2/Pierwsze zajęcia u Malfoya/ James Potter

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

James:

Hogwart w tym roku wydawał mi się nieco innym miejscem, niż ostatnio. Nie byłem pewien, czy to przez moje uczucia wobec pewnej osoby, które nigdy nie powinny się pojawić, czy to pojawienie się w gronie nauczycielskim niezwykłej osobowości, jaką był Lucjusz Malfoy. Coś było inne, ale niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają... Jak na przykład Severus Snape.

Ledwo zaczął się rok szkolny, a ten palant już przyprawiał mnie o nerwy. Jego nochal od razu wpychał się w nie swoje sprawy i szczerze twierdziłem, że nochal to jedyna rzecz, którą gdziekolwiek, kiedykolwiek wsadził, o ile wiecie, co miałem na myśli.

Dla zasady nienawidziłem ślizgonów, lecz był jeden, tylko jeden, który był wyjątkiem od tej reguły. Przystojny, wysoki, uroczy, lecz niedostępny jak nikt inny, a ta niedostępność doprowadzała mnie czasami do szału. Gdyby ktokolwiek z moich znajomych dowiedział się, za kim tak szaleję, raczej nie skończyłoby się to dobrze... Bo tą osobą był Regulus Black, młodszy brat Syriusza.

Wspominając o tej dwójce na początku, zmierzam jednak do dnia, w którym w końcu doczekaliśmy się pierwszych zajęć z Lucjuszem Malfoyem w roli profesora. Ale wszystko po kolei.

Regulus był rok niżej od nas, a Syriusz rzadko kiedy z nim rozmawiał w szkole. Nie mogłem jednak powiedzieć, że go nienawidził. Martwił się o niego, obawiał się, że ktoś będzie próbował go skrzywdzić lub zaczepić. Starał się nim opiekować, co jednak młodszemu wcale się nie podobało... Takie przynajmniej sprawiał wrażenie... 

Ja i moi przyjaciele, byliśmy bardzo ciekawi, jak przebiegają zajęcia z Malfoyem, a młodszy Black i jego koledzy mieli je już drugiego dnia szkoły. Namówiłem więc Łapę, abyśmy zaczepili jego brata i dowiedzieli się czegoś. On zgodził się na to niechętnie i chyba tylko dlatego, że byłem jedyną osobą, której nigdy nie odmawiał. Miało to swoje plusy, ale jednocześnie bałem się, że kiedyś źle na tym wyjdziemy.

Tak czy inaczej, dzień przed naszymi zajęciami z dostojnym Lucjuszem, podeszliśmy we dwóch do stołu ślizgonów podczas kolacji i zaczepiliśmy Regulusa, który akurat siedział sam.

- Hej, Reg. - Odezwał się Syriusz, zwracając na nas jego uwagę. On zastygł w miejscu, jakby zobaczył zjawę. - Mieliście już zajęcia z Malfoyem, co nie?

- Taa. - Pokiwał głową i skierował wzrok w swojego brata, podczas gdy ja korzystałem z okazji i przyglądałem mu się z bliska. Niby tak podobny do Syriusza, a jednak zupełnie inny. Przez wakacje trochę wydoroślał, takie miałem wrażenie.

- Opowiesz nam, jak było? - Zapytałem, siadając i opierając się o stół. Oczy wlepiłem w jego, posyłając mu mój typowy, łobuzerski uśmiech. On spojrzał na mnie, niewzruszony, chociaż można było powiedzieć, że w jego głowie działo się wiele rzeczy.

- No... Normalnie. Jak to na lekcji. - Wzruszył ramionami i popatrzył na swój talerz, unikając mojego spojrzenia. Gdy podchodziłem do niego z Syriuszem to zawsze zachowywał się w ten sposób. Trochę inaczej było, gdy gdzieś spotkałem go samego. Wtedy rozmowa kleiła się zupełnie inaczej.

- Powiedz nam coś więcej, jutro z nim mamy zajęcia, chcemy wiedzieć, czego się spodziewać. - Powiedział Syriusz i położył dłoń na moim ramieniu, podpierając się.

- Jak dla mnie nie działo się nic nadzwyczajnego. - Stwierdził Regulus, nadal nie unosząc na nas wzroku. 

- Gwiazdeczko, na pewno możesz nam coś więcej powiedzieć. - Odezwałem się, a młodszy Black lekko się zarumienił na dźwięk wypowiedzianego przeze mnie pseudonimu. Pochyliłem się w jego stronę, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy. - No mów, co ten Malfoy wymyślił. 

On poczuł się widocznie zakłopotany i uciekał spojrzeniem na wszystkie możliwe strony, byleby tylko nie patrzeć na mnie. Było to urocze, lecz ten uroczy moment zepsuł właśnie Smarkerus.

- Daj dzieciakowi spokój, Potter. Zachowujesz się, jakbyś chciał go przelecieć, a nie dowiedzieć się o lekcji Malfoya.

- Zamknij się, Snape. - Syriusz spiorunował go spojrzeniem, a ja powoli podniosłem się z miejsca i podszedłem do niego.

- Masz jakiś problem, Smarku? Tak bardzo lubisz tortury, że prowokujesz mnie, abym ci jakieś zafundował?

- Nie, Potter. Po prostu zdumiewa mnie twoje zachowanie. Starszy Black już ci nie wystarcza, co? - Jego twarz wykrzywiła się w paskudnym uśmieszku. Sięgnąłem po swoją różdżkę i wycelowałem w niego.

- Uważaj no... Ćwiczyłem przez lato transmutacje, czym wolisz zostać, paskudną, tłustą muchą, czy może obdrapanym, brudnym nietoperzem?!

- Nic mu nie rób, James. - Odezwał się Regulus, który wstał i oparł się o stół. - U Malfoya nic ciekawego w sumie się nie działo. Zachowywał się, jakby został tu mianowany dyrektorem i oznajmił, co zaplanował, a potem zrobił wykład, na którym nic nie trzymało się kupy, a moim zdaniem, opowiadał bzdury. Wystarczy?

Wraz z Syriuszem patrzyliśmy się na niego. Opuściłem swoją różdżkę i pokiwałem głową, podobnie jak i starszy Black.

- Właśnie to chcieliśmy usłyszeć. - Powiedział Łapa. - Chodźmy, James, Luniak już trzeci raz woła mnie do siebie.

- A, i Syriusz... - Zawołał Regulus zanim odeszliśmy. - Przepraszam za ten ostatni list, matka zobaczyła, że do mnie napisałeś i po prostu nie miałem wyjścia...

- Czaję. - Odpowiedział mu, posyłając mu tylko lekki uśmiech i ruszył dalej. Ja rzuciłem Smarkowi spojrzenie pełne nienawiści, a potem ruszyłem za Syriuszem do stołu Gryfonów, gdzie nasi przyjaciele już kończyli jeść kolację.

Następnego dnia nareszcie doczekaliśmy się tego zaszczytu, aby uczestniczyć w zajęciach szlachetnego Lucjusza Malfoya. Zasiedliśmy w ławkach, a on z wielką gracją zszedł po schodach, które wiodły od jego gabinetu do sali lekcyjnej, w ręku jak zwykle trzymając laskę, a na jego twarzy wymalowała się oczywiście wielka zaduma.

- Dzień dobry. - Powiedział i posłał nam ten swój wredny uśmieszek. - Jak zapewne się domyślacie, będę was uczył obrony przed czarną magią. Nie jestem jednak pewien, na jakim jesteście poziomie, więc pozwoliłem sobie zaplanować swój własny program.

Spojrzeliśmy po sobie ze znajomymi. Lily Evans jak zwykle uniosła rękę w górę, chcąc coś powiedzieć.

- Och, pierwsze pytanie. Słucham, panno...?

- Evans. - Przedstawiła się szybko. - Chciałam tylko powiedzieć, że w zeszłym roku omawialiśmy głównie zaklęcia obronne, a wcześniej...

- Nie pytałem o to, czego uczyli was inni nauczyciele tego przedmiotu, panno Evans. - Przerwał jej Lucjusz, jednocześnie uciszając ją gestem. - Według mojego programu zajęć, zajmiemy się zaklęciami niewerbalnymi, niebezpiecznymi stworzeniami i pod koniec roku, zaklęciami niewybaczalnymi.

- A będziemy uczyli się o dementorach? - Zapytał Syriusz, nie zgłaszając się nawet.

- Nie. Z dementorami powinniście już potrafić sobie poradzić. - Uśmiechnął się wrednie w jego stronę. - A na przyszłość, Black, polecam jednak podnosić rękę, gdy chcesz o coś zapytać.

- Ale my jeszcze nie przerobiliśmy dementorów. - Odezwał się Remus, który siedział za nami. Lucjusz spojrzał na niego z odrazą.

- Jak się nazywasz?

- Remus Lupin.

- Tak więc, panie Lupin, nie obchodzi mnie to, co przerabialiście, bo ja mam już zaplanowany cały semestr. - Oznajmił chłodno.

- Chwila no, ale przecież powinniśmy jednak chociaż jedną lekcję poświęcić na dementorów. - Odezwałem się. - Oni stanowią realne zagrożenie, ostatnio zdarzały się ataki. 

- Potter, czy ja wyglądam, jakby mnie to obchodziło?! - Zapytał zgryźliwie Malfoy. Zdziwiłem się, że nadal pamięta, jak się nazywam. - Nie zaplanowałem nauki o dementorach i nie zamierzam podporządkowywać swojego planu pod widzimisię kilku uczniów. To nie jest istotny temat.

- Albo po prostu nie masz pojęcia, jak ich pokonać i nie chcesz wyjść na idiotę. - Podsumował na głos Syriusz, uśmiechając się cwaniacko, w klasie zaszumiał cichy śmiech uczniów, a twarz Malfoya przybrała kolor dorodnego pomidora. Stuknął głośno laską o podłogę. 

- Szlaban! - Wycedził.

- Syriusz może mieć rację, boisz się dementorów, Malfoy? Nie wiesz, jak ich pokonać? - Odezwałem się, posyłając mu wredny uśmieszek. Był wściekły.

- Potter, ty też szlaban.

- Ja pierdole, a ledwo zaczął się semestr... - Remus westchnął i pokręcił głową. Lucjusz zmierzył go spojrzeniem.

- Za takie odzywki, pan Lupin również zarobił szlaban. - Oznajmił. Luniak spojrzał na niego z pretensją, a ręce mu dosłownie opadły. - A teraz cisza. Jak już mówiłem, zaplanowałem wszystko, co zamierzam z wami przerobić...

Tym razem to Peter uniósł rękę w górę. Lucjusz westchnął i spojrzał na niego.

- Co tym razem? - Zapytał. - Przedstaw się.

- Peter Pettigrew. Chciałem zapytać, dlaczego pan nie chce nas nauczyć obrony przed dementorami... 

- SZLABAN! - Krzyknął Malfoy. - I JEŚLI JESZCZE KTOŚ WYPOWIE SŁOWO DEMENTOR, TO NA ZWYKŁYM SZLABANIE SIĘ NIE SKOŃCZY! A teraz... - Jego głos nagle wrócił do normy. - Żadnych więcej pytań. Opowiem wam dokładniej, co będziemy w tym roku robić, a następnie zacznę pierwszy temat.

Całą czwórką spojrzeliśmy po sobie z lekkimi uśmiechami. Mając szlaban wszyscy razem, z pewnością będziemy się dobrze bawili, o ile nasza czarująca blond królewna nie wymyśli czegoś, co będziemy musieli robić oddzielnie.

Po tej lekcji mieliśmy akurat małą przerwę, więc zasiedliśmy w naszym pokoju wspólnym. Towarzyszyły nam nasze koleżanki z klasy, które były oburzone zachowaniem Lucjusza. 

- On jest jakiś stuknięty. - Mówiła Marlene. - Za kogo on się w ogóle uważa?!

- Chyba za jakieś bóstwo. - Powiedział Syriusz, który siedział obok Lunatyka, trzymając go cały czas za rękę. - On jest okropny, mówiłem wam.

- Bóstwo... - Dorcas zaśmiała się ironicznie. - On to co najwyżej jest jakimś monstrum.

- O, to jest trafne określenie. - Zgodził się Black. - Lucjusz Malfoy, wciąż nie odkryte monstrum, które zadomowiło się w Hogwarcie niczym bogin w ciemnej szafce... Kto wie, co planuje, kto wie, do czego jest zdolne... Kto wie, ile lakieru do włosów zużyło w swoim życiu.

Wśród naszej grupki poniósł się śmiech przez tą wypowiedź Syriusza, która trafnie określała naszego nowego profesora. 

- Ciekawe, dlaczego tak bardzo nie chce nas uczyć o dementorach... - Zastanowił się Remus.

- Bo pewnie nie potrafi wyczarować patronusa, to proste. - Odezwałem się. - Mnie nauczył ojciec.

- Potter, nie pierdol... - Lily spojrzała na mnie z oburzeniem. - W naszym wieku nikt nie potrafi go wyczarować, a już na pewno nie ty.

- Wątpisz we mnie, Evans? - Uniosłem brwi i wyjąłem różdżkę. - Udowodnię ci, że potrafię.

- Och, nie mogę się doczekać. - Odpowiedziała z ironią i zaśmiała się. Posłałem jej uśmieszek i przymknąłem oczy, przypominając sobie jak w zeszłym roku pierwszy raz spojrzałem w oczy Regulusa Blacka i momentalnie się zakochałem.

- Expecto Patronum. - Wypowiedziałem, od razu czując tą energię, którą niósł za sobą patronus. Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem świetlistego jelenia, na którego patrzyli wszyscy moi znajomi. Przebiegł on przez cały pokój wspólny, aż zniknął, gdy znowu spojrzałem na zdziwioną Lily.

- No dobra, Potter. Zwracam ci honor. - Powiedziała. Syriusz poklepał mnie po ramieniu, posyłając mi uśmiech, tak jak Remus i Peter. Ich wszystkich próbowałem tego nauczyć, lecz wciąż mieli z tym lekkie trudności. Najlepiej wychodziło to Lunatykowi, którego patronus przybierał kształt wilka, a czasami po prostu pojawiała się tarcza. Syriusz był zdolny, lecz to zaklęcie wymagało od niego wiele ćwiczeń.

Przez pół lata ćwiczyliśmy. Kazałem mu przeszukać wspomnienia i znaleźć to jedno, najbardziej szczęśliwe, jakie tylko ma. Oczywiście byłem świadomy, że z jego dzieciństwem i rodziną, nie było to wcale proste. Będąc "czarną owcą" rodu Blacków, nie miał lekko i naprawdę się to na nim odbijało. 

- Pomyśl o nas. - Mówiłem mu wtedy. - Zapomnij o nich i skup się na mnie.

Syriusz miał już łzy w oczach, ale jednak wziął się w garść, odetchnął głośno i zamknął oczy, by następnie wypowiedzieć zaklęcie.

- Expecto Patronum...

I udało mu się. Pierwszy raz, udało mu się wyczarować patronusa. Było to w wakacje, w moim domu. Duży, srebrzysty pies rozświetlił całe pomieszczenie. Byłem z niego wtedy taki dumny. Jednak to jedyna chwila, gdy rzeczywiście sukcesywnie wyczarował patronusa. Więcej nie chciał próbować. Twierdził, że nie trzeba.

Jeśli chodzi o Glizdogona, z nim miałem największy problem. Z jakiegoś powodu, każde jego szczęśliwe wspomnienie nie nadawało się na patronusa. Ani razu nie wyczarował nic, nawet zwykłej tarczy. Zmartwiło mnie to i często o tym myślałem. On jednak się tym nie przejmował.

- I tak zawsze będę z wami, gdyby coś się działo. - Twierdził.

Cóż, przynajmniej wiedziałem, że bezgranicznie nam ufa. W końcu dementorzy są niebezpieczni. Ich pocałunek jest zabójczy, a nawet gdyby miałby to być jedyny pocałunek w życiu Glizdogona, nigdy bym mu tego nie życzył.

Zajęcia przed kolacją zleciały nam wyjątkowo szybko, a po nich miałem mieć pierwszy w sezonie trening Quidditcha, czyli naszej magicznej gry, którą kochałem całym sercem. Byłem ścigającym w drużynie, chociaż czasami wystawiano mnie też jako szukającego. Zależało to od naszych zawodników. Niektórzy byli lepsi w tym, inni w tamtym, a mi właściwie obojętne było, na jakiej pozycji grałem. Każda mi pasowała. A w tym roku zostałem kapitanem, więc decyzja zależała głównie ode mnie.

Tego dnia pojawiłem się w szatni jako pierwszy i zupełnie przypadkiem spotkałem tam jeszcze Regulusa Blacka, który grał w drużynie ślizgonów jako szukający. Mieli trening tuż przed nami, a oddzielne szatnie były otwierane tylko, gdy miał być mecz. Często więc spotykało się naszych przeciwników w tej jednej szatni, po treningach.  Młodszy Black zbierał się już do wyjścia, a ja właśnie zawitałem w pomieszczeniu. Gdy go ujrzałem, moje serce zabiło mocniej, a na ustach pojawił się uśmiech.

- Hej, Reggie. - Przywitałem się, siadając na jednej z ławek. On właśnie zakładał buty.

- Hej. - Odpowiedział, jedynie rzucając na mnie okiem i dość nieudolnie próbował zawiązać swój but. Z jakiegoś powodu trzęsły mu się dłonie, dlatego miał z tym trudności.

- Nie mogę na to patrzeć, daj mi to... - Przyklęknąłem na jedno kolano i chwyciłem za sznurówki, po czym starannie zawiązałem kokardkę na jego bucie. Z uśmiechem spojrzałem mu w oczy, a on był zdumiony, że ta sytuacja miała miejsce. Zaróżowione policzki wyglądały na nim tak niewinnie, a jego usta zdawały się aż prosić o to, by ktoś je w końcu pocałował. Nie zamierzałem jednak jeszcze tego robić. Wiedziałem, że byłby to głupi ruch z mojej strony. Grzecznie zawiązałem but i usiadłem naprzeciwko niego.

- Dzięki. - Powiedział po chwili, posyłając mi lekki uśmiech i wstał. - Muszę iść.

- Tak szybko mnie opuszczasz? - Zapytałem, poruszając brwiami. On przygryzł usta i spojrzał na mnie z góry.

- Zaufaj mi, lepiej będzie, jeżeli sobie pójdę. - Ruszył w stronę drzwi, a wtedy impulsywnie chwyciłem go za rękę, wstałem i przyciągnąłem go do siebie, spotykając od razu jego wzrok. Dłońmi oparł się o moje ramiona.

- Chciałbym, żebyś jednak został... Porozmawiajmy... - Powiedziałem półszeptem, wpatrując się w jego oczy. On lekko przytrzymał się moich ramion, wpatrując się we mnie, po czym odsunął się i pokręcił głową.

- Nie mogę, James... To nie jest dobry pomysł, naprawdę... - Stwierdził, po czym szybko ruszył do drzwi i wyszedł. 

Westchnąłem głośno i znów opadłem na ławkę, zastanawiając się, czy kiedykolwiek dostanę od niego jakąś szansę. Tyle razy próbowałem z nim rozmawiać, lecz zazwyczaj kończyło się to tak samo. On uciekał za każdym razem, gdy miało się coś między nami zadziać. Nie chciał dopuścić do tego, żebyśmy zbyt długo byli ze sobą sam na sam. Wiedziałem, że to dlatego, że przyjaźnię się z Syriuszem. Sam trochę się boję tego, co by sobie pomyślał, gdyby wiedział, że lubię jego brata. Twierdziłem jednak, że wszystko by się jakoś ułożyło. 

Wiecznie przecież nie może przede mną uciekać... A ja nie odpuszczę... W końcu, jestem ścigającym, muszę więc sprytnie ominąć wszelkie przeszkody i trafić w serce Regulusa Blacka, tak samo, jak trafiam kaflem w pętle przeciwników.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro