12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Coraz bardziej się sciemniało a kobieta zaczęła robić się śpiącą. Zdjęła naszyjnik od Demetriusza i zaczęła go obracać w dłoni. Przypominało jej się o jego prośbie. Zastanawiała się co zrobić. Postanowiła, że nie pójdzie. W końcu podobno chciał ją zabić.

Po pięciu minutach udała się do kuchni by zabrać kilka ciastek. O tej porze nikt nie przychodził do kuchni a łakocie aż prosiły się by je wsiąść. Weszła cicho do kuchni i wzięła jedno ciastko z tacy. Słodycz był przepyszny.

– Myślałem, że przyjdziesz – nagle usłyszała głos Demetriusza który stał w drzwiach.

– Przepraszam zapomniałam – skłamała.

– Ale ja o tobie nie zapomniałem.

Victoria zmarszczyła brwi, otworzyła usta by coś powiedzieć lecz poczuła jak coś napiera na nią. Czuła jego usta na swoich. Próbowała wydostać się siłą lecz ani drgnął. W końcu odkleił się od niej.

– Niepodoba ci się? – spytał jej się z wrednym uśmiechem.

– Nie spodoba ci się zaraz to – po czym kolanem walnęła go tam gdzie mężczyzn boli najbardziej.

Odsunął się od niej i zgiął się w pół. W tym czasie Victoria wybiegła z kuchni i pierwsze miejsce do ukrycia był jej pokój. Popędziła ile sił i zamknęła drzwi i schowała się pod łóżko.

~ Przecież ich nie zamknęłam na klucz. Kurwa ~

Za bardzo się teraz bała by wyjść i je przekluczować. Dzięki temu, że pościel lekko spadała na ziemie miała większe szanse na to iż jej nie dostrzeże. Po chwili można było usłyszeć kroki w jej pokoju. Obróciła głowę niechcąc patrzeć jak idzie w jej stronę. Łzy zaczęły lecieć jej po polikach i błagała, żeby nie wydać rzadnego dźwięku. Lecz gdy ona skupiała się by nie zdradzić siebie on zakluczował drzwi i wziął klucz ze sobą.

– Gdzie jesteś maleńka? – spytał.

Chodził po pokoju i sprawdzał czy nie ma jej w szafie lub pod biurkiem choć wiedział, że ukryła się pod łóżkiem. Chodził tak po pokoju strasząc ją. Poszedł do łazienki również sprawdzając. Udawał i to bardzo dobrze.

Kobieta usłyszała, że jest w łazience i wyszła z pod łóżka i biegła do drzwi. Gdy złapała za klamkę i chciała otworzyć drzwi dostrzegła, że są zamknięte. Czuła strach tak duży jak nigdy. Poczuła jak łapie ją w talii blokując jej dłonie. Łzy leciały jej strumieniami. Bała się co będzie dalej.

– Loki!! – krzyknęła najgłośniej jak potrafiła w tamtym momencie.

Demetriusz szybko zasłonił jej usta ręką a drugą nadal ją trzymając.

– Twój książę ci nie pomoże. Nie słyszy cię. Jesteś tu tylko ja i ty – powiedział szeptem.

Kobietę przeszły ciarki. Co jeżeli tym razem mówi prawdę. Co jeżeli Loki śpi lub jest na Ziemi.

Poczuła jak rzuca ją na łóżko. Jej włosy zasłaniały pole widzenia. Usłyszała jak drzwi otwierają się z hukiem a po chwili upadające ciało. Zgarnęła włosy z twarzy i zobaczyła Lokiego który stał nad nim trzymając swoje berło. Wiązka światła wystrzeliła prosto w serce strażnika a po chwili leżał już martwy. Strażnicy weszli zmartwieni i zobaczyli króla stojącego nad martwym ciałem oraz przerażoną kobietę z kolanami pod brodą. Szybko zabrali jego ciało i wyszli.

– Coś ty z nim robiła?! – wykrzyczał.

– Loki – powiedziała szeptem i przytuliła się do niego – dziękuje.

Łzy nadal leciały jej. Loki zaskoczył się gstem kobiety ale przytulił ją. Przewyższał ją zdecydowanie.  Zaczął gładzić ją po włosach by choć trochę ją uspokoić. Pozwolił by jego koszula była mokra od słonych łez brunetki.

– Powinnaś iść spać – powiedział cicho jakby bał się, że zaraz ucieknie.

Przytaknęła głową i skierowała się do ogromnego łóżka a Loki przykrył ją. Odwrócił się by odejść ale poczuł jej delikatną dłoń na nadgarstku. Obrócił się a ona powiedziała:

– Zostań proszę. Boje się.

– Nie masz już czego.

Przysunął fotel koło jej łóżka i wziął jej dłoń gladząc ją kciukiem. Kobieta szybko usnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro