#24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Percy
- Ja na imprezie? - zaśmiałem się - Chyba przedawkowałaś nektar.
Annabeth usiadła na krześle obok. Zdawało się, że jest już z nią wszystko całkiem dobrze. Uśmiechała się, chodziła prosto i brała duże oddechy, a to świadczyło o tym, że żebra się zrosły. Zastanawiała mnie tylko rana na cyckach, ale to jeszcze zdążę sprawdzić. Jestem tego pewien.
- A dlaczego nie? - odpowiedziała z przekąsem.
- Nie lubię imprez, nie nadaję się jako osoba towarzyszącą. No i chyba wszyscy zapomnieli, że zbliża się wojna więc chociaż ja zadbam by wszystko było tak jak być powinno.
- Nikt nie zapomniał o wojnie, Percy - mówiła spokojnie - Ta impreza służy podniesieniu morali ludzi. Żołnierz, który ma o co walczyć walczy lepiej.
Ruszyłem w stronę lodówki po kolejną szklankę whiskey. Czułem na sobie jej spojrzenie i nie powiem, było mi miło, że spytała mnie o towarzystwo.
- Zamierzacie walczyć o imprezy? - spytałem.
- Głupi jesteś - westchnęła blondynka- Będziemy walczyć o siebie nawzajem. Imprezy poprawiają więzi międzyludzkiej.
- Faktycznie - przytaknąłem- Znam kilka par, które są ze sobą tylko dlatego, że zmusza ich do tego dziecko zrobione przypadkowo w imprezowym kiblu. Wspaniała relacja.
Annabeth wstała i błyskawicznie znalazła się przy mnie. Patrzyła uśmiechając się ślicznie i pokazując białe zęby. Za oknem odezwała się krowa, która zapewne była dojona przez jednego z moich ludzi.
- Jeśli o seks chodzi to wolę łóżko.
Zaśmiałem się.
- Mów dalej- mruknąłem-zaczynasz mnie przekonywać do tej imprezy.
  Annabeth dała mi kuksańca i chwyciła za rękę prowadząc mnie do mojego pokoju. Gdy postanowiłem położyć się na łóżku ona otworzyła moją szafę i zaczęła przeglądać moje ubrania. Chyba decyzja o moim wyjściu została już podjęta bez mojej wiedzy.
- No weź, nie masz nic wyjściowego?- jekneła- Twoja garderoba woła o pomstę do Apolla.
- Nie umiesz docenić jej piękna - odparłem- Moja garderoba jest zajebiście wyjściowa. Wiesz ile razy wychodziłem w tej czarnej skórze?
- Do lasu, a nie na dyskotekę - sprostowała - Rozbieraj się.
Uśmiechnąłem się pod nosem co ona skwitowała prychnięciem. Stała, a ja widziałem że tylko czeka na mój złośliwy komentarz.
- Myślę, że najwyższy czas, żebym sprawdził czy Twoja rana na cyckach jest już w dobrym stanie.
- Po imprezie. Może.

Posłusznie ściągnąłem z siebie ubranie i zacząłem kolejno przymierzać ciuchy rzucone przez blondynkę. Pół godziny bez mała zeszło nam na odnalezieniu odpowiedniego kompletu, ale po wielu przekleństwach, narzekaniach i żartach o tematyce co najmniej delikatnie seksualnej, Annabeth wreszcie wyglądała na zadowoloną. Moje obrane było całe czarne. Czarne spodnie z dziurami i koszulka z białym drzewem na czarnym tle, a do tego białe conversy.
- Jesteś przystojny - przyznała - zajebiście przystojny..

- Jesteś piękna - powiedziałem po trzech godzinach, gdy spotkaliśmy się przed jej domem - zajebiście piękna.
Rumieńce wykwitły na jej policzkach. Mój komentarz nie był przesadzony, wyglądała jak bogini, a ja wiem co mówię. Delikatny makijaż, lekko podkręcone włosy, prosta, biała sukienka ze złotym paskiem i sandałami. Podałem jej ramię, które ona z wdziękiem przyjęła i skierowaliśmy się na obozowe pola. Tam już od jakiegoś czasu trwały prace: rozstawiano stoły z jedzeniem i piciem, mniejsze stoły i stołki żeby usiąść i rozwieszano lampki na drzewach.
- Mam nadzieję, że umiesz tańczyć, Jackson - zagadnęła Annabeth.
- To, że żyje w lesie nie oznacza, że jestem jakimś oderwanym od rzeczywistości oszołomem. Będzie tam whiskey?
- My nie pijemy - przypomniała mi Annabeth.
- Ale ja piję - jęknąłem
Resztę drogi przebylismy w ciszy. Gdy doszliśmy na pola Annabeth aż westchnęła. Wyglądało to fantastycznie, światełka rozwieszone na drzewach w mroku wyglądały jak świetliki. Annabeth pouczyła mnie, że o północy dzieci Hefajstosa odpalą fajerwerki. Gdy weszliśmy na pola wszystkie oczy zwróciły się na nas. Momentalnie. Dziewczyny ubrane w kolorowe sukienki i chłopcy nich. Dostrzegłem znajome twarze. Simon był z Sarą, a Ver pokazywała mnie palcem jakiemuś herosowi o płowych włosach. Annabeth promieniała, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Bycie w centrum uwagi nie jest dla mnie, ale musiałem to przeżyć, ponieważ Annabeth widocznie celowo prowadziła mnie przez sam środek.
- Księżniczko, niczego lepszego nie było? - usłyszałem kpiący głos za nami.
Annabeth odwróciła się i westchnęła
- Nawet jeśli by był to nie bym go nie wzięła. Dla mnie jest idealnie.
Clarisse zagwizdała i obrzuciła mnie niechętnym spojrzeniem, ale nie dodała nic. Odwróciła się tylko na pięcie i odeszła.
- Percy - szepnęła Annabeth - spójrz w prawo. Czy to Nico?
Odwrociłem głowę i aż wytrzeszczyłem oczy. Tak, to był Nico i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że tańczył z jakimś blondynem.
- Nico - potwierdziłem - a ten blondyn?
- Will Sollace - powiedziała szybko Annabeth - grupowy domku Apollina.
Odnotowałem w pamięci by z nim o tym porozmawiać, ale temat się urwał. Annabeth pociągnęła mnie na parkiet. Z głośników rozwieszonych jakimś magicznym sposobem na konarach drzew leciał jakiś kiczowaty rock.
- Oh, uwielbiam tę piosenkę - jęknęła blondynka - To Coldplay!
Nie skomentowałem tego, ale posłusznie zacząłem tańczyć. Różne są gusta.

Czas do północy zleciał nam na tańcach, rozmowach, jedzeniu i piciu słodkich napojów. Poznałem kilku Herosów na czele z Katie, córką Demeter, która posiadała całkiem sporą wiedzę na temat roślin. Północ nadchodziła jednak nieubłaganie. Herosi i Eselici zgromadzili się więc i czekali na moment pierwszego wystrzału. Staliśmy z Annabeth z samego przodu, a ona przytulała się do mnie ku ogólnemu zdziwieniu. Muszę przyznać, było świetnie. Wkoło nas latały świetliki, muzyka trochę przycichła, ale wzmógł się delikatny wiatr, który ładnie szumiał gałęziami drzew. Muzyka dla moich uszu.

Moment wystrzału nadszedł niespodziewanie. W jednym momencie niebo zalśniło na niebiesko, różowo, zielono i na inne kolory. Poczułem, że Annabeth przekręca się w moją stronę.
- Chyba nie było źle, prawda? - szepnęła.
Było świetnie - uśmiechnąłem się - Pięknie jest, prawda?
- Tak - oczy Annabeth się rozszerzyły - Dzieci Hefajstosa przeszły samego siebie.
Dookoła nas wszystko jakby umilkło. Annabeth stanęła na palcach i zbliżyła do mnie twarz.
- Cieszę się, że tutaj jesteś Percy. Naprawdę bardzo się cieszę.
Gdy ją pocałowałem poczułem wręcz spojrzenia wszystkich dookoła. Usłyszałem szepty, ale kto by się nimi przejmował? Annabeth oddała pocałunek całą sobą. Nad nami strzelały sztuczne ognie, a wiatr kołysał drzewami, które jakby pochyliły się nad naszą grupą.
- Kocham Cię - szepnęła Annabeth tak, bym tylko ja to usłyszał - Bardzo Cię kocham.
- Ja Ciebie też mała.
Mówiąc to objąłem ją i razem patrzyliśmy na ostatnie wystrzały. Wojna, atak, potwory, w tym momencie nic nie miało dla mnie znaczenia.

Jestem! Melduję się! ❤️💙 Wiecie co robić 😏


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro