6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas:

Minęło kilka dni od kiedy zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Z jednej strony byłem zachwycony Dubajem, czułem, że to moje miejsce na ziemi. Z drugiej strony byłem rozczarowany tym jacy tu są ludzie. 

Szedłem ciemnymi uliczkami z kapturem naciągniętym na głowę. Rozglądałem się gorączkowo wokół, byłem jednocześnie wkurwiony i urażony. Znowu mnie ktoś oszukał, znowu ktoś mnie wykorzystał i mi za to nie zapłacił. 

Łzy leciały po mojej twarzy i mieszały się w krwią, która leciała mi z nosa. W końcu usiadłem na krawężniku i starałem się powstrzymać krwawienie z nosa chusteczką. Na szczęście nie była to zbyt ruchliwa uliczka, więc nie musiałem dodatkowo mierzyć się ze spojrzeniami przechodniów.

Mój telefon zawibrował, pomyślałem że to pewnie Liam. Ale był to Dylan. Wziąłem kilka głębokich wdechów, aby przez telefon nie było słychać mojego płaczu.

- Halo? - odebrałem.

- Hej, wiem że jest późno, ale robisz coś tego wieczoru?

Zamilkłem, wiedziałem, że gdy coś powiem będzie słychać mój drżący głos. 

- Thomas? 

- T-tak, robię - starałem się by zabrzmiało to normalnie, ale drżący ton mojego głosu wyrwał się spod kontroli. Nie byłem nigdy mistrzem w ukrywaniu emocji, i nie umiałem skłamać, ani nie płakać. 

- Thomas, co się stało? - spytał.

- Nic. Nic Dylan - zaszlochałem, nie panowałem już nad sobą. Często zdarzało mi się płakać, gdy tylko pojawiały się we mnie jakieś negatywne emocje, od razu zbierało mi się na płacz.

- Gdzie jesteś? - spytał.

- W domu - skłamałem.

- Nie jesteś w domu, bo słyszę szum jakbyś był gdzieś na dworze. Powiedz mi gdzie jesteś - nalegał.

Podałem mu adres i się rozłączyłem. Siedziałem nadal na tym krawężniku i patrzyłem się na wielki księżyc, który był akurat w pełni. Nie wiem po co mu podałem adres gdzie się znajduje, przecież on tu zaraz przyjedzie. A ja nie mam ochoty ani się z nikim ruchać ani rozmawiać.

Po kilku minutach zobaczyłem znajomy samochód, wstałem i wysiadł z niego Dylan, który od razu mnie poznał. Popatrzył na moją twarz i pokręcił głową.

- Jakby co to nie mam już dzisiaj siły, aby iść z tobą do łóżka ani nic - powiedziałem od razu.

- Nie dlatego przyjechałem, że czegoś od ciebie chcę. Wiedziałem po twoim tonie głosu, że coś jest nie tak. Znowu klient?

- Tak. Nie chciał mi zapłacić. I był brutalny, nie chcę o tym pamiętać - powiedziałem.

- Wsiadaj - otworzył mi drzwi od auta.

Nie protestowałem, wsiadłem od razu. Nawet nie chciało mi się z nim spierać, miałem już wyjebane.

- Pojedziemy do mnie na herbatę? Chcesz porozmawiać? - zaproponował.

Popatrzyłem na niego z szokiem, nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś mnie zaprosił na coś takiego jak herbata. 

- Uhm.... - zawahałem się, z jednej strony chciałem już się położyć, ale z drugiej... - Możemy pojechać.

I tak z zarobku by były już nici, nie miałem zamiaru paradować po mieście z obitym ryjem, i nie miałem ochoty już dziś nikomu dawać dupy.

Tak więc pojechaliśmy do Dylana. Mieszkał w pięknej białej piętrowej willi, gdybym był już bogaty na tyle, że mógłbym sobie kupić dom z pewnością wyglądałby on właśnie tak. Wysiedliśmy przed domem i weszliśmy do środka. Dom był urządzony obłędnie. Elegancko i minimalistycznie, było tu pedantycznie czysto, nawet jedno ubranie nie leżało bezpańsko na kanapie czy podłodze, co było kompletnym przeciwieństwem mojego pokoju, gdzie walało się dosłownie wszystko. 

Gdy byłem zajęty podziwianiem wystroju domu nie zauważyłem nawet, że Dylan na moment zniknął i wrócił z wacikami i wodą utlenioną.

- O nie, tylko nie woda utleniona - powiedziałem w obawie przed piekącym bólem.

- Trzeba odkazić. Nie ma nawet mowy, że nie. Kładź się - rozkazał.

Nie wiem czemu się go posłuchałem i położyłem się na łóżku. Może zaimponował mi tym, że się chce mną zająć i nie przeszkadzało mi nawet to, ze odkażanie rany będzie bolało. Nigdy nikt nie wykazywał w stosunku do mnie jakiejś większej troski, dlatego tak mi się to spodobało.

Brunet nasączył wacik wodą utlenioną, patrzyłem z niepokojem jak przykłada go do mojego rozwalonego nosa, poczułem ból ale nie aż taki jaki sobie wyobrażałem. 

- Jak to się stało, że oberwałeś?

- Trafił się jakiś idiota, który chciał na mnie stosować jakieś BDSM, aż się zbuntowałem, bo zanim poszliśmy do niego to nie było o tym mowy. Miały być inne warunki. I doszło do małej szarpaniny, i tak mnie wykorzystał, a najgorsze jest to że mi nie zapłacił - opowiedziałem po krótce.

- Prostytucja to nie jest jedyny zawód w którym można dobrze zarabiać - powiedział, po czym skończył mi opatrywać ten nos.

- Ale ja nie umiem nic innego, i do niczego innego się nie nadaję - odparłem przekonany o braku innych możliwości zarobkowych dla mnie.

Następnie  Dylan zrobił obiecaną herbatę, chyba nigdy w życiu nie piłem jeszcze tak dobrej herbaty. Nie myślałem w ogóle, że mogę tak po prostu siedzieć z moim klientem, bo Dylan jednak był moim klientem i sobie rozmawiać. 

- Ale następnym razem już się tak nie dam. Zacznę ze sobą nosić jakichś paralizator czy coś takiego - wspomniałem.

- A może to po prostu znak, żeby znaleźć inną pracę.

- Nie, bo ja zbieram na życie w luksusie i po to tu przyjechałem. Poradzę sobie, wpadki zdarzają się najlepszym. 

Dylan:

Thomas był święcie przekonany, że do końca życia chce być prostytutką. Jego wręcz nie dało się odwieść od tej myśli, więc nawet już przestałem podsuwać mu inne pomysły. Szkoda mi było jedynie, że taki mądry chłopak bo za takiego go uważałem, tak się marnuje. Późno w nocy odwiozłem go do domu, naprawdę przyjemnie nam się rozmawiało Natomiast mniej przyjemnie wstawało mi się nazajutrz do pracy, gdy byłem całkiem nieprzytomny.

Niczym zombie zwlokłem się z łóżka i zacząłem się szykować do firmy. Nie mogłem z głowy wyrzucić tego Thomasa, to był tak pogubiony dzieciak zaślepiony pieniędzmi, że naprawdę zastanawiałem się na poważnie jak mógłbym mu pomóc. 

Pojechałem do mojej firmy, ale nie miałem zamiaru dzisiaj zbytnio w niej działać, bo byłem po prostu zmęczony.

Po chwili przyszedł do mnie Brett, który już na wejściu zauważył, że jestem ledwo żywy.

- Coś ty robił w nocy? - spytał.

- Z Thomasem siedziałem.

- Wszystko jasne - poruszył porozumiewawczo brwiami.

- Nie, nie ruchaliśmy się. Zgarnąłem go z ulicy jak siedział z rozjebanym nosem, bo jakiś klient mu wpierdolił. Pojechaliśmy do mnie i sporo gadaliśmy. Nie mogę jakoś wyrzucić go z głowy - przyznałem. 

- Jest dorosły, wie co robi. Wie z czym się wiąże sprzedanie dupy - stwierdził Brett, wydawało mi się że nie traktuje na poważnie tego, że martwię się blondynem.

- No dobra, ale on się marnuje. Nie wierzy w ogóle w siebie, uważa że się do niczego innego nie nadaje - westchnąłem.

- Bez sensu się nad tym rozwodzisz. Daj sobie spokój - machnął ręką.

- Ciekawe czy by się zgodził, gdybym mu zaproponował takie pieniądze jakie zarabia miesięcznie za ruchanie tylko ze mną - zastanawiałem się na głos.

- Oszalałeś? To by chyba był twój najdroższy seks w życiu - skarcił mnie Brett.

- Stać mnie na to. A ja bym mu krzywdy nie zrobił, ruchałby się tylko ze mną i by nie musiał już znosić takich rzeczy jak tej nocy. To dobry pomysł - podjarałem się, byłem pod wrażeniem własnej pomysłowości.

- Uważaj lepiej, żeby cię z torbami nie puścił. Ja wracam do pracy i zostawiam się z twoimi coraz to dziwniejszymi pomysłami - podsumował Brett i tak też zrobił, zostałem sam w moim gabinecie. 

Na razie nie wiedziałem czy to na pewno dobry pomysł, więc pozostał on jedynie w mojej głowie. Nie podjąłem żadnych kroków by to zrealizować, bo musiałem to przemyśleć. 

Kręciłem się na krześle w moim gabinecie i rozmyślałem o wielu rzeczach. Nagle zapukała do drzwi moja sekretarka, od razu usiadłem przy biurku żeby wyglądało to tak jakbym był bardzo zapracowany.

- Proszę! - odkrzyknąłem.

Drzwi się otworzyły i weszła przez nie moja sekretarka.

- Dylan, Malia przyszła - powiedziała Stella, na sam wydźwięk jej imienia mój żołądek się ścisnął.

- Powiedz, że mnie nie ma.

- Wie, że jesteś bo widziała twój samochód. I jest dosyć... Zdeterminowana by z tobą porozmawiać - popatrzyła na mnie wymownie.

Nie chciałem zbędnych scen, wiedziałem że gdy Stella każe jej iść lub powie że jestem zajęty to zaraz zacznie krzyczeć lub robić sceny. Kazałem wobec z tego ją wpuścić, gdy tylko weszła od razu zamknąłem drzwi od biura.

- Czego chcesz ode mnie? - spytałem.

- Nie bądź dla mnie taki niemiły - powiedziała.

- Nie umiem być dla ciebie inny. Jeśli znowu przyszłaś prosić, abym do ciebie wrócił to nie ma sensu, bo ja rozdział naszego małżeństwa zamknąłem już dawno - oparłem się o biurko i bacznie się jej przyglądałem.

- Nigdy nie przestałam cię kochać. Poszłam na terapię, nie będzie już jak kiedyś - przyrzekła.

- Nie kocham cię, nie chcę z tobą być. Nigdy w życiu do ciebie nie wrócę.

- Wiem, że popełniłam mnóstwo błędów. Ale to się już nie powtórzy - zaczęła obiecywać jak zawsze.

- Jeżeli ty stąd nie wyjdziesz, to wyjdę stąd ja - zagroziłem.

Malia zastosowała swoją metodę "na litość" i zaczęła płakać. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, kazałem jej się stąd wynosić. Gdy zobaczyła, że nie działają na mnie jej sztuczki poszła, ale na wychodne obiecała, że ona tak tego nie zostawi.

Zjebała mi cały dzień, usiadłem na krześle i położyłem głowę na biurku. Najgorsze były chwile, gdy wszystko zaczęło wracać...

Przyszedłem z pracy. Miałem świetny humor, udało nam się wygrać przetarg. Kupiłem na wieczór wino i zacząłem nawoływać Malię. Szukałem po pomieszczeniach w domu, gdy wszedłem do łazienki siedziała na brzegu wanny. Na jej twarzy malował się obłęd. Wyglądała jednocześnie jakby układała plan na zdobycie całego wszechświata i jakby nienawidziła wszystkich wokół. Jej ręce były pocięte kawałkiem lustra, które rozbiła prawdopodobnie pięścią.

- Wiem, że u niej byłeś - powiedziała.

- Byłem w pracy - powiedziałem z zimną krwią.

- Nie byłeś. Nigdy nie jesteś, zawsze kłamiesz! - wydarła się, po czym rzuciła się na mnie z pięściami. Nie chciałem jej uderzyć, jedynie się broniłem. Zdjąłem ją z siebie, miałem całą koszulę w jej krwi. A ona się śmiała jakby postradała zmysły, po chwili jak gdyby nigdy nic spytała co zjemy na kolację. Jej twarz wyglądała już zupełnie normalnie, z rąk ciekły jej strużki krwi. Patrzyła na mnie swoim szaleńczym wzrokiem. 

Za każdym razem miałem nadzieję, że to się nie powtórzy, że to ostatni raz. Powtarzało się zawsze, do tego stopnia że miałem wrażenie, że sam oszaleję z nią w domu. Jej paranoje i wmawianie mi rzeczy, których w życiu nie zrobiłem były na porządku dziennym.

Podniosłem szybko głowę z biurka i skarciłem sam siebie w myślach za to, że wracam do tych chwil które chciałbym zapomnieć. Nie wiedząc co chcę zrobić po prostu wstałem i poszedłem zobaczyć co robią moi pracownicy, nie mogłem zostać sam na sam ze swoimi myślami i wspomnieniami, więc już wolałem zająć się pracą.

.

.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro