Hermiona - How I lied

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowy rok szkolny w Hogwarcie zaczął się spokojnie. Poznaliśmy nowych uczniów, a mnie przeszła fala nostalgii, ponieważ przypomniało mi się, że sama nie tak dawno siedziałam na stołku z wielką tiarą na głowie, która zastanawiała się, czy jestem bardziej Gryfonką, czy może Krukonką. Ostatecznie podjęła decyzję, która wpłynęła na całe moje życie, ale było mi z tym dobre. Chociaż lubiłam moich znajomych w niebieskich szatach, zdecydowanie swobodniej czułam się w Gryffindorze. Tutaj nikt poza mną samą nie wywierał na mnie presji. Poza tym, zaprzyjaźniłam się z Ronaldem i poznałam jego braci.

Odłożyłam pióro na bok i raz jeszcze prześledziłam treść listu. Tak bardzo brakowało mi Freda, mimo że widzieliśmy się zaledwie dwa tygodnie temu.

Czasami, kiedy zasypiałam, wciąż czułam na swoich ustach i szyi jego gorące pocałunki, a wtedy serce zaczynało bić mi szybciej i na twarzy pojawiał się uśmiech.

Fred doskonale wiedział, w jaki sposób się ze mną obchodzić. Wiedział, jak mnie całować, jak dotykać, jak do mnie mówić. Fred był mężczyzną, którego potrzebowałam, podczas gdy Ron był... chłopcem. Chłopcem, który wciąż użalał się nad sobą, który nie wiedział, jak sprawić mi przyjemność i nie dojrzał jeszcze do poważnego związku.

Westchnęłam cicho, składając pergamin do koperty. Tak bardzo chciałam móc porozmawiać z Fredem w cztery oczy.

Od tamtego wieczoru, kiedy się całowaliśmy, nie mieliśmy okazji wyjaśnić sobie niczego. Wiedziałam, że mu się podobam, a on wiedział, że podoba się mnie. Było coś między nami, jednak żadne z nas nie określiło, czym to coś jest.

Jak bardzo chciałabym móc nazwać Fredo moim chłopakiem, tak bardzo obawiałam się zerwania z Ronem. 

Wbrew wszystkiemu, wcale nie chciałam go zranić. Znałam go od lat, był moim przyjacielem i chociaż nigdy nie powinien stawać się nikim więcej, spotykaliśmy się. Wiedziałam, że wiadomość o tym, że zostawiam go dla jego starszego brata może być nie tylko oszałamiająca, ale sprowadzić do ich rodziny wiele konfliktów, czego za wszelką cenę chciałam uniknąć.

Wysłałam list przez sowią pocztę, a potem wśliznęłam się pod kołdrę. Dochodziła druga w nocy, a ja mogłam być tylko wdzięczna za to, że prefekci mają oddzielne sypialnie.

Następnego dnia popadłam w codzienną rutynę. Na śniadaniu, jak zawsze, uśmiechałam się, potakiwałam słowom moich przyjaciół i starałam się nie odbiegać myślami za daleko. Naprawdę zastanawiałam się tylko nad tym, czy otrzymam dziś odpowiedź od Freda.

To było trudne, listowanie z nim. Za każdym razem, gdy Ronald pytał, kto do mnie pisze, musiałam kłamać i szybko chować wiadomości w kieszenie szaty. Dopiero po obiedzie miałam czas na spokojne przeczytanie listu w swoim dormitorium, kiedy moi przyjaciele trenowali Quidditcha. Przez wszystkie lekcje listy w moich kieszeniach mnie rozpraszały, bo nie tylko musiałam dopilnować, by nie wpadły w niepowołane ręce, ale też niesamowicie bardzo chciałam je przeczytać.

Fred miał w zwyczaju pisać mi rzeczy, które sprawiały, że na policzki wstępował mi rumieniec. Kilkukrotnie wspominał, że nie może zapomnieć o naszym pocałunku, że marzy, żeby to powtórzyć oraz, że miewa bardziej nieprzyzwoite myśli, ale w nawiasie dodawał, że opowie mi o nich, kiedy się spotkamy. 

Serce niejednokrotnie prawie zatrzymało mi się w piersi, kiedy czytałam, co chciał mi przekazać.

W tym samym czasie udawałam i ciągle okłamywałam Rona. Nie było mi z tym dobrze, ale chociaż kilkukrotnie próbowałam z nim zerwać, nie byłam w stanie tego zrobić i ilekroć pytał mnie, o czym chciałam z nim porozmawiać, ja rezygnowałam, twierdząc, że już nieważne. 

- Hermiono, a ty jak sądzisz? - usłyszałam, wiec uniosłam spojrzenie znad talerza, na którym widelcem oddzielałam od siebie ziarenka gotowanego grochu.

- Słucham? - zapytałam. - Przepraszam, skupiłam się na tym, że nie jestem pewna, czy wzięłam wszystkie podręczniki.

- Pytałem, co myślisz o tych plotkach - sprostował Ron, a mi serce zabiło szybciej ze stresu.

Chociaż niemożliwym było, by ktokolwiek dowiedział się o tym, co wydarzyło się między mną, a Fredem, czułam się winna i to poczucie zjadało mnie od środka.

- Jakich plotkach? - wydusiłam, po czym napiłam się wody, żeby zwilżyć gardło.

- Podobno Blaise Zabini zakochał się w jakiejś Gryfonce - wyjaśnił Harry.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na moich przyjaciół.

- Dajcie spokój, to tylko plotki - odezwała się Ginny, po czym nerwowo założyła włosy za uszy, a wzrok wlepiła w talerz.

Przyjrzałam się jej przez kilka sekund dłużej. Widziałam, jak podskubuje wargę i niespokojnie odwraca szklankę w dłoni.

- Też uważam, że to wyłącznie pomówienia - skłamałam.

Tak naprawdę, to chyba nawet wiedziałam, kto wpadł w oko Ślizgonowi. I, cóż, ciężko było się temu dziwić. Czasami żartowaliśmy z Ginny, mówiąc, że Tiara chyba tylko dla tradycji umieściła ją w Gryffindorze, bo byłaby z niej całkiem niezła Ślizgonka.

- A mi wydaje się, że może być w tym trochę prawdy - oświadczył Ronald, na co westchnęłam cicho, a Ginny uniosła na brata spojrzenie szeroko otwartych oczu. - Tylko która dziewczyna mogłaby...

- Pewnie Lavender - przerwałam, nie mając zamiaru na dalsze pogrążanie Ginny. Ona nie tylko była moją przyjaciółką, ale też jeśli miała coś za uszami, nigdy nie utożsamiałam się z nią bardziej. Postanowiłam złapać ją w wolnej chwili i podpytać, o co tak naprawdę chodzi z Blaisem. Czy to z nim wymieniała listy przez całe wakacje? - Lavender to śliczna dziewczyna, na pewno nie tylko Zabiniemu się podoba. 

Na szczęście nie musiałam dłużej ciągnąć tematu, ponieważ Wielką Salę wypełniły sowy, a na dłonie uczniów spadły listy i przesyłki. Ku mojej uciesze, ja również dostałam list. Szybko jednak schowałam go do kieszeni, mając nadzieję, że uniknę wszelkich pytań. Próbowałam też powstrzymać uśmiech, który cisnął mi się na twarz.

- Fred i George do mnie napisali - zawołała Ginny.

Popatrzyłam na nią, wstrzymując oddech.

- Co napisali? - zainteresował się Harry, zerkając przez ramię swojej dziewczyny.

- Pytają, czy mogę zapytać dyrektora, czy miałby coś przeciwko, żeby wpadli na Noc Duchów i zrobili mały pokaz fajerwerków - powiedziała, cały czas wpatrując się w pergamin.

Aż zapiekły mnie policzki, kiedy to usłyszałam. Zastanawiałam się, czy Fred wspomniał mi o tym w liście, na którym teraz kurczowo zaciskałam palce wgłębi kieszeni szaty. Wyobrażenie tego, że miałabym spotkać Freda, że mogłabym z nim porozmawiać, a może nawet udałoby nam się zdobyć chwilę prywatności, sam na sam... 

Zrobiło mi się gorąco.

- Hermiono, źle wyglądasz - zwrócił się do mnie Ronald. - Jesteś chora?

Odchrząknęłam w dłoń i popatrzyłam w oczy mojego chłopaka.

- Źle się czuję - skłamałam ponownie. - Chyba faktycznie przejdę się do skrzydła szpitalnego.

- Odprowadzić cię?

- Nie trzeba, Ronaldzie. Gdybyś mógł zrobić mi dokładne notatki z lekcji, będę ci bardzo wdzięczna. 

Harry zaśmiał się na moje słowa, komentując, że nauka jest dla mnie ważniejsza niż wszystko inne. 

Och, Harry, gdybyś tylko wiedział, że właśnie uciekam z lekcji tylko po to, by przeczytać list od Freda... Chyba zmieniłbyś o mnie zdanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro