12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dylan:

Gdy Thomas zapytał mnie wczoraj o to czy miałem kogoś na poważnie, to domyśliłem się że ktoś z firmy powiedział mu, że miałem żonę. Dlatego też nie skłamałem, nie jestem w końcu kłamcą, ale nie chciałem mu opowiadać żadnych szczegółów, to dość drażliwy i ciężki dla mnie temat.

Sobotę zacząłem od sprzątania całego mieszkania, brałem w tym celu często zaufaną sprzątaczkę, ale w ten weekend wypadło tak, że musiałem posprzątać sam. 

Gdy zrobiłem rzeczy domowe, na które na tygodniu czasu nie miałem, czekałem na Bretta. Miał do mnie wpaść, mieliśmy dziś coś wypić i być może iść się wyluzować na miasto.

- I jak Thomasowi podoba się w firmie? - spytał.

- Niezbyt. To znaczy nie może się wdrożyć, ale wierzę w niego. Na początku zawsze jest ciężko - powiedziałem. Aż przypomniały mi się czasy gdy dopiero otwierałem firmę, i dwa pierwsze projekty całkowicie upadły przez brak doświadczenia i wiedzy której można nabyć tylko z czasem.

- Racja. Ale jest tylko stażystą, więc da radę. Zresztą chyba byłoby mu głupio zrezygnować, w końcu jesteś jego sponsorem.

- Sponsorem? - powtórzyłem.

- No, a nie? 

- Sponsor to raczej jak ktoś utrzymuje drugą osobę, a ta nic nie robi - powiedziałem, choć zacząłem się na poważnie zastanawiać nad definicją słowa "sponsor".

- Czy ja wiem. Płacisz mu więcej niż wszystkim, za chodzenie do łóżka i pracę u ciebie. Ja bym powiedział, że to taki trochę sponsoring. Ale dobra, nie czepiajmy się słówek. 

- Wiesz, Thomas jest naprawdę w porządku. Daje mi takie gesty i ciepło, jakiego nie dawała mi własna żona - zaśmiałem się gorzko.

- To dobrze, że jesteś z niego zadowolony i dobrze się z nim czujesz. I przy okazji zyskaliśmy w końcu stażystę - podsumował Brett.

Gdy trochę wypiliśmy pojechaliśmy na miasto. Jak zawsze w weekend o tej porze było dużo ludzi, było głośno i miasto żyło.

Poszliśmy do naszego ulubionego baru i zajęliśmy stolik przy oknie. 

- Z chęcią bym dzisiejszą noc skończył z kimś w łóżku - powiedział Brett i zaczął się rozglądać po barze.

- A to jak chcesz. Ja mam prywatną prostytutkę. Nawet nie wiesz jakbym chciał, żeby Thomas nigdy nie wrócił do prostytucji. Czułbym się wtedy dumny, że dzięki mojej pomocy ktoś zmienił swoje życie - powiedziałem.

- Musiałby znaleźć coś co lubi robić i na czym zarobi dużo kasy. Mówiłeś, że lubi pieniądze więc ciężko będzie o coś takiego. Nie będziesz chyba do końca życia go zatrudniał i płacił mu... Aż się boję zapytać ile, więc po prostu nie zapytam - powiedział Brett nadal obserwując ludzi kręcących się przy barze.

- Też racja. Nie wiem jak on i ja sobie to dalej wyobrażamy, ale naprawdę chciałbym mieć takie uczucie, że dzięki mnie zmienił swoje życie.

- Oj Dylan, świata nie zbawisz. 

- Ale może chociaż zbawię Thomasa - powiedziałem.

Była druga w nocy, poczułem się trochę pijany, więc stwierdziłem że to dobry moment by iść już do domu. Brett natomiast upatrzył sobie jakąś męską prostytutkę i powiedział, że zostaje jeszcze się zabawić. Cieszyłem się, że ja nie muszę już chodzić po klubach i szukać chłopaków do łóżka. Thomas był na każde moje zawołanie, sypiał tylko ze mną, był miły i czuły. Miałem wrażenie, że teraz w moim życiu wszystko zacznie się układać. Nic nie mogło się spieprzyć.

Pojechałem do domu taksówką, wziąłem kąpiel która nieco mnie otrzeźwiła. Miałem dobry humor, z tym dobrym humorem położyłem się do spania. Lekko pijany zasnąłem przyjemnym snem. Tyle, że ten sen został przerwany. Obudził mnie hałas dobijania się do drzwi. Zerwałem się, zapaliłem światło i w pośpiechu złapałem zza szafy kij do bejsbola. Wyszedłem z sypialni i zacząłem nasłuchiwać, to bez wątpienia były drzwi frontowe. Szybko do nich podszedłem i wyjrzałem przez wizjer. Przed drzwiami stała Malia, wyglądała okropnie. Była zapłakana, uderzała i kopała w drzwi. Na moment zamarłem, nie wiedziałem jak ona się tu dostała. Dotarło do mnie, że przez to że byłem trochę pijany musiałem zapomnieć zamknąć furtkę na klucz.

- Malia odejdź! - krzyknąłem, bałem się otworzyć drzwi i jej to powiedzieć prosto w twarz.

- Nie odejdę, otwórz. Porozmawiajmy - zaszlochała.

- Nie będziemy rozmawiać, nie ma o czym, Odejdź, bo zadzwonię na policję. To kwestia dni jak otrzymasz zakaz zbliżania się do mnie! - odkrzyknąłem. 

Nastała chwila ciszy, Malia nic nie mówiła, wyjrzałem przez wizjer, stała i patrzyła w drzwi po czym odwróciła się, i wyszła przez furtkę. Obserwowałem jak oddala się, z bejsbolem w ręku wyszedłem by zamknąć furtkę na klucz. Upewniłem się kilka razy czy furtka jest aby na pewno zamknięta. Zamknąłem też dokładnie drzwi, położyłem kił od bejsbola w przedpokoju. 

Ręce mi się dosłownie trzęsły, bałem się do czego ona jest zdolna. Bałem się, że mi coś zrobi, ona jest nieobliczalna. Znowu musiała czaić się gdzieś w pobliżu, naprawdę miałem tego dosyć. Jeszcze brakuje żeby napatoczyła się tu gdy będzie Thomas, nie chciałbym by był świadkiem takich sytuacji jak moja była żona dobija się do drzwi, grozi że się zabije, lub nawet podcina sobie żyły bo takie sytuacje też były, gdy groziła że się zabije jak do niej nie wrócę. Nie raz mnie zaatakowała fizycznie i groziła że zrobi coś sobie lub mnie. Naprawdę życie z nią było cholernie ciężkie, więc teraz staram się otaczać ludźmi, którzy nie mają takich problemów jak ona. Nie zniósłbym kolejnej osoby w moim życiu.

Jak łatwo zgadnąć nie mogłem już zasnąć. Siedziałem w kuchni i piłem melisę. Rozpamiętywałem wszystko co się wydarzyło na przestrzeni tych kilku lat gdy byliśmy razem. Nienawidziłem wracać myślami do tego czasu, ale nie umiałem tego powstrzymać.

Thomas:

- Stary, no rusz się. Idziemy na imprezę - ciągnął mnie za rękę Liam, a ja za nic nie chciałem się ruszyć.

- Posłuchaj, mam kryzys egzystencjonalny, rozumiesz? Mam robotę której nienawidzę, muszę do niej chodzić i wstawać o szóstej. Zostaję w łóżku - powiedziałem i przykryłem się kołdrą.

- Thomas, chodź wyluzujesz się. Co masz zamiar robić w sobotni wieczór, leżeć i wyć w poduszkę? Ty chociaż nie dajesz dupy, chodzisz na osiem godzin do pracy i nie musisz się z byle kim ruchać, a masz podobne pieniądze jak my lub nawet większe. Do tego masz przyjemny seks z Dylanem, który ci nie zrobi krzywdy, jest przystojny, bogaty i opiekuńczy. Przeżyjesz ten staż, nie zginiesz z Dylanem - przekonywał mnie Theo.

- Czuję się tam taki głupi... - westchnąłem.

- Umiesz chociaż włączyć drukarkę i skaner. Ja nie umiem. Chodź - pociągnął mnie skutecznie za rękę Theo tak, że wstałem.

Miałem świadomość, że strasznie się nad sobą użalam, ale nie umiałem się nie użalać. Starałem się pocieszać, że nie grozi mi chociaż przemoc fizyczna, nikt mnie nie oszuka, nie pobije, nie zarazi niczym.

Uległem prośbom i zacząłem się szykować do wyjścia, wstając z łóżka potknąłem się o własne buty, które leżały sobie beztrosko.

- Kurwa, kto to tu położył - warknąłem i cisnąłem nimi w kąt. 

Dylan to by chyba nie zasnął mając ubrania i buty koło łóżka, ja miałem to gdzieś ale się potknąłem więc mnie to wkurwiło.

Dostałem się do mojej toaletki i wyglądałem naprawdę źle, no wczesne wstawanie zdecydowanie mi nie służyło. Miałem jakąś poszarzałą cerę, sińce, więc postanowiłem umalować twarz. Z taką przecież wstyd do ludzi wyjść. 

- A ty co na zarobek się wybierasz, że się tak stroisz? - spytał Theo.

- Nie no gdzież. Wiesz, że nie chodzę już na takie rzeczy. Po prostu poranne wstawanie i praca w biurze mi nie służy, bo mam poszarzałą cerę, i wyglądam źle - powiedziałem.

- Chciałbym wyglądać tak źle jak ty - powiedział i wyszedł.

Gdy miałem już zrobioną twarz nadszedł czas na wybranie stroju. Większość ubrań jakie miałem była typowo dziwkarska jak ja to nazywam, ale udało mi się wybrać coś w miarę sensownego na wyjście do baru czy klubu.

Gdy w końcu się wyszykowałem mogliśmy iść. Wzięliśmy taksę i pojechaliśmy do klubu. Chłopaki ogarnęli darmowe drinki, ja nie podjąłem się tego zadania. 

- Czemu nie chciałeś nam pomóc ogarnąć drinków? - spytał Theo.

- Może to głupie, ale czuję się trochę zobowiązany wobec Dylana - przyznałem i upiłem łyk alkoholu. 

- Ale ty nie jesteś z nim ani nic w tym stylu. To znaczy nie mam pretensji broń Boże, ale po prostu pytam bo to do ciebie nie podobne - dodał Theo.

- Nie jestem z nim, ale mi płaci i czuję się jakby zobowiązany...

- Ja to rozumiem - powiedział Liam.

- Nie jesteś z nim, czaję że ruchanie nie wchodzi w grę, ale ty nie oglądasz się nawet za żadnym facetem co wybitnie nie jest w twoim stylu. Nie poznaję cię - dalej drążył temat Theo.

- Nie wiem po prostu.... No tak po prostu jest...

- Zakochałeś się? - spytał nagle prosto z mostu. Liam popatrzył na niego z szokiem, a potem na mnie. Czułem na sobie ich wzrok.

- Kurwa no wiesz co? Dobrze wiesz, że ja się nie zakochuję. I nie, nie zakochałem się. Po prostu chcę być w porządku - powiedziałem dosadnie,  zabrałem drinka i wyszedłem na taras, gdzie ludzie zazwyczaj palili. Stałem tak i analizowałem co w ogóle chciał Theo, nie wiem czy zazdrościł mi okazji jaka mi się przytrafiła czy o co mu chodził. Wkurwił mnie, potrzebowałem pobyć sam, ale długo to nie trwało bo zaraz dołączył do mnie Liam.

- Thomas... - zagadnął.

- Najpierw się uczepił żebym z wami szedł, a teraz zadaje jakieś kurwa dziwne pytania. Nie wiem o co mu chodzi. Nie, nie zakochałem się. Po prostu uważam, że jest to w porządku skoro sypiam z Dylanem utrzymanie na dystans innych facetów. Ale Theo nie wie co to znaczy być w porządku, bo zaraz wciśnie jakiemuś tabletkę gwałtu, okroi go w forsy i spierdoli - syknąłem i upiłem trochę alkoholu.

- Wiem Thomas, nie denerwuj się... Nie wiem co w niego wstąpiło, już dojrzał jakiegoś ciekawego faceta i go nie ma przy barze.

- Muszę z nim jutro pogadać, nie lubię takich niewyjaśnionych sytuacji. Nie chcę kłótni.

 - Wiem, wiem Thomas - pogłaskał mnie po ramieniu Liam.

- Idź na zarobek jak chcesz, ja przyszedłem tu w sumie na chwilę. Pewnie dopiję, i niedługo pójdę. Idź idź, w sobotę są najlepsze zarobki - powiedziałem.

Liam chciał jeszcze ze mną zostać, ale go pogoniłem żeby poszedł sobie zarobić. Sobota to był najlepszy dzień zarobkowy, można było dorwać nawet z czterech klientów, więc nie miałem sumienia trzymać tu przy sobie Liama i wolałem żeby poszedł i sobie zarobił. Ja zostałem na tarasie i dopijałem sobie drinka. 

Ktoś mnie zaczepił, był to jeden z moich klientów.

- Hej, masz czas? - spytał.

Mogłem dodatkowo zarobić, szybko się zastanowiłem trzymając go w niepewności. Nikt by się o tym nie dowiedział, poszlibyśmy do hotelu, szybka akcja. Dodatkowy zarobek, czemu miałbym nie skorzystać. Jednak nie umiałem być takim oszustem.

- Nie mogę. Nie mam czasu, jestem umówiony - powiedziałem najmilej jak potrafiłem, nie chciałem sobie w nim robić wroga. W końcu nigdy nie wiadomo gdzie będę za kilka miesięcy. Facet na szczęście nie był nachalny, przyjął to do wiadomości i dał mi spokój.

I tak zleciała godzina, posłuchałem muzyki, wypiłem jeszcze piwo i pojechałem do domu.

Zmyłem makijaż i wziąłem długą kąpiel korzystając z tego, że jestem sam w domu. Delektowałem się ciszą, jaka panowała w naszym mieszkaniu. Gdy się wykąpałem obejrzałem sobie jakiś film dopijając jeszcze jedno piwo znalezione w lodówce i poszedłem spać. 

Nazajutrz w niedzielę postanowiłem pogadać z Theo. Gdy był już wyspany sam chciał porozmawiać ze mną, też czuł się niezbyt fajnie że między nami wynikła dziwna sytuacja i lekka wymiana zdań.

- Sorry za wczoraj, też miałem nie najlepszy dzień. Rozumiem, że chcesz być w porządku wobec Dylana i to świadczy o tobie bardzo dobrze - powiedział.

- Rozumiem, każdy może się gorzej czuć. Ale nie zarzucaj mi, że zakochałem się w Dylanie czy różne inne bzdury. Nie lubię jak ktoś mi coś zarzuca - przyznałem.

- Jasne, przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło, nie chcę kłótni. Przyjechaliśmy tu razem i chcę żeby między nami było w porządku - powiedział.

Pogadaliśmy trochę i atmosfera znacznie się oczyściła. Nie lubiłem być z kimś w konflikcie, a już na pewno z osobą z którą dzielę mieszkanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro