Rozdział 28 - Zawał?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Cadence*

Jakimś cudem znalazłam się na kanapie. Mieszkanie było zdemolowane. Sean pojawił się znikąd z podbitym okiem. Już wiedziałam co zaszło. Mój braciszek nas odwiedził. Zaraz... jak to możliwe, że nic nie słyszałam? Nie chciało mi się o tym myśleć. Sean usiadł obok mnie. Nie wyglądał dobrze. Oberwał. I to mocno.

- Czego chciał? - wydusiłam.

- Nie wiem. Po prostu wparował, zamierzał cię zabrać, przeszkodziłem mu i dostałem. Potem wpadł w szał i rozwalał wszystko po kolei. Cudem wypchnąłem go za drzwi. - powiedział na jednym wdechu.

Przytuliłam go. Jakoś tak czułam się inaczej niż zwykle. Tak jakby... lepiej. Dziwne. Zrobiło mi się słabo. Widziałam ciemność przed oczami. Straciłam przytomność.

*Sean*

Jej oddech zwolnił. Zemdlała. Zaniosłem ją do pokoju. Jej oczywiście. Była lodowata. Zaczynałem się martwić. Zero znaku życia. Nic. Tylko słabnący oddech. Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Starałem się nie zamykać oczu ale to było silniejsze ode mnie. Walczyłem ze sobą. Wtedy obudziła się.

*Cadence*

Ból rozsadzał mnie od środka. Największy przy głowie i okolicach serca. Nagle moje serce stanęło.

*Sean*

Rozbudziłem się całkowicie. Nie oddychała, jej serce nie biło. Jezu. Zawał? W takim wieku? Nie było czasu na myślenie. Szybko zabrałem ją do samochodu i nie zwracając uwagi na zakazy dojechaliśmy do szpitala. Za rejestracją straciłem ją z pola widzenia. Wyszłem na dwór, musiałem ochłonąć. Zauważyłem jak ze środka wychodzą Dean i Joey. Starałem się nie zwracać na nich uwagi. Niestety kochany braciszek musiał zagadać.

- Ej! Co tam tak siedzisz? - zawołał i podbiegł do mnie.

- Siedzę, bo mi pasuje. - odpowiedziałem.

- Znowu coś z Cadence, prawda?

- Tak. Ciężko mi w to uwierzyć ale...

- Ale co? - wtrąciła Joey.

- Ale miała zawał. Nie mam pojęcia dlaczego. - zdołałem dokończyć zanim zadała kolejne pytanie.

Dean złapał się za głowę. Szczerze miałem ochotę mu przyłożyć za cyrk, który odprawił przedwczoraj. Powstrzymałem się. Przy okazji zauważyłem, że Joey odrobinę przytyła.

- A wy dlaczego byliście w szpitalu? - zacząłem.

- Chciałem powiedzieć, że Joey jest w ciąży. - powiedział z uśmiechem.

Powoli wstałem i zostawiłem ich razem. Poszłem od razu na kardiologię (czy jakoś tak to się nazywa). Tam cały czas jakieś śmierci i tyle. Wolałem wrócić do mieszkania. Tym razem sam. Kiedy wsiadałem do samochodu widziałem jak Dean pomaga narzeczonej wsiadać. Na ich widok coś we mnie pękło. Pewnie serce, bo bolało jak nie wiem co. Po drodze nie myślałem o niczym. Na schodach spotkałem Emmę. Kleiła się do mnie i cudem zamknąłem przed nią drzwi. Dwa razy przekręciłem kluczyk i puściłem. Dobijała się jeszcze przez pół godziny i odpuściła. Mimo tego słyszałem, że dalej tam siedzi. Około 21. wsunęła przez drzwi jakąś kartkę. Pisało na niej Lubię cię. Napisałem na odwrocie ODWAL SIĘ. Po chwili usłyszałem jak wstaje i idzie na trzecie piętro. I dobrze. Przynajmniej dała mi spokój. Przez może godzinę oglądałem telewizję i po wyłączeniu odbiornika zasnąłem na kanapie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro