Epilog: Gwardia Dumbledore'a

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Draco i Hermiona stali w ciszy. Oboje próbowali pogodzić się z tym, że wrócili. Dziewczyna odwróciła się do pustej już ściany. Może liczyła, że zobaczy jeszcze kawałek świata, który dopiero co opuściła? Powoli przybliżyła się i bezwiednie dotknęła zimnego marmuru. Westchnęła cicho. Popatrzyła na chłopaka.

- Co teraz będzie? - zapytała.

- A co ma być? - wzruszył ramionami.

Strój, który miał na sobie rano, zniknął. Na jego miejsce wrócić szkolny mundurek z zielonym krawatem.

- Będzie tak, jak zwykle?

Wiedział, co Gryfonka ma na myśli. Uśmiechnął się w typowo ślizgoński sposób. Podjął decyzję, choć zdawał sobie sprawę, że nie będzie to łatwe.

- Nie, Granger. Będzie kompletnie inaczej.

Zaskoczył ją. Uniosła brwi pytająco.

- Co masz na myśli?

Wywrócił oczami. Czy ona musi zadawać tyle pytań?

- Chcę dołączyć do tej waszej całej Gwardii Dumbledore'a.

Otworzyła szeroko usta, patrząc na niego z niedowierzaniem. Zaśmiał się.

- Oszalałeś?! - wydarła się. - Harry nigdy się na to nie zgodzi!

- Potter nie ma nic do gadania. Przecież ty ją założyłaś, nie?

- No, prawda. - przyznała niechętnie. Zmrużyła oczy, wycelowując w niego palcem. - A właściwie skąd ty to wiesz?

- Mam swoje źródła. To jak będzie?

Milczała, najwyraźniej się zastanawiając. Nagle uśmiechnęła się szeroko.

- Robisz to dla Łucji, prawda?

Zaklął w duchu. Miała rację, ale w życiu nie powiedziałby tego na głos.

- Nie twoja sprawa, Granger. - burknął jedynie, krzyżując ręce.

- Wiedziałam! - zawołała tryumfująco, uśmiechając się jak wariatka. - Niech ci będzie. Ale to ty musisz z nim pogadać. Ja najwyżej mogę stanąć po twojej stronie.

- Jasne - parsknął.

Nie dane im było jednak dłużej dyskutować, bo oto nagle wyrosła przed nimi wyleniała kotka Filcha, woźnego. Pani Norris wpatrywała się w dwójkę czarodziejów przeraźliwie czerwonymi oczami. Nastolatkowie popatrzyli po sobie. Wiedzieli, co to oznacza. Kłopoty.

- Okej, Granger. Wiejemy na mój znak.

- Niby dlaczego na twój? - naburmuszyła się Gryfonka.

- Chcesz przez następny miesiąc odrabiać szlaban? - pokręciła głową. - No widzisz. Więc lepiej siedź cicho.

Już miała wtrącić swoje: "Nie zaczyna się zdania od słowa więc". Przerwał jej głos Filcha, dochodzący zza zakrętu.

- Gdzie oni są, kochana?

- Raz. Dwa. TRZY! - wrzasnął Ślizgon.

Rzucili się biegiem przez korytarz. Przez krótki czas słyszeli wyklinającego na nich woźnego. Zatrzymali się dopiero przed wejściem na wieżę Gryffindoru. Oddychali szybko.

- Nie musiałeś wrzeszczeć - stwierdziła Hermiona, opierając ręce na kolanach.

Wyszczerzył się do niej.

- Najważniejsze, że udało nam się uciec. Nie narzekaj, Granger.

- Taa - mruknęła. - Mógł nas złapać!

- Ale nie złapał.

Nastała cisza.

- Em, Malfoy?

- Hm?

- Nie powinieneś iść do dormitorium? Jest cisza nocna. - przypomniała mu.

Parsknął śmiechem. Spojrzała na niego spode łba.

- Granger, nie mów mi, że nadal przejmujesz się szkolnym regulaminem!

Wywróciła tylko oczami. Zaczęła wchodzić na wieżę.

- Dobranoc, Draco.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem, ale ona już zniknęła za zakrętem.

- Dobranoc, Hermiono. - odpowiedział cicho.

Dziewczyna już tego nie usłyszała. Ślizgon odwrócił się i poszedł do dormitorium.

***

Draco Malfoy następnego dnia udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr. Zaczepił Pottera po lekcji eliksirów. Kiedy powiedział, że chce dołączyć do Gwardii Dumbledore'a, brunet oczywiście zaczął się kłócić. Tak jak przewidziała Hermiona, za nic nie chciał się zgodzić. Uważał, że zaraz poleci nakablować na nich Umbrigde. Przyznał się, że jeszcze niedawno miał taki zamiar. Wcale się nie dziwił, że Potter mu nie ufa. Dopiero Gryfonka namówiła swojego przyjaciela, ręcząc za niego. Chłopak zgodził się, ale bardzo niechętnie.

Bardzo szybko zaczęli pierwsze ćwiczenia. Całą grupą zebrali się w Pokoju Życzeń. Draco musiał przyznać, że Potter całkiem nieźle ich uczy. Robili między sobą krótkie pojedynki, żeby sprawdzić umiejętności. On oczywiście wygrywał większość. Nabrał dużej wprawy podczas pobytu w Narnii. Czuł ogromną satysfakcję, kiedy pokonał Weasleya. Pojedynek między nim a Hermioną był strasznie zażarty. Dziewczyna miała duże doświadczenie w walce, to było widać. Ostatecznie zdecydowali, że jest remis.

Należenie do GD ciągnęło za sobą spore ryzyko. Umbrigde jakoś dowiedziała się, że założyli zakazaną organizację. Zaczęła wzywać do siebie na przesłuchanie. Ze Ślizgona też starała się coś wyciągnąć, ale nie powiedział ani słowa. Nawet wtedy, kiedy zagroziła, że jego ojciec o wszystkim się dowie.

Któregoś razu ćwiczyli zaklęcie Patronusa. Blondyn miał duży problem ze znalezieniem szczęśliwego wspomnienia. Spojrzał z zazdrością na Hermionę, wokół której biegała srebrna wydra. Skoro jej się udało, to on nie mógł być gorszy. Skupił się. Przed oczami stanęła mu niespodziewanie uśmiechnięta Łucja.

Wypowiedział zaklęcie.

Ku jego zdumieniu z różdżki wystrzeliła srebrna fretka. Rozległy się śmiechy, ale on jak oczarowany patrzył, jak patronus biega po całej sali.

- Udało ci się! - zawołała z uśmiechem Hermiona, ściskając go krótko.

Wtedy wszystko się zatrzęsło. Światła pogasły. W drzwiach pojawiła się niewielka dziura. Wszyscy zamarli. Rozległ się głośny huk. Do środka wpadła Brygada Inkwizycyjna z  Umbrigde na czele. Złapali ich i zaciągnęli do gabinetu Dumbledore'a. Chcieli go zamknąć w Azkabanie za "podburzanie i konspirowanie". Wtedy przyleciał feniks i dyrektor zniknął w płomieniach. Po tym zdarzeniu Umbrigde została mianowana na dyrektor Hogwartu.

Któregoś razu kazała im się stawić w Wielkiej Sali. Musieli pisać jedno zdanie specjalnymi piórami, które powodowały, że słowa pojawiały się boleśnie wyryte na nadgarstku. Znosił to, bo wiedział, że warto.

Harry pogodził się z Cho, bo zrozumiał, że to nie jej wina. Okazało się, że Krukonce podali Veritaserum, przez co była zmuszona odpowiadać na pytania zgodnie z prawdą.

***

SUMy nadeszły bardzo szybko. Nie było piątoklasisty, który by nie siedział nad książkami.

Pisali właśnie obronę przed czarną magią, kiedy nagle usłyszeli za drzwiami dziwny szum. Umbrigde poszła sprawdzić, co się dzieje. Do sali wpadła świecąca kula i rozbłysła fajerwerkami. Usłyszeli krzyki i znikąd zjawili się bliźniacy Weasley lecący na miotłach. Wszyscy zerwali się z miejsc. Nikogo nie obchodził trwający egzamin. Wybiegli na dziedziniec za uciekającymi bliźniakami i bili brawo. Na niebie błyskały fajerwerki, układające się w wielką literę W.

Wtedy Harry miał wizję, że Voldemort złapał Syriusza. Szybko zdecydowali, że dostaną się do Ministerstwa Magii. Dołączyli do nich Neville, Luna i Ginny. Polecieli na testralach, co dla Dracona było dziwnym przeżyciem, bo nie widział tych zwierząt.

Kiedy znaleźli się w środku, dotarli do drzwi, które Harry widział w swoim śnie. W środku było mnóstwo szklanych kul. Udało im się znaleźć tą, która należała do bruneta. Ale wtedy natknęli się na Lucjusza Malfoya i Bellatrix Lestrange. Otoczyli ich śmierciożercy. Wywiązała się pomiędzy nimi walka. Zaczęli uciekać. W którymś momencie rozdzielono ich. Ślizgon miał nieszczęście trafić na swojego ojca.

— Zawiodłem się na tobie, Draco. Wychowaliśmy cię, żebyś stanął po stronie Czarnego Pana...

— Sam zdecyduję, po czyjej stronie stanę — warknął blondyn.

Starszy Malfoy zniknął w czarnym dymie i zobaczył Hermionę celującą w niego różdżką. Dyszała ciężko.

— W porządku? — zapytała.

— Tak.

— Chodź — pociągnęła go za rękę.

Niespodziewanie wpadli na siebie. Ginny rzuciła zaklęcie na jakiegoś śmierciożercę w oddali. Wtedy te szklane kule zaczęły spadać. Jakimś cudem dobiegli do drzwi i wpadli do ciemnego pomieszczenia. Podnieśli się z ziemi. Przed nimi widniał kamienny łuk, wypełniony dziwną mgłą. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Złapali ich śmierciożercy. Pojawili się członkowie Zakonu Feniksa. Błyskały zaklęcia. Syriusz Black wpadł za zasłonę, ugodzony śmiertelnym zaklęciem przez Bellatrix Lestrange.

Draco nie pamiętał, jakim cudem się stamtąd wydostali. Wiedział jedno: teraz nastały dla niego ciężkie czasy. Będzie miał problemy w domu. I to tylko dlatego, że przeszedł na dobrą stronę. Ale mimo to nie żałował swojego wyboru. Nie zmieni zdania.

***

Zapytacie pewnie, co z naszym rodzeństwem Pevensie. Wrócili na peron, tak jakby nic się nie wydarzyło. Okazało się, że Edmund zostawił w Narnii latarkę.

Pojechali pociągiem do szkoły.

No i jest epilog :D
Chyba trochę za długi mi wyszedł, ale to nic.

Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Ale nie martwcie się, pracuję nad trzecią częścią!

Chciałabym wam podziękować. Nie będę wymieniała każdego z osobna, bo zrobiło się was całkiem sporo, co mnie bardzo cieszy :D Jesteście cudowni! ❤

Chciałabym, żebyście napisali w komentarzu, co wam się najbardziej podobało w całości. Możecie też wytknąć mi błędy, jeżeli coś było źle.

No, to chyba tyle.

Za Aslana i do napisania 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro