dodatek 15 #unofficial

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tego się nie spodziewaliście, co?

Ja też nie  

Napisałam to przed chwilą w godzinę

Skomentujcie i dajcie znać czy jeszcze jesteście to może nowa część pojawi się szybciej niż za rok. 🙈

----------------------------------------------------------

Finn chodzi zdenerwowany po pokoju, trzymając się za włosy. - No co za pajac! Jeszcze mi robi wstyd przed obcymi. Przepraszam cię za niego - odwraca się do Davida, który siedzi na łóżku. - Zazwyczaj zachowuje się bardziej cywilizowanie, chyba że...

- Chyba, że chodzi o ciebie - dodaje David, delikatnie się uśmiechając.

- Cóż, tak. - Finn zawstydza się i drapie niezręcznie po głowie.

Blondyn wstaje powoli i podchodzi do szatyna. - Zależy mu na tobie - mówi, chociaż jego oczy wydają się być smutne. O co tutaj chodzi? - Chociaż pokazuje to w bardzo dziwny sposób - dodaje ze śmiechem. - No nic, będę się zbierał.

- Co? - Pyta zdziwiony Finn. - Przecież nikt cię nie wygania. Zostań jeszcze, pogramy w coś albo...

- Finn już i tak nadużyłem gościnności twojej rodziny, jest prawie 15.

- Czy ty sobie jaja robisz? Jakie nadużyłeś? Mógłbyś tutaj zamieszkać i nawet nikt by pośród tego harmidru tego nie zauważył.

David śmieje się. - Cóż, może tak, ale obiecałem mamie, że skoszę dzisiaj trawnik a potem zawiozę ją do ciotki.

- No chyba, że tak - stwierdza ze smutkiem Finn. I robi coś czego sam do końca się po sobie nie spodziewa. Staje delikatnie na palcach i całuje policzek blondyna. - Do zobaczenia w poniedziałek w takim razie.

- Do zobaczenia - odpowiada David i wychodząc dotyka dłonią swojego policzka, tym razem w jego oku pojawia się błysk.

~*~

Louis staje przed drzwiami pokoju Finna i nasłuchuje. Nie chce przeszkadzać, skoro ten ma u siebie gościa, ale naprawdę czuje, że musi porozmawiać ze swoim synem.

Puka więc i po usłyszeniu 'proszę' wchodzi. - David już poszedł? - Pyta, widząc syna na łóżku, rysującego coś w swoim szkicowniku.

- Tak - odpowiada Finn i chowa szkicownik pod łóżko.

Louis siada delikatnie na łóżku i obejmuje swojego syna ramieniem. - Powiesz mi w końcu co się dzieje?

- Ja... sam nie wiem... - jąka się. - Bo...

- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda? - Dodaje Louis, głaszcząc go delikatnie po włosach.

- Tak, wiem - mówi Finn. - Ale jesteś moim mamą i mamą Rapha i chcę ci się wyżalić, ale jednocześnie nie chcę żebyś był na niego zły albo sobie wmawiał, że źle wychowałeś... któregokolwiek z nas, to wszystko jest pogmatwane - mówi, płacząc.

- Och, słoneczko, nie możesz tak tego w sobie dusić, bo się wykończysz.

- Po prostu - mówi, unosząc twarz. - Raph mnie oszukał w takiej jednej kwestii, powiedział, że będzie grał z kolegami w fifę, a poszedł na imprezę. W sensie ta impreza była u niego, ale to niby nie on ją zorganizował, tylko jego współlokatorzy, a on nie miał gdzie pójść. No ale potem dowiedziałem się, że wyszedł z tej imprezy z jakąś blondynką i on twierdzi, że ją tylko odprowadzał, ale... chcę mu wierzyć, ale jak to brzmi? - Pociąga głośno nosem.

- Jednak nie to jest najgorsze. Wybaczyłbym mu zdradę. Byłoby mi ciężko, ale kocham go tak mocno, że bym to zrobił. Potem jak pojechałem do niego w zeszły weekend... przywitał się ze mną tak jak z Lottie i przedstawił mnie swoim współlokatorom jako swojego brata... I wtedy doszło do mnie, że on mnie się wstydzi, wiesz?

- Ludzie w szkole często się na nas dziwnie patrzyli, cóż bardziej na mnie niż na Rapha, on był przecież gwiazdą, ale... ale miałem go przy swoim boku, stał, bronił mnie i szedł ze mną pewnie za rękę przez środek korytarza, nic mnie wtedy nie obchodziła opinia innych, bo wiedziałem, że on mnie kocha, ale teraz... - patrzy w sufit i dodaje. - A gdy się o to spytałem to powiedział, że histeryzuję i zaczął na mnie wrzeszczeć. Chyba rodzeństwo nie powinno tworzyć par.

Louis milczy, próbuje przetrawić to co właśnie wyznał mu jego syn. Podejrzewał, że w szkole nie wszyscy byli przychylni do ich związku, ale nigdy nie spodziewał się takiego zachowania po Raphu.

- Wiesz, między mną i twoim tatą także dochodziło do wielu nieporozumień, ale nauczyłem się, że zawsze trzeba rozmawiać. Na spokojnie, w złości często ludzie mówią rzeczy, których nie mieli na myśli. I niestety Raph wiele odziedziczył cech po twoim ojcu.

- Co, po tacie? Przecież jesteście idealnym małżeństwem - stwierdza Finn.

Louis śmieje się. - Nie zawsze tak było. - Cóż, nadal tak nie jest, ale to dobrze, że dzieci nie są świadome nieporozumień pomiędzy nimi, które ostatnio wydają się narastać. Chociaż ostatnio pojawiło się małe światełko w tunelu, a właściwie ptaszek w dziupli.

Louis, stop, nie czas na takie porównaniu. Skup się. Nie myśl o... nie myśl.

- Powiedzmy, że przez te kilka lat, jakieś 3 nowe szare komórki mu się rozwinęły, ale wracając, wydaje mi się, że Raph bardzo się o ciebie martwił, gdy nie wróciłeś do domu i chce z tobą porozmawiać. Nie mówię ci co powinieneś zrobić, ale żeby podjąć jakąkolwiek świadomą decyzję powinieneś znać obydwa punkty widzenia, prawda?

- Tak, chyba masz rację. Pójdę z nim porozmawiać.

~*~

Kayla przechodzi właśnie przez dziedziniec kampusu. Skończyło się jej mleko, więc zostawiła Amarę w pokoju i poszła do sklepu. To wtedy dostrzega Olivię wychodzącą z biblioteki. Dziwne. Jeszcze nigdy nie widziała jej samej, zawsze jest w otoczeniu Loli i Trish.

- Cześć - mówi, a blondynka wzdryga się i poprawia nerwowo kosmyk włosów.

- O hej - mówi cichutko. - Nie zauważyłam cię.

- Cóż, ciężko jest zauważyć kogokolwiek kiedy cały czas patrzy się w ziemię - mówi, nie chcąc jej niczego zarzucać, ale chcąc ją rozśmieszyć.

Wargi blondynki delikatnie unoszą się do góry, więc może uznać to za sukces. - Taaak, chyba masz rację - dodaje speszona.

- Widzimy się w poniedziałek, tak? - Dodaje Kayla, blondynka jedynie kiwa delikatnie głową. - Do zobaczenia.

- Pa - odpowiada cicho. Gdy Kayla już odchodzi Olivia bierze głęboki wydech. Zupełnie nie rozumie swoich reakcji. Nigdy nie należała do śmiałych i odważnych osób, tak jak Lola czy Trish, ale przy tej brunetce całkowicie zapomina języka w gębie. Onieśmiela ją.

~*~

Louis stoi na taborecie i wyciera półki, podśpiewując sobie pod nosem, wtedy Harry wchodzi do pokoju.

- Co to za ładny zapach?

- Och, kupiłem nowe zapachowe ściereczki, miło że zauważyłeś - mówi Louis, zaskoczony. Zarówno tym, że jego mąż jest w domu i nigdzie nie zniknął jak i tym, że wywąchał taką rzecz. Tak jest alfą, ale również facetem i... rzadko reaguje na jakikolwiek zapach, jeśli to nie dotyczy to jego albo cóż, jedzenia. Schabowe to wyczuje nawet z 3 piętra.

- Nie, to nie to - mówi Harry, prowadząc dalszą inspekcę. - Ten zapach pochodzi od ciebie.

- Harry weź sobie nie żartuj - mówi, ale wącha swoją pachę, sprząta już od jakiegoś czasu, poza tym jest mu jakoś gorąco, pewnie zaraził się od bliźniaków. Cudownie. W każdym razie miał prawo się troszeczkę spocić. - Dobra, kwiatki to to nie są, ale aż tak źle nie jest.

- Nie, to nie to - odpowiada brunet. - Poza tym to nie jest zły zapach, to bardzo ładny zapach.

- Możesz na chwilę otworzyć okno, strasznie tu gorąco, chyba zaraziłem się od bliźniaków.

- Skoro się zaraziłeś to okno to chyba nie najlepszy pomysł, co? - Mówi, ale robi to co mu kazano. - Poza tym, nie pachniesz na chorego. Ten zapach jest bardziej... przyciągający.

- Przyciągający powiadasz? - Mówi Louis i próbuje ustawić się w seksownej pozie, ale taboret jest dość chwiejny, a on nie chce się przewrócić, więc skutek raczej jest marny.

- Cholera Harry, a jeśli jednak Adrianna nie miała racji i mnie zapłodniłeś po naszych ostatnich igraszkach - dodaje podekscytowany Louis.

- Hmm, może masz rację - stwierdza Harry. - Chociaż nigdy jeszcze nie zmieniłeś zapachu tak szybko. - Nie chcę wiedzieć ile szczeniąt tam teraz musi tam być - śmieje się.

- Cóż, myślę, że niedługo się dowiemy - mówi Louis i głaszcze się delikatnie po brzuchu.

Jeszcze nie wiedzą jak obydwoje bardzo się mylą.

~*~

Finn stoi przed drzwiami do pokoju Rapha i puka delikatnie do drzwi.

Odpowiada mu cisza.

Puka jeszcze raz, nieco głośniej.

Znowu cisza.

W końcu pociąga nieśmiało za klamkę i widzi Rapha ze słuchawkami na uszach, podrygującego głową w rytm muzyki.

Cóż, przynajmniej wie, że nie ignorował go specjalnie.

Podchodzi od niego i delikatnie klepie go w ramię. Kiedyś, jeszcze 3 tygodnie temu po prostu wspiąłby mu się na kolana, ale teraz już nie odważy się na taki jest. Nie kiedy sam nie wie na czym stoją.

- Finn, przestraszyłeś mnie - mówi.

- Chciałeś porozmawiać? - Pyta Finn i siada delikatnie na łóżku.

- Nie, chciałem przeprosić. Zachowałem się nieodpowiednio. miałeś pełne prawo zareagować tak jak to zrobiłeś. Powinienem cię przedstawić jako mojego chłopaka, moją parę, moją przyszłą omegę, bo tym właśnie dla mnie jesteś. Musisz wiedzieć, że nigdy, ale to absolutnie nigdy nie czułem co do tego wątpliwości. Nigdy się ciebie nie wstydziłem, nie wstydzę i nie będę się wstydził. Po prostu byłem w szoku, bo nie spodziewałem się tego, że przyjedziesz.

- To dlaczego sam nie zaprosiłeś, skoro wiedziałeś że Lottie przyjeżdża?

- Chciałem sam do was przyjechać, ale potem ogłosili że w sobotę są kwalifikacje do drużyny koszykarskiej i po prostu nie miałbym czasu.

Cóż, to brzmiało prawdopodobnie.Chociaż czuł, że i tak spyta Kaylę czy słyszała coś o tym.

Wtedy zdał sobie z czegoś sprawę. Wszystko co powiedział Raph brzmiało wspaniale. Dokładnie to chciał usłyszeć, ale... nie wie co ma mu odpowiedzieć. Problem nie polega na tym, że on Raphowi nie ufał, ale sam to zaczął wszystko kwestionować. Nie był w stanie odpowiedzieć mu tym samym. Nie mógł, bo po prostu nie był pewien... niczego. Obecnie w jego głowie panował chaos, a świdrujące oczy Rapha wcale nie pomagały.

Wtedy przez drzwi wbiegł ich tata. Dzięki Bogu.

- Chłopcy, musicie zająć się resztą. Wasza mama dostał gorączki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro