12 - Bogini zemsty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwsze, co poczułam, to była chłodna wilgotna tkanina na czole. W kolejnej chwili dotarły do mnie podniesione głosy. Potem zaś odkryłam, że leżę na czymś twardym i nie mam czucia w nogach. Uchyliłam powieki. Rozmyta jasna plama tuż nade mną okazała się po chwili głową Kamila. Uśmiechnął się do mnie z ulgą.

– Właśnie się kłóciliśmy, kto ma całować śpiącą królewnę... – Zażartował, a podekscytowane głosy obok niego ucichły natychmiast.

– Przywalę ci, jak tylko poczuję się lepiej! – zagroziłam, próbując się podnieść, ale zostałam powstrzymana przez chłopaka.

– Widzę, że już ci lepiej! – Zaśmiał się. – Nie strasz nas tak więcej!

– Ten psychopata sobie poszedł? – spytałam z niepokojem.

– Uciekł po tym, jak go przeklęła Elka, bogini zemsty, Górska – wyjaśniła Agnieszka. – Psychopata czy nie, raczej nie spróbuje już więcej was nachodzić... Głupi nie jest.

– Nic ci nie jest? – Elka uklęknęła przy mnie i wzięła za rękę. – Ależ nas wystraszyłaś! Twoja mama by mnie zabiła, gdyby coś ci się stało!

– Nie przesadzajcie! – żachnęłam się. – Ja tylko zemdlałam. Wielkie rzeczy! Co to do cholery było? Skąd masz wianek we włosach? Bawiłaś się w Świteziankę czy Katarzynę?

Katarzyna była osławionym duchem zamku w Zielonym. Stanowiła stały punkt miejscowych opowieści, a wiosną oficjalna wersja legendy o jej pochodzeniu została obalona na zamkowym blogu przez Elkę i Emilię. Z moim marginalnym udziałem. Według wersji krążącej po Zielonym od lat, Katarzyna była żoną księcia Henryka, który zamieszkiwał zamek. Kiedy zaszła w ciążę, Henryk sprowadził sobie kochankę. Przyłapany na zdradzie przez żonę został przez nią zabity, wraz z kochanką oczywiście. Potem Katarzyna popełniła samobójstwo i od tamtej pory błąkała się po murach zamczyska.

Dziewczyny zmieniły tę legendę, bo zgrzytała im wielka miłość w zaaranżowanym małżeństwie i to jeszcze z niezbyt ponoć przystojnym księciem. Na blogu opublikowały wersję alternatywną, według której to kochanka zabiła Katarzynę i jej nienarodzone dziecko, za co sama poniosła śmierć z rąk Henryka. Sam książę zaś zginął normalnie, na wojnie. Publikacja tego artykułu przyniosła błyskawiczną popularność zamkowemu blogowi, a dziewczyny uwijały się jak w ukropie, by nadążać na odpowiadanie na komentarze czytelników. I wtedy na dobre zaangażowałam się w prace, bo zaczęłam je wspierać przy moderowaniu dyskusji pod wpisami.

– Jaka znów Świtezianka?! – Roześmiała się Elka.

Spojrzałam wymownie na jej głowę, gdzie wciąż tkwił wianek. Z bliska wreszcie mogłam dostrzec, że był zrobiony ze stokrotek. Ktoś nieźle odjechał, wpadając na ten pomysł.

– Aga i ja założyłyśmy się z Robertem, że upleciemy wianek – wyjaśniła kuzynka. – Nie wierzył, że potrafimy... No i przegrał!

– Wcale nie uważam się za przegranego! – wtrącił jej chłopak. – Wyglądasz tak pięknie, że mógłbym taki zakład przegrywać codziennie.

– Wazeliniarz!

– Naprawdę wyglądasz ładnie... – przyznałam, na co wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.

– Chyba nadal jest w szoku... – szepnęła Elka, podnosząc wzrok na pozostałych.

– Odbiło ci? – Skrzywiłam się i spróbowałam usiąść. Miałam już dość tego leżenia na mchu. – Obiektywnie mówię. Robert może i jest zaślepiony, ale ja ci mówię prawdę. Jak już będę mogła utrzymać pion, chcę ci zrobić kilka zdjęć. Nie zdejmuj wianka!

– Zamawiam wszystkie odbitki! – zgłosił Robert, na co wszyscy się roześmiali. – No co? Wytapetuję sobie nimi pokój...

Elka przewróciła wymownie oczami, ale nie skomentowała tego. Zaczerwieniła się za to, kiedy podchwyciła Marka szepczącego do ucha Agnieszki coś, co bardzo rozbawiło dziewczynę. I jakoś wszyscy wiedzieliśmy, co tam roiło się w ich głowach! Gdyby powiedzieli to na głos, zrobiłoby się jeszcze ciekawiej.

Zaczęłam się podnosić z ziemi. Tym razem nie wzgardziłam podaną przez Kamila ręką. Bardzo mi to ułatwiło wstawanie, szczególnie że robiłam to w pozycji mocno schylonej – żeby głowa jak najdłużej pozostawała jak najniżej.

– Napiłabym się czegoś... – mruknęłam, kiedy już jako tako stałam na nogach.

Ledwie to powiedziałam, przed moim nosem pojawiły się trzy butelki wody mineralnej. Gdybym czuła się lepiej, pewnie bym się roześmiała. Starczyło mi sił na lekki uśmiech i wymamrotanie:

– Przecież mam swoją...

I zaczęłam rozglądać się za plecakiem, co wzmogło zawroty głowy. Odruchowo znów poszukałam podpory w stojącym obok Kamilu. Nie sprawiał wrażenia, jakby miał coś przeciwko. Ale nie zamierzałam teraz się nad tym zastanawiać. Niezdarnie wyciągnęłam bidon z wodą i pociągnęłam kilka łyków.

– No to teraz mówcie, jak mnie znaleźliście... – odezwałam się już pewniejszym głosem. – I co to w ogóle było? Co w ciebie wstąpiło, Elka? Duch cię opętał czy inne licho?

– Nic z tych rzeczy! – Zaśmiała się kuzynka. – Żaden demon tylko zwykła ludzka panika. A raczej nieludzka. Nie myślałam, tylko działałam. Nie wiedziałam, że wypadło to tak groźnie. Emocje mi zagłuszyły głos. Kiedyś jak tak się stało, to odkryłam radiowy głos. A innym razem, jak mnie Tombak zagotował żądaniem dedykacji, to też mi się jakiś groźny gen uruchomił w głosie. Jak dzisiaj...

– Przerażająca byłaś...

– Jak Galadriela przy próbie Pierścienia... – wtrącił Marek z przekonaniem, na co Robert uśmiechnął się ze zrozumieniem. Obaj byli wiernymi fanami „Władcy Pierścieni" – zarówno książki jak i epickiej ekranizacji.

– Sama więc widzisz, nic nadzwyczajnego! – Elka wzruszyła ramionami.

– Rzeczywiście! – mruknął z przekąsem Robert. – Arwena, Galadriela... Takie tam elfickie królowe... Drobiazg!

Roześmiali się wszyscy. Do mnie powoli wracało czucie w kończynach. Napiłam się ponownie i już poczułam się zupełnie normalnie. Spojrzałam na kuzynkę uważnie.

– Mów, jak mnie znaleźliście. Bo tego mi jeszcze brakuje.

– Miałam jedno z tych moich Przeczuć. Wiesz... – Zmieszała się. Wiedziała przecież, co myślałam sobie o jej intuicji i nazywania jej Przeczuciami przez duże „p".

– Pierwsze słyszę, żeby twoje Przeczucia były wyposażone w GPS...

– Bo nie są. Zadziałał przypadek. Byliśmy umówieni z Kamilem na zamku. Kiedy wyszliśmy z domu, zadzwoniłam do niego. Poczekał na nas na drodze i jak doszliśmy do niego, powiedział, że wydawało mu się, że widział kogoś w lesie. Poczułam wtedy naprawdę lodowate Przeczucie. Raz tylko takie miałam i nie chcę nigdy więcej... – Głos się Elce nagle załamał i rzuciła szybkie spojrzenie na Roberta, a oczy zaszły jej na moment łzami. On od razu objął ją mocniej, jakby oboje wiedzieli, o jaką chwilę chodziło. – Ykhm... W każdym razie... Pobiegliśmy w tamtą stronę, gdzie Kamil widział tego kogoś. Jak dopadłam polany, to nogi się pode mną ugięły. To wyglądało strasznie. Jakby cię Tombak dusił. Byłaś zielona na twarzy i cała przerażona. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, żeby zostawił cię w spokoju.

– Myślę, że całkiem dobrze ci poszło... – szepnęłam. – Dziękuję...

Jak łatwo przyszło mi to powiedzieć! Czy naprawdę musiałam być bliska zejścia z tego padołu, żeby tak trudne dla mnie słowo przeszło mi przez gardło?! Zerknęłam na zgromadzonych przyjaciół. Wyglądali na nieco zszokowanych, że nie było wylewnych podziękowań i wyrazów wdzięczności. Ale Elka wydawała się zadowolona z tego, co usłyszała. Zupełnie jakby wiedziała, ile mnie to kosztowało.

– No dobra! – Zdecydowanym ruchem wrzuciłam butelkę z powrotem do plecaka i otrzepałam dłonie. Sięgnęłam do piersi, ale nie znalazłam tam aparatu. Spojrzałam w dół, a potem po zebranych. – Gdzie, u licha...?

– Zdjąłem go, zanim cię udusił paskiem – wyjaśnił Kamil, podając mi lustrzankę. – Jak mdlałaś...

– Dzięki... Pewnie by się rozbił, jak upadałam...

– Bardziej by mi było żal, gdyby cię udusił. Ale jak rozumiem aparat ma dla ciebie większą wartość niż życie... – Zażartował, a ja spojrzałam na niego zmrużonymi oczami i pogroziłam mu palcem.

– Policzę się z tobą.

– Będę czekał... – Mrugnął do mnie, ale zbyłam go przewróceniem oczami.

– Te, Świtezianka! – zawołałam już dziarskim głosem. – Gotowa?

– Nie będziesz mi robiła żadnych zdjęć! – żachnęła się Elka. – Jestem niefotogeniczna! Daj mi spokój!

– Nie jesteś niefotogeniczna! – Machnęłam niecierpliwie ręką. – Nie gadaj mi tu głupot! Widocznie inni nie umieją robić zdjęć. Zaraz zrobię ci takie fotki, że Robert sobie fototapetę trzaśnie na ścianie! – Podeszłam bliżej do kuzynki i szepnęłam jej do ucha: – I będzie sobie dogadzał, gapiąc się na twoje śliczne zdjęcia...

– Nie ma mowy! – Elka natychmiast zaczerwieniła się po cebulki włosów, a ja zaśmiałam się z jej zażenowania i popchnęłam ją na polanę.

Marek z Agnieszką rozsiedli się na przewróconym pniu, Robert poszedł za nami, zaś Kamil zajął sobie wygodne miejsce pod drzewem. Chyba w życiu nie miałam aż takiej publiczności przy pracy.

Ustawiałam kuzynkę w różnych pozach i wciąż kręciłam nosem na kolejne ujęcia. A to przeszkadzał mi kąt, pod jakim padało słońce, a to Elka ustawiła się jakoś nienaturalnie krzywo... Tak naprawdę chciałam odtworzyć tę impresję, którą widziałam w czasie tyrady przeciwko Tombakowi. Bałam się jednak poprosić kuzynkę o odegranie tych emocji, jakby sięgnięcie do tych traumatycznych wydarzeń było zbyt niebezpieczne. Z drugiej strony znałam siebie na tyle, żeby wiedzieć, że nie będę zadowolona z sesji zdjęciowej, dopóki nie dostanę tego, czego chcę.

– Słuchaj no... – Westchnęłam wreszcie ciężko.

Elka natychmiast się spięła i podeszła do mnie z niepokojem. Jakby to westchnięcie miało oznaczać kolejną palpitację serca. No, zwariować można było z tym całym troszczeniem się o mnie! I pomyśleć, że dopiero co miałam pretensje do Kamila, że nikt o mnie nie dbał! O ironio losu!

– Tak nam to nie wyjdzie... Ja ci teraz powiem, czego chcę. Tylko nie krzycz!

– Nie rozbiorę się! – zastrzegła Elka, na co wybuchnęłam śmiechem.

– A to dobre! Już wiem, co Robercik by chciał na fototapecie...

– Odczep się wreszcie od niego...

– Dobra, dobra... Potrzebuję twojego wcielenia jako bogini zemsty.

– Słucham? – Elka aż się zatchnęła.

– Mam ciągle ten obraz przed oczami. Kiedy mówiłaś te wszystkie straszne rzeczy Tombakowi. Nie spocznę, póki nie zrobię ci takiego zdjęcia. Muszę to mieć!

– Ale... czemu? Oszalałaś?

– Tyle się nagadałaś o swoich Przeczuciach przez duże „p", że powinnaś zrozumieć, że z pewnymi rzeczami się nie walczy. Ty masz Przeczucia, ja doznaję impresji przez duże „i". Czasami po prostu widzę coś i muszę to mieć na zdjęciu... Inaczej nie zaznam spokoju...

– Rozumiem... – Elka kiwnęła głową. – Nie wiem tylko, czy umiem odtworzyć ten straszny stan.

– Próbujmy. Za którymś razem się uda. A potem rozbierana sesja dla Robercika! – Mrugnęłam w stronę chłopaka, który przysiadł niedaleko nas.

– Zabiję cię! – syknęła kuzynka, na co zawołałam z radością:

– O-o! Właśnie to! Trzymaj!

– Zatłukę...

– O tak, tak! Idealnie!

– Wariatka...

– Jeszcze trochę! – wołałam, pstrykając zdjęcia jak szalona. – A potem w samych stokrotkach!

– Dorwę cię!

– Tak, tak. Doskonale! Nie mogę się wprost doczekać.

Kątem oka dostrzegłam, że Kamil oderwał się od drzewa i podszedł do Roberta. Rozproszyło mnie to nieco, ale dla zachowania pozorów nadal fotografowałam kuzynkę, starając się jednocześnie podsłuchać, o czym rozmawiali.

– Lepiej niż w kinie... – skomentował Kamil, przysiadając się do Roberta.

– Szkoda, że nie przyniosłem popcornu... – Zażartował chłopak Elki. – Ale pewnie byłby to mój ostatni posiłek... Obiecałem sobie, że nigdy-przenigdy nie wkurzę mojej dziewczyny. Ona rzeczywiście może zabić tym głosem!

– Słyszałam! – krzyknęła Elka ostrzegawczo w ich stronę.

– Doskonale! – sapnęłam usatysfakcjonowana. – A teraz zrzucaj kieckę!

– Po moim trupie!

– Dobra, dobra... Widzę, że Robert będzie musiał poczekać na noc poślubną, żeby cię zobaczyć sauté... – Zażartowałam, po czym opadła ze mnie adrenalina i znów poczułam słabość w nogach. Zerknęłam na kuzynkę i mruknęłam: – Nie wiem, jak wy, ale ja mam dość na dzisiaj... Wróciłabym do domu.

Dla wszystkich był to sygnał do powrotu. Nikt nie chciał zostawiać mnie samej. Byłam zaskoczona tym zamieszaniem wokół mojej osoby. I mimo zapewnień, że mogłabym wrócić sama, w głębi duszy cieszyło mnie, że byłam otoczona ludźmi. To nie dawało możliwości na rozpamiętywanie tej strasznej chwili, kiedy straciłam nadzieję na to, że wyrwę się Tombakowi.

I choć zawsze wyśmiewałam nieuleczalny optymizm mojej kuzynki, dzisiaj po raz pierwszy doceniłam tę aurę, do której wszyscy lgnęli. Też miałam ochotę ogrzać się przy tym promyczku pozytywnej energii i jak nigdy – posiedzieć w milczeniu i tylko przysłuchiwać się rozmowom toczonym wokół mnie...

Czyżby bezpośredni atak Tombaka połączył nas jakąś tajemniczą nierozerwalną więzią?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro