24/ Zwykły dzień Petera / Peter Pettigrew

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter:

Zaczął się nareszcie nowy rok, który od samego początku przyniósł kilka niespodzianek. Syriusz i Remus pogodzili się na chwilę w sylwestrową noc, ale następnego dnia znowu się pokłócili. Pełnia księżyca była lada dzień, więc Remus był po prostu strasznie nerwowy, a Syriusz jak zawsze, był nieostrożny.

James zaskoczył mnie tym, jak blisko był z bratem Łapy i że w ogóle interesował się jakimś chłopakiem. Zawsze myślałem, że lubił dziewczyny, bo tak się z nimi droczył i je zaczepiał. Mimo wszystko, czułem się trochę doceniony, że to ja znałem teraz jego sekret, a nie wiedzieli o tym ani Syriusz, ani Remus.

Na odpoczynek po sylwestrze mieliśmy dwa dni, bo akurat wypadł tak weekend, a trzeciego stycznia już znów były lekcje. Ten dzień to był poniedziałek. Zaczynaliśmy zajęciami z transmutacji, od razu po śniadaniu.

Remus niestety był nieobecny, bo tego dnia miał mierzyć się ze swoim księżycowym problemem i już nie czuł się za dobrze. Syriusz wydawał się przybity, bo znów z nim nie rozmawiał, a James coraz to spoglądał w stronę stołu ślizgonów.

- Nie sądzicie, że Remus trochę przesadził? - Zapytał nas Łapa. - Tak się wkurzyć na mnie za jeden, głupi komentarz?

- Może trochę... - Zastanowił się James. - Ale z twojej strony to było naprawdę głupie, powiedzieć mu coś takiego.

- Nie chciałem, żeby tak to odebrał. Trochę przesadził...

- Trzeba było się domyśleć, że on oczekuje od ciebie zaprzeczenia, a nie zgadzać się z nim i sugerować, że przytył pewnie przez czekoladę.

- Właśnie, James ma rację. - Pokiwałem głową.

- Skąd miałem wiedzieć?! Sam zaczął mówić, że chyba przytył, no to znalazłem powód!

- To było niedelikatne, Łapo. Ja też bym się na jego miejscu źle poczuł. - Powiedziałem.

- On wpadł w furię... Ale to chyba przez księżyc, prawda?

- Prawdopodobnie. - Pokiwałem głową. - Będzie dobrze, wróci, porozmawiacie i jakoś się wszystko ułoży.

- Obyś miał rację, Glizdogonie...

Po śniadaniu we trójkę poszliśmy pod salę. Tam spotkaliśmy dziewczyny. One rozmawiały o sylwestrze i wspominały, jak było fajnie. Wpatrzyłem się w Marlene McKinnon, która dzisiaj miała we włosach spinkę w kształcie cukierka i wyglądała jak zwykle pięknie. Syriusz nagle szturchnął mnie w ramię i rzucił mi sugestywne spojrzenie.

- Ten cukiereczek wpadł ci w oko, co nie? - Zapytał półszeptem.

- Ja tylko patrzyłem. - Nerwowo zachichotałem i odwróciłem wzrok. Black poklepał mnie po ramieniu.

- Odpuść sobie, takie słodycze nie są raczej dla ciebie.

- Łapo, nigdy nie wiadomo, a może kiedyś akurat mu wyjdzie coś z takim cukiereczkiem. - Powiedział do niego James. Spojrzałem na nich niepewnie, zanim pojawiła się profesor McGonagall i zaprosiła nas do sali.

Usiedliśmy w ławkach, dziś siedziałem sam i robiłem notatki, starając się za bardzo nie zwracać na siebie uwagi, bo nie miałem ochoty być aktywnym na zajęciach, zresztą, jak zwykle. Nie czułem się pewnie, mimo tego, że byłem animagiem i w sumie moja wiedza z transmutacji była całkiem spora. Gdy tylko McGonagall mnie o coś pytała, zapominałem wszystkiego, czego się nauczyłem.

Dzisiaj na szczęście niczego ode mnie nie chciała, więc przewegetowałem całą lekcję nad swoim pergaminem. Potem mieliśmy eliksiry z profesorem Slughornem, więc zeszliśmy do lochów.

- Oby nie kazał pracować w parach. - Powiedziałem do chłopaków.

- Noo, bo trafiłby ci się pewnie Smarkerus. - Zaśmiał się James i zerknął na Snape'a, który stał w oddali sam.

- Choć raz Glizdogon dostałby bardzo dobrą ocenę, przynajmniej. - Stwierdził Syriusz. - Nasz geniusz eliksirów.

Oczywiście to ostatnie wypowiedział z ironią, głównie dlatego, że często zdarzały mi się małe wypadki przy robieniu eliksirów. Ostatnio trochę się poprawiłem, ale kiedyś to nie było tygodnia bez jakiegoś wypadku z moim udziałem na eliksirach.

- I tak dobrze mu w tym roku idzie. - Powiedział James i poklepał mnie po ramieniu. Uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem głową. 

Drzwi od sali otworzyły się i wszyscy weszliśmy do sali. Profesor Slughorn był w dobrym nastroju i oznajmił nam, że dzisiaj będziemy robić samodzielnie eliksir wzbudzający euforię. Rozłożyłem więc swoje rzeczy na stanowisku i otworzyłem książkę na podanej stronie. 

Wszystko wydawało się proste. James i Syriusz z łatwością zaczęli przygotowywać wywar, ja natomiast trochę się z tym grzebałem, głownie dlatego, że zwyczajnie mi się nie chciało. Przygotowałem sobie składniki i kociołek, a potem zabrałem się za resztę. Mieliśmy na to całe dwie godziny, więc nie spieszyłem się. 

Zgodnie z instrukcją jako tako wykonałem ten eliksir, nie zwracając za bardzo uwagi na to, co dzieje się w klasie. Zastanawiałem się przy okazji, co będzie na obiad i na co miałbym ochotę. Przez to roztargnienie dodałem trochę za dużo soku z cytryny, więc pomyślałem, że gdy dam więcej mięty, to jakoś zniweluję tą pomyłkę. Wydawało mi się, że podziałało, bo nie wydarzyło się nic podejrzanego z eliksirem.

Zadowolony z siebie skończyłem więc nad nim pracować i zerknąłem na zegarek. Już prawie obiad, nie mogłem się doczekać. Usiadłem i czekałem, aż zjawi się profesor Slughorn. James i Syriusz też już skończyli pracę i teraz rozmawiali między sobą szeptem. Po cichu do nich podszedłem.

- Co tam? Planujecie coś? - Zapytałem. Oni spojrzeli na mnie, a James pokiwał głową.

- Dzisiejszy wieczór. Wszystko robimy jak zwykle. - Odpowiedział.

- Jest zimno, trzeba będzie się jakoś ubrać. - Stwierdził Syriusz.

- Damy radę, trochę ciężko może być pod peleryną, ale nie będzie tragedii. Zmieścimy się. - Zapewniał James.

Rozmowę przerwał nam dźwięk głośno odkładanej na blat książki. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, okazało się, że był to tylko Snape. Zastanawiałem się chwilę, czy przypadkiem czegoś nie usłyszał. Pojawił się nagle profesor Slughorn, więc we trzej wróciliśmy do naszych stanowisk.

- No, no, nieźle Pettigrew, całkiem nieźle. - Powiedział do mnie, gdy zajrzał do mojego kociołka. Potem ruszył dalej do James'a i Syriusza, a gdy sprawdził już wszystkich, zakończył zajęcia na dziś i mogliśmy wcześniej ruszyć na obiad. 

Uradowany zasiadłem przy stole i czekałem, aż pojawi się jedzenie. Na samą myśl o tym, że zaraz coś zjem, czułem się szczęśliwy. Mój entuzjazm już nawet nie dziwił moich przyjaciół, doskonale wiedzieli, że moim ulubionym wydarzeniem w Hogwarcie był właśnie obiad.

Syriusz i James już rozmawiali o następnych zajęciach, natomiast ja jedynie niecierpliwie stukałem palcami o blat stołu, czekając na jedzenie. 

- Peter, przestań stukać, bo mnie cholera weźmie. - Zwrócił się do mnie Syriusz, wywróciłem oczami i schowałem dłonie pod stół. Często zwracał uwagę na nawet najdrobniejsze rzeczy i czasem miałem wrażenie, że samo oddychanie potrafi go zdenerwować. James pokręcił głową i uśmiechnął się lekko. 

- Zaraz będzie jedzenie, spokojnie. - Powiedział, zerkając na tłum ludzi, jaki powoli zapełniał salę Minęło parę minut i na stole zaczęły pojawiać się rozmaite potrawy, jak zawsze, do wyboru do koloru.

Od razu zacząłem nakładać sobie wszystkiego po trochu. Pieczone ziemniaczki, trochę kurczaka, ogóreczki, surówka z marchewki, kawałek pieczonego schabu ze śliwką... Byłem w siódmym niebie, szczególnie, gdy zacząłem jeść.

Lubiłem sobie nałożyć więcej i potem czuć taką karuzelę smaków w ustach. Niektóre rzeczy dopełniały się i idealnie do siebie pasowały, inne były dość dziwnymi połączeniami, ale i tak fajnie było próbować różnych połączeń.

Moi przyjaciele zazwyczaj patrzyli na mnie z dziwnymi minami, gdy tak eksperymentowałem z jedzeniem. Cóż, nie dziwiłem im się, ale też nie przejmowałem się tym ani trochę. Obiad to był mój czas, gdy byłem w swoim żywiole.

Przez James'em nagle wylądowała karteczka w kształcie ptaka. Uśmiechnął się i rozwinął ją. Syriusz zajrzał mu przez ramię.

- R.A.B? Kto to jest? I dlaczego chce się z tobą spotkać w schowku na miotły? - Zapytał. Potter spojrzał na niego.

- Nie znasz, ale chodzi o Quidditcha. Umawialiśmy się, że będziemy robić przegląd mioteł, czy nadają się na nowy sezon. - Wytłumaczył James. - Zajmie mi to może z godzinkę. 

- No dobra. - Syriusz wzruszył ramionami. - A co oznacza to R.A.B?

- To... Skrót od stanowiska tej osoby. Roczny asystent boiskowy. To w sumie taka nowość, od tego roku została wybrana jedna osoba, która się zajmuje właśnie takimi rzeczami związanymi z Quidditchem i w ogóle, ze wszystkim, co dzieje się na boisku.

- Och, fajnie. A mogę iść z tobą? - Zapytał go Łapa. James rzucił mi szybkie spojrzenie, jakby oczekiwał, że coś powiem. Zamrugałem kilka razy i dotarło do mnie, kim naprawdę jest R.A.B.

- A-Ale Syriusz, mieliśmy poszukać w bibliotece czegoś na zaklęcia na jutro, co nie? Remus nas prosił. - Wymyśliłem na szybko, chociaż wcale nie było to prawdą.

- Kiedy? - Zastanowił się Black. - Nie pamiętam.

- Ach, bo on prosił tylko nas dwóch, co nie, Peter? Ale że mi wypadło to, więc wy we dwójkę pójdziecie do biblioteki. - Odezwał się James, brzmiąc całkiem przekonująco. Ja kiwałem głową, starając się wyglądać wiarygodnie.

- No dobra, a czego tam mamy poszukać na te zaklęcia? - Zapytał.

- Chyba chodziło o te, które ostatnio ćwiczyliśmy. - Zastanowił się James.

- Czyli Revelio i Relashio?

- Tak, właśnie te. - Pokiwałem głową.

- No dobra. - Łapa wzruszył ramionami, niezbyt zadowolony z tych planów.

Gdy zjedliśmy obiad, wszyscy trzej ruszyliśmy na kolejne zajęcia, tym razem z naszym ulubionym profesorem od obrony przed czarną magią. Lucjusz Malfoy wydawał mi się dość zabawną osobą, ale trochę mnie czasami przerażał. 

Weszliśmy do klasy i usiedliśmy na naszych stałych miejscach, a potem wkroczył Lucjusz, jak zawsze wyglądając niczym jakiś arystokrata. Syriusz i James w ogóle nie zwracali uwagi na to, że się pojawił i dalej rozmawiali między sobą, podczas gdy w sali zapanowała cisza. Malfoy spojrzał na nich z uniesionymi brwiami, a potem nie wypowiadając żadnych słów machnął różdżką i ta dwójka ucichła.

Ruszali ustami, jak gdyby mówili, ale ich głosy zniknęły. Spojrzeli pretensjonalnie na Malfoya, a ten z wrednym uśmieszkiem odłożył swoją różdżkę.

- Dobrze, skoro już się uciszyliście, dzisiaj zaczniemy temat zaklęć niewerbalnych. Przydadzą wam się może kiedyś, gdy trzeba będzie się obronić bez używania słów. Przed chwilą zaprezentowałem wam niewerbalne użycie zaklęcia Silencio na naszych dwóch, rozgadanych gryfonach. - Wskazał dłonią na James'a i Syriusza, którzy z oburzeniem próbowali cały czas coś powiedzieć, lecz bezskutecznie. - I za chwilę wam wytłumaczę, jak to wszystko działa, a potem może poćwiczymy, jeśli wystarczy czasu.

Malfoy zaczął swój wykład i coraz to zapisywał coś na tablicy. Starałem się robić notatki i go słuchać, ale że byłem świeżo najedzony, czułem się senny i miałem ochotę na drzemkę. Nie mogłem sobie na to jednak pozwolić. Wlepiłem po prostu wzrok w tablicę i przez moment się wyłączyłem.

Rogacz i Łapa pisali do siebie coś na karteczkach, uważając, żeby Lucjusz tego nie zauważył. Dopiero, gdy zamierzał przejść do części praktycznej zajęć, cofnął zaklęcie i przestrzegł ich, że zrobi to znów, jeśli będą rozmawiać na jego lekcji.

Oni oczywiście byli oburzeni, ale zachowali fason i nie odzywali się już do końca zajęć, oprócz paru słów, gdy nie udawało im się rzucić zaklęć niewerbalnie. Mi też nie wychodziło, chociaż próbowałem z całych sił. Zajęcia dobiegły końca, nim komukolwiek udało się coś opanować i byliśmy wolni.

Ja i Syriusz poszliśmy do biblioteki, a James ruszył na spotkanie z "R.A.B". Weszliśmy do środka z Łapą i od razu ruszyliśmy między półki z książkami od zaklęć.

- Weźmiemy to szybko i pójdziemy do pokoju wspólnego. - Powiedział.

- Jasne. - Pokiwałem głową i wziąłem do rąk jedną z książek. Wraz z Syriuszem przejrzeliśmy kilka i w końcu wybraliśmy dwie. Nim jednak ruszyliśmy do pani Pince, usłyszeliśmy z jednej z alejek pewną ciekawą wymianę zdań.

- Unikasz mnie, jestem pewien. - Szeptał jeden głos.

- Wcale nie, po prostu nie mam czasu. - Odpowiedział drugi. - Muszę się uczyć, Evan, zajmij się kimś innym.

- Dlaczego tak się zachowujesz, Barty? Jeśli masz z czymś problem, po prostu mi powiedz.

Wraz z Syriuszem spojrzeliśmy po sobie. On uśmiechnął się łobuzersko i oparł się o jedną z półek, zaglądając do alejki, w której dwóch ślizgonów prowadziło tą uniesioną rozmowę.

- No proszę, dwie papużki się pokłóciły? - Odezwał się.

- Odpierdol się, Black. - Powiedział do niego groźnie Rosier. - Prowadzimy tutaj ważną rozmowę, przeszkadzasz nam.

- Właściwie już skończyliśmy rozmawiać. - Odezwał się Crouch. - Nie mam ci nic do powiedzenia, Evan, oprócz tego, że naprawdę nie mam czasu. - Dodał i minął nas wszystkich, by usiąść przy stoliku nieopodal z kilkoma książkami. Rosier pokręcił głową i spojrzał na Syriusza.

- Czemu ty musisz zawsze wszystko zepsuć, Black, jakbyś nie mógł być teraz gdzie indziej.

- Taki life, Rosier, taki life. - Syriusz wzruszył ramionami i ruszył dalej. Podążyłem za nim do pani Pince, u której wypożyczyliśmy potrzebne książki, a potem razem wyszliśmy z biblioteki i ruszyliśmy do pokoju wspólnego.

Tam usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy robić notatki do tych dwóch zaklęć, chociaż wcale nie było to nam potrzebne. Syriusz zaangażował się tylko dlatego, że miało to być "dla Remusa". 

Gdy skończyliśmy, dosiadły się do nas dziewczyny. Marlene i Dorcas zachwycały się nadchodzącymi lekcjami teleportacji, o których ogłoszenie rzekomo miało pojawić się lada dzień. Mary poczęstowała mnie fasolkami wszystkich smaków i oboje tak się przysłuchiwaliśmy rozmowom pozostałych. Syriusz oczywiście udzielał się w konwersacji, bo jakżeby inaczej. Temat znowu zszedł na minionego sylwestra.

- W życiu się tyle nie wytańczyłam, co na tej imprezie. - Twierdziła Marlene.

- Ja w sumie też. - Zgodziła się Lily.

- Cóż, Crouch cię nieźle wyobracał, co nie? - Dorcas szturchnęła ją w ramię, na co Lily zaśmiała się uroczo.

- Owszem, całkiem fajnie się z nim tańczyło. W ogóle zdziwiłam się, gdy mnie poprosił. Nigdy nawet nie rozmawialiśmy za bardzo. A dziś nawet zaczepił mnie w bibliotece.

- Ciekawe... - Zastanowił się Syriusz. - Spotkaliśmy go z Peterem. Rosier z nim był i się kłócili.

- Ach, Rosier. - Lily wywróciła oczami. - Przerwał nam kretyn rozmowę, gdy się pojawił.

- Lily, mam takie głupie pytanie. - Odezwała się Marlene i spojrzała na nią. - Podoba ci się Crouch? Lubisz go?

- Coś ty! - Lily zaśmiała się i pokręciła głową, jednak jej twarz przybrała lekko różowy odcień. - Uważam, że jest w porządku, owszem. Jest inteligentny, całkiem przystojny i taktowny, ale nie znam go na tyle, żebym miała go lubić. Bez przesady.

- No, ale jednak się rumienisz. - Zauważyła Dorcas.

- Po prostu mi ciepło. - Rudowłosa wzruszyła ramionami.

- A może jednak ci się podoba. - Syriusz posłał jej łobuzerski uśmiech. - Przystojny i taktowny, tańczył z tobą... 

- Przestań. - Oburzyła się Lily. - Wszyscy natychmiast przestańcie. Nie interesuję się nim i nikim innym. Jestem tu, żeby się uczyć, a nie, latać za debilami.

- Wyluzuj Lily, powinnaś czasami pomyśleć o innych rzeczach, niż nauka. Oszalałby człowiek, gdyby żył samymi lekcjami. - Stwierdziła Mary, po raz pierwszy udzielając się w rozmowie. Pokiwałem głową, zgadzając się z nią, podobnie jak i reszta, oprócz samej Lily.

- Na wszystko w życiu będzie czas. Teraz jest czas na edukację, więc na tym się skupiam. - Oznajmiła. - I przestalibyście już wmawiać mi, że ciągle mi się ktoś podoba. To, że wy jesteście wszyscy zakochani, nie znaczy, że ja też muszę. 

- No dobra, ostatnio może rzeczywiście przesadzamy. - Stwierdziła Marlene i spojrzała przepraszająco na Lily. - Już nie będziemy.

Na moment zapanowała cisza, a potem do pokoju wspólnego wszedł James, uśmiechając się promiennie. Usiadł obok Syriusza, witając się ze wszystkimi.

- Jak poszło? - Zapytał go od razu.

- W porządku. - Pokiwał głową. - Coś mnie ominęło?

- W sumie nic. - Powiedziała Lily i zerknęła na zegarek. - Niedługo kolacja.

- Och kolacja! - Zachwyciłem się na samą myśl o jedzeniu.

Moich znajomych oczywiście rozbawił mój entuzjazm do jedzenia. Porozmawiali chwilę o dzisiejszej lekcji z Malfoyem, a potem całą grupą zeszliśmy do Wielkiej sali, gdzie zasiedliśmy przy stole i oczekiwaliśmy na jedzenie.

James zerkał w stronę stołu ślizgonów, a że tym razem to ja siedziałem obok niego, też spojrzałem w tym samym kierunku. Regulus, brat Syriusza, patrzył się w naszą stronę, posyłając James'owi lekki uśmiech. Tak jak się domyślałem, to on był tajemniczym R.A.B.

Nagle na stole pojawiła się kolacja, więc skupiłem się znowu na jedzeniu. Nałożyłem sobie kawałek dyniowego ciasta i dwa paszteciki, wziąłem sobie też trochę galaretki cytrynowej i zacząłem wszystko po trochu jeść.

Byłem w swoim żywiole, gdy smaki wirowały w moich ustach i każdy mój zmysł skupiony był na jedzeniu. Nawet słuch, który rejestrował dźwięk żucia jedzenia i sztućców coraz to ocierających się o naczynia. Jedząc, byłem w pewnego rodzaju transie i ciężko było wtedy o moją uwagę.

- Słyszysz, Peter? - James szturchnął mnie lekko, więc zwróciłem na niego uwagę.

- Co? - Zapytałem, na chwile przestając jeść.

- Po kolacji się zwijamy. - Oznajmił.

- Ach, okej. - Pokiwałem głową i jadłem dalej.

Mieliśmy oczywiście wymknąć się z zamku do Wrzeszczącej chaty, by towarzyszyć Remusowi. Byliśmy animagami właśnie po to. Dzięki naszej obecności, przechodził lżej przemiany w wilkołaka. 

Skończyliśmy jeść i ruszyliśmy do wyjścia z Wielkiej sali. James miał już ze sobą pelerynę, więc pozostało nam tylko zejść ludziom z oczu. Przemknęliśmy we trójkę do pustej łazienki. Tam jak zwykle, ja zmieniłem się w szczura, James podniósł mnie i umieścił na swoim ramieniu, a potem wraz z Syriuszem schowali się pod peleryną niewidką. Ledwo ruszyliśmy w drogę, a w drzwiach od łazienki stanął Snape i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zamarliśmy w bezruchu i czekaliśmy, aż przesunie się od drzwi.

Wszedł dalej, mijając nas i zaczął zaglądać do kabin. Skorzystaliśmy z okazji i opuściliśmy łazienkę. Syriusz i James po cichu go przeknęli pod nosem i dalej szli pod peleryną aż do wyjścia. 

Dotarliśmy do bijącej wierzby, a tam James postawił mnie na ziemi. Szybko przemknąłem się do korzenia drzewa i unieruchomiłem je, żeby oni mogli podejść bliżej. Syriusz w międzyczasie zmienił się w psa i wgramolił do tunelu, a James najpierw schował pelerynę, a potem poszedł za Syriuszem. Ja jako ostatni wlazłem tam za nimi i ruszyliśmy w drogę na nocną przygodę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro