Rozdział 20. " To zostaję na zawszę..".

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pov. Katori.

Siedzieliśmy razem  z kanato  na, łóżku.

po chwili leżałam a wampir był nade mną.

- zgłodnieliśmy ne teddy? - spojrzał na misia.

Jego twarz zbliżyła się do mojej szyji.

Wbił kły w moją szyję, mimo iż bolało było przyjemne uczucie. Widzę jak moja krew leci po moim ramieniu, kanato oderywał się i zlizuje tam krew.

- Nie pozwolę, żeby choć kropla twojej krwi mi uciekła! - warknął. Po czym wrócił do gryzienia szyji.

Po nie długiej chwili przed oczami mam ciemności..

****

Obudziłam się w pokoju kanato. Przetarłam oczy. Zobaczyłam, wpatrując się we mnie fioletowe tęczówki.

- ah, kanato -kun - mówię.

Na dźwięk, moich słów swojego imienia uśmiecha się.

-spałaś 3 godziny. - Oznajmił.

To, nie tak dużo.

- Pobaw się z że mną i teddy - rzekł kanato.
Wiem ze to nie było pytanie ale coś w rodzaju rozkazu. Odmową by się źle skończyła.

- Okej. - Odparłam

Kanato, spojrzał na mnie ucieszony.

Zeszłam z jego łóżka, oboje usiedliśmy na podłodze, gdzie miał mnóstwo zabawek.

- Porwali ją. - zaczął kanato, tworząc z zabawek coś na kształt zamku.

****

- Teddy ją uratował! - krzyknął kanato.

Zrobiliśmy jeszcze większy bałagan w pokoju kanato niż był.

Ale, fajnie się bawiliśmy było warto.

Chciałam wyjść z pokoju kanato i iść na spacer.

- Gdzie idziesz? - zadał pytanie. Jego ton głosu był dziwny jakby był tym ruchem wkurzony.

- ja chcę iść na spacer do ogrodu subaru- odparłam.
Na samo wspomnienia imienia jego młodszego brata. Wykazywał niezadowolenie.

- Nie możesz, nie pozwalam ci stąd wychodzić! -krzyknął.

-Ale, ja chcę wyjść.. - powiedziałam ledwie słyszalnie.

- Nie możesz! - krzyknął.

Podbiegłam do drzwi chcąc wyjść z pokoju fioletowo - włosego. Były zamknięte zamknął mnie we własnym pokoju.

Błagam niech to będzie żart.

Nie ważne ile bym próbowała pociągnąć za klamkę dzwi nie ustąpią.

W pomieszczeniu było słychać chichot, kanato.

- Nie wyjdziesz stąd zamknołem drzwi od zewnątrz. - Oznajmił

No to pięknie, nawet jak będę mieć kluczę nie wyjdę, nie mogę się przecież teleportować tak jak on.

Kanato, podszedł do mnie ze był koło mnie patrzył się na mnie.

- Nie zostawisz mnie prawda? - zapytał pochylająć się nade mną.

Wiedziałam jakiej odpowiedzi oczekiwał zapewnienie, że go nie zostawię. Chciał słyszeć tylko słowa które chcę słyszeć. Jego osoba nie przyjmie innych słów.

Miałam już odpowiedzieć, ale poczułam silny nacisk na szyji. Zaczął mnie dusić.
Czułam jak braknie mi powietrza.

Czy to tak umrę?
Ta myśl mi się naszuwała na myśl.

- ODPOWIEDŹ!! - Wrzeszczał.

- N.. -Nie - Z-zostawie cię... - odpowiedziałam ledwo.

Moja szyja została puszczona. Próbowałam złapać powietrze, przez chwilę kaszlałam.

Kanato na to patrzył uśmiechając się.

- Nie masz prawa mnie zostawić! - Warknął.

- Jestem jedynym który ma prawo cię zabić - mówił.

- Należysz do mnie - Rzekł parząc na mnie.

Mówił te słowa jakby wplatał je mi do umysłu że to zapamiętam.

- Rozumiem - odparłam.

-SPÓJRZ NA MNIE KIEDY Z TOBĄ ROZMAWIAM!!! - Krzyknął jego złość było można wyczuć w całym pokoju.

Był, zły a ja go wkurzyłam...

Spojrzałam na niego wpatrując się w wampira. Strach, nade mną znowu górował.

- Należysz do mnie! - warknął po czym brutalnie się wgryzły w szyję.
Pisnełam na to. Pił krew łapczywie, jakby chciał mieć wszystko dla siebie.

-będziesz zła jak cię nie pocałuje. - Oznajmił

Po chwili, czułam jego usta napierające na moje. Czułam krew,w ustach.

Pocałował mnie mając krew w ustach.

- wyglądasz wspaniale gdy z twoich ust wylatuje krew! - zaśmiał się.

Przybliżył się i oblizał mi twarz.

Takie miłe było to.

Kanato trzymał mnie za barki.

- Czemu gadasz o innych mężczyznach! - krzyknął

- ja jestem jedynym które potrzebujesz!! - krzyknął.

- ŻEBY MÓWIĆ O INNYCH W MOJEJ OBECNOŚĆ MASZ TUPET!! - warknął

- JA JESTEM PRZED TWOIMI OCZAMI! POWINNAŚ O MNIE MYŚLEĆ! O NIKIM INNYM - wreszczał podkreślająć że to on powinien być u mnie na pierwszym miejscu nikt inny.

- Rozumiem - odparłam

- JESTEŚ NAJGORSZA!! - krzyczał

- przepraszam... - Odpowiedziała łzy zaczęły mi lecieć z oczu.

Ale ja nie zrobiłam przecież nic złego..

- teddy już wystarczy ne ? - zwrócił się do misia.

Pociągnął mnie za rękę że wylądowałam na jego łóżku.

- k - kanato - kun - powiedziałam zaskoczona

- Czy nienawidzisz mnie? - spytał że łzami w oczach fioletowo - włosy.

- Nie mogłaby cię nienawidzieć kanato - kun - mówię.

na te słowa wampir mnie przytulił

- Nie zostawiaj mnie samego. - Rzekł

- Nie zostawię - odparłam wampir, na te słowa się uśmiechnął

Wampir, mnie przytulił

-EJ, HISTERYKU!! - Za drzwi usłyszałam głos ayato.

- Choć na tą comiesięczną kolacje bo reji jest wkurzony! I ty chichamashi też.
- Rzekł

Wyczuł mnie.

- Nie wiem co robicie ale oreo - sama, jest głodny więc chodźcie - powiedział

Słyszałam jak ayato odchodzi i szepcze.

Żeby wieki wspaniały oreo - sama, musiał wołać kogoś takiego jak on! Oreo - sama nie jest niczyjim sługą! A napewno nie histeryka!!!

- Więc, to dziś. - mówił kanato.

- choć - pociągnął mnie za rękę.
Teleportował przed kuchnie

Innaczej bym nie wyszła z pokoju kanato.

Weszłam z kanato do jadalni.

Zajęłam swoje mniejsce to samo kanato.
Reji spojrzał że wściekłością za spóźnienie, ale nic nie powiedział.

- Chichamashi, będziesz jeść te mięso? - zapytał ayato.

- oh, nie. - odparłam cicho

- ŚWIETNIE! - Krzyknął.

Ayato podszedł do mnie że swoim talerzem i sobie włożył z mojego talerza mięso.

Ayato spowrotem usiadł na swoje miejsce.

- Dzięki, chichamashi - rzekł czerwono - włosy.

- Ayato maniery nie zabiera się komuś z talerza - rzekł reji

- Ale chichamashi, nie chciała no to jest moje - powiedział ayato.

- Zero manier - odparł reji.

Reji spojrzał na mnie jakby chciał wszystko o mnie wiedzieć, nie podobało mi się to.

Zignorowałam to i zaczęłam jeść.

****

Po skończonej kolacji, wyszłam z jadalni.

Od, razu po wyjściu spotkałam ayato.

Uśmiechnął się dumnie.

- Wiesz dzisiejsza kolacja była za mała - Rzekł ayato.

Wiem o co mu chodzi chcę krwi.

Przyparł, mnie o ścianę, jego twarz zlizyła się do mojej szyji. Nie walczę, bo przecież prędzej czy później to i tak to zrobi

Kły ayato, zbliżyły się do mojej szyji.

Moje ciało oplata zimno. Czuje ból. Nie krzyczę. Po krótkiej chwili czuje jak grunt pod nogami mi się urywa, i mam mroczki pod oczami. Jednak widzę jak ktoś ayato ode mnie oderwał.

Więcej nie widzę, tylko ta ciemność w której, tkwię od kiedy byłam dzieckiem..

Myślenie o śmierci było codzienoscią że lepiej było by beze mnie.

Ból i cierpienie, było codziennie. Liczne siniaki, zadrapania, pobicia przez nich i maskowania tego wszystkiego.
I choć rany się goiły, siniaki, znikały. To na zawszę zostaną urazy na psychicze.


ten ból, zostanie zawszę, choć mówią że czas leczy rany. To wcale nie jest prawdą. ★ To zostaję na zawszę.. ★

。・:*:・゚★,。・:*:・゚☆

Rozdział ma 1015 słów.

Mam nadzieję, że się podoba 💜

Co o tym rozdziale uważacie? ^^

~~ Do następnego ~~

^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro