VI |ocean eyes|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hejka wszystkim! Jak tam u was? Jak samopoczucie? U mnie jakoś lepiej. Spędzam czas bardzo aktywnie. Na przykład wczoraj przejechałam ok. 7km na deskorolce. Także jest fajnie. Dzisiaj kolejna porcja pytań. Wolicie czytać ff o malecu, gdzie Alexander jest Nocnym Łowcą, Magnus Czarownikiem itp. czy gdzie oboje prowadzą życie normalnych nastolatków? Powiem wam, że ja wolę tą pierwszą opcję, ale czytam również inne ff. A wy? 

Była godzina szósta rano, kiedy Alec, razem z Magnusem i Izzy siedzieli przy stole zastawionym jedzeniem i napojami. Gofry, tosty, jajecznica, kakao, mleko, herbata, kawa i Bóg wie, co jeszcze. A na talerzu Alexandra znajdowała się kanapka z serem. I to było takie śmieszne, kiedy jego siostra zajadała się kolejnym gofrem z nutellą, aż się jej uszy trzęsły, a on wpatrywał się w zwykłą kanapkę z serem. Dwie kromki chleba. Ser. Siedział cicho i nie wiedział, co robić. Nie jadł od dawna. Prawdopodobnie od wczorajszego poranka i może wcześniej umierał z głodu, to teraz miał ochotę zwymiotować. Isabelle i Magnus, co chwilę wybuchali śmiechem i głośno rozmawiali, jakby znali się całe swoje życie. Alec wyłapywał pojedyncze słowa. Impreza. Kino. Nowa kolekcja Gucci. Czym do cholery było Gucci? Dlatego, więc wpatrywał się w smutną kanapkę z serem i czuł się niemal tak żałośnie, jak ona pośród tych wszystkich pyszności. Alec był taką kanapką z serem. Nudną, niefajną, niezaskakującą. Czy dziwnym było porównywanie się do kanapki z serem? Nie, na pewno nie. - zaprzeczał w myślach Alexander. Tak naprawdę jesteś debilem. - dopowiadał za każdym razem. 

- A słyszałeś o tej nowej torebce? Kosztuje tysiące, ale jest przepiękna! - śmiała się Izzy, a Bane jej wtórował. 

- Prawda! Wiesz, żyję przez tyle stuleci i widziałem wiele takich wyrobów, a ta jest jedną z najpiękniejszych w całym moim, długim życiu. Tamte były równie piękne, ale nie miały tego czegoś, wiesz o czym mówię? - ciemnowłosa kiwnęła w odpowiedzi głową. - W którymś z moich mieszkań mam ich całą kolekcje, a ta musi do niej powędrować. 

- Chciałabym zobaczyć poprzednie torebki i pójść z tobą na zakupy! - zapiszczała Isabelle, a Azjata uśmiechnął się radośnie

-Kiedyś na pewno ci pokażę i na pewno zabiorę do galerii handlowej. - zamilkli na moment. -   Alexandrze, wszystko w porządku? - prawie spadł z krzesła, kiedy głęboki głos Magnusa wybudził go z przemyśleń.

 Nienawidził, jak ktoś mówił do niego pełnym imieniem, ale w ustach Czarownika brzmiało to tak pięknie, że miał ochotę błagać podziemnego, aby mówił tak do niego, do końca życia. Ciarki przebiegały przez jego ciało, a w głowie rozbrzmiewał mu ten dźwięk. Był najpiękniejszym, jaki kiedykolwiek dane było mu usłyszeć. Ludzie kochają różne dźwięki - muzykę, śmiech dziecka czy nawet odgłos smażenia naleśników - Alexander pokochał słuchać to, jak Magnus Bane wypowiada jego pełne imię. Mówił je z czułością. Takim uczuciem, które przyprawiało ciemnowłosego o tysiące trzepoczących skrzydeł w jego brzuchu. 

- Um, tak. - mruknął. Głupia kanapka.

- Nie zjadłeś nic, Alec. - wtrąciła się Izzy, a on powstrzymał się od przewrócenia oczami. - I jestem pewna, że nie jadłeś nic od wczorajszego poranka. - tak to było, Isabelle potrafiła zauważyć wszystko. 

Prawie wszystko, bo nigdy nie odkryła orientacji Alexandra. Czy mógł się tym chwalić? Przez tyle lat ukrywał coś tak dużego przez osobą, która dostrzega najmniejszy szczegół w najmniejszej rzeczy. 

- Nie mam ochoty. - powiedział cicho, dalej nie unosząc wzroku znad talerza.

 Czuł się taki mały w ich towarzystwie. Nie pasował tam i się dusił. Tak bardzo czuł się wyobcowany. Oni razem rozmawiali, śmiali się, a on siedział jak ten sztywniak, który zawsze podpiera ściany i się nie odzywał. Czuł się taki żałosny. 

- Spokojnie, Isabelle. Czasem po odczarowaniu tak bywa. - Alec uniósł wzrok na Magnusa, który bacznie mu się przyglądał. Bane, widząc spojrzenie Alexandra, posłał mu lekki uśmiech. Oczy Nocnego Łowcy natychmiast powędrowały w innym kierunku, a na policzkach wykwitł mi mały rumieniec. - Mógłbyś mi coś opowiedzieć o tym Czarowniku? 

- Nie wiem, co dokładnie mam powiedzieć. 

- Wszystko, Alexandrze. Jak był ubrany. Czy coś mówił, a jeśli tak to, czy miał specyficzny akcent?

- Więc... - jego głos zadrżał. Głupi Magnus. - ... był ubrany w garnitur. Nie wiem. Było ciemno i uh... Miał brytyjski akcent i znał moje imiona i nazwisko. 

- Mówił o czymś jeszcze? - dopytał Magnus, a Alec czuł świdrujące spojrzenie dwóch par oczów. 

- Mówił, że potrzebuje mojej energii. Tylko trochę energii, dokładniej mówiąc, ale nie wiem, co to miało znaczyć. Później wypuścił na mnie demony, a kiedy już je zabiłem, to chciałem go poszukać i spojrzałem na dach. Widziałem coś ciemnego, więc poszedłem tam, a tam, tam... Sami wiecie. - powiedział zawstydzony, a oni kiwnęli głową. 

Alexander nienawidził tego, jak słaby był. Kilka godzin temu był tak blisko śmierci. Dzieliło go od niej kilka sekund. Gdyby nie rodzeństwo, teraz nie siedziałby z Izzy i z Magnusem przy stole. Jednak coś jeszcze przeraziło go w tej próbie samobójczej. Gdy stał na krawędzi, czuł, że tak będzie lepiej, że, kiedy skoczy, wszystko, co trudnego spotkało go w życiu Nocnego Łowcy, zniknie. I nienawidził tego uczucia, ale wiedział, że to prawda. Tylko śmierć mogła uratować go, od i tak rychłego końca z jakąś Łowczynią, która z pewnością nie byłaby z nim szczęśliwa, w sumie on też by nie był, ale do rozwodu nie doszłoby nigdy, bo to okryłoby hańbą ich nazwiska. Alexander nienawidził myśleć tak o swojej przyszłości, ale wiedział, że i tak skończy, tak jak zaplanuje to jego matka. 

Czasem marzył o tym, żeby poznać jakiegoś przystojnego mężczyznę i uciec z nim na koniec świata. Alec w duchu był romantykiem i taka wizja wycieczki bardzo mu się podobała. Jednak smutna prawda go dopadła. Nikt z otaczających go mężczyzn nigdy nie spojrzałby na niego w kontekście kochanka. A żeby uciec samemu miał za mało odwagi. Więc utknął w swoim smutnym, samotnym życiu. 

Po chwili ciszy, Czarownik odezwał się ponownie:

- Było coś, co jeszcze zwróciło twoją uwagę?

- W sumie, nie wiem. - jęknął żałośnie. Czy on mógł tak na niego nie patrzeć? - Chociaż... Kiedy na misji, to było wtedy, gdy Jace i Izzy znaleźli Clary, było podobnie. Chodzi o to, że nagle nie było nic słychać. Wtedy, na tamtej misji, demon mówił, że potrzebował Fairchild. Nie zrozumiałem, o co mu chodziło. Ale, wracając, kiedy walczyłem z tymi demonami, to nagle świat jakby zamierał, było czuć siarkę i, i to chyba tyle. Było bardzo dziwnie - nie wspominał o krwawieniu z nosa.

- Myślę, że ten Czarownik widział was już podczas tamtej misji. Nie wiem, co to oznacza, ale trzeba powiadomić waszą matkę.

- Nie, proszę! - Alexander krzyknął. - Ona nie może się dowiedzieć, że ja, że ty, że my... Nie może. - spanikowany wędrował wzrokiem po całym pokoju. 

- Hej, Alec.  Spokojnie.- Izzy położyła mu dłoń na ramieniu. - Powiemy, że Magnus nam pomógł, bo nie wiem, byłam ranna, a do Instytutu było za daleko i po prostu nam pomógł. Spokojnie. - powtórzyła siostra. Serce Aleca bolało ze zdenerwowania. 

Oddychał ciężko, ale zaraz karcił się w myślach. Znowu uzewnętrzniał swoje emocje, a to zawsze kończyło się opłakanymi skutkami. Jednak nie zignorował badającego go wzroku Magnusa. Z jednej strony jego spojrzenie mu ciążyło, bo z Banem było podobnie, jak z Izzy. Też patrzył na szczegóły i obserwował zmieniającą się mimikę twarzy Aleca. To było ciężkie, bo Magnusowi pewnie nic nie umykało. I Alec się bał, że ten odkryje jego wszystkie sekrety.

Była też druga strona medalu. Alexandrowi podobała się wizja, że Czarownik patrzył na niego, bo uważał go za interesująca osobę. Może ta myśl w głowie Aleca była mało prawdopodobna, ale trochę mu schlebiała. Teraz jednak smutna rzeczywistość ponownie pukała do drzwi. Magnus był podziemnym, on Nocnym Łowcą. To było zakazane, karane. 

Alec westchnął cicho pod nosem. 

Nie wrócili do tego tematu, po prostu cicho kończąc swoje posiłki. W głowie Magnusa trwała istna rewolucja. Miał ochotę wypytać o wszystko Aleca, ale z drugiej strony nie chciał zepsuć zaufania, którym ten go darzył. Miał ochotę tulić go do swojej piersi, kiedy przestraszony prawie wybuchnął płaczem, ale wiedział, że nie mógł. Miał ochotę go nakarmić i sprawić, żeby do jego twarzy dołączyły jakieś kolory, ale nie mógł go zmusić. Nawet jeśli bardzo chciał, to pozostało mu tylko przypatrywanie się niepewnemu Alexandrowi, który w tym wydaniu był taki niewinny i rozkoszny, że miał ochotę skakać i krzyczeć do niebieskookiego, że jest jego Biszkopcikiem.  Chyba wariował ze starości albo z uczucia, które kształtowało się w jego sercu. Nie bardzo lubił w sobie jedną cechę, mimo że kochał siebie, to ta jedna sprawiała, że jego życie stawało się trudniejsze. Mianowicie kochliwość. Przez tyle lat był w kilkunastu tysiącach związków. Jednak jego intuicja, która rzadko się myliła, mówiła mu, że z Alexandrem będzie inaczej. 

Ponownie spojrzał na niego i skupił wzrok na runie na szyi. Jego serce zakuło boleśnie. Mimo swojego nowo kiełkującego uczucia, musiał to na poważnie przemyśleć. Nie chciał psuć życia młodemu chłopakowi. 

Skończyli posiłek, a dzięki jednemu pstryknięciu palców Magnusa, brudne naczynia i reszta jedzenia zniknęła. Siedzieli przez chwilę w ciszy, kiedy Magnus westchnął. Zawsze był wygadany, nigdy nie milczał, a teraz tak bardzo pochłonął się myślami o niebieskookim, pięknym Aniele. 

- Muszę jeszcze raz sprawdzić, czy wszystko jest w Tobie w porządku, Alexandrze. - niebieskie oczy spotkały się z tymi złotymi, a Alec uroczo się zarumienił. 

Ciepło rozlało się po żołądku podziemnego. Jak on uwielbiał te małe, słodkie, czerwone rumieńce na bladych policzkach chłopca. Tak bardzo chciał je dotknąć i wytarmosić, niczym nieznana ciotka, która przyjeżdża na twoje urodziny i mówi ci, jak bardzo wyrosłeś, mimo że ty w ogóle nie kojarzysz tej kobiety. 

Izzy, widząc te spojrzenia, postanowiła się wycofać. Wiedziała, że coś wisiało w powietrzu. Więc przeprosiła i powiedziała, że pójdzie do toalety i poczeka na Aleca w holu. W czasie wstawania złapała jeszcze kontakt wzrokowy z Czarownikiem i uśmiechnęła się do niego lekko. Magnus zagryzł wargę. Czyżby się domyślała? Bane nie zdążył odpowiedzieć tym samym, bo dziewczyna już wyszła. 

Bane wstał, a Alec nie wiedział, co miał robić. Siedzieć? Wstać? Patrzyć na niego? Unikać jego spojrzenia? W ostateczności wstał i nie zaszczycił Czarownika widokiem swoich oczów, które, nawiasem mówiąc, w tamtym momencie były rozszerzone i miał pewność, że gdyby się uprzeć, to można by było dostrzec w nich małe serduszka. Magnus stanął przed nim i pstryknął palcami, z których polał się niebieski strumień magii. Rozłożył obie dłonie i zatrzymał je kilka centymetrów przed klatką piersiową Aleca, która, teraz,  niespokojnie się unosiła. Czuł przyjemne mrowienie i na moment zapomniał o wszystkim. Zamknął oczy i się rozluźnił. Mrowienie latało od klatki piersiowej, do głowy, brzucha. Było mu przyjemnie. Naprawdę tak przyjemnie, że aż zachciało mu się spać.

Ziewnął lekko i uchylił zawstydzone oczy, spoglądając na Czarownika, którego tęczówki były szeroko otwarte i nie... Alecowi zabrakło powietrza. Poczuł, jakby nie mógł spadać ze skały, bo nagle zaczął latać i to było tak absurdalne, ale wiedział, że jeśli skoczyłby teraz z dachu, to unosiłby się jak dywan z Alladyna. Stał właśnie przed Magnusem, którego oczy były kocie. Nie, nie jak wtedy trochę złotawe. Teraz naprawdę wyglądały, jak te u kota. Źrenice były całkowicie pionowe i zwężone, a tęczówka była cholernie złota. Jakby ktoś wydobył złoto, stopił i wlał w jego oczy, a oprócz tego wsypał trochę złotego brokatu. Wargi Aleca uformowały się w literkę "o". Zabrakło mu tchu i w przypływie odwagi prawie położył swoją dłoń na oliwkowym policzku Czarownika, kiedy ten odskoczył od niego i zamknął oczy, przykładając palce do skroni. Alexander nie wiedział, co robić. Patrzył się na spiętego Czarownika. Chciał coś powiedzieć, ale zaschło mu w gardle, a chwilowa odwaga odeszła w niepamięć. 

- Alec... - serce zakuło boleśnie Alexandra, kiedy Magnus nie wypowiedział jego pełnego imienia. - Wszystko jest w porządku. - Nic nie było w porządku. W jego dłoni pojawiła się mała buteleczka. - Jednak jeśli będziesz czuł zawroty głowy, jakieś bóle, to wypij to. - podał lek, ale nie zaszczycił czarnowłosego żadnym spojrzeniem. - I... Myślę, że powinieneś już iść. - Magnus odsunął się, robiąc przejście dla Nocnego Łowcy.

- Magnus, ja... Przepraszam... Ja nie chciałem. 

- To nie twoja wina, Alec. - ciemnowłosy przymknął oczy, chciał jeszcze raz usłyszeć swoje pełne imię wychodzące spomiędzy malinowych warg Czarownika. 

- Jednak, ja, um...

- Idź już. - szepnął i to zabrzmiało tak smutno, że serce Lightwooda zabolało, a on zachciał zgarnąć starszego w ramiona.  J

Jednak nie powiedział nic. Minął starszego i dołączył do Izzy, która przypatrywała mu się z lekkim uśmiechem, ale kiedy zauważyła smutny wyraz twarzy brata, pogłaskała go po ramieniu. Oboje opuścili apartament Wysokiego Czarownika Brooklynu. 

Magnus rozpłakał się jak dziecko. To było tak niespodziewane i uderzyło w niego jak ogromne fale o brzeg oceanu.  Nie płakał od stu trzydziestu lat, kiedy to jego, jak wtedy mu się wydawało, prawdziwa miłość zabawiła się nim i zostawiła go razem z sercem w milionach małych kawałeczkach. Teraz wystarczyło jedno badanie, gdzie zaklęcie, blokujące jego znak czarownika, po prostu zniknęło. Upadł na kolana, płacząc gorzko. Do jego mózgu napłynęły wspomnienia i mimo że miał prawie siedem stuleci, to tego nie dało się wymazać z pamięci. Trząsł się, oddychając płytko. Nigdy mu się nie zdarzyło ujawnić swoich prawdziwych oczów przy normalnym badaniu. Coś było nie tak i to coś go tak bardzo bolało w sercu, ale nie chciał się do tego przyznać. Widział Alexandra po raz drugi, ale czuł, czuł coś, co gniotło jego żołądek. Coś, co sprawiało, że najprostsze zaklęcia sprawiały mu trudność. Coś, przez co nie potrafił się skupić. Coś, przez co myślał o niebieskookim przed zaśnięciem i po przebudzeniu. Wtedy zdał sobie sprawę, że uczucie, które miał zdusić w zarodku, już ewoluowało. 

Leżał na podłodze i szlochał. Wszystkie myśli zlewały się w jedno. W jedno wspomnienie. Wspomnienie niebieskich oczów. Niebieskich oczów, ciemnych brwi, długich, ciemnych rzęs czarnych, roztrzepanych włosów, pełnych, malinowych warg, prostych, białych zębów, bladej, jednak często zarumienionej skóry. W głowie miał Alexandra. Pomyślał, że bardzo chciałby, żeby nazywać go swoim, nawet jeśli zagrażało to utratą statusu Nocnego Łowcy przez Aleca.Nawet jeśli miałoby to zniszczyć życie Alexandrowi. Jednak wiedział, że o uczucie trzeba walczyć, mimo wszystko. Bo szczęście nie przychodzi często, a kiedy już cię odwiedzi, trzeba z niego czerpać pełnymi garściami. Dla Czarownika w tamtej chwili szczęściem stał się Alexander Lightwood.  Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu był naprawdę samolubny, ale postanowił, że podejmie ryzyko. On bardzo lubił ryzyko, a ryzyka dla miłości nie powinno się żałować. Miłość zawsze była jedną, wielką walką, a Bane postanowił, że ponownie stanie się żołnierzem na froncie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro