Rozdział16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

HARRY

Każdy w końcu wyszedł, Anne i Gemma do hotelu, by spędzić trochę czasu jak matka z córką. Liam i Niall wrócili do swoich domów, a Louis do jego i Harry'ego domu, aby trochę się zdrzemnąć.

Harry był bardziej wykończony niż kiedykolwiek w całym swoim życiu. Bardziej wykończony niż był po trasach One Direction i bardziej wyczerpany niż po wypadku, kiedy to jego życie wywróciło się do góry nogami. Mówiąc o tym, nie mógł zasnąć.

Wiercił się i kręcił tak bardzo jak jego rana po operacji mu na to pozwalała przez ponad godzinę, nim się poddał i powoli wysunął się ze szpitalnego łóżka. Syknął na ból w swoim podbrzuszu, ale lekarka powiedziała mu, że to w porządku, aby zaczął próbować chodzić tak długo jak nie chodził za daleko ani za szybko.

Tak kierowany udał się na oddział neonatologiczny gdzie w umiarkowanym tempie pomimo intensywnej potrzeby ponownego zobaczenia Jamiego i Elli.

Doktor Goddard wciąż tam była, kiedy Harry zatrzymał się przed wejściem na oddział, by zapytać czy może zobaczyć swoje dzieci. Przywitała się z nim ciepło i powiedziała mu, że jest mile widziany o każdej porze. Przedstawiła go pielęgniarce, która nazywała się Maggie. Maggie przyciągnęła krzesło pomiędzy inkubatory bliźniaków, następnie uniosła Ellę, której inkubator był trochę bliżej, podając mu ją. Wytłumaczyła, że musi podejść do innych dzieci będących na oddziale, dając Harry'emu pierwszy prywatny czas ze swoimi dziećmi.

Ella ważyła tak malutko, wydawało się, jakby w ogóle nic nie trzymał. Jej oczy były zamknięte, a jej małe piąstki były skulone zaraz pod jej podbródkiem, kiedy jej rurka powodowała, że jej klatka piersiowa unosiła się i opadła w rytmicznym tempie, kiedy spała. Maleńka, żółta czapeczka przykrywała jej głowę. Nawet mimo, że był taki mały, Harry myślał o tym, że Ella ma nos Louisa.

Odwrócił swój wzrok, by spojrzeć na inkubator, w którym leżał Jamie. Tak jak jego siostra, Jamie oddychał przez rurkę, chociaż jego głowa było okryta ciepłą, jasnozieloną czapeczką. Harry wykorzystał chwilę, by docenić zmianę z różowej i niebieskiej jakie nosili wcześniej, następnie pochylił się bliżej Jamie'go, by sprawdzić jego nos. Zdecydowanie też był Louisa.

Kiedy Harry na niego patrzył, Jamie obudził się i zmarszczył swoją małą twarzyczkę, wijąc swoim małym ciałem tak bardzo jak sprzęt mu na to pozwalał. Harry zawołał Maggie, a ona od razu przyszła.

- Wygląda na to, że jego rurka jest w niekomfortowej pozycji - wyjaśniła Maggie, kiedy coś tam poprawiła.

- Czy coś go boli? - Zapytał zmartwiony Harry, próbując być ostrożnym, by nie obudzić śpiącej Elli, kiedy próbował mieć oko na Jamie'go.

Maggie nie odpowiadała przez chwilę, ale kiedy Jamie wyraźnie się zrelaksował, powiedziała. - Myślę, że to było tylko chwilowe. Teraz jest w porządku. - Jak ekspert sprawdziła wszystkie rurki Elli, nie zabierając jej od Harry'ego, następnie ponownie zostawiła go samego z dziećmi.

Harry pochylił się i przyłożył swoje usta tak blisko uszu Elli jak mógł. - Tak bardzo przepraszam - wyszeptał. Wyprostował się i pochylił się nad miejscem gdzie leżał Jamie, by powtórzyć. - Bardzo, bardzo przepraszam.

- Za co przepraszasz? - Delikatny głos zza niego, sprawił, że podskoczył. Ella również lekko podskoczyła, a Harry znieruchomiał na krótką chwilę, nim spojrzał przez swoje ramię, by znaleźć tam zakłopotanego Louisa. Zmienił ubrania, a jego włosy były oklapnięte, ale worki pod oczami, które miał kilka godzin temu, kiedy się z nimi żegnał, wciąż tutaj były. Ciemny kontrast w porównaniu do jego bladych policzków.

- Louis?

- Nie mogłem spać - wyjaśnił Louis. - Nie, kiedy wy wszyscy tutaj jesteście. Za co przepraszasz?

Harry mógł poczuć ciepło rozchodzące się od jego szyi aż do policzków. Jego oddech zatrząsł się. W końcu, wyszeptał. - Za nie utrzymanie ich w sobie dłużej.

Louis przysunął się bliżej i uklęknął tuż przed Harrym, tak jak to zrobił podczas swojej pierwszej wizyty na oddziale neonatologicznym. Położył swoją dłoń na ramieniu Harry'ego i nic nie mówił, dopóki Harry nie spojrzał prosto w jego oczy. Louis zniżył swój głos i stanowczo zadeklarował. - To nie jest twoja wina.

Harry z całych sił starał się nie płakać i odchrząknął kilka razy, nim zaczął nad sobą panować, chociaż nie obyło się to bez kilku łez spadających po jego policzkach.

- To nie twoja wina - powtórzył Louis, unosząc swoje brwi w geście, który miał za zadanie zapytać Harry'ego czy zrozumiał co Louis miał na myśli.

- Spójrz na nie, Louis - powiedział Harry, nie będąc w stanie pocieszyć się pod wpływem stwierdzenia Louisa. - Ledwo ważą 1,5 kg, nie mogą same oddychać, a ja nie mogę ich nawet potrzymać bez tych wszystkich tubek.

- Lekarka powiedziała, że będzie z nimi dobrze - przypomniał mu Louis. - Po prostu potrzebują trochę czasu.

- Ale co jeśli to przeze mnie? - Harry upierał się przy swoim toku myślenia. - Co jeśli to przez to, że byłem chory przez cały czas?

- Czy nie mówiłeś mi, że lekarka powiedziała, iż nie ma to żadnego wpływu na dzieci? - Zapytał Louis.

Harry niepewnie skinął głową.

- Harry, musisz przestać się obwiniać - stwierdził Louis. - To im nie pomaga.

- Ale...

Louis stanowczo pokręcił głową. - Ale nic. Musisz przestać.

Harry wciągnął głęboki wdech, a następnie skinął głową.

Z usatysfakcjonowanym uśmiechem, Louis poklepał ramię Harry'ego, następnie stanął prosto, jęcząc i przytrzymując swoje plecy. Podszedł do Maggie i rozmawiał z nią wystarczająco cicho, by Harry nie mógł go usłyszeć. Kiedy podążyła za Louisem i zatrzymali się przy inkubatorze Jamie'go. Harry zgadywał, że poprosił ją o potrzymanie ich synka.

Maggie wezwała Louisa, by wziął sobie drugie bujane krzesło z sali, a Louis przyciągnął je tak, by siedzieć obok Harry'ego, następnie Maggie wręczyła mu Jamie'go.

Przez kilka chwil siedzieli w ciszy, przytulając śpiące dzieci.

- Są naprawdę piękne - wyszeptał Louis.

Harry spuścił wzrok z Elli i spojrzał na Louisa, uśmiechając się do Louisa. - Są. Malutkie cudeńka, tak jak powiedziała moja mama. Mówiąc o tym, czy zadzwoniłeś do swojej mamy, mówiąc jej, że dzieci się urodziły.

Louis pokręcił głową. - Zgaduję, że kiedyś to zrobię, ale nie jestem jeszcze gotowy na to, by się z nią tym dzielić. Nie po tym jak mnie okłamała.

Harry skinął głową. - To ma sens. Chociaż jakby co nie mam nic przeciwko temu, aby wiedziała. Są również jej wnukami.

- Dzięki.

- O każdej porze.

- Świetnie sobie poradziłeś, Harry - kontynuował Louis, wciąż szepcząc. - Z tym wszystkim. Wiem, że nie było łatwo. Wiem, że ja tego nie ułatwiałem.

- Tak jak powiedziałem wcześniej, teraz jesteś tutaj - stwierdził Harry, również mówiąc szeptem. - Tylko to ma znaczenie.

Louis posłał mu kolejny uśmiech. - Jak się czujesz?

Harry wykorzystał chwilę, by ocenić swoje ciało, następnie westchnął. - Wciąż wyczerpany i wciąż obolały.

Louis skinął głową, następnie uniósł swój wzrok, by spojrzeć na Maggie. Harry patrzył jak Louis prowadził z nią coś w stylu cichej rozmowy, rzecz w której szatyn zawsze był dobry, nawet z ludźmi, których za bardzo nie znał, to sprawiło, że podeszła ona do miejsca, w którym siedzieli.

- Możesz nam pomóc je odłożyć? - Zapytał Louis.

- Louis... - zaczął protestować Harry. Nie chciał odkładać Elli. Jeszcze nie.

- Harry - przerwał mu Louis - urodziłeś dwójkę dzieci mniej niż dwadzieścia cztery godziny temu. Musisz odpocząć.

Harry niechętnie to przyznał, ale Louis miał rację. Wziął głęboki wdech i ze zrezygnowanie skinął głową. - W porządku.

- O każdej porze możesz wrócić - wtrąciła się Maggie. - Odpocznij trochę, następnie możesz przyjść odwiedzić je rano. Później rano - poprawiła się.

Harry zapomniał o tym jak późno było.

To w połączeniu z tym jak stresujący był poród dzieci, bez wątpienia był całkowicie wykończony. Podał Ellę, Maggie, a ona delikatnie zabrała go z jego ramion. Zrobiła to samo z Jamiem i w krótkim czasie bliźniaki znowu były w ciepłych inkubatorach, a Louis pomógł Harry'emu wstać.

- Zaprowadzę cię z powrotem do łóżka.

Harry pozwolił, aby Louis mu pomógł, następnie zapewnił Louisa, że może iść sam. Jednak pomimo zapewnień Louis pozostał blisko, kiedy powoli wychodzili z oddziału neonatologicznego, z powrotem do prywatnej sali Harry'ego. Kiedy tam dotarli, Louis pomógł Harry'emu wspiąć się na łóżku, przykrywając go ostrożnie kocem.

- Myślisz, że będziesz w stanie zasnąć? - Zapytał Louis, kiedy Harry próbował znaleźć pozycję, która nie będzie zbytnio oddziaływała na jego cięcie.

- Mam taką nadzieję. - Chociaż Harry nie wiedział czy wszystkie wirujące myśli pozwolą mu na zaśnięcie. - Wciąż to... przetwarzam. Nie spodziewałem się ich dwa miesiące wcześniej.

- Wiem, ale wszystko z nimi w porządku - przypomniał mu Louis. - Są naprawdę w dobrych rękach.

- Wiem. - Harry powtórzył słowa Louisa. - Ale co jeżeli coś im się stanie, ponieważ urodziły się za wcześnie? Co jeśli będą opóźnione?

- Wtedy będziemy musieli się z tym pogodzić - powiedział Louis, jakby to było oczywiste. - Pewnego dnia, tak?

Harry skinął głową. Wiedział, że jedynie szukał dziury w całym, ale nic nie mógł na to poradzić. To były jego dzieci i nie chciał, aby miały trudności. I tak będą mieli wystarczająco ciężko, będąc dziećmi dwójki znanych chłopaków.

Dłoń na jego ramieniu wyrwała go z zamyślenia. - Pewnego dnia - powtórzył Louis. Po chwili, dodał. - Musisz się trochę przespać.

- A czy ty się trochę przespałeś, kiedy byłeś w domu? - Zapytał Harry.

Louis pokręcił głową. - Próbowałem, ale nie mogłem wyłączyć mojego mózgu.

- Idź do domu. Też powinieneś się nieco przespać.

- Prześpię się, ale nie w domu - stwierdził Louis. - Zapytał się czy mają jakieś łóżko, którego mogę użyć. Chcę być tutaj, gdybyś ty lub nasze dzieci mnie potrzebowały.

- Nie musisz tego robić - zaprotestował słabo Harry. Nie chciał tego przyznać, ale podobał mu się ten pomysł, by Louis tu został.

Dłoń Louisa ścisnęła mocno przedramię Louisa, nim ten się oddalił. - Chcę. Teraz, spróbuj odpocząć.

Harry sięgnął w dół, by nieco wyżej przeciągnąć pościel, następnie posłusznie zamknął swoje oczy. Spróbował kilku głębokich oddechów, by spróbować zrelaksować swoje ciało i wyobraził sobie samego w domu, w swoim własnym łóżku, z Louisem obok siebie i dwójką zdrowych dzieci śpiących w swoim własnym pokoiku.

Niewyraźnie słyszał dźwięk kółek, co oznaczało, że ktoś przynosił łóżko, na którym Louis mógłby spać.

Próbował otworzyć swoje oczy, by to zobaczyć, ale nie mógł. Jedynie bardziej zakopał swoją głowę w poduszce i zasypiał.

Był świadomy tego, że światła w sali zostały przyciemnione jak i tego, że Louis ze skrzypnięciem wspiął się na łóżko. Potem już niczego więcej nie zarejestrował, kiedy w końcu doznał tak bardzo potrzebnego odpoczynku.

LOUIS

- Myśli pani, że kiedy będą mogli wyjść do domu? - Zapytał Louis doktor Goddard. Trzymał Ellę w swoich ramionach, kiedy Harry trzymał Jamie'go.

Oficjalnie był marzec, a dzieci oficjalnie miały jeden dzień - trzydzieści godzin, jeśli być dokładnym. Zarówno Harry jak i Louis nieco się wyspali i zjedli śniadanie, a teraz spędzali nieco czasu z bliźniakami, kiedy szatyn zaczął o tym myśleć wewnątrz swojej głowy. W każdej minucie mogła przyjechać ich rodzina i przyjaciele, więc Louis i Harry wykorzystywali czas, by zyskać jak najwięcej informacji od lekarki ich dzieci na temat ich prognoz.

- Cóż - zaczęła lekarka. - Z tego co wiem, wiecie że Jamie i Ella urodzili się w trzydziestym tygodniu. Dzieci urodzone tak wcześnie zazwyczaj dobrze sobie radzą, póki nie mają poważnych problemów. Póki co nie wydaje się, aby którekolwiek z nich miało jakieś wielkie kłopoty i z odrobiną szczęścia tak już pozostanie.

Zarówno Harry jak i Louis westchnęli z ulgą. Louis zerkając na Harry'ego chciał, aby ten czuł się z tym nieco lepiej, teraz kiedy lekarka brzmiała tak pozytywnie na temat bliźniaków.

Doktor Goddard kontynuowała. - Zazwyczaj mówię rodzicom, że powinni oczekiwać wypisania ich dzieci do domu około oryginalnej daty urodzin, w waszym przypadku powinno to być około dziesiątego maja.

Louis wykonał szybkie obliczenia... To było za ponad dwa miesiące. - To długi okres - skomentował. - Naprawdę muszą tutaj zostać tak długo?

- Cóż, jest kilka rzeczy, które muszą być w stanie zrobić, nim spokojnie będę mogła je stąd wypuścić - wyjaśniła doktor Goddard. - Muszą być odłączone od wentylatorów i muszą samodzielnie oddychać, będą musiały pić z butelki, będą musiały regulować temperaturę swojego ciała oraz muszą ważyć ponad 2 kilo.

Louis i Harry razem skinęli głowami.

- Co musimy zrobić? - Zapytał Harry.

Doktor Goddard uśmiechnęła się. - Kochać je. Zachęcać je. Będziecie dużą częścią tego, by prawidłowo jadły i nawet jeśli są malutkie to wiedzą, że tu jesteście i wykorzystają waszą siłę, by wszystko pokonać.

- Myślę, że możemy to zrobić - potwierdził Louis, uśmiechając się pewnie do Harry'ego.

Harry nie wydawał się być tak pewny jak Louis, ale również się uśmiechnął. Nawet, jeśli zdał sobie wtedy sprawę, że cała ich czwórka: on, Louis, Jamie i Ella, byli wszyscy razem, to był krok w dobrym kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro