Rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   W piątek po obiedzie uczniowie Hogwartu szykowali się powoli do ostatnich zajęć w tym tygodniu. Wszyscy byli w dobrych humorach, gdyż jutro miał się odbyć wypad do Hogsmeade. Najbardziej z tego powodu cieszyli się trzecioklasiści (z racji, że jeszcze nie zdążyli się tym nacieszyć tak jak wyższe roczniki) jak i również osoby z piątego i siódmego roku, ponieważ była to miła odskocznia od zbliżających się, nadzwyczaj ważnych egzaminów.
— Słuchaj Lily, może pójdziemy jutro razem do Hogsmeade? — Zagadał do czarownicy, Frank Longbottom.
— Nie jestem pewna czy w ogóle się jutro tam wybiorę — odpowiedziała delikatnie zaskoczona.
— Spóźniłeś się, Longbottom — James Potter usiadł na stoliku przy kominku, gdzie leżały książki Evans. — Lily wybiera się ze mną na randkę.
— Niby kiedy tak powiedziałam?
— Ostatnim razem, gdy zgodziłaś się ze mną umawiać! — Zawołał oburzony na cały Pokój Wspólny.
   Czarownica była pewna, że zrobił to specjalnie.
— Wciąż ci brakuje dwóch punktów, znikaj — Lily machnęła ręką na niego, a ten niby oburzony, a jednak zadowolony z swojego występku, wstał i podszedł do stolika, przy którym siedział Remus z Syriuszem.
   Dziewczyna odwróciła się, żeby zobaczyć czy Frank wciąż stoi za kanapą.
— Może innym razem, przepraszam.
— Łapo, Lunatyku musicie mi pomóc zdobyć jeszcze dzisiaj te punkty.
— Nie wiem co może sprawić, że Lily ci je da. Może nie idźmy na dzisiejsze lekcje i pomyślmy o tym — zaproponował Syriusz.
— To chyba nie najlepszy pomysł — stwierdził Remus. — Jeśli nie pójdziemy na lekcję, Lily odejmie Jamesowi więcej punktów.
— Luniek ma rację! Nie możemy się spóźnić nawet minuty — odparł James, po czym spojrzał na swoją wybrankę i o dziwo ona również na niego patrzyła, jednak szybko odwróciła wzrok.
   Potter się tylko uśmiechnął, a czarownica miała nadzieję, że zdążyła się niepostrzeżenie odwrócić.
— Lily — obok dziewczyny pojawił się ponownie Frank, jednak tym razem usiadł.
— Tak? — Spojrzała na niego zaskoczona. — Stało się coś? Mamy coś do zrobienia?
— Czego znowu od niej chcesz — podszedł do nich Rogacz.
— Nie twoja sprawa, Potter.
— A właśnie, że moja! Nie słyszałeś jak mówiłem, że się umawiamy?
— Chcę porozmawiać z nią, a nie z tobą — wstał.
— Odczep się od niej Longbottom!
— Z jakiej racji mam się ciebie słuchać? — Prychnął chłopak o mysich włosach.
— Nie jesteś kimś kto może mieć ze mną jakiekolwiek szanse.
— Może się przekonamy?
— Czy twoje uszy są na pokaz?
— Dość! Przestańcie się kłócić! Nie chcę tego słuchać!?
— Lily!
— Mówiłam Potter, żebyś zniknął. Teraz chcę porozmawiać z Frankiem.
— Lily Evans!
— Ucisz się i idź do swoich przyjaciół!
— Evans, powinnaś się nieco uspokoić — podszedł do nich Syriusz. — Rogacz ma rację...
— Jeszcze jedno słowo, Black! Potter potrzebuje obrońców?
— Zachowujesz... — Przerwał, gdy James go szturchnął.
— Przepraszam, że musisz słuchać takiej wymiany zdań — tym razem zwróciła się do Longbottoma. — O co chodzi?
— Wiesz to nie jest nic ważnego. Pogadamy kiedy indziej — przeszedł obok Huncwotów.
— Dostałeś sygnał od swoich przyjaciół? Powiedzieli ci, że nie masz szans i masz spadać? — Zawołał za nim Black.
— Black, Potter, Lupin! Za mną — wskazała wyjście z dormitorium.
— Lily, ale co ja mam z tym wspólnego? — Zapytał Remus, jednak patrząc na Evans poczuł się, jakby conajmniej zawinił faktem, że się urodził.
   Czarodzieje chcieli się jakoś postawić dziewczynie, jednak za bardzo przypominała wkurzoną McGonagall i woleli udać się za nią.
   Przeszli przez dziurę i gdy Lily znalazła odpowiednio ciche miejsce, zatrzymali się.
— Prosicie się takim zachowaniem o odjęcie punktów Gryffindorowi. Gdyby to jakiś nauczyciel was widział za każdym razem to byście nie mieli nawet czasu na treningi Quidditcha przez zadane wam szlabany! — Mówiła przyciszonym, jednak mocnym głosem.
— Na nasze szczęście nie jesteś profesorem — stwierdził Remus.
— Czy waszym hobby jest obrażanie innych i wtrącanie się w cudze rozmowy?
— Wtrąciłem się, bo ten kretyn Longbottom zaczął się stawiać Rogaczowi — odezwał się na swoją obronę, Black.
— Mam prawo się wtrącać skoro się umawiamy! Nie moja wina, że to do niego nie dociera!
— Byliśmy na randce?
— Słucham?
— Zapytałam czy byliśmy na randce.
— Jeszcze nie.
— Wyszliśmy na wspólny spacer?
— Nie.
— Spędzaliśmy czas tylko we dwoje?
— Nie — odpowiadał coraz bardziej zirytowany.
— Także z tego co mi się wydaje to nie zaczęliśmy jeszcze się umawiać.
— James, Lily ma rację. Skończmy już tą rozmowę — powiedział Remus.
— Na tym polega wasza przyjaźń? — Jak widać dziewczyna jeszcze nie skończyła mówić. — Zamiast powstrzymywać przyjaciela przed głupstwem to lepiej mu wtórować lub siedzieć cicho — na końcu spojrzała na Lupina.
— Przesadzasz, Evans — powiedział mocnym tonem, Łapa.
   Czarownica się tym nie przejęła.
— Jak śmiesz odzywać się na temat naszej przyjaźni!
— Słucham?
— Spójrz na siebie! Twoją jedyną przyjaciółką jest dziewczyna, która całkowicie różni się od ciebie i myślisz, że to jest szczere. Jeszcze do niedawna przyjaźniłaś się z Śmierciożercą i uważasz, że możesz wypowiadać się na temat naszej przyjaźni!? — Wykrzyczał chłopak o kręconych włosach.
— Syriuszu! — Zareagował Remus, natomiast James się tylko przyglądał.
— Zamknij się, Black! — Lily zrobiła się czerwona ze złości.
— Prawda zabolała? — Prychnął.
— Ciebie zaboli jak cię przeklnę — warknęła.
— Powinnaś spróbować.
   Potter zobaczył jak czarownica ściska różdżkę i stanął przed nią, łapiąc ją za ramiona.
— Będziesz żałowała później tego, odpuść — chciał jej pomóc, jednak dla wściekłej dziewczyny zabrzmiało to całkiem odwrotnie.
— Bierzesz jego stronę, ponieważ jest twoim przyjacielem czy po prostu uważasz, że ma rację?
— Co to za pytanie?
— Powiedz mi jak bardzo ci na mnie zależy? — Zarówno Lily, która zadała to pytanie jak i James byli w szoku.
— Zrobię dla ciebie wszystko. Skąd nagle takie pytania?
— A więc zostaw mnie w spokoju — chciała odejść, jednak chłopak ją zatrzymał.
— Jesteś teraz pod wpływem negatywnych emocji. Jak ochłoniesz to zrozumiesz, że wcale tak nie myślisz.
— Wiem lepiej co myślę, Potter — wyrwała się z jego uścisku. — Zajmij się lepiej swoimi przyjaciółmi, zresztą tak jak już mówiłam.
— A czy tobie na mnie w ogóle w jakimkolwiek stopniu zależy? — Zapytał, jednak dziewczyna ruszyła przed siebie. — Czy za mało się staram? Jeśli tak to wybacz, że tego nie widziałem. Będę się starać z całych sił!? — Wołał za nią, nie tracąc ani na moment zimnej krwi.
   Potter odwrócił się z uśmiechem do dwójki przyjaciół, jednak gdy tylko zobaczył zadowoloną twarz Blacka, automatycznie uśmiech zszedł mu z twarzy. Było pewne, że Rogacz zamierza teraz pogadać o tym z przyjaciółmi, jednak miał możliwość nazwymyślać tylko Łapie, bo Remus klepnął go w ramię i ominął, biegnąc w kierunku Lily Evans. Czarodzieje spojrzeli się na niego, jednak nie zatrzymywali go.
— Lily — chłopak znalazł dziewczynę w Pokoju Wspólnym.
— Już spadam — zaczęła wstawać z krzesła, które znajdowało się w rogu pomieszczenia, jednak Lupin ją zatrzymał.
— Sam przyszedłem, mogę się dosiąść? — Uśmiechnął się.
— Nie musisz pytać, Remusie. Co tutaj robisz?
— Wagaruje razem z tobą.
— Nie wypada mi prawda? Jestem Prefektem Naczelnym — poczuła się zakłopotana.
— Każdy ma chwilę słabości. Nawet Profesor McGonagall to zrozumie.
— Masz rację — dziewczyna wpatrywała się w do połowy zapisany pergamin, jednak nie zamierzała ani go czytać ani po nim pisać. Czuła się lekko zagubiona i nie wiedziała co powinna zrobić.
— Przepraszam za Syriusza — powiedział w końcu.
— Miał rację.
— Ja uważam inaczej. Syriusz bywa narwany, a jego czułym punktem jest przyjaźń. Nie rozmyślaj zbyt wiele nad jego słowami.
— Remusie, czy Potter...
— James jest z tobą zawsze szczery, Lily — dokończył za nią, gdy się zawahała. — A powiem ci nawet, że nigdy nie spojrzał na żadną inną czarownicę tak jak na ciebie — Evans się na niego spojrzała. — Wydaje mi się, że nigdy by ci o tym nie powiedział. Wiesz jak to bywa z dumą facetów czy coś tam — zaśmiał się, a Lily odwzajemniła uśmiech. — Syriusz skutecznie mu to wypomina (według niego powinien spróbować wielu smaków za nim wybierze ulubiony), a ja pomyślałem, że ta informacja doda ci trochę pewności.
— A tobie nie brakowało nigdy pewności?
— Bardzo wiele razy — zaczął się nad tym zastanawiać. — Pierwszy raz był w momencie, gdy miałem pójść do Hogwartu.
— Jak sobie z tym poradziłeś?
— Poznałem przyjaciół, którzy okazali się dla mnie całkowitym wsparciem. Nawet nie mówiąc im co we mnie siedziało to już w pociągu, podczas pierwszego wyjazdu sprawili, że zrobiłem się spokojniejszy i pewniejszy. Wiesz, że James i Syriusz są moimi pierwszymi przyjaciółmi?
— To znaczy, że zanim poszedłeś do Hogwartu z nikim się nie znałeś?
— Miałem prywatną naukę w domu i brak możliwości poznania kogokolwiek.
— Rozumiem, że więź łącząca waszą trójkę jest naprawdę silna.
— Równie silna co więź, która łączy ciebie z Anastasią.
— Wiem o tym — uśmiechnęła się do niego. — Jak tam twoje zadanie z Transmutacji? — Zmieniła nagle temat.
— Mam z nim mały problem.
— Przynieś je to ci pomogę.
   Remus zadowolony z poprawienia nastroju swojej przyjaciółki, udał się do sypialni po pergamin z zadaniem i podręcznik z Transmutacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro