54/To co się liczy/Evan Rosier
Evan:
Nadszedł mój ulubiony czas w Hogwarcie, czyli końcówka roku szkolnego. Nareszcie mogłem spędzić czas z Barty'm i skupić się na tym, co rzeczywiście będzie się w przyszłości liczyło. Poza tym, że byłem niesamowicie zakochany w nim i miałem wrażenie, jakby co najmniej wyrosły mi skrzydła, ekscytowało mnie przyjęcie mrocznego znaku w te wakacje.
Było coraz bliżej do tej chwili, gdy nareszcie będę oficjalnie służyć Czarnemu panu. Nie ma większego zaszczytu, niż to. Malfoy wtajemniczał nas w coraz więcej rzeczy, ale nadal nie zapomniałem mu tego, co robił z moją siostrą.
Idąc więc do jego gabinetu w dzień po egzaminach miałem pewien plan. Jeszcze nie wiedziałem, czy zdołam się do niego rzeczywiście posunąć, ale miałem taką nadzieję. Zapukałem do drzwi, a gdy usłyszałem zaproszenie, wszedłem do środka.
- Chciałeś mnie widzieć? - Zapytałem, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Owszem. I jesteś w samą porę. - Posłał mi uśmieszek. - Pomożesz mi w pewnej sprawie.
- W jakiej?
- Cóż, dostałem jakiś czas temu liścik. - Wyjął z kieszeni kawałek pergaminu. - Dowiedziałem się z niego, że Meadowes nas szpieguje i wcale nie zamierza się do nas dołączyć. Nie mam pojęcia, kto to napisał, niestety. A nagroda byłaby dla tej osoby naprawdę warta tej informacji...
- Rozumiem. Więc co robimy? - Skrzyżowałem ramiona i zerknąłem na liścik. Pismo wyglądało dość znajomo, ale nie byłem pewien, czyje dokładnie było.
- Zaprosiłem ją tutaj, więc za parę minut powinna się zjawić. Będziesz miał okazję się wykazać i poćwiczyć zaklęcie torturujące. - Uśmiechnął się przebiegle. Kiwnąłem głową, a chwilę później rozległo się pukanie do drzwi. Stanąłem w tyle, by na razie mnie nie zauważyła. Malfoy zaprosił ją do środka, a gdy weszła do środka, przesunąłem się w stronę drzwi.
- Chciał pan mnie widzieć, profesorze? - Zapytała. Wciąż nie zauważyła mojej obecności.
- Otóż to. - Pokiwał głową. - Usiądź. - Wskazał na krzesło, a ona powoli na nim usiadła. Momentalnie oplotły ją sznury, nawet nie wiedziałem skąd się tam wzięły, ale byłem pod wrażeniem.
- Co to jest?! O co chodzi?! - Pytała z przerażeniem, jednocześnie szarpiąc się.
- Tak kończą zdrajcy. - Odezwałem się, zwracając na siebie jej uwagę. Posłałem jej wredny uśmieszek.
- Właśnie. - Malfoy wyjął różdżkę. Zastanawiałem się, co jej zrobi. - Rosier, chodź tu. Pomożesz mi wyciągnąć z tej uroczej damy pewne informacje.
- Och, z przyjemnością. - Chwyciłem za swoją różdżkę i podszedłem bliżej. Dorcas siłowała się ze sznurami, ale nic jej to nie dawało.
- Powiedz, ile z tego, co powiedzieliśmy ci tutaj wiedzą twoi znajomi? - Zapytał Malfoy.
- Nic nie wiedzą. Przysięgam! - Twierdziła. Lucjusz spojrzał na mnie i skinął głową w jej stronę. Wycelowałem w nią różdżką.
- Crucio! - Rzuciłem zaklęcie, Dorcas krzyknęła głośno i zaczęła mocniej się miotać.
- Mów prawdę, głupia dziewczyno. Kto i ile wie?! - Zapytał Malfoy, gdy cofnąłem zaklęcie. Czułem się niesamowicie rzucając je. Jakby cała władza była nagle w moich rękach.
- N-Nikt... Nie wiedzą... Przysięgam... Chciałam załatwić to sama... - Mówiła, trzęsąc się.
- Kłamiesz. - Malfoy pokręcił głową. - Jestem niemalże pewien, że ktoś coś wie. Chcę tylko wiedzieć, ile.
- Nie wiedzą. - Pokręciła głową.
- Rosier. - Spojrzał na mnie, więc jeszcze raz rzuciłem zaklęcie torturujące. Jej krzyk poniósł się echem po gabinecie. Było to niczym melodia dla uszu.
Gdy przestałem, Meadowes trzęsła się jeszcze bardziej, a z jej oczu płynęły łzy. Lucjusz pochylił się nad nią i pokręcił głową.
- Taka słaba... A myślałem, że będziesz bardziej użyteczna i nie dojdzie do tego, że będę musiał posunąć się do takich kroków... Liczyłem na to, że okazanie ci uwagi i zainteresowania wystarczy, byś objęła właściwą stronę. Cóż. Każdy się myli, niestety. Jestem świadomy tego, że twoi przyjaciele coś wiedzą, ale to nic. Kto uwierzy grupce dzieciaków. - Zaśmiał się pod nosem. - Tak, czas trochę usunąć z twojej pamięci. Za dużo wiesz i pewnie przez ciebie Melissa miała podejrzenia co do mnie. Jej też co nieco usunąłem z pamięci i...
- Że co?! - Spojrzałem na niego zszokowany. - Majstrowałeś przy pamięci mojej siostry?!
- Musiałem. A teraz cicho! - Uniósł różdżkę. - Panno Meadowes, jakieś ostatnie słowa?
- Nie ujdzie ci to na sucho... Dowiedzą się... - Powiedziała, patrząc na niego z pogardą.
- Jasne... - Zaśmiał się i wycelował różdżką w jej czoło. - Obliviate!
Zaklęcie sprawiło, że na twarzy dziewczyny pojawił się nagle spokój. Byłem w szoku, że Malfoy się do tego posunął i to jeszcze przy mnie. Schowałem swoją różdżkę i obserwowałem go z lekkim niedowierzaniem.
On szybko uwolnił ją w więzów, uprzednio chyba rzucając na nią imperio, bo zachowywała się nagle posłusznie. Gdy wszystko w gabinecie wróciło do normy, dopiero się ocknęła.
- Co się dzieje? - Zapytała, rozglądając się.
- Chyba pani zasłabła na korytarzu, panno Meadowes. - Powiedział do niej Lucjusz. - Nie pamięta pani?
- Ach... Rzeczywiście... - Pokiwała głową.
- Rosier, daj jej szklankę wody.
- Oczywiście. - Podszedłem do dzbanka i szklanek, w jedną nalałem wody, następnie podając jej ją. Nie dość, że Malfoy skasował jej część wspomnień, to jeszcze zmienił w jej głowie przebieg ostatnich chwil. Skurwysyn ma niezły tupet i tyle.
Dorcas szybko doszła do siebie i Malfoy puścił ją wolno. Znów zostałem z nim w gabinecie. On w końcu z uśmiechem podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
- Twój ojciec byłby dumny. Pięknie się popisałeś tym zaklęciem. - Pochwalił mnie.
- Pewnie. - Pokiwałem głową i wziąłem głęboki wdech. - Więc, to już końcówka roku szkolnego i nie możesz mi już nic zrobić, co nie?
- Owszem. Czemu pytasz?
Posłałem mu wredny uśmiech, po czym z impetem przywaliłem mu pięścią w policzek, aż upadł na podłogę. Stanąłem nad nim z założonymi ramionami.
- To za moją siostrę i wszystkie świństwa, które jej zrobiłeś. - Powiedziałem, dodatkowo celowo przydeptując na jego dłoń, gdy wychodziłem zadowolony z gabinetu. Udałem się w drogę do lochów, a tam czekał już na mnie mój królewicz.
- Jak było u Malfoya? - Zapytał. W pokoju byli jeszcze Rabastan i Regulus.
- Zajebiście. - Odpowiedziałem i objąłem Barty'ego ramionami. - Dowiedział się, że Meadowes szpieguje, więc wezwał ją i razem zajęliśmy się tym problemem.
- Co jej zrobił? - Spytał zaciekawiony Regulus.
- Trochę ją torturowaliśmy, a potem skasował jej pamięć. - Powiedziałem. - Nic jej nie jest ogółem, gdy wyszła, to przywaliłem mu w ryj za to, co robił mojej siostrze przez te miesiące.
- Należało mu się. - Barty pokiwał głową i lekko pocałował mnie w policzek. Uśmiechnąłem się i przytuliłem go do siebie.
- Jej też się należało. - Stwierdził Rabastan. - Myślicie, że się ktoś zorientuje, że ona nic nie pamięta?
- Możemy być tego pewni. - Odezwał się Regulus, który jakby nagle zbladł. - James mnie zabije...
- O czym ty mówisz? - Zapytałem, patrząc w jego stronę. - To ty podesłałeś ten liścik do Malfoya? Wiedziałeś?
Black westchnął i popatrzył na nas po kolei, a potem lekko pokiwał głową. Byliśmy w szoku.
- Chciałem udowodnić, że jestem po waszej stronie. Że nie jestem zdrajcą. - Powiedział szeptem.
- Ale czekaj, czy to znaczy, że James jednak coś wie? - Zapytał Rabastan. - Mówiłeś mu o spotkaniach, tak?
- Meadowes mu powiedziała o tych spotkaniach, więc zadawał mi różne pytania. Nie mówiłem mu wszystkiego. Wiedziałem przecież, że to niebezpieczne. Wie tyle, ile wie od niej. - Odpowiedział, przygryzając następnie usta.
- Oj Reggie... - Pokręciłem głową. - Plany Malfoya łatwo może trafić szlag. Jak on wie to wie i twój brat, jego kochaś, ta cała McKinnon i pewnie też Pettigrew i Evans...
- Pewnie tak, ale nie wiedzą przecież ode mnie. - Powiedział. - Jestem po waszej stronie.
- Wiemy. - Odezwał się Barty. - I gdy Potter rzeczywiście skojarzy, że Malfoy wie od ciebie, pomożemy ci jakoś z tego wybrnąć.
- Jak? - Regulus spojrzał na nas.
- Zwalimy winę na Snape'a. Kto mu uwierzy, że to nie on. - Wzruszyłem ramionami. - Nawet potwierdzę, że widziałem jego pismo na liściku.
- A ja powiem, że widziałem jak podrzucał ten liścik! - Odezwał się Rabastan.
- Ja wszystko potwierdzę, również. - Barty pokiwał głową.
- Myślicie, że to by się udało? - Zapytał szeptem Regulus.
- Oczywiście. Przecież jesteśmy bardzo przekonujący! - Stwierdziłem z uśmiechem. - O nic się nie martw. Będzie dobrze.
Black pokiwał głową, uśmiechając się do nas lekko. Był niczym takie nasze dziecko, zawsze miałem takie wrażenie. Trochę zbuntowany, pyskaty, ale zarazem uroczy i aż chciało się nim opiekować.
Jak można by się było spodziewać, grupa gryfońskich kretynów szybko się ogarnęła, że pamięć Meadowes została zmodyfikowana. Potter pojawił się wieczorem w naszym dormitorium i od razu zaczął oskarżać o to Regulusa. Z impetem wszedł do pokoju, jak do siebie i wystartował do niego z wystawionym paluchem.
- Powiedziałeś mu o Dorcas! A ja ufałem ci, rękę bym se dał za ciebie uciąć... Jak mogłeś to zrobić Reggie... Jak mogłeś powiedzieć o tym Malfoyowi... Reggie, coś ty do cholery narobił... - Przeżywał.
- To nie ja! - Krzyknął do niego Regulus, który aż wstał ze swojego łóżka. - Nie zrobiłem tego! Przysięgam, to nie byłem ja!
- A kto inny?! Reggie... Nie rób ze mnie debila.
- Ale naprawdę...
- To nie Regulus. - Odezwałem się, gdy uznałem, że moment jest odpowiedni. - To był Snape. Malfoy dostał od niego liścik. Sam widziałem, to było jego pismo.
- Dokładnie, a ja sam widziałem, jak mu go podrzucał! - Dodał Rabastan.
- Ja słyszałem ogółem, że coś kombinował. - Barty pokiwał głową. - Regulus ostatnio spędzał czas z nami, nie miałby nawet kiedy tego zrobić. Mieliśmy go cały czas na oku.
- Właśnie, James... Powinieneś mi jednak bardziej ufać, a nie od razu mnie oskarżać...
- Ale dobrze wiesz, jak to wygląda... - Westchnął Potter. - Moi przyjaciele nie wiedzieli, że ty wiesz, powiedziałem tylko Remusowi, a on od razu, gdy tylko sprawa z Dorcas wyszła dziś na jaw, stwierdził ze mną w prywatnej rozmowie, że tylko ty możesz być za to odpowiedzialny...
- Otóż nie. Nawet jeśli o tym wiem, przecież ci obiecałem, że nic nie powiem. - Twierdził Regulus.
- Wiem... I też miałem nadzieję, że usłyszę jakieś inne, logiczne wyjaśnienie tej sprawy... A więc Smarkerus... - Potter zacisnął dłonie. - Pożałuje...
- James, nic mu nie rób. Nie warto. - Regulus pokręcił głową. - Jeszcze powie Malfoyowi i będziesz w niebezpieczeństwie...
- Są inne sposoby na zemstę. - Stwierdziłem. - Zabierz mu coś, na czym mu zależy.
- Lily... - Wypowiedział James. Regulus spojrzał na niego pytająco. - Zależy mu na Lily.
- No, to weź tą Lily przeciwko niemu obróć i patrz jak cierpi. - Doradziłem.
- Rosier... Jesteś złem wcielonym, wiesz?
- Wiem, Potter. - Posłałem mu uśmieszek. - A teraz przeproś naszego kolegę za te podejrzenia.
- Oczywiście... Reggie, przepraszam. - Zwrócił się do niego. - Wybacz mi, powinienem od razu wiedzieć, że to nie ty. Przecież nie zrobiłbyś czegoś takiego.
- Właśnie... Nie zrobiłbym... - Pokręcił głową. - Wybaczam... A teraz idź... Pewnie masz sporo do zrobienia z tą sprawą, a ja mam do pogadania z moimi lokatorami. Mają na pewno dużo pytań...
- Otóż tak... - Pokiwał głową i obdarzył go pocałunkiem. - Powodzenia i do zobaczenia.
Wyszedł, a gdy tylko zamknęły się drzwi, Regulus spojrzał na nas z wdzięcznością i po prostu opadł na swoje łóżko. Całe szczęście, załatwiliśmy tą sprawę w prosty sposób. Kto jak kto, ale Potter był strasznie naiwny, a my dla Regulusa byliśmy gotowi zgrywać kretynów.
Resztę wieczoru postanowiłem spędzić na osobności z Barty'm. Po kolacji wybraliśmy się na spacer po Hogwarcie, ostatecznie kończąc go w łazience prefektów, do której on miał wstęp.
Było to fajne miejsce i właściwie byłem tutaj nie raz, doskonale wiedziałem co gdzie jest, który kran jak działa i zazwyczaj znałem bieżące hasła, choć nigdy nie zostałem prefektem ani niczym w tym stylu.
Urządziliśmy sobie kąpiel, tak jak ostatnio. Wszystkie możliwe kurki poszły w ruch. Bujna piana unosiła się na powierzchni wody, a my bawiliśmy się nią niczym dzieci. Byłem pewien jednego. To z nim chcę spędzić resztę mojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro