XVI |will you be my prince?|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej! O to długo wyczekiwany rozdział! Jak tam u was? Jak wakacje? Jak się czujecie? Jest tu ktoś? 

PS Polecam ten filmik w mediach!

Chłód, nieznośny dzwonek telefonu i potworny ból głowy obudziły go ze snu. Przewrócił się na drugi bok, a ostateczną pobudkę dostarczył mu upadek z kanapy na twarde panele. 

- Kurwa... - mruknął, rozszerzając oczy. 

Jego makijaż był rozmazany. Ubrania wygniecione, a włosy wyglądały, jakby jakieś ptaki uwiły sobie tam gniazdo. Przez otwarte drzwi tarasowe wlatywał chłód październikowego dnia. Ból głowy promieniował po całej głowie, razem z dźwiękiem przychodzącego połączenia. A to wszystko przez alkohol z butelek, które walały się na podłodze, fotelach, kanapie i stoliku. Magnus przyłożył swój policzek do paneli i zamknął oczy, starając się ignorować telefon, ale tak jak wcześnie dzwonił, tak dzwonił bez przerwy. 

Bane wstał na chwiejnych nogach i z zawrotami głowy, udał się na poszukiwanie urządzenia. Zrzucał puste naczynia na ziemię. Tak samo robił z ubraniami i innymi, niepotrzebnymi rzeczami, których było w tamtej chwili od groma. Czarownik nie pamiętał nawet, co do końca robił. Oczywiście zdawał sobie sprawę, dlaczego to robi, ale głupio było mu przyznać, że kolejny raz ktoś złamał mu serce. A tym kimś był mały, głupi, idealny Nocny Łowca. 

- Gdzie to gówno jest...? - przetrzepał kanapę, ale nie znalazł telefonu. Zmierzył do fotela, ale wtedy telefon przestał dzwonić, po chwili ponownie, rozbrzmiewając głupią i irytującą muzyczką. 

Magnus mia ochotę krzyczeć. 

Zrzucił z fotela kilka książek, a pod nimi znalazł urządzenie. Wziął je do ręki i spojrzał na wyświetlacz. Nieznany mu numer wydzwaniał do niego po raz szósty, a jeśli ktoś dzwonił więcej niż trzy razy, musiało być to bardzo ważne. Bane kliknął zieloną słuchawkę. 

- Dzień dobry... - oczyścił gardło. - Z tej strony Magnus...

- Magnus? - w słuchawce zabrzmiał roztrzęsiony głos Isabelle Lightwood.

- Biszkopciku? Coś się stało?

- Magnus, Alec, on... - jego serce zabiło mocniej, a głowa rozbolała na nowo. Zaczął pocierać skroń. - On nam umiera, Magnus. Błagam cię. Musisz nam pomóc... On. On poszedł sam. On ledwo oddycha. Puls prawie niewyczuwalny. Magnus, błagam cię. Proszę. - zapłakała. Magnus jednym pstryknięciem palców poprawił swój wygląd i wysprzątał mieszkanie. 

- Podaj mi współrzędne. Zaraz będę. - odparł zdecydowany. 

Rozłączył się w połowie płaczliwych podziękowań Isabelle. Drugie pstryknięcie palców wystarczyło, aby zamiast kanapy w salonie stanęło szpitalne łóżko, a obok kilka toreb z lekami, opatrunkami i miksturami. Magnus zachodził w głowę, dlaczego i co stało się Alexandrowi. Jego serce kuło boleśnie w piersi na myśl, że kiedy on smacznie spał, Alec walczył o życie. Próbował się uspokoić. Wiedział, że emocje nie są dobre, kiedy trzeba kogoś uratować, ale nie potrafił przestać czuć. Oprócz demonicznej krwi miał w sobie trochę tej ludzkiej. Martwił się o młodszego i bał się, co może zobaczyć. 

Kiedy dostał wiadomość ze współrzędnymi, od razu zlokalizował, gdzie to jest. Przeniósł się do miejsca jak najbliżej pobytu rodzeństwa. Pojawił się cieniu budynku. Rozejrzał się na boki i szybkim krokiem ruszył do opuszczonego budynku. Wpadł przez rozwalone drzwi i w jego oczy rzucił się widok, którego nikt nie chciałby nigdy widzieć. Można to porównać z tym, kiedy twoje dziecko zostaje zamordowane, a ty musisz iść do kostnicy i je zidentyfikować. Tym razem Magnus patrzył na osobę, która skradła mu serce. Pod jego plecami była krew, a cała twarz była czerwona od cieczy. Izzy siedziała obok i nakładała runy. To samo robił Jace z drugiej strony. Oboje płakali. Natychmiast ruszył w ich stronę. 

- Alexander... 

- Magnus... - zaczęła Izzy, ale Bane nie słuchał. 

W oczach zebrały mu się łzy. Uklęknął na oba kolana i wpatrywał się w twarz Aleca. Ustawił ręce nad jego klatką piersiową i wypuścił trochę magii. Czuł leniwe bicie serca i powolną pracę innych organów. W swojej głowie widział czarną truciznę, rozprzestrzeniającą się po jego krwiobiegu, atakującą wszystkie części ciała. Włożył w jego ciało więcej magii i zaczął wycofywać toksynę. Jednak mimo wszystko, jad nie ustąpił od razu. Czarownik pobrał jeszcze więcej magii i pchnął ją w organizm Nocnego Łowcy. 

- Zabieram go do siebie. 

 Rodzeństwo patrzyło się na niego ze łzami w oczach. 

- Czy on...?

- Będzie żył, ale na razie umieszczę go w śpiączce na kilka dni, najwyżej dwa tygodnie. Nie wiem, co powiecie matce, ale nie zostawię go. Musi całkowicie wyzdrowieć. - wstał na dwie nogi i posłał niebieskie smugi w stronę Aleca. Uniósł jego ciało. 

- Dziękujemy Ci, Magnus. Czy, czy możemy iść z tobą? - blondyn objął czarnowłosą, a Azjata kiwnął głową w odpowiedzi. 

Wykorzystał resztkę sił i stworzył portal, przenosząc ich wszystkich do swojego apartamentu.  Ciało ciemnowłosego ulokował na łóżku. Jace i Izzy lekko zamroczeni, na chwiejnych nogach podeszli do brata i przypatrywali się poczynaniom Czarownika. Izzy szlochała jeszcze w koszulkę blondyna, a ten obejmował ją mocno. Jego zaschnięte łzy pokazywały, że on również cierpiał. Isabelle zawsze starała się dorównać starszym braciom. Bycie kobietą w środowisku Nocnych Łowców było trudne, a kiedy należało się do szanowanej rodziny, a twoje rodzeństwo było jednymi z najbardziej wyszkolonych wojowników, ty również chciałaś być jak najlepsza. Jednak w tamtej chwili to nie było ważne. 

Emocje Izzy puściły, a Jace odczuwał potworny ból w środku. Runa go piekła, a jego dusza rozdzierała się powoli. Bał się, że zostanie sam. Żałował, że zostawił Alexandra. Ten zwierzył mu się z tajemnicy, której prawdopodobnie nigdy by nie poznał, a ten go zignorował i sprawił mu przykrość przed misją. Do tego kilka dni wcześniej obiecał mu, że może zwierzyć się bratu ze wszystkiego, a Jace postąpił, jak postąpił. Okropnie się bał. 

Za to Magnus był roztrzęsiony. Żył wieki, widział większość świata, poznał miliony ludzi, był przy śmierci osób, które kochał, ale to, co teraz działo się z nim przy Alecu, było dziwne. Jego wnętrze wypełniła tak wielka i przerażająca pustka, jak nigdy. Serce kuło boleśnie w piersi, a wielka gula w gardle nie pozwalała nawet przełknąć śliny. Żołądek związał mu się w supeł, a on czuł, jakby cząstka niego właśnie ulatywała z jego organizmu. Nie doświadczył tego nigdy. Nie znał Alexandra, ale poczuł coś do niego i to było najtrudniejsze. Chciał poznać ciemnowłosego. Chciał go zabrać za granicę, pokazać mu świat, poznać z przyjaciółmi. Nawet jeśli Alec powiedział, co powiedział, uczucia Magnusa nie słabły, wręcz przeciwnie, one urosły do tak potężnych rozmiarów, że jakby zmieniły się w wodę, to zalałyby wodą połowę lądu na ziemi. 

Czuł, jak serce Alexandra zwalnia. Wtedy jego ciało przeszedł ból, a trzęsące się ręce wcale nie pomagały. Magnus wykorzystywał wszystkie pokłady mocy, aby serce Aleca się nie zatrzymało. Pot zagościł na czołach wszystkich zebranych. Kocie oczy Czarownika świeciły bardziej niż zwykle. Jego ręce wędrowały nad ciałem nieprzytomnego chłopaka.

- Będę potrzebował waszej pomocy. Muszę unormować jego stan, do tego stopnia, żeby jego serce samodzielnie pracowało. - Izzy pociągnęła nosem.

- Co możemy zrobić? - zapytała, lekko się uspakajając. 

- Będziecie musieli opatrzyć mu ranę. - głowa bolała go od czarowania. - Nożyczki są, w którejś z tych apteczek. Rozetnijcie ubrania. 

Rodzeństwo nic nie mówiąc, zabrało się do roboty. Isabelle otworzyła pierwszą torbę, od razu trafiając na przedmiot poszukiwań. Zbliżyła się do brata, a w jej oczach ponownie zebrały się łzy. Blada skóra, niemal biała, w połączeniu z włosami, które teraz były czarne niczym smoła. Zamknęła oczy, odganiając niechciany płacz i zajęła się rozcinaniem ubrań. Po chwili z drugiej strony przyłączył się Jace. Magnus cały czas walczył z sercem Alexandra i trucizną, która za żadne skarby nie chciała opuścić jego ciała. Czarownik wyklinał w głowie, a obraz przed oczami trochę się zamazał. 

W tym samym momencie rodzeństwo przewracało półnagiego Alexandra na bok. Izzy zajęła się jego raną, a Jace trzymał, aby Alec nie upadł. Szeptał mu do ucha różne rzeczy, a po jego policzkach ponownie płynęły łzy. 

Wykończony Magnus przyglądał się tej scenie i chciał krzyczeć. Alexander nie mógł umrzeć. Po jego policzkach popłynęła gorąca ciecz. I wtedy jego oczy zaświeciły się intensywniej niż zawsze. Czuł moc, która pochodziła z piekieł. Mieszkanie zatrzęsło się, kilka bibelotów pospadało z półek, rozbijając się z brzękiem o podłogę. 

- Magnus! - pisnęła Isabelle.

Oboje przypatrywali mu się ze strachem, ale on nie przestawał. Poczuł to, co zawsze czuł, dotykając Alexandra. Niewyobrażalne drgania, a one, w połączeniu z mocą z Edomu, były potężne. Czarna trucizna w organizmie młodego Łowcy była za słaba. Jednak nie tylko ona. Magnus, mimo krwi demona, miał w końcu w sobie coś z człowieka. Ta energia, która go wypełniła, sprawiła, że z obu dziurek od nosa leciała czerwona ciecz, a po policzkach płynęły łzy bólu. Jego mózg był rozrywany, ale liczyło się to, że trucizna odeszła do swojego wymiaru. Wyparowała. Magnus ostatkami tej potężnej mocy sprawdził, czy w ciele nie pozostało nic demonicznego. Nie zauważając żadnej skazy, powrócił do serca. Unormował jego rytm. 

Wtedy do jego uszu nadeszły dźwięki. 

- Magnus! Magnus, przestań! Wykończysz się! - krzyczała Isabelle, a Jace potrząsał jego ramieniem.

Zamroczony zatoczył się i prawie upadł, ale blondyn przytrzymał jego ciało i posadził go na fotelu w rogu pokoju. Rozbiegany wzrok Czarownika krążył po twarzach Nocnych Łowców i po zdemolowanym mieszkaniu. 

- Nigdy tego nie czułem. - wyszeptał. 

To prawda. Wiedział, że jego moce w Edomie były potężniejsze, ale nigdy nie zdarzyło się tak, aby te przywędrowały do niego z piekła, aż tutaj na ziemię. 

- Co to było?

- Magia

Jednak drugiego nie był pewien. Oprócz mocy z Edomu, która sprawiała, że czuł się potwornie, poczuł te niesamowite uczucie związane z Alexandrem. Nie wiedział, skąd pochodziło. Przez myśl przeszło mu, że do tego również przyczyniły się siły wyższe, ale takie, z którymi on nie miał w ogóle styczności, nie znał ich. Wiedział jednak, że one znały ciemnowłosego. Wyrzucił tę myśl z głowy. Anioły nigdy nie zrobiłyby takiego czegoś. Nie oddałyby swojej mocy pół demonowi, ale... Ale pół aniołowi tak. Wzrok Magnusa spoczął na Alexandrze. To było niedorzeczne, ale miało swój sens. 

- Magia? - mruknął Jace. - Nigdy nie widziałem, żeby magiawywołała trzęsienie ziemi i śmierć samego czarującego.

- To nie była zwykła magia. Nie wiem, nie mam pojęcia, co to było. - przymknął oczy. 

- Czy możemy coś jeszcze zrobić? - Isabelle położyła dłoń na ramieniu Czarownika. 

- Biszkopciku... - uśmiechnął się lekko. Znowu spojrzał w stronę chłopaka i śledził brudne smugi na jego ciele.  - W łazience są ręczniki, możecie go umyć. Ja zajmę się lekarstwami, a później wszystko mi opowiecie. 

- Dobrze. - kiwnął głową Jace, który przez chwilę miał przerażoną minę. 

- Może... Magnusie, jeszcze trochę posiedź. - dopowiedziała Izzy. - Umyjemy go, a ty posiedź tu chwilę i złap trochę więcej oddechu. Nie wyglądasz za dobrze. 

- Ja zawsze wyglądam fenomenalnie. - naburmuszył się Magnus.

- Nie wątpię, ale odpocznij. - kciukiem pomasowała jego ramię i oderwała dłoń od ciała Bane'a. - Chodź, Jace. 

Blondyn posłał spojrzenie w stronę łóżka. 

- Będę go pilnował. - oświadczył Azjata. 

Ich spojrzenia się skrzyżowały, a wtedy złote tęczówki Łowcy się rozszerzyły. Jace nagle zdał sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego. Magnusowi zależało na Alexandrze, a Alecowi prawdopodobnie na Czarowniku. Wtedy sens nabrało to, że Azjata nie oczekiwał zapłaty. Magnusowi podobał się Alec. 

Jace posłał mu lekki uśmiech, a brwi Bane'a zmarszczyły się lekko. 

- Opiekuj się nim. - Bane spojrzał na bladą twarz Alexandra. 

- Zawsze... - wyszeptał, ale rodzeństwo znajdowało się już w innym pomieszczeniu. 

Magnus, nie zważając na zalecenia Isabelle, wstał i chwiejnym krokiem podszedł do łóżka. Oparł się o jego ramę, a smukłe palce skierował w stronę czarnych włosów niebieskookiego. Bawił się kosmykami jego włosów, a w głowie marzył o zobaczeniu pięknych oczów Nocnego Łowcy. Ręką zjechał na jego policzek, potarł go kciukiem. Był chłodny i miękki. Wyszeptał zaklęcie, a po chwili temperatura ciała Alexandra się podniosła. Kolejnym przystankiem palców Magnusa były pełne, zawsze malinowe, teraz sine usta. Przejechał po dolnej wardze kciukiem. Czytał tak wiele baśni i zapragnął pocałować chłopca z nadzieją, że ten po tym geście obudzi się, niczym Śpiąca Królewna czy inna księżniczka. 

Magnus uśmiechnął się sam do siebie. 

- Gdybym poprosił Cię teraz, czy zostaniesz moim księciem? Czy odłożysz swoją zbroję i zostaniesz ze mną na zawsze?* - zanucił cicho. 

*The Irrepressibles -  Two Men In Love 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro