Rozdział 34 - Trasa cz.2: Porwanie i ratunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Cadence*

Obudziłam się w piwnicy mojego domu. Byłam związana. Nie mogłam się ruszyć. Do środka weszła wysoka męska postać w kominiarce. Mój ojciec. Rozpoznałam go od razu. Podszedł bliżej, zdjął kominiarkę i rozwiązał mi ręce. Po chwili złapał moją kostkę i skręcił ją. Płakałam z bólu.

- Czemu to zrobiłeś? - powiedziałam przez łzy.

- Musiałem. To był pomysł twojej matki... - zaczął.

- Jaki pomysł?! Żeby mnie porwać?!

- Tak, to też. A teraz... zamknij się, bo skręcę ci drugą kostkę.

Wyszedł. Zostawił mnie samą. Zobaczyłam swój telefon na szafce obok koca. Złapałam go i szybko schowałam do tylnej kieszeni spodni. Wtedy weszła moja siostra. Wyglądała o wiele inaczej od czasu gdy widziałam ją ostatnio. Przekuła sobie nos, zrobiła kilka tatuaży, ścięła i pofarbowała na czerwono włosy. Popatrzyła na mnie i zaśmiała się.

- Widzisz siostrzyczko, nie było się zadawać z sąsiadami. Gdybyś nic nie zrobiła nie musielibyśmy cię skasować...

Zaśmiała się jeszcze raz i zamierzała wyjść, ale odwróciła się.

- Słodkich snów, jutro zginiesz. - rzuciła i trzasnęła drzwiami.

Wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę. 23:55. Poczekałam aż światła zgasną. O godzinie 1:30 (bo dopiero o tej porze w domu ucichło) zadzwoniłam na policję. Próbowałam też dodzwonić się do Seana, ale nie odbierał.

*Sean, w tym samym czasie*

Wróciłem do mieszkania. Co dziwne, drzwi były otwarte. Szukałem Cadence wszędzie, ale nigdzie jej nie było. Bałem się najgorszego. Zadzwonił telefon. Nie zdążyłem odebrać. Zobaczyłem 6 nieodebranych połączeń. Wszystkie od niej. Więc jednak żyje. Nagle wiadomość.

Od: Cadence

Słuchaj moja rodzina mnie porwała. Jestem w moim domu, zamknięta w piwnicy. Jutro rano przyjedzie policja. Musisz przyjechać z nimi. Inaczej mnie zabiją, ale ciebie też mogą.

Serce mi zamarło. Weszłem do pokoju. Jak to było możliwe? Jej własna rodzina porwała ją, a teraz chce zabić? Bez sensu. Jednak jutro muszę tam być. Dla niej.

*Cadence*

Rano obudził mnie huk. Tak jakby wyważanych drzwi. Do pomieszczenia wpadł mój brat z bronią w dłoni. Nagle strzał. Dalej nic.

*Sean*

Byłem pod domem. Wszystko słyszałem. Każde uderzenie, każdy strzał. W końcu udało im się. Usłyszeliśmy kłótnię.

- Gdzie mamy ją zakopać?!

- No w ogrodzie, a gdzie myślałeś?!

Zbliżyłem się do drzwi. To był zły pomysł. Padł strzał. Dostałem w brzuch. Udałem na ziemię. Kręciło się przy mnie kilka osób. Widziałem jak wyprowadzają tych wariatów z budynku. W tym samym momencie zasłabłem.

***

Ocknąłem się w szpitalu. Byłem chyba po operacji, bo wszystko mnie bolało. Nie mogłem mówić ani się ruszyć. Wiedziałem, że ktoś był na łóżku obok. Odwróciłem głowę. Nie mogłem uwierzyć. Ona tam była. Chciałem płakać ale nie mogłem.

- Sean! - usłyszałem znajomy głos. Mama.

Tylko na nią patrzyłem. Nie była sama. Przyszła z ojcem. Płakała na jego ramieniu. Złapała moją dłoń. Coś zaczęło dusić moje gardło. Puściła moją rękę i wyszła. Powoli rozejrzałem się po sali. Wokół siebie widziałem pierdyriald różnych kabli czy czegoś takiego. Nie wiem czemu nagle zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro