Thevin

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸

Dacie radę zostawić po sobie kilka komentarzy? To będzie naprawdę miłe! Mam nadzieję, że nieco się pośmiejecie czytając to.


Z góry dziękuję za każdą pojedynczą gwiazdkę i komentarz! ♥

☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸☸


___________________________

- Kevin! - krzyknąłem, leniwie przeciągając się na kanapie.

- Tak, słońce? - usłyszałem zbliżające się kroki.

Po chwili zatrzymał się przede mną mój narzeczony. Uśmiechnął się i usiadł obok mnie, kiedy zrobiłem mu miejsce. Jego duża dłoń od razu spoczęła na ciążowym brzuszku. Zamruczałem niczym kot na jego dotyk. Maluch tak bardzo nie kopał i się uspokoił.

- Tęskniłem - odpowiedziałem. - Gdzie byłeś?

- Przygotowywałem w kuchni twoje tosty z nutellą i plasterkami marchewki - odparł rozbawiony.

- I czego się śmiejesz? - udałem oburzenie. - Mam na to ochotę, więc mam prawo to zjeść.

- Przecież nic nie mówię, kochanie - nachylił się i podciągnął moją bluzkę, ukazując już spory brzuch.

Pocałował skórę tuż przy pępku i delikatnie zaczął go gładzić i odzywać się do dziecka. Mówił spokojnym głosem tak, że sam miałem ochotę usnąć. Uwielbiałem bliskość mojej Alfy, tak samo, jak nasze maleństwo.

- Jak czują się moi chłopcy? - zapytał.

- Bolą mnie kostki, jestem głodny i... chcę się poprzytulać - spojrzałem na niego prosząco.

- Więc najpierw  masaż, jedzonko czy przytulaski? - zapytał, a leniwy uśmieszek igrał mu na twarzy.

- Najlepiej wszystko na raz - westchnąłem. - Ale może jednak najpierw przynieś mi te marchewkowe tosty i gdy będę jadł, zrobisz mi masaż.

- Widzę, że sobie już to zaplanowałeś - pokręcił rozbawiony głową.

Pocałował mnie szybko w usta i wstał z kanapy. Ruszył powoli do kuchni. Słyszałem brzdęk szklanek i odgłos nalewanego soku. Mieszkaliśmy w małej kawalerce wynajmowanej przez Kevina. Mieszkał sam i to był duży plus. Ja miałem na głowie rodziców, którzy zawsze przerywali nam w najmniej odpowiednim momencie. Kiedyś powiedzieli, że jadą na zakupy. Zanim zdążyłem pozbyć się chociażby spodni, oni wrócili i zmuszeni byliśmy siedzieć z nimi na kanapie i oglądać durne seriale. Żeby było jeszcze zabawniej, Kevin siedział między moimi rodzicami, czując się jak w potrzasku.

Nie zapomnę też ostatniej pamiętnej ,,herbatki''. Myślałem, że spalę się ze wstydu przez zachowanie mojego taty. Dobrze, że nie puściłem Kevina samego, bo Louis by go chyba rozszarpał. Zaczynało się tak niewinnie, a skończyło na tym, że Harry musiał wyprowadzić szatyna do drugiego pokoju, aby ochłonął. Nie wiedziałem skąd dowiedzieli się, że jestem w ciąży.

Harry był szczęśliwy i od razu nam pogratulował. Gdy dowiedział się, że będzie miał wnuka, jeszcze bardziej popadł w zachwyt. Louis udawał obrażonego, ale wiedziałem, że też się cieszy. Widziałem to jak się mi przyglądał. Na pewno wiadomość o mojej ciąży była sporym szokiem. Nie dziwiłem mu się. Byłem dość młody, aby planować rodzinę, ale stało się. Za kilka miesięcy na świat przyjdzie maleńki wilkołak, który będzie miał kochającą rodzinę. W zasadzie już ma.

- Już jestem - powiedział Kevin, powoli kierując się w moją stronę.

Niósł na tacy dwie szklanki soku jabłkowego orz talerz moich kanapeczek. Jaki ja byłem głodny!

- Przecież widzę - westchnąłem i usiadłem, aby móc zjeść swoje kanapki.

- Po południu chciałeś, abyśmy pojechali do twoich rodziców - zaczął. - Czy to aktualne, czy zmieniłeś plany?

- Zostaje tak jak rozmawialiśmy - odparłem. - I nie musisz się obawiać, Louisa nie będzie. Pracuje dziś do szesnastej.

- W porządku - odetchnął. - Znaczy lubię twojego tatę i w ogóle, ale...

- Nie musisz się tłumaczyć - zaśmiałem się. - Wiem, że on cię wciąż przeraża.

- Wcale nie! - zawołał. - Uwielbiam twoich rodziców.

- Jaaasne - rzuciłem w niego kawałkiem marchewki.

Wylądowała ona na jego koszulce, brudząc ją nutellą. Skrzywił się nieco i wziął warzywo w dwa palce.

- Nie wiem jak ty możesz to łączyć.

Podał mi marchewkę, a ja ugryzłem go lekko w palec. Wyszczerzyłem się  szeroko, a ten posłał mi groźne spojrzenie, po chwili jednak i on się uśmiechnął.

- Jesteś drapieżny, Theo - przyznał. - Masz to z pewnością po Louisie.

- Każdy mi to mówi - przewróciłem oczami. - Co będziemy robić po moim śniadanku?

- Chyba czwartym śniadanku - poprawił mnie.

- Uważasz, że jestem gruby? - oburzyłem się.

- Nawet nie zaczynaj - poprosił. - Wczoraj całą noc płakałeś, ponieważ zauważyłeś fałdkę na swoim pięknym brzuszku, a przecież żadnej nie było.

- To przez lody, które jadłem wczoraj na śniadanie...

- Nie mogłeś przytyć przez jeden dzień, kochanie - pocałował mnie w czoło i odgarnął niesforny kosmyk włosów. - Na co masz ochotę?

Sięgnął po swoją szklankę i zaczął powoli pić, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się i oblizałem palce po nutelli. Jak zawsze muszę się czymś upaćkać.

- Na ciebie - powiedziałem wprost.

Brunet zakrztusił się sokiem i zaczął kasłać. Jego twarz zrobiła się cała czerwona. Przed nim powstała plama soku, który wypluł. Pokręciłem z politowaniem głową. I to ma być Alfa, tak? Zachowuje się jak niedoświadczony dzieciak, a nie oszukujmy się, wcale w nocy nie próżnujemy. Dziecko jest idealnym przykładem na to.

Gdy w końcu chłopak się ogarnął, spojrzał na mnie sprawdzając, czy nie żartuję. Od czasu, kiedy dowiedzieliśmy się o ciąży, Kevin ma celibat. Dwie noce spał na kanapie, gdyż przeszkadzało mi jego chrapanie. Pomimo tego nie narzekał. Chciał być najlepszą Alfą rodziny i najlepszym tatusiem. Komfort mój i dziecka był na pierwszym miejscu. I już wiedziałem, że na lepszego partnera trafić nie mogłem.  Nie wiem co ja widziałem w Scottcie parę lat temu. Doszły mnie plotki, że zrobił dziecko jakiejś Omedze i uciekł z podkulonym ogonem.

- Theoś... - westchnął chłopak. - Jedziemy do twoich rodziców, nie chcę, aby Louis znów mnie obwąchiwał i wyczuł, że się kochaliśmy.

- Wolisz narazić się mojemu ojcu czy mnie? - uniosłem jedną brew ku górze.

Skończyłem jeść kanapki i teraz odłożyłem pusty talerz na stolik obok. Kevin wyglądał, jakby się nad tym głęboko zastanawiał. Zaśmiałem się i wyciągnąłem ręce w przód, aby pomógł mi wstać. Zrobił to niezwłocznie, wciąż nie odpowiadając na pytanie. Nie musiał.

- Potrzebuję wziąć prysznic z czarnowłosym przystojniakiem siedzącym obok, myślisz, że się zgodzi? - uśmiechnąłem się.

- Nie tylko zgodzi, ale i zaniesie pana w odpowiednie miejsce - cmoknął mnie w kącik ust i się podniósł.

Wziął mnie na ręce, a ja zacząłem się wiercić. Nie chciałem, aby to robił, byłem przecież za ciężki. On zdawał się tym nie przejmować. Co chwila obdarowywał mnie pocałunkami. Dopiero gdy dotarliśmy do łazienki, postawił mnie na mięciutki dywanik.

- A co powiesz na kąpiel w wannie? - zaproponował. - Twoje opuchnięte kostki by odpoczęły, ponieważ nie musiałbyś stać.

- Jesteś kochany, wiesz? - podszedłem do niego, stając na palcach.

Był wyższy ode mnie o parę centymetrów. Nie była to kolosalna różnica, ale jednak. Teraz wiedziałem jak czuł się Louis, gdy musiał dosięgnąć do ust Harry'ego. Wczepiłem się dłońmi jego koszulki i przyciągnąłem do pocałunku, który ochoczo odwzajemnił. Wanna zapełniała się wodą, a my powoli pozbawialiśmy się ubrań.

Gdy woda była gotowa, Kevin pomógł mi ostrożnie usiąść w wannie, samemu siadając za moimi plecami. Objął mnie ramionami, przysysając do skóry szyi, gdzie chwilę później powstała malinka. Odchyliłem głowę do tyłu, aby zrobić mu lepszy dostęp, co od razu wykorzystał.  I tak po chwili byłem czerwony od malinek, ale nie narzekałem.  To mi się podobało, było bardzo podniecające, co Kevin od razu zauważył.

- Ktoś tu jest napalony - szepnął, schodząc dłonią w dół.

- Kevin...

- Tak, wilczku? - zaczął się droczyć.

- Nie denerwuj mnie, tylko działaj - mruknąłem.

- ...

- Proszę? - dodałem, gdy nic nie zrobił.

- Dla mojej ukochanej Omegi wszystko - cmoknął mnie w głowę.

Jego dłoń spoczęła na moim kroczu, palce owinęły się wokół twardniejącego penisa. Sapnąłem na to przyjemne uczucie. Po chwili Kevin zaczął wykonywać powolne ruchy, gdy ja potrzebowałem zwiększyć tempo.

- Kevin... - jęknąłem, gdy drugą dłonią ugniatał moje pośladki.

- Odwróć się - powiedział.

Zmieniłem pozycję tak, że teraz siedziałem przodem do niego, siedząc na jego udach. Schowałem twarz w jego szyi, gdy palcem odnalazł moją dziurkę, wsuwając go. Po chwili dołączył do niego drugi palec, krzyżując i poruszając je w moim wnętrzu. Dłoń zajmująca się moją erekcją zniknęła, co nie za bardzo mi się spodobało. Jęknąłem niezadowolony, próbując otrzeć się o Alfę.

- Dojdziesz dla mnie od samych palców, rozumiesz? - zapytał, a ja potulnie pokiwałem głową. - Żadnego ocierania, Theo.

Uwielbiałem gdy był taki władczy. Przeważnie potrafiłem owinąć go sobie wokół palca i robił to, co ja chciałem. Szybko mnie jednak przejrzał i czasem to on dyktował warunki. Kochałem jego stanowczość. Wśród innych wilkołaków uwielbiał zaznaczać, że jestem jego. Był zazdrosny nawet o moich przyjaciół, którzy byli Omegami. Często kończyłem z szyją obsypaną malinkami. Moje młodsze rodzeństwo myślało, że mam jakąś zaraźliwą wysypkę i uciekało ode mnie z krzykiem.

- D-dobrze - sapnąłem, czując jak krzyżuje palce, ocierając się o moją prostatę.

Jak on dobrze mnie znał... Widziałem jego cwany uśmieszek na ustach. Szeptał mi bardzo sprośne rzeczy na ucho, ocierając wargami o małżowinę. Podczas ciąży ciągle chodziłem nakręcony, więc niewiele potrzebowałem, aby zacisnąć się na palcach bruneta i dojść na jego idealnie wyrzeźbiony brzuch. Już wyobrażałem sobie swoje rozstępy po ciąży.

- Byłeś świetny, kochanie - zapewnił i pociągnął mnie delikatnie za włosy, aby nakierować moją twarz do pocałunku.

Byłem pewien, że miałem krwiste rumieńce. Oddech wciąż był przyśpieszony  i próbowałem się uspokoić. Teraz obydwie dłonie chłopaka zajmowały się ugniataniem moich pośladków.

- Jak... jak mogę cię się odwdzięczyć? - wysapałem.

- Porozmawiamy o tym wieczorem - zapewnił, przygryzając moją dolną wargę zaraz po pocałunku. - Ale najpierw  twoi rodzice.

Po dwóch godzinach już staliśmy pod drzwiami domku moich ojców. Szczerze mówiąc wolałem zostać w wannie z Kevinem u boku. Ale nie mogłem narzekać. Czarnowłosy mocno ściskał moja rękę. Podejrzewałem, że próbował sam siebie tym uspokoić. Czasem Louis był bardzo sarkastyczny i nieznośny. Głównie zachowywał się tak wtedy, gdy Harry coś mu odmówi, a mając na myśli ,,coś'' chodziło o seks. Nie oszukujmy się, moi ojcowie prowadzili bardzo bogate życie seksualne patrząc po ilości mojego rodzeństwa. 

- Theo! Kevin... - usłyszałem głos Louisa. - Nie wiedziałem, że wpadniecie. Wejdźcie.

Otworzył szerzej drzwi i cofnął się, robiąc nam miejsce. Weszliśmy i ściągnęliśmy buty, układając je w równym rządku. Spojrzałem na szatyna. Miało go dzisiaj nie być. Powinien pracować do szesnastej. Tak przecież powiedział Harry, nie mógł nas okłamać. Pewnie plany niebieskookiego się zmieniły.

- Dziś dowiedział się, że przychodzicie - szepnął Harry, pojawiając się z kuchni. - Wziął sobie specjalnie wolne.

- Och... - sapnąłem. - W porządku.

- Skoro wy sobie rozmawiacie, ja porozmawiam z Kevinem na osobności - zapewnił Louis. - Nie przeszkadzajcie sobie.

- Nie! Znaczy... nie, nie rozmawiamy - powiedziałem, szybko podchodząc do swojego partnera.

O mały włos, a skończyłoby się to jak ostatnio, czyli katastrofą. Louis nawet nie reagował na głos Alfy, był aż tak zacięty. Zastanawiałem się, czy ja też taki będę za kilka lat. Oby nie! Moje dzieci będą miały przechlapane...

Harry szybko poszedł do swojego męża i objął go ramieniem, oddzielając od Kevina. Przeszliśmy do salonu. Usiadłem między brunetem a szatynem. Louis ciągle gapił się na moją Alfę. Nie wiem czemu był aż tak zawzięty. Przecież Kevin nigdy mnie nie skrzywdził ani nie zranił, był bardzo dobrym partnerem.

- Gdzie dzieciaki? - zapytałem, mając na myśli swoje rodzeństwo.

- U dziadków w Doncaster - odparł niebieskooki. - Nie wiedziałem, że wpadacie, upiekłbym ciasto...

- Jakie? - zapytałem, choć doskonale znałem na  to odpowiedź.

- To z rodzynkami i orzechami - odparł,  uśmiechając się szeroko.

Kevin ma uczulenie na orzechy.  Louis o tym doskonale pamięta, odkąd moja Alfa po zjedzeniu jego ciasta spuchła jak balon. Oczywiście za pierwszym razem był to czysty przypadek, ale gdy szatyn powtórzył to kilka razy, nie było już to wcale niewinne. Orzechy dodawał do babeczek, lody zawsze były orzechowe, podobnie jak czekoladki. Nauczył się nawet piec bułeczki z orzechami. Było mi głupio i wstydziłem się za zachowanie własnego taty, Kevinowi było przykro, ale nigdy o tym nie wspomniał.

- Ale mamy ciasteczka! - zawołał.

- Naprawdę nie trzeba - zapewniłem.

- Są maślane - wtrącił Harry. - Przyniosę je oraz zrobię herbatę.

- Ja ją zrobię, wy sobie porozmawiajcie - szatyn szybko podniósł się z kanapy i ruszył do kuchni.

Zielonooki tylko westchnął i rozpoczął rozmowę z brunetem. Zaczęli rozmawiać na luźne tematy. Powiedziałem, że pomogę Louisowi. Skinęli głowami i wstałem z kanapy. Mogłem być bezpieczny o Kevina, Harry na pewno nie podtruje go niczym, ani nie sprawi przykrości. Bardzo polubił tego chłopaka i chce naszego szczęścia.

- Pomóc ci w czymś? - zapytałem.

Szatyn stał do mnie tyłem. Wpatrywał się w widoki za oknem. Woda powoli gotowała się w czajniku. Kubki zostały już przygotowane, podobnie jak maślane ciasteczka na talerzyku.

- Nie, nie. Wszystko już gotowe, czekam tylko na wodę  - zapewnił.

Obserwowałem go uważnie i mogłem przysiąc, że rękawem swojej bluzy starł łzę z policzka, gdy odwracał się przodem. To mnie zaniepokoiło.  Podszedłem bliżej niego. Byłem prawie takiego samego wzrostu co szatyn, lecz on wciąż był wyższy o ten centymetr czy dwa.

- Wszystko w porządku? - zapytałem delikatnie.

- Tak, dlaczego pytasz? - odszedł do szafki, o którą oparł się biodrem.

- Płakałeś, co się dzieje tato? 

- Zdawało ci się, Theo  - wymusił na sobie delikatny uśmiech.

- Możesz mi o wszystkim powiedzieć. O co chodzi? Dlaczego jesteś smutny?

- Nie chcę, żebyś wyjeżdżał i nas zostawił - wyznał. - Boję się tego od chwili, gdy przyprowadziłeś Kevina, przedstawiając go jako swojego chłopaka. Nie chcę tego, a teraz jeszcze spodziewacie się dziecka i... nie potrafię tego zaakceptować.

- Dlaczego miałbym wyjeżdżać? - zdziwiłem się, maszcząc brwi. - O czym ty mówisz?

- Tworzycie już osobną rodzinę, Theoś. Niedługo przyjedziecie do nas po to, aby powiedzieć o przeprowadzce do obcego miasta, daleko od nas. Ja tak bardzo nie chcę cię tracić, myślałem,  że kiedy Kevin...

- Nie przeprowadzamy się, tato - westchnąłem. - Póki co mieszkamy w kawalerce wynajmowanej przez Kevina, ale powoli rozglądamy się za swoim własnym, nieco większym  gniazdkiem.

- Ale kiedyś słyszałem, jak rozmawialiście o wyjeździe i...

- Tak, wyjazd wakacyjny - zaśmiałem się. - Nasze maleństwo pokrzyżowało nam nieco plany, ale nadrobimy to, gdy maluszek przyjdzie na świat.

- Och... - westchnął cicho i zajął się szykowaniem herbaty.

- Czy to dlatego tak traktowałeś Kevina? Dlatego próbowałeś go zabić tym ciastem orzechowym?

- Zaraz zabić... może lekko podtruć - mruknął. -  Myślisz, że ciasto wystarczy, aby go przeprosić?

- Orzechowe? - zapytałem, unosząc jedną brew do góry.

- Nie, czekoladowe, takie, jakie lubi - odparł. - Sam nienawidzę ciasta orzechowego, ani tych wstrętnych babeczek...

- Nie sądziłem, że zapamiętałeś - uśmiechnąłem się.

Podszedłem do niego i się przytuliłem. Poczułem jak mocno mnie obejmuje. Chyba powinienem częściej odwiedzać rodziców. Kto by pomyślał, że Louis jest taki uczuciowy.

- Ale nie mów nikomu o tym - poprosił. - Sam przeproszę Kevina i obiecuję, że nie będę już dla niego niemiły, do czasu...

- Tato!

- Dobra - przewrócił oczami. - Ale jeśli cię skrzywdzi lub wasze dziecko, nie będę się hamował.

Zaśmiałem się cicho i pomogłem mu pozanosić  gotowe herbaty. Dołączyliśmy do mężczyzn w salonie. Siedzieli wciąż w tym samym miejscu, zbyt pochłonięci rozmową. Spojrzałem na Louisa, który zaczął przygryzać dolną wargę, zwykle tak robił w stresujących momentach. Podszedł do Kevina, a chłopak aż zaciął się przy swojej wypowiedzi.

- Przepraszam - powiedział. - Za moje zachowanie, a nawet za to cisto orzechowe. Nie chcę, abyś mnie ciągle unikał, żałuję swojego... niedojrzałego zachowania.

Harry patrzył zdziwiony na Louisa. Kevin był w jeszcze większym szoku, ale porozmawiali chwilę i wyjaśnili sobie wszystko. Potem szatyn został przyciągnięty do boku Harry'ego i dalsza rozmowa była o wiele przyjemniejsza. Sam też czułem się zrelaksowany, gdyż nie musiałem interweniować ani denerwować się słowami Louisa. Rozmawialiśmy przez kilka godzin. To była najdłuższa nasza wizyta u moich rodziców. Pożegnaliśmy się i w kocu wracaliśmy do swojego mieszkania.

- Nie było chyba tak źle, prawda? - zapytałem, gdy przekraczaliśmy próg domu.

- Nie, było tak... normalnie - przyznał. - Pierwszy raz nie obawiałem się o swoje życie. Louis wydaje się fajny, nie jest takim dupkiem za jakiego go wcześniej uważałem, bez obrazy...

- Teraz dość o rodzicach, skupmy się na sobie - uśmiechnąłem się, szybko pozbywając butów.

Już po chwili byliśmy w sypialni, po drodze pozbywając się swoich ubrań. Opadłem na poduszki, ciągnąć za sobą bruneta. Złapałem za jego włosy, pociągając za nie, aby nachylił się do pocałunku. Próbowałem go zdominować, ale tak łatwo się nie dawał. Wśliznął się językiem do moich ust, zahaczając o moje podniebienie. Wypchnąłem biodra go góry, próbując się o niego otrzeć. Odsunął się, rozłączając nasze wargi.

- Jesteś niegrzeczny - mruknął, dając mi lekkiego klapsa.

- Za co? - spytałem, patrząc na niego gniewnie.

- Za kuszenie mnie u twoich rodziców. Myślisz, że nie zauważyłem, jak się o mnie ocierałeś?

- Wcale nie...

Dostałem drugi raz, tym razem mocniej. Zacząłem rozmasowywać bolące miejsce. Nie powiem, że mi się nie podobało, ponieważ było to na swój sposób podniecające. Kevin zwykle był spokojny i opanowany. Zwykle mi ulegał, ale gdy byliśmy na osobności, potrafił pokazać gdzie moje miejsce. Bardzo go kochałem.

- A to za kłamstwa - odparł, zanim zdołałem zadać pytanie. - Jesteś bardzo niegrzeczną Omegą, Theo.

- Więc daj mi karę, tatusiu - szepnąłem.

Spojrzałem na niego. Jego wyraz twarzy się zmienił, wiedziałem, jak uwielbiał gdy do niego tak mówiłem, a sądząc po jego erekcji, bardzo podziałało na niego. Unieruchomił moje nadgarstki nad głową i zaczął składać mokre pocałunki na szyi, co jakiś czas zasysając się na skórze. Zawsze kończyłem cały w malinkach. Długo nie skupiał się na jednym miejscu. Nosem sunął w dół, zatrzymując się przy odznaczającym się brzuszku. Złożył tam delikatny i czuły  pocałunek.

Jedną dłoń sięgnął do mojego wejścia, które było rozciągnięte po naszej wspólnej kąpieli w wannie. Pomimo tego i tak wsunął tam najpierw jeden palec, po chwili dodając kolejny. Nie potrzebowaliśmy dodatkowego nawilżenia, gdyż byłem bardzo podniecony i mokry. To tylko motywowało Kevina w swoich poczynaniach.

- Taki piękny - szepnął. - I cały mój.

Sapnąłem cicho, wiercąc się na materacu. Nie podobało mi się to, że nie miałem żadnej, choćby minimalnej kontroli. Nadgarstki trzymał swoją jedną dłonią, więc nie mogłem go nawet dotykać. Byłem zdany tylko na niego.  Moje jęki stawały się coraz głośniejsze, gdy opuszkami palców natrafił na moją prostatę. Szybko nachylił się nade mną i złączył nasze usta w zachłannym pocałunku. Starałem się go odwzajemniać, co było bardzo trudne. Zaciskałem palce u stóp i ponownie próbowałem wypchnąć biodra, aby przynieść sobie minimalną ulgę.

- Cierpliwości, kochanie - powiedział, zahaczając wargami o mój płatek ucha. - Zaraz tatuś się tobą zajmie, piękny.

- Kevin... proszę... - sapnąłem. - Potrzebuję cię.

- Taki niecierpliwy - zaśmiał się i pocałował czule w moje czoło.

Gdy zacząłem zaciskać się na jego palcach, szybko je stamtąd wyjął. Jęknąłem na uczucie pustki. Byłem na niego zły, że pozbawił mnie przyjemności.  Gdy chciałem coś powiedzieć, ten bez ostrzeżenia wsunął  się we mnie do połowy. Odchyliłem głowę do tyłu, a z moich ust wyszedł głośny, zawstydzający jęk. Próbowałem ukryć twarz w poduszce, ale czarnowłosy miał inne plany.

- Chcę cię słyszeć  - szepnął. - Uwielbiam słuchać twojego głosu, krzycz i jęcz dla mnie malutki.

Już od samego jego głosu można by było dojść. Tak właśnie działał na mnie mój Alfa. Bardzo go pragnąłem.

- Gotowy? - zapytał, a gdy skinąłem, zaczął wykonywać pierwsze pchnięcia.

Robił to powoli, nie spiesząc się. Nachylał się nade mną tak, że prawie stykaliśmy się ciałami. Chciałem wbić w jego plecy paznokcie, robiąc czerwone ślady. Niestety moje dłonie były uwięzione w jego uścisku i on ani myślał je puścić. Przez niego robiłem się istnym bałaganem. Moje policzki były czerwone od rumieńców, aż piekły. Włosy miałem roztrzepane na poduszce i co chwila byłem wbijany w materac łóżka. Nie powstrzymywałem już żadnych odgłosów, wiłem się na wszystkie strony, próbując osiągnąć spełnienie.  Od kilku minut drażnił moją prostatę, co chwila zmieniając tempo uderzeń.

- Kevin...

- Już blisko, kochanie - powiedział. - Dojdziesz dla mnie?

Wykonał ostatnie szybkie i mocne pchnięcia, doprowadzając mnie na szczyt. Wytrysnąłem mocno, brudząc jego brzuch. Kevin złapał za mojego penisa i przedłużał mój orgazm. Chwilę później sam rozlał się w moim wnętrzu. Nie zdążył się ze mnie wysunąć, gdyż jego penis zwiększył swoją objętość. Zaknotował mnie. Spojrzałem na niego gniewnie, ale nie wyglądał na skruszonego.

- Byłeś wspaniały, kochanie - pocałował mój obojczyk, kciukiem gładząc  podbródek.

- Zaknotowałeś mnie - powiedziałem, próbując uspokoić swój oddech.

- Wiem, Theoś - odparł dumnie. - Teraz sobie poleżymy.

Przewróciłem oczami i westchnąłem. I tak nie miałem innego wyjścia. Swoje dłonie wplątałem w jego włosy, przeczesując je. Mruknął zadowolony i zaczął składać pocałunki na skórze brzucha.

- Kocham cię, głupku - westchnąłem.

- Ja ciebie bardziej kocham, Theoś  - wyszczerzył się szeroko, delektując kojącym dotykiem moich dłoni. - Możemy się chwilę przespać.

- Głodny jestem - mruknąłem.

- Więc potem zabiorę cię na romantyczna kolację - zadecydował. - A teraz śpij, skarbie.


*****

- Zabiję cię Kevin! - krzyknąłem. - Nie zbliżysz się do mnie już nigdy!

- Theo...

- Wyprowadzam się do rodziców! - zawołałem. - I nie ściskaj tak mojej dłoni!

- To ty ściskasz moją, kochanie - zapewnił z uśmiechem. - Dobrze sobie radzisz.

- Jeszcze trochę, Theo - powiedziała położna. - Skup się na oddychaniu.

- Już nie dam rady! - zawołałem płaczliwie. - Nie mam siły.

- Masz, już prawie - dodał. - Niedługo nasz synek będzie z nami.

Ścisnąłem mocniej jego dłoń, krzycząc z bólu. Nikt mi nie powiedział, że to będzie aż taki ból i wysiłek. Bałem się, że nie dam rady i coś stanie się naszemu maleństwu. Wolałbym sam umrzeć.

Po długich minutach i moich krzykach później pojawił się Tommy. Sam maluch głośno płakał i krzyczał. W końcu pozwolili mi chwilę odpocząć. Byłem zdezorientowany, nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Kiedy było już zupełnie po wszystkim, przenieśli mnie na salę, gdzie w ramionach trzymałem naszego synka.

- Jest piękny - powiedział Kevin.

Spojrzałem na czerwone i pomarszczone dziecko. Może ktoś inny by to zakwestionował, ale dla nas rodziców to maleństwo było najpiękniejsze na świecie. Nie mogłem powstrzymać łez szczęścia. Miałem już własną rodzinę, byłem szczęśliwy.

Do szpitala dołączyli moi rodzice oraz ci Kevina. Zachwycali się wnukiem. Louis jak zwykle strofował Harry'ego, co wyglądało komicznie. Duża Alfa stała obok i kiwała głową na wszystko, co mówił niebieskooki. Czuję, że Kevin będzie miał ze mną równie ciężko.

Gdy wróciliśmy do mieszkania, to moi rodzice byli najczęstszymi gośćmi. Louis przychodził codziennie. Nie chciałem go wypraszać, był taki szczęśliwy. Dużo mi też pomagał przy Tommym. Kevin wrócił do pracy, a Lou nauczył mnie jak kąpać takie maleństwo, jak przewijać. Była to bardzo cenna pomoc. Popołudniu mogłem spokojnie się wyspać po nieprzespanej nocy.

Mały Tommy rósł jak na drożdżach. Zanim się obejrzałem, miał pięć latek. Był okropnym rozrabiaką. Nie mogłem za nim nadążyć. Przez te lata pracowałem w księgarni. Oczywiście do czasu, aż nie dowiedziałem się, że nie jestem już sam. Pod moim sercem nosiłem dziecko, a konkretnie kolejnego chłopca. Tym razem Kevina nie ominęła rozmowa z Harrym o zabezpieczaniu się.  Kevin wrócił pijany. Tak właśnie świętował nowinę o kolejnym naszym maleństwie.  Po tamtej nocy Louis ciągle wypominał Harry'emu fakt, że zarzygał nowy dywan. Oni naprawdę byli wspaniałym małżeństwem. My wraz z Kevinem również do tego dążyliśmy.

Nasz drugi synek otrzymał imię Charlie. Kiedyś w opowieściach rodziców słyszałem to imię. Chyba był to ich przyjaciel. Nie mówili za dużo o tym, jak się poznali.

Tommy wyrósł na Alfę. Był odważny i opiekuńczy względem brata. Charlie był jego przeciwieństwem, był drobną Omegą. Zwykle chował się w cieniu brata, był spokojny i ostrożny. Starszy brat nigdy nie pozwolił zrobić mu krzywdy. Po narodzinach Charliego, kupiliśmy mały domek na obrzeżach. Rodzice Kevina oraz moi pomogli nam finansowo. To oni również sfinansowali w większości nasze wesele.  Zatrzymałem swoje nazwisko. Byliśmy kolejną rodzinką Styles.

I nie myślcie, że to ja rządziłem w naszym związku. Może czasami lubiłem troszkę porządzić, ale nocą role się odwracały. Stawałem się bardzo uroczą i  uległą Omegą, kto by pomyślał, nie? Stanowiliśmy naprawdę zgraną parę.

Thevin -  tak nas nazywał Larry oraz Ziallam.

______________________________

Witajcie wilczki!

Zapomniałam o tym dodatku. Napisałam go prawie w całości i tak czekał aż w końcu go sprawdzę. 4000 wyrazów.  Oto jest! :D

Dziękuję za przeczytanie tego ff! ♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro