Rozdział 17. "Nie bój się! "

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pov. Katori.

Obudziłam się obok kanato. Wtulona w wampira. Chciałam się od niego odsunąć trochę ale kanato mi to nie umożliwił.

- Nie pozwoliłem ci się ode mnie odszuwać - Odezwał się

No tak on nie śpi już, przecież kanato, wstaje jak najwcześniej od wszystkich.

-Czy ty próbujesz odejść do któregoś z moich braci?! - Rzekł kanato.

- Nie. - Odparłam

Moje ręce zostały unieruchumione. Nie mogłam się ruszyć.

Zaraz od kiedy ja na sobie mam mundurek?

- kanato, od kiedy ja mam na sobie mundurek nie pamiętam bym się przebierałam? - zapytałam go. Nie ważne było jak głupio teraz brzmiały, moje słowa.

- Wiedziałem, że jak się obudzisz będzie późno więc cię przebrałem w mundurek.

Że, co?!

Sama myśl że widział wszystkie moje blizny mnie odraza..

- Nie wyrywaj, się przecież przebranie cię to nic wielkiego, zresztą serio cię to tak zawstydziło?! - zaśmiał się.

- Przynajmniej nie był to laito, bo on by wszędzie zajrzał! - rzekł

****

Kanato nie chce mnie wypuścić że swojego pokoju.

Pomocy.

-Gdzie idziesz?! - krzyknął

- Nie zostawiaj mnie. - Rzekł kanato

Kanato zaczął płakać, nie ja nie chciałam by kanato płakał przeze mnie

- Kanato, nie zostawię cię. - Mówię.

- Obiecaj! - każe

- Obiecuje. - rzekłam

Zostałam przyspilona do łóżka przez kanato.

Uśmiechnął, się psychicznie jak to on już miał. Zaśmiał się.

- dobrze, masz zostać że mną na zawszę. - Powiedział.

- Należysz do mnie! - Powtarzał

- Dziś będę delikatny. - uśmiechnął się.
Wygryzł się w szyję był bardzo delikatny. Nie czułam takiego bólu, prawie w ogóle nie było bólu. Było to przyjemne. Przestał pić krew. Uśmiechnął się tak jakby miał jakiś plan czy coś.

- Trzeba cię oznaczyć - powiedział.

I przyszał się do szyji, nie mówcie mi ze on.
A jak któryś z jego braci to zobaczy?!

- Nie wierc się - oznajmił. Przyznam było to zbyt przyjemnie. Niedługo przestał, i odwróciłam się cała czerwona.

Kanato zaśmiał się pod nosem.

Czy on musiał robić te malinki.

- Teraz, będą widzieć że jesteś moja! - uśmiechnął się fioletowo - włosy.

Mam przejebane, jak laito to zobaczy.. I to bardzo.

-Należysz do mnie- rzekł po raz kolejny kanato przesunął mnie do siebie że siedziałam między jego nogami.

Ciekawe czy pozwoliłby mi dotknąć swoich włosów? Wydają się takie miękkie i delikatne.

Dobra, trzeba spróbować najwyżej wyśmieje mnie.

- kanato. - Wydusiłam

- co jest nie jest ci wygodnie? - zapytał zmartwiony.

- Pozwolisz dotknąć swoje włosy? - zapytałam nawet nie wiedząc jak prawidłowo spytać go.

Wampir spojrzał zdziwiony.

Chciałam zapaść, się pod ziemie przez te pytanie.
Serce zaczęło mi walić jak szalone. Strach wziął góre.
Kanato, położył moją dłoń na swoich wlosach.

- Pewnie, że możesz! - powiedział. Spojrzałam zdiwiona

- Ale tylko ty możesz dotykać moje włosy!!- oznajmił

- Rozumiem. - Odparłam.

Miał takie delikatne i miękkie włosy miałam rację. Miałam wrażenie, że kanato, podobało się jak dotykałam jego włosy.

Kanato cicho się zaśmiał.

Pov. Kanato.

Miłe było uczucie, gdy katori, dotykałam moje włosy.

W pewnym momencie przyciagnąłem ją łapiąc za obie ręce.

Kocham ją. Pragnę ją cała. Ona należy do mnie,jej krew, oczy, wszystko należy do mnie.

Nie pozwolę, by stała jej się krzywda.

Przyblizyłem swoją twarz do jej. Pocałowałem ją.Był to czuły pocałunek. Po chwili biało - włosa oddała pocałunek. Odrywająć się od niej, usmiechnołem się do niej.

- Od, teraz śpisz cały czas że mną. - Popatrzyłem na nią

- Nie mówisz poważnie! - odpowiedziała z rumieńcami

- A czy wyglądam jakbym żartował? - rzekłem

- zresztą, jesteś moją dziewczyną, więc to normalne ze. Ze mną śpisz - Stwierdziłem. Dostrzegłem na twarzy dziewczyny jeszcze większe, rumieńce niż sprzed chwili. Które, próbowała zakryć włosami. Odkryłem jej włosy.

- tak lepiej - powiedziałem

- Choć - pociagnołem ją za rękę, wyszliśmy z mojego pokoju po chwili byliśmy w salonie. Chciałem z nią iść do kuchni ale ktoś przeszkodził. Oczywiście byli to ayato, oraz laito.

- Gdzie bitch - chan się wczoraj podziewała?

- NO WŁAŚNIE TEŻ JESTEM CIEKAWY?! - Krzyknął na nią ayato.Widać było że był wściekły.

- ja.. - mówiła jąkająć się.

- BYŁA CAŁY, CZAS ŻE MNĄ A TERAZ SIĘ ODPIERDOLCIE!!! - wydarłem się.

- Ciekawe co robiła z tobą całą noc? - patrzył że zboczonym uśmiechem laito.

Czy, on nie ma swojego życia?

- Dobra nie ważne, Chcichamashi pić chcę! - Rzekł stanowczo ayato.

Jej krew należy tylko do mnie? Nie. Katori, powinna tylko mi dawać krew tylko mnie!! Przecież cała należy do mnie!!

Wziąłem jeszcze, mocniej trzymałem ją za rękę.

- Kanato, nie bądź taki i daj mi jej krew!! - warknął ayato.

- ONA, JEST MOJA!!! - Krzyknołem ciągnąć ją za rękę.Po chwili weszliśmy do kuchni zostawiając moich braci.

W kuchni, zaczęliśmy jeść oczywiście, były to słodycze.

****
Wróciliśmy, że szkoły. Chodziłem tak bez celu, po rezydencji. Postanowiłem pójść do katori, po chwili wszedłem do jej pokoju. Ale, nie była tam sama. Mianowicie, był tam zbok laito.

- laleczko, powinnaś mnie opisać! - powiedział zbok uśmiechając się.

Opisać? Ciekawe o co chodzi.

Podszedłem i zapytałem się o co chodzi.

- O co chodzi? - spytałem.

- laleczka, ma wypracowanie, i ma opisać wybraną, przez siebie rzecz, albo kogoś. - Uśmiechnął się laito.

- laleczko opis mnie! - Rzekł po raz kolejny laito.

To będzie tragedia, jeśli katori opise największego zboka w szkole.

- ale ty wiesz ze ja już opisałam? - Odparła.

- Że co? Kogo Opisałaś- - Zdziwił się laito.

Podała mu kartkę.

- wolisz opisywać róże. Niż kogoś takiego jak ja? - mówił zbok.

- najwidoczniej. - odparła.

Laito tylko westchnął.

Pov. Katori.

Nie mogę wytrzymać tego napięcia. Czuje jak laito wierci we mnie dziure. Kanato tak samo. Obaj siedzą obok mnie na łóżku.

- bitch~~ chan ~~ - mówił laito.

Miałam go szczerze dość. Przyjdzie, dobiera się.

- ja muszę, iść do subaru. - Powiedziałam

- On, może poczekać, zabawmy się ~~ - spojrzał dziwnie laito.

- ja muszę iść - odparłam. Nie chciałam zbyt długo zostawać w pomieszczeniu z laito.

- Zostaw ją laito. Ona należy do mnie - Rzekł kanato

Szybko wyszłam z pokoju. Idąc do subaru.

****
Wyszłam od subaru, i miałam zamiar iść do ogrodu. Ale gdy szłam shu który leżał na kanapie w salonie powiedział żebym do niego podeszła. Co zrobiłam.
Kazał usiąść obok niego na kanapie. Poszłusnie to zrobiłam.

- Jesteś cicha. - Rzekł blondyn.

- każda inna była głośna. - mówił.
Bałam się go czułam jak przechodzi dreszcz po moim ciele. Nie wiem nawet, dlaczego go się bałam. Nie znam go zbyt dobrze. Boje sie go..

- Czego się tak boisz? - zadał pytanie.

Czułam, jak chcę płakać że strachu.
Oczy chcą płakać. Ale, ja nie mogę się teraz rozpłakać.

- hej, nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. - Powiedział shu podnosząc się do siadu na kanapie. Byłam trochę zdiwiona. Ręce mi drzały. Czułam taki niepokój, strach. Boję, się zrobić choć krok. To jest jak wyzwanie.

- proszę, nie bój się mnie. - Rzekł ponownie.

Ludzie, potrafią zniszczyć człowieka. Niczym największy koszmar.

Shu przesunął się do mnie tak, bym musiała na niego patrzeć.
Nie ja nie chcę! Pomocy!
Ten strach wzrasta serce, z każdą sekundą biję coraz bardziej. Szukam punktu wyjścia, nie ma znowu. Strach jest teraz zbyt wielki, nie umiem nad nim zapanować, boję się oddychać.Nie mogę tego, pokonać to jest zbyt silne.

- Ależ, ty strachliwa.- Popatrzył na mnie. Po chwili blondyn, mnie przytulił. Byłam zdiwiona? Sama nie wiem co dokładnie czułam przez to. Ale po chwili taki wielki zniknął, został tylko mały strach.
Blondyn, mnie puścił.

Po tym wszystkim, shu powiedział że chciał bym z nim posłuchała muzyki.
Co, zrobiłam.

Potem, wróciłam do mojego pokoju.

Wzięłam ubrania i weszłam do łazienki.

****
Po kąpieli chciałam coś narysować ale nie miałam pomysłu. W końcu pomyślałam, że narysuje wilka, bardzo lubię ten zwierzęta. Lubię jak się wzajemnie wspierają, na swój sposób.

Po dłużej chwili narysowałam, lubię rysować. Pozwala mi zapomnieć na chwilę o rzeczywistości, odciąć sie od świata.

Po skończeniu rysunku schowałam go. Tak samo resztę rzeczy.

Usiadlam na łóżku, chciałam odpocząć, nie było mi to dane. Bo pan oreo, postanowił mi przeszkodzić.

- naleśniku, co robisz? - zjawił się w pokoju ayato.

Usiadł obok mnie.

- Okubyō! ( znaczenie : tchórz) - krzyknął ayato.

Czy on nazwał mnie tchórzem?
W sumie, ma rację. Trudno mi powiedzieć "dzień dobry. " Czy zwykłe "hej ".

- Okubyō, słuchasz mnie?! - warknął.

- oreo - samy się nie ignoruje! - powiedział.

Czy on da mi powiedzieć w spokoju? Raczej nie. Zamysliłam się ale poczułam, oddech na szyji. Czuje jak nie mogę się ruszyć oddech zwalnia.

- naprawdę jesteś Okubyō!! - Uśmiechnął się.

- To nie było śmieszne! - odpowiedziałam łapiąc oddech.

- właśnie że było! - drażnił się.

- Nie

- Tak

- Nie

- Tak

-Tak

- Widzisz, mam racje. - Klaskał w ręce uradowany.

Ayato, był tak ucieszony, nie chciałam niszczyć tego teraz. Jednak jedna, cząstka mnie kazała mi uciekać od niego. Być jak najdalej od wszystkiego.

。・:*:・゚★,。・:*:・゚

Rozdział ma 1371 słów.

Mam, nadzieję że się podoba.
Co myślicie o rozdziale?

~~Do następnego. ~~

nosakaya

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro