwony sweter ugniatał go w szyję. Nagle wraz z uwagą Hermiony wszystko zaczęło mu przeszkadzać.

- Co ci się dzieje, wszystko w porządku? Może będziesz chory?

- Nie, raczej nie- odchrząknął.

Ale nie był pewny, właściwie mógł chorować. Nie umiał jeszcze zdefiniować na co. Czy chęć poznania Draco naprawdę mogła być zdefiniowana jako choroba? W końcu zachowywał się irracjonalnie, miał dziwne myśli i stał się nerwowy. Nie przy nim co prawda. O dziwo gdy już siedział z tym ślizgonem przy jednym oknie to wszystkie te uczucia mijały. Nastawał dziwny spokój.

Draco był inny podczas tych spotkań. Zresztą on generalnie bardzo się zmienił. Zachował swoje poczucie wyższości i arogancję, ale przestał być... głośno. Najczęściej widywał go kątem oka czytającego jakieś księgi na korytarzu, albo resztę ślizgonów skaczących nad nim jak nad wyrocznią. Tylko, że nagle przestał zwracać na nich uwagę. Dziwne, choć pełne podziwu. Harry uważał, że zyskał dzięki temu klasę.

- Wygladasz na chorego. Zresztą powinieneś w końcu ogarnąć ten nieład na głowie.

Spojrzał na nią obrażony i instynktownie położył dłoń na własnych włosach.

- Ani mi się śni. Dziewczyny to kochają- zakręcił jeden z loków na palec.

- Ale z was kompletne pajace.

- Hej! Co takiego ci zrobiłem?- Odezwał się w końcu Ron.

- Dalej nie przepisałeś zadania- uciszyła go jednym zdaniem i wyszła kierując się do własnego dormitorium. Harry spojrzał rozbawiony na Rona i po chwili obaj głośno się roześmiali.

Naprawdę nie chciał urazić Hermiony, ale kiedy zniknęła mógł znowu wyjąć z kieszeni mapę i utkwić w niej wzrok. Draco siedział w pokoju wspólnym ślizgonów otoczony Blazem Zabinim i Theo Nottem. Żałował, że z tego kawałka pergaminu nie da się odczytać emocji.

*

- Matka obiecała mi na osiemnaste urodziny- Theo uśmiechnął się enigmatycznie do przyjaciół.- Zresztą domyślałem się, w końcu jak długo chciała zajmować się dwoma posiadłościami na raz. Chętnie odejmę jej połowę obowiązków.

- Mówisz, że chcesz sprzątać i gotować?

Theodore prychnął na uwagę Zabiniego.

- Połowa majątku oznacza połowę skrzatów, cymbale. A ty dostaniesz chociaż jednego?- Zironizował nachylając się nad chłopakiem.

- Proszę was- odezwał się w końcu Draco, jego głos był aksamitny chociaż stanowczy.- Nie macie o co się kłócić?

- Odezwał się Casanova. Czy tobie przypadkiem nie należy się majątek Blacków? Od kiedy ostatni z nich...

- Nie wiem, to bez znaczenia. Majątek Blacków przestał rosnąć od siedemdziesiątego dziewiątego. Ojciec mówił, że dawno ich przegoniliśmy.

Poprawił włosy układające się w idealny przedziałek. Chciał by były proste, tak jak jego ojca, ale coraz częściej układały się w fale i zakręcały tym mocniej im dłuższe rosły. Uszczęśliwiało to jego matkę, więc przestał z tym walczyć. Czasem zaczynał rozumieć, że nieważne jak starał się upodobnić do Lucjusza, zawsze będzie bardziej podobny do niej niż do niego.

- To mocna teza- zaśmiał się Nott.

- Syriusz Black zapisał wszystko Potterowi- dodał z niechęcią.

Dopiero kiedy wymówił to nazwisko na głos przypomniał sobie o wszystkim co tak usilnie spychał na bok przez cały wieczór. Poczuł jak nagle staje się mały na tym wielkim świecie, a głosy wokół niego dziwnie się ze sobą zlewają, podobnie jak obraz. Jedna wielka plama.

To prawda, Harry Potter jest teraz prawowitym spadkobiercą majątku rodziny jego matki. Trochę go to gryzło, choć wmawiał sobie, że to bez znaczenia. Pracował całe dotychczasowe życie żeby być godnym następcą własnego ojca. Przeżywał piekło we własnym domu, słuchał niczym mantry jak ma się zachowywać, z kim przyjaźnić, jakie wartości reprezentować, a Potter tak po prostu wszystko...

Tylko, że wcale tego po sobie nie pokazywał. Był dalej tym samym głupim, wiecznie uśmiechniętym Potterem, zupełnie jak w dniu gdy pojawił się w szkole po raz pierwszy. I to właśnie mu nie pasowało, wpędzało go w zakłopotanie bo nie rozumiał jak mógł dalej tak beztrosko żyć. Tak lekko.

- I pomyśleć, że to wszystko trafi w ręce Weasleyów- Theo prychnął z niedowierzaniem.

Draco uniósł na niego swoje szare oczy.

- O czym ty mówisz?

- Przecież każdy gada- wtrącił się Zabini- że Potter robi maślane oczy do Ginny Weasley. Blackowie poprzewracaliby się w grobach widząc w czyje łapy wpadnie ich cały życiowy...

- Nie uwierzę w to póki nie zobaczę- przerwał mu Malfoy z nerwowym uśmiechem.- To tak obrzydliwe, że nie mieści się w granicach rozsądku nawet jak na Pottera.

- Zobaczysz na balu zimowym. Będzie się z czego śmiać.

Jednak zdawało się, że on już w ogóle ich nie słucha. Oburzony tą myślą, która tak bardzo nie pasowała do jego światopoglądu, że odszedł od zbiorowiska szukając najmniejszej wymówki. Potrzebował pomyśleć. Może nie mówił tego za często, ale Ginny wcale nie była tak brzydka. Denerwująca i wścibska tak, ale miała całkiem ładne oczy, prawie takie jak Harry, więc...

Niemal zwymiotował na myśl, która tak beztrosko pojawiła się w jego głowie. Naprawdę potrzebował świeżego powietrza, a nogi poniosły go w dobrze mu znanym kierunku.
Harry Potter zawsze go ciekawił, od dnia gdy zobaczył go po raz pierwszy, ale ciągle wmawiał sobie, że jest arogancki i zadufany w sobie, a przez ostatnie wydarzenia zaczynał rozumieć, że to nieprawda. A to z kolei sprawiało, że opadała ostatnia zasłona dymna, która przekonywała go do tego, że gryfon to zły człowiek. Wszystko to co mówił mu ojciec powoli wyparowywało, walił się mu świat i nic dziwnego, że nie umiał sobie z tym poradzić. Nigdy jednak nie dał tego po sobie poznać.

Zorientował się gdzie jest dopiero gdy trafił do swojej kryjówki, ale nie była ona pusta. Stanął jak wryty przed tym, który zapełniał jego całą głowę i od którego chciał się w końcu uwolnić. Musiał dostrzec go w odbiciu szyby bo uśmiechnął się zanim w ogóle zwrócił ku niemu twarz. Jego loki były bardziej postrzępione niż zwykle, blizna nieco zniekształcona w szklanym odbiciu ciągnęła się przez całe czoło I kawałek policzka niczym kaskadami. W końcu się odwrócił i obdarzył go najcieplejszym uśmiechem jako Draco widział od miesięcy. Nie wiedział do końca jak się zachować, dlaczego Potter to robił, dlaczego tak niewytłumaczalnie się zachowywał, dlaczego był taki ciepły mimo ciągłego muru jaki Draco budował.

- Nie mogłem się oprzeć- odparł ciepło.- Fajne to miejsce, tak swoją drogą.

- Moje- wydusił z siebie.- Moje miejsce.

- No to teraz już nasze- przesunął się na tyle żeby ślizgon mógł usiąść obok.

Z góry było słychać świszczący wiatr i deszcz uderzający o dach, ostatnio jak na późną jesień przystało dużo padało. Nikogo nie było na korytarzu, większość uczniów grzało się w dormitoriach, otaczała ich przyjemna cisza.

- Nie ma czegoś takiego jak nasze.

- Mam do ciebie klika pytań.

Słysząc to Draco odwrócił się na pięcie i miał już iść, aż nie usłyszał w głowie gryfona pewnego smutku.

- Proszę. Jesteś ostatnią osobą, która może na nie odpowiedzieć.

- Na jakie- wysyczał zerkając na niego przez ramię.

- Syriusz nie żyje, a ja nie miałem czasu z nim porozmawiać. Twoja mama to ostatnia rodzina jaka... myślałem że trochę mi o nich opowiesz.

- O Blackach? Zapomnij- prychnął.- Nie będę opowiadać nikomu, a już tym bardziej tobie o mojej matce.

- Straciłem jedyną rodzinę Draco.

- A co dostanę w zamian- postawił warunek, mimo że nie chciał.

Harry uśmiechnął się zupełnie jakby przygotował się na taką ewentualność. Draco Malfoy westchnął i usiadł obok niego.

*

Jak podoba wam się taka koncepcja?

Ogólnie widać już zmiany w kanonie, musialam uśmiercić Syriusza mimo, że go kocham żeby nie było za kolorowo ): ale wojna nie jest absolutnie na takim etapie jak w książkach była na 6 roku, jest znacznie wcześniej, zresztą odpuściłam pisanie złożonego fabularnie fika pod względem wydarzeń w tle na rzecz shipu i myślę, że tak podoba wam się bardziej. Draco nie jest jeszcze wysłannikiem Voldemorta i zyje sobie spokojnie jak na dracona przystało. Mam nadzieję, że wybaczycie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro