6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Coś przygniatało mnie do łóżka. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam czyjąś dłoń, oplatającą mnie w talii, ale nie tej osoby, której się spodziewałam. Obróciłam się i zobaczyłam leżącego obok mnie Draco. Gwałtownie usiadłam, ale zaraz musiałam położyć się z powrotem, bo niesamowicie rozbolała mnie głowa. Efekty uboczne takiej ilości alkoholu. Muszę dowiedzieć się co stało się wczoraj. Zaczęłam budzić chłopaka. Po chwili zaspany otworzył oczy.

-Wygodnie się spało-zapytał ironicznym tonem.

-Możesz mi wyjaśnić jakim cudem znalazłam się tutaj z tobą? I dlaczego mam na sobie twoją koszulkę?-Dopiero teraz zauważyłam ten jakże istotny szczegół.

-Najprawdopodobniej uratowałem cię przed zrobieniem najgłupszej rzeczy w twoim życiu, więc powinnaś mi być wdzięczna-dopiero teraz uświadomiłam sobie co chciałam zrobić, zanim alkohol wygrał z moją świadomością.

Zerwałam się z łóżka jak poparzona czym prędzej pognałam do swojego dormitorium. Draco coś jeszcze za mną krzyczał, żebym oddała mu później koszulkę, ale już go nie słuchałam. Skupiłam się tylko na tym, żeby dotrzeć do siebie nie zauważona przez innych.

Trzasnęłam drzwiami i myślałam, że uniknęłam krzywych spojrzeń. Cóż, nie przemyślałam jednego-moje współlokatorki.

-Gdzieś ty była? I co ty masz na sobie?-Od razu zapytała Madison.

-Czy to nie jest koszulka Malfoy'a?-Zapytała Emma, ruszając charakterystycznie brwiami.

-Nie mów, że już się z nim przespałaś-burknęła Tracy.

-Oczywiście, że nie-położyłam się na łóżku i zakryłam twarz poduszką.-Długa historia.

-Opowiadaj-krzyknęły entuzjastycznie wszystkie trzy.

-Okej... jak wiecie, zaprosił mnie Blaise. Upiłam się nieźle i mało brakowało, a po pijaku bym poszła z nim do łóżka.

-Ale to nie wyjaśnia dlaczego masz na sobie ubrania Draco-powiedziała Tracy. Nie była zbyt zdziwiona moim zachowaniem.

-Byłam zbyt pijana, żeby wrócić tutaj, więc dał mi swoją koszulkę, żebym miała się w co ubrać. A przynajmniej tak zrozumiałam, z tego co powiedział-na szczęście nie chciały dalej mnie przesłuchiwać, więc poszłam się wykąpać.

Dzisiaj była sobota. Poszłam na śniadanie, bo od wczoraj nic nie jadłam. Kiedy tylko weszłam do Wielkiej Sali, oczy większości osób które tam były, zwróciły się w moją stronę. Idąc między uczniami słyszałam jak szepczą moje imię.

Przy stole Ślizgonów działo się dokładnie to samo, a nawet i z o wiele większym natężeniem. Cóż oni mieli tą informację z pierwszej ręki i byli świadkami tej sytuacji. Nie wiedziałam jednak o co chodzi dopóki nie usłyszałam pewnego głosu bardzo blisko mnie. Wtedy wszyscy ucichli.

-Cześć-powiedział zaspany Blaise i usiadł obok mnie na ławce.

-Czego tu chcesz?-Rzuciłam oschle.

-O co się tak wściekasz?

-Może za to, że mnie upiłeś i chciałeś wyruchać?-Ciekawe czy on udaje głupiego, czy naprawdę jest głupi.

-Nie odpowiadam za to co robisz po alkoholu-nie wytrzymałam i dałam mu z liścia.

Miałam wrażenie, że wszyscy, którzy byli w tym momencie w pomieszczeniu, wstrzymali oddech. Zrobiło się całkiem cicho. Nawet ja nie ośmieliłam się chodźby drgnąć. Nie zamierzałam tego zrobić. To był odruch. Wkurwił mnie swoim bezsensownym gadaniem, bo oczywiste było, że zaprzeczał sam sobie. Wszyscy to wiedzą. Nawet ta beksa Cho Chang wie kim jest Blaise Zabini. Zwykłym kobieciarzem. Cóż, ja dowiedziałam się dopiero teraz. Szkoda, że nikt mnie nie uprzedził, zanim zgodziłam się z nim pójść na tą głupią imprezę.

Chłopak popatrzył na mnie lekko zdziwiony, ale też niezadowolony i zrezygnowany. Wstał i wyszedł bez słowa. Dopiero teraz wszyscy zaczęli normalnie się poruszać. Szepty jednak nie ustały, a raczej nasiliły się. Nie miałam już ochoty na posiłek. Chciałam zapaść się pod ziemię. Byłam tu dopiero tydzień. Tyle wystarczyło, żebym stała się głównym tematem plotek. Po dzisiejszym poranku wszyscy dowiedzą się, że coś się między nami wydarzyło, a historia z wczorajszej nocy będzie przechodzić z ust do ust i pewnie jeszcze długo, będę zauważać ukradkowe spojrzenia w moją stronę.

Za tą sytuację mogłam winić tak na prawdę tylko i wyłącznie siebie. To ja zgodziłam się na jego propozycję. To ja wypiłam tyle alkoholu, chociaż wiedziałam, jak na mnie wpływa i to ja ostatecznie poszłam z nim do pokoju. Moim jedynym usprawiedliwieniem, było to, że nie wiedziałam, jaki on tak na prawdę jest. W końcu skąd mogłam wiedzieć? Ktoś mógł mi powiedzieć. Mówiąc ktoś, mam na myśli moje przyjaciółki. O niczym mnie nie poinformowały. Nic o nim tak na prawdę nie wiedziała. Ba, Madison nawet mu pomagała. Dlaczego?

Zaskoczyła mnie jednak jedna rzecz, a raczej osoba. Draco. Po tym jak przez ostatnie kilka dni skakaliśmy sobie do gardła, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek mi pomoże. A już na pewno nie w takiej sytuacji. Prędzej pomyślała bym, że będzie mu kibicował, a nawet... pomagał. Chyba zbyt prędko go osądziłam. Pokierowałam się opinią innych. Jak widać nie powinna, bo jest ona bardzo powierzchowna.

Szłam korytarzem w kierunku biblioteki, kiedy usłyszałam obok siebie kroki, a po chwili ktoś się do mnie odezwał.

-Alice, obiecałaś mi...-w tonie dziewczyny było słychać nutkę żalu.

-Wiem, przepraszam. Naprawdę nie chciałam, żeby tak się stało, a i tak pewnie połowa plotek jest nieprawdziwa-starałam się wybrnąć jakoś z sytuacji. Bezskutecznie.

-Czyżby? Nie prawdą jest, że obcałowywałaś go w pokoju pełnym ludzi? Nie prawdą jest, że zamknęliście się razem w dormitorium? To wszystko jest nie prawdą?-Hermiona była zła. Nie dotrzymałam mojej obietnicy.

-Nie-szepnęłam cicho, wstydząc się podnieść wzrok.-Ale uwierz gdyby nie alkohol nic takiego by się nie wydarzyło. Zresztą nic się nie wydarzyło. Tylko się całowaliśmy-nie dodałam, że ja byłam prawie naga. Dziewczyna tylko pokiwała głową ze zrezygnowaniem i dalszą drogę do biblioteki przeszłyśmy w ciszy.

Weszłyśmy do pomieszczenia i skierowałyśmy się do działu o magicznych zwierzętach. Mieliśmy na poniedziałek napisać wypracowanie o feniksach. Jednak kiedy szłyśmy w tamtym kierunku, gdzieś między regałami mignęły mi blond włosy. Mogły one należeć tylko do jednej osoby. Chciałam z nim porozmawiać i podziękować, że powstrzymał nas. Gdyby nie on pewnie żałowałabym tego co zrobiłam.

Powiedziałam Hermionie, że zaraz wrócę i oddaliłam się w kierunku miejsca, w którym wcześniej go widziałam. Cały czas tam był.

-Hej-podeszłam trochę bliżej.-Sorry, że rano wybiegłam bez żadnego słowa.

-Nie spodziewałem się innej reakcji.

-Tak czy siak, dzięki-Draco uniósł prawą brew do góry. Przewróciłam na to oczami i lekko się uśmiechnęłam.-Gdyby nie ty, pewnie siedziałabym teraz w jakiejś łazience i opłakiwała swoją głupotę.

-Skoro tak, to nie ma za co-powiedział i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności. To chyba oznaczało koniec rozmowy, więc wycofałam się stamtąd i wróciłam do Gryfonki.

Resztę dnia spędziłam w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Nie miałam ochoty wracać do siebie. Szczególnie, że byłam zła na dziewczyny. Mogły mnie ostrzec przed Blaisem, powiedzieć cokolwiek, ale one nic nie zrobiły. Tak nie zachowują się przyjaciółki. Chyba, że pomyliłam się co do naszej relacji i wcale nie jest ona taka wspaniała, jak mi się wydawało. Może to tylko gra, przykrywka i wcale nie są do mnie tak przyjaźnie nastawione, jak uważają.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro