Rozdział 8: Rzeka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu dotarli na sam skraj zamarzniętej rzeki. Właściwie powinno się powiedzieć, że stali przed wielkim, lodowym wodospadem, który zmieniał się w rzekę. Kry odłamywały się i płynęły z nurtem. Hermiona miała złe przeczucia. Nie chciałaby wpaść do lodowatej wody. Lód wydawał się kruchy, zresztą zauważyła, że zrobiło się znacznie cieplej. Rozległ się olbrzymi huk, jakby jakiś cyklop cisnął kamieniem. To odłamał się kawałek lodu i runął z wielkiej wysokości na dół. Kiedy zderzył się z rzeką, rozbił się z dużym trzaskiem na tysiąc małych kawałeczków, przy okazji tworząc przeręble. Dziewczyna wzdrygnęła się. Mikołaj miał rację. Mieli bardzo mało czasu. A mimo to stali, wpatrując się w dół. Przestąpiła z nogi na nogę.

— Musimy się śpieszyć! Chodźcie! — powiedział nerwowo Piotr, najwyraźniej czytając w myślach Gryfonki.

— Nie mógłbyś zrobić tamy? — zapytała Bobra Łucja z niedowierzaniem.

— Zaraz kochana, to nie piekarnia!

— No dalej! — chłopak pociągnął za sobą młodszą siostrę.

— Czekaj! — zaprotestowała Zuzanna — Może zastanówmy się przez chwilę?

— Nad czym ty się chcesz zastanawiać? — zdumiała się szatynka.

— Nie mamy czasu — warknął blondyn.

— Staram się być tylko rozważna — powiedziała urażona, rzucając spojrzenie Hermionie, jakby szukając u niej poparcia.

Pokręciła głową.

— Wybacz, Zuzanno, ale Piotr ma rację. Musimy się śpieszyć.

To mówiąc wskazała ręką na topniejący lód, którym mieli dostać się na drugą stronę.

— No, a ja to jestem matką? — zapytał z sarkazmem, zupełnie ignorując dziewczynę, na co ona uniosła brwi. Przecież wstawiła się za nim! — Dziękuję bardzo!

Zaczęli schodzić w dół. Czternastolatka uśmiechnęła się przepraszająco do brunetki, na co ona odwróciła się. W tym momencie w oddali dało się słyszeć mrożące krew w żyłach wycie. To sprawiło, że obie dziewczyny szybko weszły na kamienną drogę w dół. Było tak wąsko, że Hermiona musiała poruszać się przy skale, żeby nie upaść. Tuż przy wejściu na lód, nie zauważyła szczeliny. Krzyknęła, kiedy jej noga utknęła. Zuzanna była najbliżej niej i to ona wyciągnęła rękę do szatynki. Chwyciła ją, a wtedy starsza z sióstr wyciągnęła Gryfonkę.

— Dziękuję — uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.

Tamta tylko wzruszyła ramionami. Teraz znaleźli się tuż nad rzeką. Blondyn postawił nogę na lodzie, przez co niemal natychmiast się załamał. Łucja pisnęła ze strachu.

— Czekaj, lepiej ja pójdę pierwszy — powiedział Bóbr.

— Może masz rację — wymamrotał Piotr.

Zwierzę zaczęło iść po lodzie. Przeszło parę kroków, po czym uderzył ogonem, sprawdzając wytrzymałość.

— No i po co zjadłeś cały prowiant na drogę? — odezwała się pani Bobrowa.

Dziewczyna wymieniła niedowierzające spojrzenia z Zuzanną.

— Myślałem, że jak się najem, to nie będę nerwowy!

Rodzeństwo Pevensie ruszyło ostrożnie za nim. Powoli stawiała kroki na lodzie, który strasznie skrzypiał i miejscami pękał. Miała nadzieję, że wytrzyma ciężar czworo ludzi i dwóch bobrów.

— Jakby nas mama zobaczyła... — odezwała się brunetka w którymś momencie.

— Też masz zmartwienie! — prychnął jej brat.

— Już tu są! — krzyknęła Łucja, patrząc w górę.

Podążyła za jej wzrokiem i zamarła. Stado wilków biegło na szczycie wodospadu.

— Szybko! — krzyknął chłopak.

Zaczęli biec, co na pękającym lodzie nie było dobrym pomysłem, ale nie mieli innego wyjścia. Wilki już zeskakiwały ze skał i znalazły się na rzece. Raptownie się zatrzymali, co spowodowało, że dziewczyna straciła równowagę. Wpadła prosto na Piotra. Odskoczyła od niego. Przed nią rozgrywała się straszliwa scena. Jeden z wilków skoczył na Bobra, łapiąc go za gardło.

— Nie!

Rozejrzała się. Byli otoczeni. Nie mieli żadnych szans na ucieczkę. Lód roztapiał się. Hermiona wyszarpnęła różdżkę, wyciągając ją przed siebie. Piotr poszedł w jej ślady i wyjął miecz. W ich stronę szedł nieśpiesznym krokiem największy wilk, jakiego miała okazję zobaczyć. Bez wątpienia był przywódcą watahy.

— Odłóż to, synu. — odezwał się gardłowym głosem, w którym czaiło się ostrzeżenie. — Jeszcze się pokaleczysz.

— O mnie się nie martw, rozpruj go! — krzyknął Bóbr, wyrywając się.

— Ty jesteś Maugrim — stwierdziła Gryfonka. — Kapitan Tajnej Policji.

Drapieżnik odbrzucił ją uważnym spojrzeniem.

— Zgadza się, panienko. — potwierdził. — Królowa dała mi wysokie stanowisko, nieprawdaż? Oczywiście, za pewną cenę. Wykonujemy dla niej brudną robotę.

— Łapanie przypadkowych ludzi, tak?

— Narnia nie jest krajem ludzi. — odpowiedział wilk. — Właściwie nie powinno was tutaj być. Zabierajcie się stąd póki czas, a oddamy wam brata.

— Co ty robisz?! Porozmawiajmy z nim! — krzyknęła Zuzanna, szarpiąc blondyna.

— Zwariowałaś?

— Mądre dziecko. — zaśmiał się Maugrim.

— Nie słuchaj go! — dobiegł do nich krzyk Bobra. — Zabij! Zabij gada!

— Oj daj spokój. To nie wasza wojna.

Cały czas cofali się. Byli już odcięci od brzegu. Woda płynęła coraz szybciej.

— Królowa chce tylko, żebyś pozbierał rodzinę i wyniósł się stąd.

— To że jakiś wariat dał ci kawał żelastwa, nie znaczy jeszcze że jesteś rycerzem! — krzyczała brunetka, teraz już naprawdę spanikowana. — Opanuj się!

— Nie! Łapcie! Narnia cię potrzebuje! Teraz, załatw go, póki możesz! — krzyczał Bóbr.

Hermiona stała tuż obok Piotra, chcąc mu dodać odwagi. Sama nie czuła się najlepiej, ale nie pokazywała tego. Ręka jej drżała.

— Decyduj się, synu Adama. Nie będę dłużej czekał. — ostrzegł wilk. — Rzeka zresztą też.

Był zaledwie parę kroków od nich.

— Wodospad! — krzyknęła nagle Łucja.

Szatynka spojrzała w górę. Mała miała rację. Z zamarzniętego wodospadu zaczęła wytryskiwać woda. Wyglądało na to, że cały lód zaraz się zawali.

Już po nas.

Taka myśl przemknęła przez głowę czternastolatki. To miał być koniec. Blondyn jednak zrobił coś, czego by się nie spodziewała.

— Trzymajcie się mnie! — zawołał, a dziewczyna natychmiast go posłuchała, łapiąc mocno za ramię.

Jego siostry również się go chwyciły. Po czym wbił miecz w lód. Zrozumiała. To jednak wcale nie sprawiło, że poczuła się lepiej.

Wszyscy zaczęli wpatrywać się z napięciem na ogromną ścianę lodu, która pękała na ich oczach.

I pękła.

Kaskada lodowatej wody runęła prosto na nich. Hermiona skuliła się i zamknęła oczy, przygotowując się psychicznie na zderzenie z przeraźliwym zimnem. W prawej dłoni nadal ściskała różdżkę.

Uff, udało się.
Szczerze, nie myślałam, że ten rozdział wyjdzie taki długi. Jestem w miarę z niego zadowolona. Trudno mi było opisać tą scenę, ale myślę, że się wam podobało 😊😊

Za Aslana i do napisania 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro