26/Taki dzień/Marlene McKinnon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marlene:

W nowym roku nareszcie zapanowało trochę spokoju. Syriusz i Remus się pogodzili, Dorcas przestała być na mnie zła za mój ostatni wybuch w Hogsmeade, a Lucjusz Malfoy w końcu czegoś nas nauczył.

Zaklęcia niewerbalne, które ćwiczyliśmy na jego zajęciach, szły nam coraz lepiej. Nawet zdarzało mu się nam pomagać z ich opanowaniem, co w ogóle mnie zszokowało. Tak czy inaczej, nie zaczęłam go wcale bardziej lubić. Wciąż denerwowały mnie jego typowe docinki i to, że pojawiał się nie wiadomo skąd na korytarzach. Zawsze, gdy gdzieś szłyśmy z dziewczynami, on akurat wychodził zza zakrętu, lub z jakiegoś pomieszczenia. 

Wydawało mi się, że patrolował korytarze lepiej niż sam Filch, często nawet pytał, dokąd idziemy i po co. Denerwowało mnie to, ale dziewczyny kazały mi przy nim się po prostu nie odzywać, bo wiedziały, że Gryffindor straciłby punkty.

Myślałam, że przynajmniej podczas zajęć z teleportacji, które mieliśmy mieć wkrótce w piątki, będziemy mieć od niego spokój, ale już ogłoszono nam, że to właśnie pod jego opieką będziemy iść do Hogsmeade i stamtąd wracać. 

- Nosz jasna cholera, jakby nie było w tej szkole innych nauczycieli! - Oburzyłam się, gdy wróciłyśmy wszystkie do pokoju wspólnego po zajęciach z Malfoyem.

- Spokojnie, na pewno nie będzie tak źle. - Zapewniała Dorcas. - Nie będzie nas uczył, ma nas tylko zaprowadzić.

- To i tak za dużo. Dwa razy w tygodniu mamy z nim lekcje, grasuje codziennie na korytarzach i jest wścibski, mam go dość! - Wkurzyłam się i walnęłam pięścią o stolik, zwracając uwagę wszystkich w pokoju wspólnym.

- Nie mamy wyjścia. Jego wyznaczono i będziemy musiały to przeżyć. - Stwierdziła Lily.

- Przynajmniej będzie można się na niego popatrzeć. - Odezwała się Mary, na co jedynie spojrzałam na nią z litością.

- Jakby w naszej klasie nie było lepszych widoków, niż Lucjusz Malfoy... 

- Każdy ma inny gust. - Stwierdziła, wzruszając ramionami.

- Skoro już o nim mówimy, może napiszemy wypracowanie, które zadał? Będziemy miały z głowy. - Zaproponowała Lily i spojrzała na nas. Wszystkie raczej nie byłyśmy w nastroju na to, ale ostatecznie się zgodziłyśmy.

Wyszłyśmy we czwórkę z pokoju wspólnego i ruszyłyśmy w drogę do biblioteki. Po drodze napatoczył się Barty Crouch Junior.

- Cześć, czy ktoś wam już przekazał informacje? - Zapytał, patrząc na głównie na Lily. Ona pokręciła głową. - Spotkanie klubu ślimaka jest w piątek, o siódmej. 

- Och, to wspaniale. - Ucieszyła się Evans. Ja jedynie wywróciłam oczami bo szczerze nie chciało mi się już tam iść. - Idziesz do biblioteki, Barty?

- Tak, Malfoy zadał nam wypracowanie o wilkołakach. - Oznajmił.

- My też idziemy pisać wypracowanie, które nam zadał. Możesz z nami usiąść jak chcesz. - Zaproponowała mu. Wszystkie trzy spojrzałyśmy na nią zdziwione.

- Pewnie. - Barty posłał jej uśmiech, a potem otworzył dla nas drzwi od biblioteki. Weszłyśmy do środka i od razu ruszyłyśmy w poszukiwanie książek, które nam się przydadzą. Zajęło nam to chwilkę, a potem zasiadłyśmy przy pięcioosobowym stoliku i wyciągnęłyśmy pergaminy. Crouch pojawił się parę minut później i też w ciszy zajął miejsce. 

Lily była dla niego miła, tak jak kiedyś dla Snape'a. Od jakiegoś czasu Snape już się z nami nie zadaje, a jedynie czasem uczy się eliksirów z nią. Już miałam nadzieję, że to koniec idiotów w naszym skromnym gronie, a tu masz, poznała kolejnego ślizgona i znowu się zaczyna to samo.

Jeszcze tylko brakuje, żeby jego obecność przywiała tutaj Rosiera. Chyba bym wtedy wyszła z siebie i stanęła obok.

- Tu jesteś, cukiereczku... - Usłyszałam nagle jego głos i podniosłam wzrok. Evan Rosier patrzył się ze swoim typowym, wrednym wyrazem twarzy na Croucha, a obok niego stał jeszcze Rabastan Lastrange. Barty westchnął i zwrócił na nich wzrok.

- Jestem zajęty, idźcie sobie. - Powiedział do nich.

- Mieliśmy nadzieję, że nam trochę pomożesz przy wypracowaniu... - Rosier oparł się o jego ramię, ten jednak nie zwracał na niego wcale uwagi.

- Nie mam czasu, mówiłem. - Odparł. - Spadajcie, przeszkadzacie dziewczynom.

- Przeszkadzamy wam? - Zapytał Evan, patrząc na nas po kolei.

- Tak. Spierdalaj stąd. - Odpowiedziałam mu, piorunując go spojrzeniem. 

- Co tak ostro, McKinnon. Wyluzuj trochę, bo ci żyłka pęknie. - Powiedział do mnie.

- Żeby tobie coś przypadkiem nie pękło. - Odparłam i pochyliłam się dalej nad swoim pergaminem, starając się zignorować obecność tych debili.

- Chodź, poszukajmy Blacka. - Lastrange w końcu odciągnął Rosiera od nas i na moment znowu zapanowała cisza.

- Przepraszam was za niego. - Powiedział Crouch po chwili.

- W porządku, to idiota. - Stwierdziła Lily, uśmiechając się lekko do niego.

Ich nagła koleżeńska relacja była dziwna i sama się zastanawiałam, skąd to w ogóle wynikło i dlaczego tak się zachowują. W sumie, lepiej, że to Crouch, niż żeby to był Rosier. Ten przynajmniej nie ma zadatków na śmierciożercę, jego ojciec jest szanowany w Ministerstwie i w sumie on sam aż tak mnie nie irytuje. 

Zajęłam się dalej pisaniem wypracowania, ale ledwo się dobrze skupiłam, pojawił się kolejny idiota - Snape.

- Lily, co on tu z wami robi? - Zapytał, zatrzymując się obok naszego stolika.

- Piszemy wypracowania na Malfoya. Tylko z nami usiadł. - Wyjaśniła Evans. Barty spojrzał na Snape'a i tylko cicho zaśmiał się pod nosem. 

- Też miałem to zrobić. Nie ma już dla mnie miejsca?

- Nie, Snape. Jak widzisz, nie ma. - Odpowiedziałam mu, odczuwając znów irytację. - Usiądź sobie tam i nam nie przeszkadzaj, do cholery!

- Marlene, spokojnie. - Wyszeptała do mnie Dorcas. Wzięłam głęboki wdech i znowu próbowałam pisać dalej. Po prostu myślałam, że rozniosę całą bibliotekę, niech no tylko ktoś jeszcze nam przeszkodzi.

- Dziewczyny, tu jesteście! - Pojawił się Syriusz Black, a ja po prostu rzuciłam piórem o pergamin i oparłam czoło o swoje dłonie, próbując nie wybuchnąć na miejscu ze złości.

- Syriusz, to nie jest najlepszy moment. - Powiedziała do niego Mary, ale on i tak nie zwrócił na to uwagi.

- Zaraz będzie parada gaci Malfoya, chodźcie zobaczyć!

- Co? - Spojrzałam na niego. - Co wy znów wymyśliliście?

- Ukradliśmy jego bieliznę. - Oznajmił Syriusz, uśmiechając się szeroko. - Chodźcie, nie chcecie tego przegapić. 

Wszystkie, oprócz Lily zebrałyśmy swoje rzeczy i poszłyśmy za Syriuszem po schodach do holu przed Wielką salą, gdzie już zbierało się coraz więcej ludzi. James spojrzał na niego, a gdy kiwnęli do siebie głowami, Peter otworzył drzwi od schowka, przy którym stali i cała bielizna Lucjusza Malfoya zaczęła wylatywać ze środka, jak liście na wietrze. 

Na dodatek, zaczarowali ją tak, że sama tańczyła, gdy włączyli muzykę. Wyglądało to dosyć komicznie. Zamieszanie zwabiło nauczycieli. Profesor McGonagall zatrzymała się i spojrzała w górę na tańczące bokserki i z trudem powstrzymywała się od śmiechu, podobnie jak i profesor Slughorn. 

Największą furorę robiły te w serduszka i w gwiazdeczki, a także jedna para wściekle czerwonych. Co jak co, ale to wydarzenie poprawiło mi humor. Nagle pojawił się właściciel bielizny, a gdy zobaczył, co wiruje w powietrzu, strasznie się zdenerwował. Próbował przywołać swoją własność zaklęciem, lecz zaczarowane majtki zupełnie go ignorowały. W końcu skończyło się na tym, że próbował złapać je w powietrzu, skacząc i przeklinając przy tym.

- To jest genialne. - Powiedziałam do roześmianego Syriusza.

- Wyszło lepiej, niż się spodziewałem. - Przyznał, obserwując poczynania Malfoya. Profesor McGonagall spojrzała w jego stronę, zachwycona tym numerem, jednak potem gestem kazała mu to zakończyć.

Syriusz westchnął i machnął ręką do James'a. Ten zatrzymał muzykę i bielizna Malfoya spadła teatralnie na jego głowę, zasłaniając mu twarz. Wszyscy nadal się śmiali, a potem w pośpiechu się rozeszliśmy. Huncwoci oczywiście puścili się biegiem w stronę portretu Grubej Damy i pierwsi weszli do pokoju wspólnego. My dotarłyśmy tam tuż za nimi. 

- Chłopaki, to było mistrzostwo! - Powiedziała do nich Dorcas i przybiła piątkę ze wszystkimi. 

- Dziękujemy, dziękujemy. - James się ukłonił i uśmiechnął szeroko, a potem rozejrzał się. - A gdzie jest Evans?

- Została w bibliotece z Crouchem. - Oznajmiła Mary.

- Aaa rozumiem. - Pokiwał głową. - No, to jej opowiecie całą historię wirujących gaci Malfoya.

- Oczywiście. - Zaśmiałam się i pokiwałam głową. - To po prostu sprawiło, że dzień jest lepszy.

Wraz z przyjaciółkami wróciłyśmy do naszego dormitorium, gdzie rozmawiałyśmy o świetnym wybryku huncwotów. Nagle wróciła Lily, widocznie w dobrym nastroju i wydawała się być zadowolona.

- Jak wam poszło? - Zapytałam jej. Ona spojrzała na mnie pytająco. - Z wypracowaniami.

- Aaa... W porządku, napisaliśmy. Pomogłam mu trochę dokończyć to jego. - Uśmiechnęła się i usiadła na swoim łóżku.

- Czy coś nas ominęło? Wyglądasz na zadowoloną. 

- Marlene, ustalałyśmy coś ostatnio, miałyście mi niczego nie sugerować. - Przypomniała. - Nic się nie stało, po prostu on jest dla mnie miły i to jest... Przyjemne... Odprowadził mnie tutaj nawet.

- Naprawdę? - Zdziwiła się Dorcas.

- Tak. Skończyliśmy pisać, wyszliśmy z biblioteki i szliśmy do schodów, napatoczył się Rosier i znowu go zaczepiał, a Barty mu powiedział, że musi poczekać, bo najpierw odprowadzi mnie do pokoju wspólnego i dopiero później z nim pogada. Gdybyście widziały jego minę... - Lily zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. 

- Interesujące... - Zastanowiłam się chwilę i zaczęłam układać w głowie wszystkie fakty. Evan i Barty mają dość specyficzną relację, niewiele w sumie wiem, ale z tego co widziałam dotychczas, mogłabym wywnioskować, że coś między nimi się działo. 

Co jeśli Barty wykorzystuje nasze towarzystwo, żeby wkurzyć Rosiera? - Zastanowiłam się w głowie. Spojrzałam na Dorcas, która też patrzyła na mnie i miałam to dziwne wrażenie, że prowadzimy telepatyczną rozmowę, rozumiejąc się bez słów. Wiedziałam, że pomyślała dokładnie o tym samym.

- Dori, chcesz się przejść przed kolacją? - Zaproponowałam.

- Pewnie. - Pokiwała głową. Obie więc znów zeszłyśmy na dół i wyszłyśmy na korytarz. Tam zaczęłyśmy się dzielić swoimi teoriami o tym, dlaczego Crouch zaczepia Lily i jaki ma w tym cel. Spacerowałyśmy po korytarzach, nakręcając się tym tematem nawzajem, dopóki nie spostrzegłam Lucjusza Malfoya, który wchodził po schodach. Szybko złapałam ją za dłoń i wciągnęłam za sobą do pobliskiego pomieszczenia, w którym Filch trzymał swoje akcesoria do sprzątania.

- Co ty...? - Zaczęła pytać, ale zakryłam dłonią jej usta i nasłuchiwałam, czy Malfoy już sobie poszedł. 

- Nie mam ochoty znów widzieć tego kretyna. - Wyszeptałam i spojrzałam na nią.

- Myślałam, że masz inne zamiary. - Zachichotała cicho i lekko objęła mnie w talii.

- No... Skoro już tu jesteśmy... - Uśmiechnęłam się, a potem objęłam jej szyję, delikatnie łącząc nasze usta. Ostatnio rzadziej trafiały nam się takie momenty, w ogóle, rzadko zostawałyśmy same, więc w sumie byłam zadowolona, że miałyśmy teraz chwilę dla siebie, żeby trochę nadrobić zaległości.

Potem ledwo zdążyłyśmy na kolację, ale nikt na to nie zwrócił uwagi. Reszta dnia minęła nam już spokojnie, podobnie jak i dzień poprzedzający piątek, w który to odbyć się miało spotkanie klubu ślimaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro