Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cris


Otworzyłem oczy, a jasne światło emanujące z białych ścian pomieszczenia poradziło mnie, przyprawiając o nieprzyjemny ból głowy. Poczułem ogromny ból w dosłownie każdej cząstce mojego ciała i jestem prawie stuprocentowo pewny, że choć w małym stopniu wywoływało go niewygodne łóżko, na którym leżałem. Wyczułem, że ktoś mnie obserwuje i wtedy dotarło do mnie, że nie jestem sam. Rozejrzałem się i po mojej prawej stronie ujrzałem Vanessę. Wpatrywała się we mnie smutnym wzrokiem, swoimi brązowymi oczami błyszczącymi od spływających po policzkach łez. Nie cieszyłem się na jej widok. Nie chciałem by tutaj była. Chciałem być sam. W głowie pojawiły mi się obrazy: las, ucieczka, sylwetki. I ta cholerna ciemność ogarniająca świat, gdy ostatnie co widziałem to strach na jej twarzy. To wszystko, choć podświadomie wiedziałem, że umka mi coś ważnego.
- Co tam się stało? - spytałem bez ani krzty emocji w głosie. Ona jednak nie odezwała się ani słowem, tylko w milczeniu nadal wpatrywała się w swoje ręce splecione na kolanach. Nienawidziłem jej za to, że po tym wszystkim nie potrafiła nawet spojrzeć mi w oczy. - No powiedz coś - wciąż nic. Tylko ciche pociągnięcie nosem. - Odpowiedz mi do cholery - krzyknąłem, czując wzbierający we mnie gniew i niechęć do jej osoby. Nie chciałem jej widzieć, słyszeć, znać. Chciałem by zniknęła ona i wszystko, co się z nią wiąże. Żeby nie musieć już więcej o niej myśleć. - Wyjdź.
- Ale...
- Po prostu wyjdź.
Wstała i wybiegła przez drzwi. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się we własnych myślach. Próbowałem przypomnieć sobie każdy detal umożliwiający mi złączyć wszystko w całość. Jednak to wszystko było na marne. Po około pół godzinie, do sali wszedł lekarz ( na oko przed trzydziestką ) z dość poważną miną i przeglądając jakąś kartę usiadł na krześle, na którym wcześniej siedziała ona.
- Nie wygląda to zbyt dobrze - rzekł poważnym tonem. - Wstrząśnienie mózgu, głębokie rany cięte, po których mogą zostać blizny, choć miejmy nadzieję, że jednak nie. Zostaniesz tutaj jeszcze w najlepszym wypadku tydzień - spojrzał na mnie, zapewne oczekując jakiejś reakcji, lecz widząc, że się jej nie doczeka, zaczął mówić dalej, prowadząc swój monolog. - Koleżanka już poszła? - zacisnąłem pięści, gdy usłyszałem w jakim kierunku zmierza. - Musi jej na tobie naprawdę zależeć. Przez całe trzy dni przychodziła do ciebie i czekała aż się obudzisz, od rana do wieczora. Przyjdę jeszcze później, zobaczyć co u ciebie. Trzymaj się.
Po powiedzeniu tego wyszedł, zostawiając mnie na powrót samego, a w mojej głowie utkwiły tylko dwa, krótkie słowa. Trzy dni. Byłem nieprzytomny trzy dni. I przez cały ten czas ona była przy mnie. Ta wiadomość sprawiła, że momentalnie przypomniałem sobie każdy szczegół sprzed kilku dni, zapełniając potężną wyrwę w moim umyśle. Nie mogłem tu zostać tak długo. Musiałem ją odnaleźć.

Vanessa

Po opuszczeniu szpitala, złapałam najbliższą taksówkę i udałam się prosto do domu. Nie chodziłam już do lasu. Nie czułam się tam bezpiecznie. W ostatnim czasie coś się wydarzyło i jak narazie nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Nie sama. Wciąż odczuwałam wyrzuty sumienia z powodu Crisa. Nie mogłam sobie wybaczyć, że to co się stało, to tylko i wyłącznie moja wina. Gdy tylko go zobaczyłam, mogłam od razu kazać mu uciekać. Ale tego nie zrobiłam. A to wszystko ze strachu, ponieważ nie chciałam zostać sama.

Wbiegłam do domu głośno trzaskając drzwiami. Zignorowałam zdziwione spojrzenia obojga rodziców i zamknęłam się w swoim pokoju, aby trochę ochłonąć. Wolnym krokiem podeszłam do okna i usiadłam na szerokim parapecie, który bez problemu mógł mnie pomieścić. Oparłam głowę o szybę i zapatrzyłam się w nie tak odległy krajobraz lasu.

Pięć dni później...


Cris


Po tych paru dniach spędzonych w szpitalu, znałem już dokładny rozkład każdego dnia. Codziennie około godziny dziewiątej, jakaś pielęgniarka przynosiła mi mało ciekawe śniadanie, o dwunastej i osiemnastej przychodził ten sam młody lekarz co za pierwszym razem, aby przeprowadzić badania, a o czternastej podawano mi obiad. Całą resztę dnia miałem tylko i wyłącznie dla siebie, więc przez większość czasu ogarniała mnie nuda.
Podczas pobytu tutaj, zostałem odwiedzony przez rodziców tylko dwa razy, a i wtedy nie trwało to dłużej niż dziesięć minut. Pytali tylko jak się czuje i czy czegoś potrzebuję, a następnie wychodzili tłumacząc się natłokiem pracy. Bzdura. Matka już od dobrych paru lat nie pracuje, więc jedynym czym się zajmuje jest dom, a ojciec pracuje w banku, gdzie również nie posiada wielu zajęć. Czy pytali mnie co się stało? Raz, lecz zbyłem ich mówiąc, że nie mam ochoty o tym rozmawiać, a oni już więcej nie powrócili do tego tematu, za co jestem im wdzięczny. A Van? Nie miałem z nią kontaktu odkąd kilka dni temu wyrzuciłem ją z sali i prawdę mówiąc czuję się z tym beznadziejnie, bo być może przez swoje głupie zachowanie straciłem osobę, na której możliwe, że nawet zaczynało mi zależeć. I mimo, że tak krótko się znamy, przy niej nie potrafię przestać się uśmiechać, tak jak teraz nie potrafię przestać za nią tęsknić.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro