19 - Zdjęcia na blog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wakacje wreszcie znormalniały. Zaczęłam cieszyć się wolnością, ale nie porzuciłam całkowicie towarzystwa cioci Irenki. Gdzieś w głębi duszy zaczynałam się nawet oswajać z niemowlętami... Choć nadal uważałam, że macierzyństwo było rozrywką zdecydowanie nie dla mnie.

Spędzałam całe dnie na spacerach, penetrując okolicę i robiąc setki zdjęć. Na latarnię morską na Rozewiu poszłam już dwa razy, bo ciągnęło mnie tam przy każdej zmianie pogody. Planowałam udać się tam jeszcze o zmierzchu, bo domyślałam się, że mogłabym złapać niepowtarzalne widoki. Codziennie jednak coś stawało mi na przeszkodzie i plany wciąż pozostawały w sferze marzeń.

Przy okazji robiłam wszystko, żeby unikać towarzystwa Elki i Roberta. Od chwili podpatrzenia ich w sytuacji bardzo intymnej, kiedy chłopak niemalże oświadczył się mojej kuzynce – no bo jak inaczej rozumieć tę całą gadkę o „Promise Ring"? – czułam się nieswojo w ich obecności. Tak jakby fakt, że byłam świadkiem tamtej rozmowy, był czymś, czego należało się wstydzić.

Ale tak naprawdę chodziło o to dziwne uczucie, które budziło się we mnie za każdym razem, kiedy przypominałam sobie tę scenę. Ta cholerna tęsknota za czymś, czego przecież nie chciałam! Żeby to chociaż była zazdrość o szczęście kuzynki, ale nie! Nie byłam zazdrosna... Szczerze cieszyłam się z tego, że Elce życie tak wspaniale się układało. I to mnie przerażało. Przecież ja nie byłam zdolna do takich bezinteresownych uczuć!

A jeszcze gorsze było to, że każdego wieczoru czułam nieodpartą potrzebę przeglądania zdjęć na swoim laptopie. I zawsze – ale to zawsze! – przegląd kończyłam na zdjęciu Kamila w cieniu wieży na dziedzińcu zamku w Zielonym...

Nie inaczej było wieczorem w sobotę, dwa tygodnie po przyjeździe do Jastrzębiej Góry. Zamknięta w swoim pokoju, nasłuchując domowników szykujących się do snu, rozsiadłam się na łóżku z komputerem i otworzyłam katalog ze zdjęciami. Zgrałam  z karty pamięci dzienny dorobek – dzisiaj dołożyłam kolejne sto pięćdziesiąt zdjęć z Lisiego Jaru i plaży. Szczególną moją uwagę zwrócił klif nad plażą, który wręcz kusił do wspięcia się na niego. Nie odważyłam się tego zrobić, ale jednocześnie czułam rosnącą potrzebę ujrzenia widoku właśnie stamtąd. Tłumiłam tę pokusę wszelkimi siłami, bo żyło we mnie wspomnienie tamtego snu z pociągu. Nie chciałam jeszcze bardziej tęsknić do emocji, które nie miały stać się moim udziałem. Teren zakazany. Koniec kropka!

Tylko że lubiłam owoce zakazane... Im bardziej niedostępne, tym bardziej ekscytujące wydawało się złamanie zakazu... Dlatego robiłam wszystko, co mogłam, żeby zagłuszać nieracjonalne podszepty podświadomości... Niebezpiecznie było się tam zapuszczać...

Dzisiaj postanowiłam sobie być dzielna. Zamierzałam zignorować tę najstarszą impresję związaną z osobą Kamila. Nie mogłam uwierzyć, że pod jego wpływem, a raczej pod wpływem głupiego snu, stałam się taka sentymentalna. No, koniec świata! Otrząsnęłam się z tego dziwnego wrażenia i zaśmiałam z własnej głupoty. Koniecznie potrzebowałam zajęcia, żeby przestać myśleć o tym chłopaku.

Problem w tym, że tak naprawdę wcale o nim tak dużo nie myślałam. Po prostu czułam. I to bardzo dużo silnych emocji. Wystarczyło spojrzeć na zdjęcie, na tę pierwszą impresję, żeby odżyło we mnie to obezwładniające poczucie bezpieczeństwa połączone z narastającym niepokojem. Dwa wykluczające się doznania, a jednak zawsze występujące razem, kiedy patrzyłam na fotografię Kamila.

Dlatego też teraz przypilnowałam się. Nie ruszyłam najstarszych zdjęć. Zakończyłam pokaz na zdjęciach z drugiej wyprawy na zamek, którą odbyłam już bez obecności Kamila. Odetchnęłam z ulgą. I właśnie wtedy odezwał się mój telefon.

Spojrzałam na wyświetlacz i żołądek wywinął mi salto, kiedy zobaczyłam powiadomienie – Kamil pisał do mnie na czacie. Nie zignorowałam wiadomości, bo nie lubiłam hodować w sobie lęków. Lepiej było jak najszybciej usunąć źródło stresu.

„Mam trochę problem ze zdjęciem do nowego postu. Mogę zadzwonić?"

Co?! NIE! Absolutnie nie! Nie ma mowy! Wcale nie chciałam go widzieć. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie byłam odpowiednio ubrana i miałam jakieś siano na głowie!

„Spox..." – odpisałam i spojrzałam przerażona na to, co wysłałam. Czy ja do reszty straciłam już rozum?! Trzeba było napisać coś w stylu: „Ale z czym masz problem?" albo „O co chodzi?", a nie taka wyluzowana zgoda na dzwonienie do mnie wieczorami!

Zadzwonił. Na szczęście telefonem, a nie połączeniem wideo.

– Cześć, Oll... liwia... – zająknął się, a ja zaraz domyśliłam się, że chciał mnie nazwać „oliwką". Zdenerwowałam się natychmiast. Chociaż zła byłam na siebie, a nie na niego, właśnie jego potknięcie sprowokowało wybuch złości.

– Mówiłam ci już, że nie jestem żadną oliwką! – żachnęłam się.

– Przepraszam... Zapomniałem się...

– No to czego tam chcesz? – spytałam obcesowo i mentalnie palnęłam się w czoło. Skończona idiotka ze mnie!

– Ech... – Kamil wyraźnie się zmieszał.

– W porządku, mów! – Zachęciłam go już nieco serdeczniejszym tonem.

– Postanowiłem wrzucić post związany z lochami i przydałoby mi się jakieś zdjęcie z podziemi. I chciałem zapytać, czy coś masz, czy mam skombinować zdjęcie. W sumie mógłbym zadzwonić do Marzeny, może nie pojechała na wakacje. Albo zrobię zdjęcie tele...

– Żadnych telefonów! – Zdenerwowałam się, bo aż mnie szarpnęło na wspomnienie koleżanki odpowiedzialnej za zdjęcia do szkolnego blogu. Nie chciałam konkurencji. Oczywiście konkurencji w kategoriach głównego fotografa blogowego! A nie konkurentki do serca Kamila. – Poza tym guzik zrobisz, a nie dobre zdjęcie w ciemnościach!

– To pogadam z Marze...

– Mam zdjęcia piwnic! – Przerwałam mu gwałtownie. – Zaraz coś ci prześlę!

– Czy... – Zaczął niepewnie. – Czy coś się stało?

– Co niby miało się stać? – burknęłam.

– Jesteś zdenerwowana.

– Bo mnie znów przezywasz! To się zdenerwowałam.

– Nie chciałem cię urazić.

– Wiem. Dobra, zostawmy to – rzuciłam zdawkowo. – Nie będę się zajmowała głupotami! Powiedz mi coś więcej o tym poście, żebym wiedziała, czego szukać...

– Właściwie to zacząłem od Elki... – zaczął Kamil, a ja znów poczułam znajome ukłucie zazdrości, któremu odmawiałam jakichkolwiek racjonalnych przyczyn. – Dwie publikacje zdążyliśmy obgadać przed waszym wyjazdem, pamiętasz? Ale teraz kompletnie nie miałem pomysłu. I to ona namówiła mnie, żebym znów pogadał z jej mamą. A pani Alicja zaraz zaproponowała post o najnowszym odkryciu w podziemiach.

– Jakim odkryciu?! – Zainteresowałam się, zapominając, że miałam być na niego zła.

– Okazało się, że kiedy uzupełniała dokumentację w piwnicy, natknęła się ze swoją ekipą na zasypany korytarz. Trochę im to zajęło, ale po odsypaniu gruzu i zaprawy, znaleźli przejście do ukrytej komory. I okazuje się, że to najprawdziwsze katakumby! Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że korytarz był zamurowany! Czyli komuś zależało na ukryciu tego miejsca! – Kamil z zapałem dzielił się odkryciem.

–  Ależ to wstrząsające wieści! – wykrzyknęłam podekscytowana. – To znaczy w dobrym znaczeniu tego słowa! Mam na myśli, że to naprawdę mega odkrycie! O Boże, a co, jeśli to zamurowany grób tej całej Katarzyny? O, albo tamtej kochanki, Kunegundy! Nawet prędzej kochanki, bo przecież to ona zabiła księżną...

– Spokojnie! – Zaśmiał się Kamil po drugiej stronie. – Nie wiadomo, czyj to grób. Mama Elki musi wykonać specjalne procedury. Na pewno będą badać szczątki. Tam teraz ruszyła cała machina. Nie wiem za bardzo jak to może wyglądać. Ale chętnie się dowiem i napisałbym o tym artykuł na blog.

– Ależ żałuję, że mnie tam nie ma... Ciocia miałaby od razu dokumentację fotograficzną! A my świetne foty na blog... Ech... Że też mi się zachciało wyjeżdżać na wakacje... – Westchnęłam.

– Wypoczywaj! Zajmę się blogiem... Przynajmniej przez najbliższy tydzień. Nie rozmawiałem jeszcze z Elką, ale trochę się obawiam, że jeśli wywalę tak sensacyjny artykuł, to znów się zagotuje w komentarzach. No i teraz sam nie wiem, czy warto wsadzać kij w mrowisko, skoro sam wyjeżdżam. Nie sądzę, żebym miał dobry Internet na wakacjach.

– A co? W Bieszczady jedziesz na detoks cyfrowy? – Zażartowałam, łapiąc się na myśli, że zadałam to pytanie z czystej ciekawości. Jakby mnie to interesowało, gdzie i z kim wyjeżdżał!

– Nie, Elka tyle opowiadała o Jastrzębiej Górze, że jedziemy nad morze. Nie było łatwo, bo straszne obłożenie, ale moja mama coś wypatrzyła. Jakieś domki we Władysławowie podobno. Szczerze mówiąc, nie dopytywałem się, bo zajęty byłem zamkiem.

Zrobiło mi się gorąco. Władysławowo było w bliskim sąsiedztwie Jastrzębiej. Na upartego w dwadzieścia minut można było dojechać z jednej miejscowości do drugiej. To zdecydowanie zbyt blisko jak dla mnie. Wolałabym, żeby Kamil wybrał sobie jakąś odleglejszą miejscówkę na wypoczynek. Z drugiej strony, nie mogłam przecież rozporządzać planami wszystkich ludzi dookoła. Zachowałabym się dziecinnie, gdybym mu zakazała jechać nad morze! Jeszcze by sobie pomyślał, że miałam jakieś powody do unikania go! Niedoczekanie!

– To nie wiem... – mruknęłam, czując niejasno, że dobrze się stało, że nie widział mojej twarzy. – Może wstrzymaj się z tą publikacją? Bo rzeczywiście możemy nie ogarnąć tych wszystkich komentarzy. Z drugiej strony, tak sobie myślę, że to się nie utrzyma w tajemnicy i stracimy na wiarygodności. Bo zawsze mieliśmy wiadomości z pierwszej ręki! A tu taka sensacja przeszłaby nam koło nosa?

– Skąd pewność, że to się rozniesie?

– A jak ci się wydaje? Jeśli ciocia ściągnie jakichś biegłych i archeologów, żeby grzebali się w kościach czy prochach, bo nawet nie wiem, co tam w tym grobie jest... To myślisz, że ludzie w Zielonym nie zauważą?

– Ależ ty masz teorie spiskowe!

– Po prostu znam życie... – wymamrotałam i zamyśliłam się na chwilę. Kamil po drugiej stronie też się nie odzywał, dając mi czas do namysłu. – Dobra! – postanowiłam wreszcie. – Zrobimy tak. Pogadam jutro z Elką, bo teraz trochę za późno zawracać jej głowę. A ty zbieraj materiał i pisz ten artykuł. Pewnie ogarniemy te komentarze. Wyznaczymy sobie jakieś dyżury czy coś. Damy radę. Skoro przetrwałyśmy nawałnicę wiosną, mimo że miałyśmy w cholerę nauki, to poradzimy sobie teraz na wakacjach. Tak, myślę, że to się uda.

– W porządku. Dzięki! Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! Jakbyś mi jeszcze podesłała te zdjęcia piwnic, to już nie będę ci zawracał głowy.

Nie skomentowałam tego. Nie chciałam się przyznawać do tego, że czy chciał czy nie chciał, zawrócił mi w głowie. I nie byłam z tego powodu zadowolona...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro