22/Inna gra/ Barty Crouch Junior

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Barty:

Byłem w niesamowitym stanie, choć to w sumie mało powiedziane. To, co robił ze mną Rosier tego wieczoru przechodziło wszelkie moje wyobrażenia. Nie wiedziałem, skąd ma o tym pojęcie, gdzie się tego nauczył ani co do mnie mówił, gdy zaczął szeptać coś po francusku, ale żadna z tych informacji nie była mi wtedy do niczego potrzebna.

Alkohol wciąż lekko szumiał mi w głowie, równocześnie z niesamowitą przyjemnością, która ogarniała całe moje ciało z każdym jego ruchem i dotykiem. Oczywiście, do wszystkiego mnie przygotował, ostrzegł, że na początku może boleć i zapewnił, że potem będzie cudownie. I miał cholerną rację.

- Coraz przyjemniej, co nie, skarbie? - Zapytał półszeptem, ustami zahaczając o płatek mojego ucha. Jego biodra cały czas pracowały, coraz szybciej i intensywniej, tak jak i jego dłoń, zaciśnięta wokół mojej męskości. Ja tylko pokiwałem głową w odpowiedzi, bo miałem trudności by wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Lekko wbiłem paznokcie w jego plecy, gdy przyjemność znów wzrosła. On ponownie wyszeptał mi do ucha coś po francusku. Nie wiem czemu, ale niesamowicie mi się to podobało. 

Z każdą chwilą było coraz bardziej cudownie, powoli odlatywałem, a z moich ust wydobywały się coraz głośniejsze dźwięki. Evan nagle złączył nasze usta, aby je stłumić. Mocno przejechałem paznokciami po jego plecach, z pewnością zostawiając tam zadrapania. On zamruczał i przygryzł delikatnie moją dolną wargę, a potem przyspieszył. 

Tak cholernie dobrze, jak wtedy z nim, nie czułem się nigdy wcześniej. Im bliżej byłem finału, tym głośniej się zachowywałem, a on już nawet nie próbował mnie uciszać. Przyglądał mi się z góry, swoim intensywnym spojrzeniem, uśmiechając się łobuzersko za każdym razem, gdy z moich ust wydobywało się jego imię. Był z siebie zadowolony, że doprowadził mnie do takiego stanu, a gdy dochodząc niemalże krzyknąłem, zakrył moje usta dłonią, aby mnie uciszyć. Znów mocno zadrapałem jego plecy, a on sam prawie że przegryzł swoje usta do krwi, ewidentnie powstrzymując się od jakichkolwiek dźwięków i skończył zaraz po mnie. 

Opadłem na łóżko, oddychając głęboko, a on moment później położył się koło mnie i objął mnie ramionami.

- Było cudownie, kochanie. - Wyszeptał i lekko pocałował mój policzek. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.

- Powiedziałbym, że nawet lepiej, niż cudownie, koteczku.

- Wiesz, chyba to ty jesteś koteczkiem. I to takim z niezłymi pazurkami. -  Evan zaśmiał się krótko i przytulił mnie bliżej do siebie. Zachichotałem cicho na ten komentarz. - No, to teraz weźmiemy sobie razem prysznic, co ty na to?

- Pewnie. - Pokiwałem głową. Powoli podnieśliśmy się z łóżka i razem weszliśmy do łazienki, gdzie wspólnie wpakowaliśmy się do kabiny prysznicowej. Miejsca nie było dużo, ale wystarczająco dla nas obu. W miarę szybko wzięliśmy prysznic, bo byliśmy już obaj trochę zmęczeni, a gdy już położyliśmy się razem, zasnęliśmy prawie od razu.

Rano obudziłem się obok Evana w jego łóżku. Obejmował mnie ramionami i spał przytulony do moich pleców. Lekko bolała mnie głowa, prawdopodobnie od wypitego wczoraj alkoholu. Powoli uwolniłem się z jego ramion i usiadłem na łóżku, rozglądając się. Spotkałem nagle wzrok Blacka, który czytał książkę w swoim łóżku. 

- Och, Regulus. - Uśmiechnąłem się lekko, od razu czując się zakłopotany. On skinął na mnie głową. 

- Jak się spało? - Zapytał. - Już trzynasta, ominęło was śniadanie.

- Poszliśmy późno spać wczoraj... Tak wyszło... - Zaśmiałem się nerwowo i wstałem. Skrzywiłem się lekko na ból w plecach i podszedłem do swojego kufra, żeby znaleźć ubrania na dzisiaj. Black nie zadawał żadnych pytań, skupił się dalej na czytaniu książki. Byłem mu wdzięczny, że nie interesuje się tym, dlaczego spaliśmy z Rosierem w jednym łóżku. 

Wybrałem sobie koszulkę i spodnie i ruszyłem do łazienki, tam ogarnąłem się na tyle, na ile mogłem i ubrałem. Wczorajsza noc przewinęła mi się w głowie, a gdy dostrzegłem malinki na mojej szyi pomyślałem, że Regulus nie musi nawet o nic pytać, bo to oczywiste, co się wydarzyło. Przez chwilę się zamyśliłem, patrząc w swoje odbicie. 

Co będzie dalej ze mną i Evanem? Jak to wszystko wpłynie na naszą relację? Czy coś się zmieni, czy to tylko kolejna gra?

Westchnąłem i wróciłem do pokoju. Evan wciąż spał, a Regulus nadal czytał.

- Lepiej go obudzić, bo nie zdąży na ucztę świąteczną w Wielkiej sali. - Odezwał się Black. - Zaczyna się za dwie godziny.

- No tak... Boże narodzenie. - Pokiwałem głową. - Przyszły jakieś prezenty?

- Pod choinką w pokoju wspólnym. - Oznajmił.

- Później zobaczę. - Machnąłem ręką i podszedłem do łóżka, w którym wciąż spał Rosier. Lekko przejechałem palcami po jego ramieniu i pochyliłem się nad nim. - Wstawaj, koteczku. Już późno.

- Mm zaraz... - Wymruczał i położył się na brzuchu, wtulając twarz w poduszkę. Na jego plecach widoczne były zadrapania, które zostawiłem wczoraj. Cicho zaśmiałem się pod nosem i lekko przejechałem po nich palcami. On wzdrygnął się na mój dotyk i spojrzał w moją stronę. - Boli.

- Przepraszam. - Przygryzłem dolną wargę, a potem usiadłem na swoim łóżku. Regulus spojrzał w stronę Evana i pokręcił głową.

- Nie wyrobisz się na ucztę, lepiej wstań.

- Och, Black. - Rosier zwrócił głowę w jego stronę. - Gdzie zniknąłeś wczoraj?

- Nigdzie. - Wzruszył ramionami. - Po prostu długi spacer. 

- Z Potterem? - Zapytał go. 

- Możliwe. - Black lekko się uśmiechnął. - Jak będziesz mnie dalej pytać, to ja też zacznę.

- Możesz pytać, ja nie mam nic do ukrycia. - Oznajmił Rosier i powoli usiadł na swoim łóżku. - Spaliśmy ze sobą, prawda cukiereczku? - Rzucił na mnie spojrzenie.

- Evan! - Oburzyłem się nieco, że tak po prostu mu o tym powiedział, ale Regulus raczej nie wyglądał na zaskoczonego, ani wzruszonego tą informacją.

- No co? Tak było. - Pokiwał głową. - A ty co robiłeś tyle czasu z Potterem, Black?

- Na pewno nie to, co wy tutaj. - Odpowiedział. - Mówiłem, spacerowaliśmy, rozmawialiśmy...

- Evan, to nie jest nasza sprawa. - Powiedziałem do niego, gdy zamierzał zadać mu kolejne pytanie i ruszyłem w stronę drzwi. - Idę zobaczyć co do mnie przyszło.

- Przynieś mi jeśli dla mnie coś jest, dobrze pysiu?

- Jasne. - Wyszedłem i od razu ruszyłem do choinki, pod którą leżało kilka prezentów. Wziąłem ten, podpisany dla mnie i jeden, który był dla Evana, po czym usiadłem na kanapie, aby odpakować tam to, co dostałem od rodziców.

Był to organizer na nowy rok, przydatna rzecz, szczególnie dla mnie i mojego napiętego planu dnia. Razem z prezentem dołączony był list od ojca, w którym znowu napisał ile to ode mnie oczekuje i żebym go nie zawiódł. Jak zwykle, zestresowałem się tym i lekko wzburzony wróciłem do pokoju. Odłożyłem prezent Evana na jego łóżko i siadłem na swoim. Postanowiłem aż powtórzyć sobie coś z transmutacji, bo miałem wrażenie, że zaniedbałem ten przedmiot ostatnio, kosztem innych. 

Regulus zamknął książkę i oznajmił, że wychodzi, a Rosier akurat był w łazience. Dopóki stamtąd nie wyszedł, mogłem w spokoju przeczytać notatki, a potem, gdy zobaczył, że się uczę w święta, postanowił mi poprzeszkadzać.

- Królewiczu kochany, naprawdę zamierzasz teraz się uczyć? - Zapytał i usiadł na brzegu mojego łóżka. Dłoń położył na moim udzie i wpatrzył się we mnie sponad moich notatek.

- Tylko przez chwilę. - Odpowiedziałem, nie zwracając na niego uwagi i czytałem dalej. On jak zwykle, nie dawał za wygraną. Przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.

- Skąd taka decyzja? Są święta, czas na odpoczynek. - Powiedział.

- Dostałem list od ojca, nie mogę się opuścić w nauce przez święta, bo będzie ze mną źle... - Odpowiedziałem. Evan oburzył się i wyrwał mi z rąk moje notatki. Spojrzałem na niego z pretensją.

- Nie, słoneczko. Nie możesz się zarzynać tylko dlatego, że ten stary wariat tego od ciebie oczekuje. To twoje życie, nie jego.

- Evan... Proszę, oddaj mi to... Tylko chwilę. - Popatrzyłem mu w oczy. On pokręcił głową i upuścił notatki na podłogę. Chciałem wstać i je podnieść, ale zatrzymał mnie, chwytając moje ramiona. 

- Nie. Nie będziesz się uczyć w święta. I ja tego dopilnuję. Wychodzimy. - Zarządził i podniósł się z łóżka.

- Niby dokąd? - Zamrugałem szybko, przyglądając mu się.

- Idziemy się przejść. Spacer dobrze nam zrobi, nie sądzisz?

- Może... - Wzruszyłem ramionami i wstałem. W sumie miał rację, są święta, trzeba odpocząć. Na naukę jeszcze będę miał czas, w końcu teraz parę dni będzie wolne.

Obaj wyszliśmy z dormitorium i z pokoju wspólnego, zabierając ze sobą tylko różdżki i zaczęliśmy nasz spacer od lochów. Powoli szliśmy, rozmawiając luźno o różnych zwykłych rzeczach. Potem wyszliśmy na górę, minęliśmy Wielką salę i wspięliśmy się po schodach.

Nagle przypomniałem sobie to, nad czym zastanawiałem się wcześniej. Niewiele myśląc, postanowiłem poruszyć ten temat. 

- W ogóle, mam do ciebie pytanie. - Spojrzałem na niego, gdy zatrzymaliśmy się na środku pustego korytarza.

- Jakie, cukiereczku?

- Po ostatniej nocy... Co dalej będzie? Znaczy... Czy coś się między nami zmienia?

- A co miałoby się zmienić? - Evan wzruszył ramionami. - To tylko taka inna gra, co nie?

- Inna gra? - Uniosłem brwi, przyglądając mu się.

- No wiesz, droczenie to jedna gra... A to druga. - Uśmiechnął się łobuzersko i wsunął dłonie w kieszenie.

- Więc... Dla ciebie to nic nie znaczyło, tak?

- Raczej nie, po prostu rozładowaliśmy napięcie... - Odpowiedział, po czym lekko zmrużył oczy i podszedł bliżej mnie. - A dla ciebie to znaczyło coś więcej? Powiedz mi prawdę.

- Nie, nie. - Pokręciłem głową, chociaż to było kłamstwo. Wiedząc, że dla niego to nic nie znaczyło, przecież się nie przyznam, że dla mnie mogło coś znaczyć. - Po prostu się zastanawiałem. Mówiłeś do mnie "kochanie" i  w ogóle... 

- Rozumiem, rozumiem. - Posłał mi lekki uśmiech i lekko objął mnie ramieniem. - Ale "kochanie" to dla mnie taka sama ksywka jak te, których używamy wobec siebie na co dzień, słonko.

- Okej. - Pokiwałem głową i wraz z nim ruszyliśmy dalej korytarzem, zmieniając zupełnie temat rozmowy. Nie chciałem już więcej próbować rozmawiać z nim o takich rzeczach. Ledwo potrafiłem przyznać się przed sobą do uczuć wobec niego, a co dopiero jakbym miał zrobić to przed nim. Poza tym, czułem się teraz trochę głupio. 

Po spacerze zeszliśmy od razu do Wielkiej sali na ucztę. Zauważyliśmy, że całkiem sporo uczniów zostało w Hogwarcie w tym roku na święta. Usiedliśmy sobie przy stole naprzeciwko Regulusa, który patrzył się gdzieś w stronę gryfonów, na co oczywiście uwagę zwrócił Evan.

- Tęsknym spojrzeniem patrzysz na Pottera, co? - Zagadał do niego. Black zwrócił na niego wzrok, patrząc jak na idiotę.

- Tylko patrzę, co wyprawia mój brat. - Odpowiedział, więc obaj tam spojrzeliśmy. Syriusz Black trzymał jemiołę pomiędzy nim, a Remusem Lupinem, ale tamten zupełnie go ignorował. 

- Amator. - Evan zaśmiał się pod nosem. Do sali zawitał nagle Lucjusz Malfoy, który rozejrzał się po pomieszczeniu i ze swoim typowym uśmiechem podszedł do stołu nauczycieli. Usiadł obok profesora Slughorna i od razu zaczęli o czymś rozmawiać. 

- Myślałem, że Malfoy wyjedzie na święta. - Odezwał się Regulus. - Moja matka wystawia przyjęcie, pisała w liście że liczy na jego obecność.

- Wiesz, spędzenie świąt w towarzystwie twojej matki to raczej mniej przyjemna opcja, niż Hogwart. - Stwierdził Evan, na co Black tylko pokiwał głową. - Szkoda, że Lastrange wyjechał do domu...

- Tęsknisz za nim? - Zapytałem i zacząłem nakładać sobie jedzenie na talerz, gdy w końcu się pojawiło. 

- Trochę tak, ale i bez niego dobrze się bawię. - Odpowiedział i szturchnął mnie lekko. 

Całą trójką zabraliśmy się za jedzenie, co chwila jedynie omiatając wzrokiem innych. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Przy stole gryfonów jak zwykle było głośno. I Evan i Regulus zwracali uwagę na to, co tam się dzieje, mnie to mało obchodziło. Dopiero gdy Black się czymś zaskoczył to zwróciłem tam wzrok, ale zobaczyłem tylko, jak Remus Lupin opuszcza Wielką salę, a Syriusz Black próbuje go dogonić.

- Co tam się stało? - Zapytałem.

- Syriusz przesadził, jak zwykle. - Regulus wzruszył ramionami. - Lupin chyba ma go dość. 

- Cóż, nie on jeden. - Evan wzruszył ramionami i spojrzał w stronę dziewczyn z naszego roku, które siedziały nieopodal. - Zobaczcie, dziewczyny dorwały jemiołę.

Zerknąłem w tamtą stronę i zauważyłem, jak cztery z nich chichoczą między sobą i przekazują sobie z rąk do rąk taką małą gałązkę. Pokręciłem głową, uważając to za głupotę. Jedna z nich jednak chwilę później podeszła do nas. Przeczuwałem, że ta jemioła zaraz wejdzie w grę.

- Cześć chłopaki, wesołych świąt. - Powiedziała z entuzjazmem Emily, która była wysoką blondynką o brązowych oczach. Była dość popularna w gronie ślizgonów, w tym roku była prefektem, razem ze mną. Osobiście za nią nie przepadałem, z wielu powodów. 

- Cześć Emi, wzajemnie, wzajemnie. - Odpowiedział jej Rosier, oczywiście uśmiechając się. Dziewczyna usiadła obok niego i zapytała jak mu minął dzień. Ja jedynie spoglądałem w ich stronę, zastanawiając się, co ona kombinuje. 

Moje przypuszczenia jak zwykle były trafne, bo wyciągnęła z kieszeni tą małą gałązkę jemioły i uniosła ją między sobą a nim. 

- Rosier, znasz zasady, co nie? - Zapytała, posyłając mu zalotne spojrzenie. On krótko się zaśmiał, a potem ją pocałował. 

Początkowo spojrzałem z pretensją w jego stronę i aż zacisnąłem pięści, ale w porę się opamiętałem i zauważył to jedynie Regulus, który teraz przyglądał mi się ze spojrzeniem pod tytułem "no cóż".

- Sprytne. - Powiedział do niej Evan, gdy już się od siebie oderwali. Emily zachichotała.

- Wiem. To co... Może wieczorem... - Pochyliła się nagle i coś do niego wyszeptała. Nie usłyszałem tego, ale zacząłem się zastanawiać, jakie ona ma zamiary. Rosier przygryzł dolną wargę, a potem rzucił mi krótkie spojrzenie i pokręcił głową.

- Niestety, dziś mam już coś w planach. - Oznajmił. - Ale możesz spróbować zapytać kogoś z wyższej klasy, zobacz, Snape siedzi sam.

Emily spojrzała zdegustowana w stronę Snape'a i pokręciła głową.

- W życiu. Cóż, jakbyś zmienił zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać. - Zachichotała znów, pocałowała go w policzek i odeszła w stronę swoich koleżanek.

Wywróciłem oczami i udawałem, że jestem zajęty swoim talerzem, natomiast Black przyglądał się badawczo na Evana przez kilka minut, dopóki ten nie zwrócił na to uwagi.

- No co? - Zapytał.

- Nic, po prostu zastanawiam się, co ty wyprawiasz.

- Co masz na myśli, Black?

- Gdybym ja z kimś spał zeszłej nocy, dziś bym się nie całował z zupełnie inną osobą. Nawet pod jemiołą. - Powiedział, wzruszając ramionami. Spojrzałem na niego zdziwiony. Evan na moment się zawiesił, pewnie szukając w głowie jakiegoś sensownego wyjaśnienia.

- Ale... My przecież nie jesteśmy ze sobą... Więc w sumie wolno... Nie? - Zwrócił wzrok w moją stronę. Ja wzruszyłem ramionami, w sumie sam nie wiedziałem, jak się czuć w tej sytuacji.

- To od was zależy, co ustalicie między sobą. - Odezwał się Regulus. - Zauważyłem, że tego nie zrobiliście, także lepiej to zróbcie, zanim powstaną jakieś nieporozumienia.

- Barty, co sądzisz? - Rosier przysunął się i lekko objął mnie ramieniem.

- Nie jesteśmy razem. Chyba nie mogę ci niczego zabronić, co nie?

- Czyli uważasz tak jak ja, że dopóki nie ma związku to wszystko wolno. - Evan uśmiechnął się w stronę Regulusa, a ten zmierzył mnie spojrzeniem. Lekko wzruszyłem ramionami. 

- Rób co chcesz. - Napiłem się soku, mając nadzieję, że ten temat już się skończy. Nie znałem się na tym wcale, nie wiedziałem, co powinienem sądzić i w ogóle. 

Usłyszeliśmy nagle jakiś wybuch, dochodzący ze stołu nauczycieli. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, by ujrzeć Lucjusza Malfoya, który trzymał otwarte pudełko, a jego głowa została wystylizowana na klauna. Musiało być zaczarowane. Na całej sali poniósł się śmiech, a on wstał z poważną miną i swoim typowo dumnym krokiem ruszył do wyjścia. Przy stole gryfonów, James Potter i jego inny kolega przybili sobie piątki. Pewnie to była ich sprawka, całkiem sprytne. 

Po uczcie wróciliśmy we trójkę do dormitorium, a tam Evan w końcu odpakował swój prezent. Okazało się, że dostał zupełnie nowy komplet szachów czarodziejów, zrobiony chyba ze srebra, więc namówił i mnie i Regulusa, żebyśmy zagrali. W miarę szybko wieczór minął i poszliśmy spać.

Następnego ranka obudziłem się dość późno. W pokoju był tylko Regulus. Jak zwykle rano, wybrałem sobie ubrania i poszedłem się ogarnąć do łazienki. Gdy stamtąd wyszedłem, Evana nadal nie było. Pomyślałem, że trochę to dziwne.

- Gdzie jest Rosier? - Zapytałem Blacka.

- Mówił, że idzie do sowiarni. - Oznajmił i spojrzał na mnie. - Idziemy zaraz na śniadanie?

- Tak, pewnie. - Pokiwałem głową i zacząłem zakładać buty. 

Wraz z Blackiem chwilę później wyszliśmy do pokoju wspólnego, gdzie Evan rozmawiał przy wyjściu z Emily. Regulus spiorunował go spojrzeniem i chwycił mnie za ramię. Przeszliśmy obok nich szybko, a Rosier nawet nas nie zauważył. 

- Czemu mnie tak ciągniesz? - Zapytałem, gdy dotarliśmy już do schodów na górę.

- Bo denerwuje mnie to, jak ten kretyn się zachowuje wobec ciebie.

- On z nią tylko rozmawiał. - Wzruszyłem ramionami.

- I udawał, że nas nie zauważył. Ale nas widział. Wiem, że nas widział i specjalnie to robi, żeby sprawdzić, czy jego zachowanie cię ruszy. - Wyjaśnił Black.

- Skąd takie wnioski? - Uniosłem brwi.

- On sprawdza, czy się nim interesujesz. Zobaczysz, pojawi się na śniadaniu i będzie czekał, aż zapytasz o to, o czym z nią rozmawiał. Jak nie zapytasz, to sam poruszy ten temat.

- Chyba nie bardzo rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi...

Usiedliśmy obaj przy stole obok siebie, jak zwykle, Regulus wybierał takie miejsca, z których dobrze było widać grupę przyjaciół jego brata.

- On cię lubi, Barty. I ty lubisz jego. To widać, jeśli ktoś jest spostrzegawczy. Powinniście porozmawiać, naprawdę...

- Ja takiej rozmowy na pewno z nim nie zacznę, nie ma takiej opcji... Poza tym, co z tego, że go lubię? Nie mam czasu na takie rzeczy, muszę pilnować nauki i dobrze napisać SUMy.

- Ty po prostu się boisz swoich uczuć. - Stwierdził. - Uciekasz od nich.

- Wiesz co? Jak jesteś taki spostrzegawczy, to powinieneś zauważyć, że nie chcę o tym rozmawiać i że to nie twoja sprawa, co czuję i do kogo. - Powiedziałem do niego ostro i nałożyłem sobie na talerz jedzenie.

- Masz rację, przepraszam. To było nietaktowne z mojej strony. Po prostu chciałem pomóc. - Wyjaśnił, spoglądając na mnie.

- W porządku. Nie poruszaj już tego tematu, dobrze? Na prawdę, nie chcę o tym gadać.

Regulus pokiwał głową i też zabrał się za jedzenie. Nagle naprzeciwko mnie usiadł Evan i posłał mi swój typowy, łobuzerski uśmieszek.

- Wyszliście na śniadanie beze mnie, jak tak można... - Powiedział do nas. I ja i Black wzruszyliśmy ramionami, po prostu dalej zajmując się jedzeniem. - Przyszedłbym wcześniej, ale rozmawiałem z Emily.

- Widzieliśmy. - Odezwałem się, kiwając głową. Rosier jakby czekał, aż znów coś powiem, ale się nie doczekał.

- Rozmawialiśmy o sylwestrze. Chcemy coś zorganizować w pokoju życzeń na siódmym piętrze. Taką większą imprezę, dla tych co zostali w szkole. - Wyjaśnił. - I w sumie to wszystko, nic więcej się nie wydarzyło.

- Nie pytaliśmy. - Odparł Regulus i zmierzył go wzrokiem. - Lepiej zacznij jeść.

Rosier wzruszył ramionami i z uśmiechem nałożył sobie jedzenie na talerz. Ja natomiast, zauważyłem, że Black miał rację. Przewidział dokładnie, co Evan zrobi. Przez moment poczułem się, jakby przepowiedział mi przyszłość. Chyba powinienem przyłożyć się trochę bardziej do wróżbiarstwa, może też będę potrafił przewidzieć jego kolejny ruch...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro