48 - Randka z zaskoczenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Czyli tam pod latarnią morską też nie chciałeś się wygadać? – spytałam z ciekawością, zdmuchując mleczną piankę z cappuccino.

Siedzieliśmy w kawiarni, do której – mimo moich protestów związanych głównie z niewyjściowym strojem – zaciągnął mnie Kamil. Nie chciał słyszeć nic na temat tego, że byłam ubrana nieodpowiednio jak na naszą pierwszą randkę. Usadził mnie w kącie, zamówił kawę i ciastko, a potem splótł palce naszych dłoni na stoliku i pozwolił się wypytywać.

– Kiedy?

– Jak myślałam, że się obraziłeś. Bo przestałeś się odzywać. A potem polazłeś za mną do tej drugiej latarni, której robiłam zdjęcia.

– Łapałaś impresje. Pamiętam. A wtedy faktycznie się wściekłem. Bo powiedziałaś o tym, że miłość ogłupia i dziewczyny robią różne głupoty, byle tylko facet ich nie zostawił. A potem i tak odejdzie do innej. I wkurzyłem się, że nadal myślisz o Tombaku.

– Serio? O nim?

– No, a o kim innym? To przecież o niego ci chodziło, że latał za Elką.

– Nie, idioto! Miałam na myśli akurat mojego durnego ojca.

– Aaa... Aha...

– Nie wiesz, przez co przechodziła moja mama.

– Przepraszam.

– Nic się nie stało.

– Za tamto przepraszam... – Uściślił.

Od razu wiedziałam, o czym mówił. O tamtej naszej kłótni sprzed nawałnic. Już nie było we mnie złości, którą czułam wtedy. Moja pamięć przywołała za to inny obraz – jego wzroku utkwionego w moim dekolcie. Tętno mi przyspieszyło na to wspomnienie. Kolejna impresja, którą będę musiała zapamiętać, bo nie dane mi było ją uwiecznić na zdjęciu.

– Po co był ten cały cyrk z prezentami? – spytałam wprost, nie zawracając sobie głowy tym, że moja myśl płynnie przeszła od tamtej impresji, przez wisiorek z bursztynu, po identyczne torebki wręczone jednocześnie.

– Cyrk?

Jednak nie nadążył za moją myślą. Pocieszające, że synapsy się odrodziły w moim mózgu. Wystarczyło przez kwadrans się nie całować.

– Przyszliście z babcią na moje urodziny i mieliście prezenty w identycznych torebkach – wyjaśniłam. – W życiu by mi do głowy nie przyszło, że twoja babcia kupiła mi kubek z miśkiem. Misiek mi raczej do ciebie pasował, bo do niego cię porównałam kiedyś w lesie. Że człapiesz. Ale to serduszko zupełnie mnie skołowało. A potem ty powiedziałeś, że powinnam wiedzieć, a nie pytać. Ale skąd miałabym wiedzieć, że możesz coś do mnie czuć, skoro przez większość czasu byłeś zupełnie obojętny?

– Zupełnie obojętny? – Zaśmiał się. – Musisz popracować nad odczytywaniem ludzkich emocji, Ollivka. Ja się tylko pilnowałem, żeby się na ciebie nie rzucić, nie obejmować, nie wpatrywać beznadziejnie zakochanym wzrokiem. A i tak miałem poważne obawy, że wszyscy dookoła dawno już skumali. Elka wiedziała chyba od samego początku.

– Jej nie wliczaj. To jest chodząca intuicja. Nie jestem do końca pewna, czy w ogóle jest człowiekiem...

– Babcia też od razu wszystkiego się domyśliła. Skojarzyła z ostatnimi miesiącami roku szkolnego, kiedy naprawdę robiłem wszystko, żeby za tobą nie latać. Ale ten zamkowy blog wszystko skomplikował. I w te wakacje żyć mi nie dawała. Tak jej się spodobałaś, że miałem ochotę się wyprowadzić z domu.

– Nie zabrzmiało to najlepiej.

– Przecież sam wiem, jaka jesteś cudowna. I kolczasta.

– Mam nadzieję, że do czegoś zmierzasz... – mruknęłam ostrzegawczo.

– Kocham każdy kolczasty kawałek twojej duszy! – zapewnił, a ja nie potrafiłam zapanować nad szerokim uśmiechem. No, umiał zrobić na mnie wrażenie. – Ale babcia była nie do zniesienia. Psuła wszystkie moje wysiłki, żeby nie okazywać ci uczuć. Trochę zmusiła mnie do kupienia tego serduszka. Powiedziała, że się mnie wyrzeknie, jeśli nie kupię ci czegoś ładnego.

– Na pewno nie mówiła tego poważnie!

– Ja z babcią nie zadzieram. Dopiero kiedy już wyraziła aprobatę co do mojego wyboru, zajęła się swoim prezentem. Wspominała coś o „ordynarnym kubku", w którym miałaś jej robić jakąś herbatę. Nie wiem, o co chodzi. Jak spytałem, to odesłała mnie do ciebie.

Roześmiałam się. Ależ swatka z tej pani Wandy! O dziwo, nie miałam jej tego za złe, choć jeszcze półtora miesiąca temu wyrażałam się dosadnie o jej zabiegach skojarzenia mnie z jej wnukiem.

– A mnie odesłała do ciebie z pytaniem, co mi dałeś – wyznałam. – Bardzo ją ucieszyło, że mam z tym zagwozdkę. I że dobrze wybrałeś.

– Wiem, że dobrze wybrałem. Bo nosisz ten wisiorek.

– Skąd wiesz? Nie widziałeś mnie przez ostatnie tygodnie, poza imprezą u Emilii i pięcioma sekundami w radiowęźle.

– Na rozpoczęciu roku szkolnego cię widziałem. Stałaś z dziewczynami pod drzewem na boisku. Widywałem cię codziennie rano i popołudniu, jak szłaś do szkoły i z niej wracałaś. Tylko nigdy nie patrzyłaś. Naprawdę już traciłem nadzieję...

– Na imprezie u Emilii dostałeś tyle sygnałów, że mogłeś do mnie zadzwonić już następnego dnia i się ze mną umówić!

– Tylko tańczyliśmy... Przypominam ci, że pocałowałaś mnie na klifie, a potem się ze wszystkiego wycofałaś. Co miałem myśleć o tańcu? Że znów spłynie po tobie i wrócimy do tego, co było wcześniej. I faktycznie, w szkole zachowywałaś się tak, jakby to nic dla ciebie nie znaczyło.

– Czekałam na twój ruch, ty głąbie! – Zezłościłam się.

– Schowana w czeluściach radiowęzła... – dokończył.

– Schowałam się tam dopiero po dwóch tygodniach czekania na ciebie! Przynajmniej wiedziałeś, gdzie mnie szukać.

– I wyznawać ci uczucia przy asyście kuzynki i koleżanki. Świetna perspektywa.

– W poniedziałek przyszedłeś. I byłeś zaskoczony, że tam byłam.

– Elka do mnie napisała w sprawie imprezy. Gdzieś na korytarzu mignęła mi Emilia i pomyślałem, że ciebie też może nie być w radiowęźle. To podszedłem. Fakt, zaskoczyło mnie to, że byłaś... Ale nawet nie spojrzałaś. Przywitałaś się jak z powietrzem.

– Bo nie chciałam się rzucić na ciebie.

– Dobrze to znam... – Uśmiechnął się i mrugnął do mnie.

Nadal przyzwyczajałam się do tej wersji Kamila. Jasne, wciąż bywał powściągliwy, ale już nie taki odgrodzony grubym, emocjonalnym murem ode mnie. Dostępny. Mogłam go bezkarnie o wszystko wypytać, a on odpowiadał na każde pytanie.

I przez cały czas trzymał mnie za rękę. Nie, nie trzymał. Splatał nasze dłonie, gładził, przeplatał palce. Może utrudniało to zjadanie szarlotki i picie kawy jedną ręką, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Nie dalej jak trzy miesiące temu marzyła mi się taka bliskość z drugim człowiekiem po tym, jak podpatrzyłam podobne gesty u Elki i Roberta. I dobrze, że nie wiedziałam, jakie to przyjemne, bo tęskniłoby mi się za tym jeszcze bardziej.

– Powinnam wracać... – mruknęłam niechętnie. – Mama zacznie się niepokoić, dlaczego jeszcze nie wróciłam z sesji zdjęciowej.

– Odprowadzę cię! – Zerwał się z krzesła.

Na zewnątrz zapadał zmierzch. Zrobiło się chłodno, a ja miałam tylko T-shirt i legginsy. Nie planowałam łazić po parku do późna. Zadrżałam z zimna, a Kamil natychmiast zdarł z siebie bluzę i okrył mnie.

– Sprawa właśnie zrobiła się poważna – skomentowałam. – Dałeś mi swoją bluzę.

– Zaraz mnie poprosisz, żebyś mogła ją zatrzymać.

– A w tobie odezwie się męska duma i atawistyczne poczucie własności, że twoja dziewczyna chodzi w twoich ciuchach... – dokończyłam.

– A potem wjadą napisy tego hollywoodzkiego filmu dla nastolatków. – Podjął grę.

– Ale serio chciałabym ją zatrzymać... – wyznałam, opatulając się bluzą i wciągając jej zapach.

– Nie ma sprawy... – wymruczał i objął mnie w pasie. Pocałował mnie w czubek głowy i ruszyliśmy w stronę mojego bloku. – Nazwałaś się moją dziewczyną... – dodał po chwili.

– To oczywiste. Zbieram ciuchy tylko od swoich chłopaków! – odcięłam się.

– Dużo ich masz? Tych ciuchów?

Czułam pod skórą, że to ważne pytanie.

– To jest mój pierwszy... – szepnęłam.

Kamil zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. A potem pocałował mnie mocno, obejmując tak ciasno, że prawdopodobnie bym się udusiła, gdyby nie to najwyraźniej żyłam teraz tylko miłością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro