41. Więc postaraj się, panie Alfo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


LOUIS


- Szybciej, Harold! - zawołałem zniecierpliwiony. - W ciążę i tak nie zajdę.

- Zaraz zatkam ci te niewyparzone usteczka, Williamie! - mruknął.

Zagryzłem dolną wargę, gdy dodał trzeci palec. Tak dawno nie czułem nic w sobie, że dziwię się, że tyle wytrzymałem. Leżałem na plecach, obserwując poczynania swojej Alfy. Dobierał się do mnie jak do jeża. Chyba wieki minęły, zanim pozbył się moich i swoich ubrań. Ciągle pytał o moje samopoczucie. To jeszcze bardziej mnie denerwowało. Przymknął się dopiero wtedy, gdy powiedziałem, że te jego durne pytania szkodzą dziecku.

Rozciągnie zajmowało drugie tyle czasu. Harry był bardzo delikatny, nawet za bardzo. W końcu  byłem dobrze rozciągnięty. Współczułem Harry'emu, że przez całą ruję musiał radzić sobie sam, chociaż wcale nie musiał.

- Gotowy? - zapytał.

- Już bardziej nie będę. - jęknąłem. - Harry, proszę...

Skinął głową i powoli zaczął się wsuwać. Cały czas obserwował moją reakcję. Gdy lekko się skrzywdziłem, spanikował i już chciał się wycofać. Niedoczekanie! Przecież jeszcze się mną nie zajął. Ja też miałem potrzeby, a w tym momencie na szczycie mojej listy było porządne pieprzenie, no może nie pieprzenie, a kochanie się z Alfą.

- Może... może dojdziesz tylko od moich palców? - spróbował po raz kolejny. - A jak skrzywdzę naszego dzidziusia?

- Nick ci już mówił, ja ci mówiłem, a nawet...

- Tak, wiem. - spuścił głowę i wsunął się jeszcze troszkę. - Jesteś pewny?

Zgrzytnąłem zębami. Jak on mnie denerwuje! Czy to przez tą ciążę zrobiłem się aż tak nerwowy? Czy to wina Stylesa, który z dominującej Alfy zrobił się szczeniaczek?

- Słuchaj! - zawołałem, patrząc na niego. - Posłuchaj, kochanie.  - złagodniałem, widząc jego smutny wyraz oczu. - Podczas ciąży ważne jest, aby być zrelaksowanym... - ciągnąłem. - A nic mnie tak nie relaksuje jak bliskość mojej Alfy, Hazz. Nie przejmuj się niczym, tylko kochajmy się jak zawsze. Chcesz, abyśmy byli zadowoleni?

- Oczywiście, skarbie. - powiedział cicho. - Bardzo tego chcę, kocham was.

- My ciebie też, kochanie. - uśmiechnąłem się. - A teraz weź się do roboty, bo maluszek się denerwuje, kiedy tak zwlekasz.

Harry nachylił się nade mną  i pocałował namiętnie, włączając w to grę naszych języków, którą oczywiście on wygrał. Umieściłem swoje dłonie na jego plecach. Zielonooki zaczął wykonywać powolne pchnięcia, w końcu wchodząc we mnie cały. Drapałem mu plecy, zostawiając czerwone pręgi, ale on się tym nie przejmował. Skupił się na swoim zadaniu. Już dłużej się nie hamował. Z czasem uderzenia stały się coraz szybsze. Pod koniec nieco zwolnił, aby się ze mną podroczy. Nie cierpiałem tego! Chciałem już dojść, ale ten tylko przedłużał ten moment.

- H-harry. - jęknąłem, zginając palce u stóp, wyginając plecy w łuk. - Proszę, p-pozwól mi...

- O co prosisz, Omego? - zapytał, uśmiechając się zadziornie.

- Wiesz. - mruknąłem rozeźlony. - N-nawet nie zaczynaj!

Pocałował mnie w szczękę, zostawiając na jej krawędzi kolejną malinkę. Cała moja szyja była nimi pokryta, oraz obojczyki. Styles to potrafił zaznaczyć to, co do niego należało. Sam zyskał pamiątkę w postaci śladów po paznokciach na plecach.

- Moje kochanie chce dojść? - szepnął mi na ucho, przygryzając jego płatek.

- Kurwa! Styles! - zawołałem zniecierpliwiony.

- Za takie brzydkie słowa nie dojdziesz, Loueh. - zdecydował.

Dłoń owinął na moim penisie, abym nie mógł wytrysnąć. Sam wycofał swoje biodra, wykonując serię szybkich, mocnych pchnięć. Po chwili zastygł w bezruchu i poczułem falę ciepła wewnątrz mnie.

- Znów mnie zaknotowałeś! - mruknąłem niezadowolony. - W dodatku nie pozwoliłeś dojść!

- Cichutko, kochanie. - uciszył mnie pocałunkiem.

- H-harry!

Dłoń wplątał w moje włosy, delikatnie pociągając za kosmyki. Cały czas atakował moje wargi, wpijając się w nie. Zaczynało brakować mi już powierza i wtedy się odsunął, ale tylko na milimetr.

- Jesteś piękny. - szepnął. - Najpiękniejsza Omega na Ziemi, tylko moja!

Ponownie ukrył swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi, dekorując ją kolejną serią krwistoczerwonych malinek. Chyba będę wyglądał jak biedronka. Alfa zdawała  się tym nie przejmować. Wydawać by się mogło, że postawił sobie za punkt honoru, oznaczyć mnie na całym ciele.

Po kilku minutach ze mnie wyszedł. Trwało to krócej niż ostatnim razem. Całe szczęście, bo zaczynałem się już szczerze nudzić. Byłem zły na swoją Alfę. Nie pozwolił mi dojść, czego tak bardzo pragnąłem. To podchodzi pod znęcanie się.

- Loueh...

- Nie odzywaj się, Harold! - mruknąłem zły. - Ani mnie nie dotykaj!

- Loueh... - spróbował po raz kolejny.

- Czego? - warknąłem, w końcu na niego spoglądając.

- Chciałem zająć się twoim problemem,  kochanie. - szepnął. - Pozwolisz mi, czy nadal mam cię nie dotykać?

Przeklęty Styles i jego gierki. Wiedział jak mnie podejść. Patrzył na mnie wyczekująco. Westchnąłem i uśmiechnąłem się lekko, kiwając głową. Zdążę go zamordować później, prawda?

- A teraz zajmij się mną. - powiedziałem.

- Chyba o czymś zapomniałeś...

- Proszę? - popatrzyłem na niego zdziwiony.

- Moja kochana, posłuszna Omega. - zawołał ucieszony. - Kto jest najlepszą Alfą?

- Rozpatrzę to po tym, jak w końcu dojdę. - mruknąłem. - Więc postaraj się, panie Alfo.


><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Miłego wieczoru!

Dziękuję za gwiazdki  i komentarze! ♥

><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro