#15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Percy

- Co to było?Ruda dziewczyna wydawała się roztrzęsiona, ale doskonale widziała co się właśnie stało. Nie rozumiała przyczyny u sposobu, ale widziała rozmowę przez Iryfon. To mogło oznaczać tylko to, że dziewczyna widzi przez mgłę. Musiałem czekać na Nica, nie było możliwości odnalezienia go, bo to jak szukanie igły w stogu siana. Postanowiłem więc wyjaśnić rudzielcowi co właśnie się stało. Najchętniej już biegłbym w kierunku najbliższej rzeki, żeby mój Tata mógł mnie podrzucić pod góry skaliste, ale nie było takiej możliwoćci. Zapaliłem więc papierosa.

- Słuchaj... Jak Ci na imię?

- Rachel Elizabeth Dare - mówiła bardzo szybko- jesteś herosem? Kto jest Twoim tatą? Co to było?

-Stop! - warknąłem.

Potarłem czoło i wypuściłem dym. Przysłowiowy chuj przysłowiowe bombki strzelił jeśli chodzi o próby zatuszowania, bo dziewczyna wie o bogach. Jej zielone oczy śledził każdy mój ruch.

- Słuchaj, może pierwsze poszukamy Twojego brata?

Zaśmiała się, a ja z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest całkiem ładna. Spięła włosy w koński ogon i spojrzała na mnie.

- To była wymówka, poprostu zabłądziłam. Masz jeszcze papierosy?

Dziewczyna była bardzo otwarta, ale poczęstowałem ją. Być może nie była pełnoletnia, ale ja w jej wieku paliłem (Wy macie zakaz. To bardzo szkodzi).

- Jestem Percy - przedstawiłem się - i jak słusznie zauważyłaś jestem półbogiem, ale nie Herosem.

- To jest jakaś różnica?

- Zajebista, ale nie chce wchodzić w szczegóły - odparłem - To co widziałaś to Iryfon, taki olimpijski Skype.

Rachel zgasiła papierosa. Jej oczy były szeroko otwarte. Wiatr zaczął lekko dąć, ale nie zagłuszał hałasu ludzi. To kolejny powód, dla którego nie lubię ludzi. Nie potrafią być cicho, zachowują się jakby to był jakiś konkurs na największy wrzask.

- Jejku, mam do Ciebie tyle pytań...

- Powoli. Pierwsze ja mam pytanie. Od kiedy wiesz o nas i jak się dowiedziałaś.

Rozsiadłem się wygodniej na dachu. I tak musiałem jakoś spędzić ten czas czekając na Nica, a rozmowa z ładną dziewczyną nie wydawała się złym pomysłem.

- No więc - zaczęła - od małego widziałam różne dziwne rzeczy. Wielkich mężczyzn z jednym okiem po środku czoła, twarze w wodzie, a podczas podróży zdawało mi się, że widzę galopujących mężczyzn z torsami koni. Wtedy myślałam, że to wina wyobraźni albo co, ale jakoś dwa lata temu pomogłam wydostać się ze szkoły jakiemuś chłopakowi ze starszym facetem z nogami osła. Nie puściłam ich bez wyjaśnień, więc ten facet streścił mi wszystko, ale wciąż mam dużo pytań na przykład...

- Imię tego satyra pamiętasz? - przerwałem.

Spojrzała na mnie z wyrzutem. - Zawsze jesteś taki niekulturalny?

- Spędzam większość życia w lesie - odparłem - tam nie uczą sovoir vivre'u.

Po jej twarzy było widać, że bardzo chciała zadać pytanie, ale w porę ugryzła się w język.

- Chyba Hedge.

Pokiwałem głową.

- Która godzina? - spytałem.

Dziewczyna spojrzała na IPhone'a.

- Wpół do ósmej.

- Masz pół godziny. Pytaj.

Jej twarz rozpromienił uśmiech, a ja pozałowałem swej dobroci. Pół godziny spędziłem na opowiadaniu o kontaktach między bogami, o ich atrybutach, potworach i walce. Zaciekawiła się pegazami i hipokampami, a na wieść, że moim ojcem jest Posejdon opadła jej kopara. Przyznam się, dobrze mi się z nią rozmawiało, bez zobowiązań, zupełnie na luzie, ale czas zleciał szybko. Słońce już niemal całkowicie zaszło, więc wstałem i rozciągnąłem się. Rachel również się zerwała, ale nie miała zamiaru przestać pytać.

- Co to była za dziewczyna? Jesteście razem? Kto ją porwał?

Uniosłem rękę by ją uciszyć.

- Po pierwsze: Nie Twoja sprawa. Po drugie: Nie. Po trzecie: Nie Twoja sprawa. Po czwarte: Właśnie minęło pół godziny.

- Ej! - Zaprotestowała - Mogę wam pomóc ją odnaleźć?

Parsknąłem śmiechem, a ona obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem. Bez słowa zacząłem schodzić po drabinie. Ćpuny, które zaatakowały nas wcześniej opuścili posterunek już dawno, więc nie miałem czym się przejmować. Teraz moim problemem stała się Rachel Elizabeth Dare, która widocznie obrała sobie za punkt honoru doprowadzić mnie do białej gorączki w możliwie jak najkrótszym czasie. Nico ma rywalkę.

- Percy! Stój jeszcze na chwilę!

Dziewczyna nie dawała za wygraną, dogoniła mnie i chwyciła za rękę.

- Proszę, pozwól mi - zrobiła maślane oczy - Nie wytrzymam dłużej z rodzicami, to nie mój świat. Proszę, proszę, zrobię wszystko. Chcesz mnie przelecieć? Chcesz kasę? Dam Ci wszystko.

Przez chwilę przemknęła mi myśl, żeby kazać jej się rozebrać, ale odrzuciłem ją od siebie i zrobiłem urażoną minę.

- Naprawdę myślisz, że jestem aż takim materialistą?

- Percy, proszę...

Chwyciłem ją za ramiona, to ją ostudziło.

- Posłuchaj Rachel.  Nie możesz iść ze mną, to zbyt niebezpieczne...

Zbierało jej się na płacz, ale wzrokiem pokazałem jej, że nie skończyłem.

- Nie możesz iść ze mną, ale powiem Ci gdzie jest obóz herosów. Prowadzi go Chejron, kojarzysz go, prawda?

Pokiwała głową, a ja kontynuowałem.

- Więc pojedziesz na Long Island i poszukasz plantacji truskawek po środku lasu. Jest tam wielka sosna i sporych rozmiarów dom. Chejronowi powiedz, że powiedział Ci o nich satyr Hedge, zrozumie. On wyjaśni czy wszystko co tylko będziesz chciała.

Reszta wydarzyła się w mgnieniu oka. Poczułem, że Rachel na mnie skacze i dziękuje mi raz po raz, a następnie całuje w oba policzki.

- Dziękuję Percy, jesteś kochany!

- Tylko nie mów nikomu. Cieszę się, że pomogłem, a teraz przepraszam, muszę uratować Annabeth. Powodzenia Rachel, mam nadzieję, że się zobaczymy wkrótce.

Uśmiechnęła się i pomachała mi.

-Szczęściara z tej Annabeth. Mam nadzieje, że ją znajdziesz, chętnie ją poznam.

 Odwróciłem się i pobiegłem przed siebie w stronę tunelu miłości. Mijałem ludzi, ale oni nie zwracali na mnie uwagi. Ot zwykły nastolatek się gdzieś spóźnia i stara się nadrobić czas. Nica zauważyłem od razu, stał ponury z puszką coli i dwoma biletami na jazdę. Na mój widok zrozumiał, że coś się stało.

- Co jest?

- Zmiana planów- odparłem- Masz coś przeciwko górom skalistym?

Opowiedziałem mu całą historię. Nie zadawał zbędnych pytań, zwyczajnie kiwał głową. Rozumiał jak ważna jest sytuacja.

- Dobra - powiedział gdy skończyłem - Podczas gdy Ty flirtowałeś z dziewczyną ja się przeszedłem. Niedaleko stąd jest rzeka, myślę, że najlepiej będzie iść tam natychmiast.

Przytaknąłem. Jeśli Annabeth uda się uciec nie będziemy mieli wiele czasu. Trzeba się spieszyć, a odległość jest spora. Mianowicie musieliśmy jak najszybciej pokonać ponad połowę Ameryki. Fajnie, co nie?



Było obiecane, że będzie? No i jest!  Komentujcie i gwiazdkujcie kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro